Środkiem ulicy szedł zarośnięty mężczyzna z włosami pozlepianymi brudem, którego nawet padający deszcz nie był w stanie rozpuścić. Bose stopy rozchlapywały kałuże. Nie zważał na zimno ani niechętne spojrzenia nielicznych przechodniów, którzy ściskając poły płaszczów chroniących przed ulewą, śpieszyli się do domów.
- Burza! Burza nadchodzi! – wrzeszczał ochrypniętym głosem, ledwo przekrzykując hałas kropel spadających na bruk. – Zaleje pół kraju, utopi, zabije winnych i niewinnych. Koniec czasów! Koniec jest bliski!
Zachłystywał się deszczem i własnymi słowami. Przekrwione oczy toczyły dziko wokoło. Nagle zatrzymały się na podcieniu pobliskiego budynku i czterech postaciach w czarnych habitach. Nieznajomi ruszyli w stronę szaleńca.
- Skąd o tym wiesz? – zapytał mężczyzna o ostrym, zagiętym nosie przypominającym dziób drapieżnego ptaka. Wyglądał na przywódcę mnichów.
Obszarpaniec próbował się cofnąć przed intensywnym spojrzeniem pytającego. Jednak nie zdołał, jakby jakaś siła pozbawiła go sił życiowych.
- Sny… przeklęte sny… - wycharczał spomiędzy zaciśniętych zębów. – Gdy tylko zamykam oczy, nadchodzi fala koszmarów. I ta przerażająca wiedza, że to wszystko prawda. Chaos nadchodzi… To będzie koniec…
- Przekonamy się – cicho stwierdził mnich. – Będzie tak, jak Morr zechce.
Obszarpaniec rzucił się w tył słysząc imię boga śmierci. Zaplątał się o własne nogi. Złapały go mocne ręce, przytrzymały w pionie i już nie puściły.
- Pójdziesz z nami. Wysłuchamy cię i pomożemy – cichym głosem ciągnął czarny mnich. – W Domu Snów znajdziesz spokój.
Odeszli w deszczu. Parę miesięcy później słowa szaleńca okazały się prawdziwe. Rozpoczęła się Burza Chaosu.
Nie tylko kapłanki Shallyi interesują się obłąkanymi i starają się im pomóc. Także Zakon Wieszczów czczący Morra w jego aspekcie Boga Snów, prowadzi kilka świątyń, w których przyjmuje szaleńców i pomaga im dojść do ładu z wizjami, które ich prześladują. Chronią przed wyznawcami bogów Chaosu - zwłaszcza Tzeentcha - którzy próbują wykorzystać obłąkanych do własnych, złowieszczych celów.
Wyznawcy Morra uważają, że wiele koszmarnych snów, obsesji i lęków pochodzi od ich patrona, który pozwala wybrańcom zajrzeć na drugą stronę śmierci, gdzie przyszłość, przeszłość i teraźniejszość istnieją jednocześnie. Niestety zdarza się tak, że słaby ludzki umysł nie potrafi sobie poradzić z tą łaską i upada pod ciężarem wizji. W Domu Snów kapłani wskazują drogę powrotną do normalności, a przy okazji zapisują w niezliczonych księgach to, co Morr objawił wybrańcom.
W południowo-wschodniej dzielnicy Altdorfu, w okolicy cieszącej się nienajlepszą sławą, niedaleko cmentarza komunalnego, w jednej z bocznych uliczek znajduje się Dom Snów. Cisza jaka panuje przed kamiennym portalem prowadzącym do tego trzypiętrowego budynku może wydawać się dziwna. Zważywszy jednak na to, że okoliczni mieszkańcy wiedzą, że mieści się tu świątynia Morra i unikają zbliżania się do niej, nie jest to aż tak zaskakujące.
Otwarte drzwi do ciemnego kamiennego budynku mogą się wydawać znakomitym azylem, gdy ktoś ucieka przed pościgiem z niedalekiej dzielnicy slumsów. Tylko czy znalazłszy się w środku uciekający nie będzie żałował, że się tu schronił?
Połowę parteru zajmuje obszerna sala służąca za holl. Jest tu wyjątkowo mało sprzętów i tylko pojedyncze kolumny podtrzymujące sufit łagodzą poczucie pustki, jakie atakuje od wejścia. Cisza i spokój przejmujący dreszczem. Wydaje się, że powinno tu być dużo więcej niż widać w świetle przyćmionych latarni rozmieszczonych oszczędnie na ścianach. Jakby kryła się tu inna rzeczywistość, zakryta przed oczami przypadkowych przybyszów. Jeśli ktoś położy się na kamiennych ławach przypominających obmurowane płyty nagrobne i zaśnie w tym pomieszczeniu, ujrzy rzeczy, których nigdy potem nie zapomni. Owszem, to będą tylko sny, ale tak realistyczne i wyraźne, jak nigdzie poza tą świątynią. Sam Morr dotyka śpiących tutaj. Bywa jednak i tak, że po tym dotknięciu człowiek traci zmysły i dołącza do podopiecznych kapłanów służących w Domu Snów.
Do reszty budynku prowadzą zamknięte, wzmacniane stalą drzwi. W napadzie szału człowiek dysponuje niezwykłą siłą. Świątynia Morra przyjmuje każdego (czego symbolem jest prowadzący z zewnątrz otwarty portal). Jednak jej mury opuszczają tylko ci, których kapłani uznają za w pełni uleczonych.
Na parterze mieszczą się spiżarnie i magazyny środków potrzebnych do opieki nad obłąkanymi. Tajemnicze medykamenty, kadzidła i olejki relaksujące ciało i wzmacniające umysł. Mnisi zachowują stały zapas, z czym nie ma większego kłopotu w stolicy Imperium, gdzie przybywają kupcy z najdalszych stron Starego Świata.
Na pierwszym piętrze mieszkają mnisi, są tam pojedyncze cele, a także dormitorium i kuchnia. Drugie piętro poświęcone jest na kaplicę, gdzie odbywają się nabożeństwa ku czci Morra oraz przepastne biblioteki, w których gromadzone są księgi zawierające szalone wizje i zapisy snów. Każdego dnia mnisi zapisują kolejne karty tych skarbnic słów Boga Snów.
Ostatnie, trzecie piętro mieści niewielkie pokoje podopiecznych świątyni. Odizolowani od siebie mogą swobodnie śnić swoje sny i opowiadać bezustannie o tym, co ich dręczy. Mnisi zapisują to, o czym szaleńcy mówią, wierząc, że w ten sposób zbliżają się do prawdy nieosiągalnej w inny sposób. Wszystkie cele mają drzwi wychodzące do centralnie położonej głównej komnaty, gdzie przez otwartą kopułę, nocą wpada światło księżyców i gwiazd. Najbardziej odważni mogą spać tutaj, słysząc kakofonię głosów szaleńców – ale tutaj jest też największa szansa na otrzymanie proroczych snów, wizji, które mogą pomóc w najcięższych problemach. Ceną za to zuchwalstwo jest jednak ryzyko nieodwracalnej utraty zmysłów.