Dzień z życia ucznia czarodzieja

Autor: bjorn

Dzień z życia ucznia czarodzieja
Mycie okien było zdecydowanie najgorsze. Szyby były pełne plam o rozmaitej konsystencji, zapachu i barwie, łączyła je jednak jedna cecha: wszystkie były praktycznie nie do usunięcia. Marcin od dwóch godzin próbował doprowadzić przynajmniej do tego, żeby przez okna można było cokolwiek zobaczyć. Wreszcie, zrezygnowany, usiadł na parapecie (którego wyczyścił wczoraj, po kilku godzinach zaciętej walki) i zrezygnowany rzucił ścierkę w wiadro pomyj, stojące pod jego stopami.

Marcin był wściekły.

Kiedy dowiedział się, że zostanie uczniem mistrza Abelarda Siwobrodego, prawie oszalał z radości. Oznaczało to ,że jednak nie będzie musiał – jako najmłodszy, siódmy syn Henryka Dorfmana – zostać duchownym; że wszelkie przyjemności życia będą w zasięgu ręki.. Marcin miał bowiem przenieść się do Waffenkugeln, miasta znanego z nocnego życia, wspaniałych gospod, pięknych kamienic i jeszcze piękniejszych kobiet! Na dodatek miał zgłębiać tajemne i potężne sztuki magiczne!

Rzeczywistość jednak okazała się zgoła odmienna: mimo czterech miesięcy spędzonych u Abelarda, Marcin jeszcze nie rozpoczął nauki. Mistrz był całe dnie poza domem, załatwiając "ważne sprawy" (jak twierdzi pani Maria, która zajmuje się kuchnią, "siedzi po prostu w karczmie >>pod Akweduktem<<"), podczas kiedy on musi zajmować się sprzątaniem – nowy dom, kupiony przez Abelarda, jest okropnie zapuszczony... Już chyba byłoby lepiej pójść do klasztoru...

Marcin zeskoczył z parapetu i po chwili zastanowienia zanurzył rękę w brunatnej breji, by wyjąć szmatkę. Westchnąwszy, wrócił do roboty.

*


Abelard otworzył drzwi domostwa energicznym kopniakiem, po czym wszedł do środka. Widać było, że młody nie próżnował: sufit przestała pokrywać już plątanina pajęczyn, podłoga nie przypominała już porośniętej mchem i grzybami ściółki leśnej, a i okna były prawie czyste. Oczywiście, Abelard nie miał zamiaru zrzucić całego ciężaru remontu na barki Marcina, byłoby to głupotą: brak ta sił, jak i umiejętności. Już jutro ma przyjść grupa robotników, która wymieni szyby, zerwie przegniłą klepkę, naprawi przeciekający dach. Ostatnie cztery miesiące były jedynie próbą; Abelard wiedział, że Marcin posiada ogromny potencjał, nie był natomiast pewien jego cierpliwości i opanowania.

*


-Marcin, przerwij żesz to szorowanie i chodź tutaj!
- Oho – pomyślał młody szlachcic wylewając pomyje przez okno – zapowiada się nowa robota. Marcin postawił wiadro na ziemi, wytarł ręce i poszedł do salonu, gdzie spodziewał się zastać mistrza Abelarda. Zgodnie z oczekiwaniami, czarodziej siedział za stołem z szklanką brandy w ręku.
-Siadaj, młody człowieku, siadaj.. Może trochę brandy?
-Nie, nie, dziękuje.. nie piję.
-Ach, abstynent.. Patrzcie, mieszkamy już ze sobą cztery miesiące, a ja nawet nie wiedziałem, że ty jesteś z tych niepijących... Pewnie masz już dosyć tej roboty, prawda..?
-Nie powiem, proszę pana, trafił pan w dziesiątkę..- odparł zakłopotany Marcin, wpatrując się w swoje brudne paznokcie. Próbował oczyścić je przy pomocy drugiej dłoni, ale efekty były dalekie od zamierzonych.
-Wcale się nie dziwię, mój drogi – rzekł Abelard, przeciągając się w fotelu. Całe szczęście, mebel były nowe..- też nigdy za tym nie przepadałem.. Ale my tu gadu gadu, a czas leci! Pora rozpocząć naukę.
-Naprawdę? –spytał Marcin odrywając wzrok od zniszczonych dłoni
-Tak... NA początku powiem Ci, czym w ogóle jest magia...

...Zazwyczaj mało którego ucznia to zastanawia, zwłaszcza na początku nauki.. . Każdy marzy o potędze, sławie, sile. Nikt nie myśli o tym, co trzeba będzie dać w zamian. Widzisz, chłopcze, dawno już temu uczeni wykryli zespół praw rządzących naszym światem. Nie wiadomo, kto je stworzył; jedni powiadają , że uczynili to bogowie, inni, że to sprawa innej rasy zamieszkującej tę ziemię przed nami. W każdym bądź razie, siły te trzymają w ryzach cały świat: podrzucone do góry przedmioty spadają, rzeczy puszczone w ruch muszą się zatrzymać, a uderzając pięścią w stół poczujesz ból.
Magia jest właśnie ingerowaniem w owe prawa. Widzisz teraz, że czarami trzeba posługiwać się ostrożnie, jeśli chcemy utrzymać świat w równowadze. Gdyby stężenie magii w jakimś miejscu było zbyt duże, może stać się coś zupełnie nieprzewidywalnego: przedmioty mogą zacząć latać, stal topić, a ludzie – wyparowywać. Do takich zdarzeń czasem dochodzi podczas wielkich bitew: magia wymyka się spod kontroli, zaklęcia żyją własnym życiem. Zdarza się, że po takim chwilowym zachwianiu równowagi nie ma już ani jednej, ani drugiej armii.
Aby więc móc zdobyć umiejętność rzucania zaklęć, musisz dokładnie poznać owe prawa i sposoby, jak na nie działać, by uzyskać pożądany efekt. Bez zrozumienia tych sił nigdy nie nauczysz się czarować, możesz zostać najwyżej sztukmistrzem i występować na podrzędnym jarmarkach.
I tak "Lot" to przełamanie siły, która ciągnie nas do dołu, "Piorun" to nic innego jak sprowokowanie wyładowań atmosferycznych; kiedy stajemy się niewidzialni, sprawiamy tak naprawdę, że nie odbija się od nas światło.. Każde zaklęcie wymaga ogromnej siły woli, musisz przecież postąpić przeciw naturze, poskromić ją, zgwałcić jej prawa. Czasem, kiedy czarodziej jest słaby lub zbyt pyszny, magia może zemścić się na nim okrutnie. Dlatego nigdy nie baw się zaklęciami, nie czaruj, gdy nie jest to konieczne, i, ponad wszystko, kiedy jesteś wyczerpany.
Dobrze, na dziś wystarczy, idź się umyć i spać. Następnym razem opowiem ci, mój uczniu, o różnych rodzajach magii..

*


- Panie Abelardzie! – krzyknął jeden z robotników – niech pan no tu podejdzie! Jak żeśmy wymieniali szyby, to ten mały wziął zemdlał!