» Blog » SOA#1 - U mnie działa
08-06-2007 11:56

SOA#1 - U mnie działa

W działach: Informatyka | Odsłony: 15

SOA#1 - U mnie działa

Wpis jest nie związany z RPG i stanowi przelanie moich ostatnich frustracji na klawiaturę. Zostałeś ostrzeżony.


Pisałem ostatnio artykuł o roli umowy w RPG. Takie sobie dywagacje o tym jak jawność umowy pomiędzy uczestikami wpływa na rozgrywkę i gdzie umiejscowione są poszczególne jej elementy...


Pisałem ostatnio sktypt PHP dla CMS-a. Czysto rozrywkowo, dla przyjemności...


Tłumaczyłem ostatnio z angielskiego „Wheel of Fate“ prostą mechanikę będącą krzyżówką „Burning Wheel“ i „Fate“. Miałem nawet gotowe 5 z 8 stron...


Zbierałem materiały RPGowe...


Łącznie miałem 1,4 GB najprzeróżniejszych, aktualnych i przydatnych danych na partycji linuksowej. Wszystko pod kontrolą Auroxa 12, który miał do swojej dyspozycji 10 GB. Trochę mało biorąc pod uwagę, że ostatnio instalowałem sporo oprogramowania. Tydzień temu nastąpił więc moment krytyczny – skończyło się wolne miejsce. Niewiele myśląc (oj, niewiele) przystąpiłem do repartycjonowania przy użyciu narzędzi pokroju Partition Manager. Potrafią one przesuwać partycje z danymi i zmieniać ich rozmiar bez utraty danych. O ile się nie zawieszą w trakcie. Paragon Partition Manager (bo chyba tak się to … nazywało) postanowił mnie jednak zaskoczyć. Nie wdając się w zbędne szczegóły, system wskutek błędu przeszedł ze stanu cyfrowego w analogowy, oczywiście razem z danymi. Co więcej od tego momentu żaden z szanownych windowsowych menadżerów partycji nie potrafił sobie z naprawieniem partycji poradzić.


Jak widać sytuacja nie miła i najlepiej takowej uniknąć. Ja też mogłem zminimalizować straty, gdyby nie błędy, które popełniłem. Może komuś przyda się świadomość, co można spartolić w takim wypadku, więc poniżej zamieszczę samokrytykę.


  1. Przed operacjami na partycjach robi się kopię bezpieczeństwa danych. Ja miałem do uratowania 2GB danych - na biurku leżało 5 płyt DVD po 4,7GB, a w teczce renagrywalna 1,4 GB (która by pewnie wystarczyła na najważniejsze, krytyczne dane). Mimo wszystko kopii nie zrobiłem.

  2. Użyłem windowsowego oprogramowania, choć pod ręką miałem gparted w wersji LiveCD. Aplikację sprawdzoną, a na dodatek bez trudu radzącą sobie z linuksowymi partycjami. Poszedłem na łatwiznę. Jak później się okazało po awarii tylko gparted poradził sobie z dyskiem.

  3. Bieżące kopie zapasowe... Robiłem - tu samokrytyka będzie lżejsza, ale niewiele. Sporo danych odzyskałem z płyt CD/DVD. Niestety nie wszystko się na nich znalazło – poza tym skrypt w PHP nie miał innej kopii niż ta robiona Cervisią (oprogramowanie do kontroli wersji)... na tej samej partycji...


Porażka na całej linii i to na własne życzenie. Dane opłakałem i pora było zwyczajem feniksa z popiołów powstać.


Pierwszą rzeczą była oczywiście instalacja systemu. Korzystając z okazji zwiększyłem rozmiar partycji i sformatowałem drugi, zapasowy dysk twardy. Postanowiłem nie instalować ponownie Auroxa – od kiedy projekt przejęło Coba Solutions wsparcie dla tego systemu jest żałosne, a nekrofilia mnie nie bawi. W grę wchodziła dowolna inna dystrybucja. Pod uwagę brałem Fedorę (w końcu z niej wywodzi się Aurox, a ja mam do czynienia z RedHatowymi dystrybucjami od RedHat 5.0), Ubuntu (ogromna ostatnio popularność), openSUSE (dobre opinie kilku kolegów), Debian (używam w pracy i sobie chwalę, podobnie jak koledzy). Swego czasu miałem też przygodę ze Slackware, ale nie przepadam za oprogramowaniem w pakietach *.tgz, dlatego pod uwagę nie brałem KateOS.


Na pierwszy ogień poszedł Debian – to był naturalny wybór, skoro w pracy mam go na co dzień. Niestety przy aktualizacji zaczął kaprysić, a ja zdecydowanie miałem nadwyrężone pokłady cierpliwości. Zaraz po instalacji poszedł pod nóż i w jego miejsce zainstalowałem openSUSE. W tzw. międzyczasie na drugiej mniejszej partycji pojawił się Ubuntu.


openSUSE też czymś mnie wpiórczył, już nawet nie pamiętam czym. Wróciłem do Debiana, tylko po to, by za chwilę instalować znów openSUSE. W tym momencie pora była na baaaardzo późny obiad, w trakcie którego doszedłęm do wniosku, że skoro mam już pewne przyzwyczajenia, to nie będę ich zmieniał zamiast „susła” zainstaluję Fedorę. Zanim ściągnęły się prawie 3GB danych (akurat nie miałem Fedory 7 na płytach, choć moja kolekcja distr, szczególnie LiveCD, nie należy do małych) postanowiłem choćby spróbować zaprzyjaźnić się z „susłem”. Na szczęście, dla niego, zwierzątko okazało się sympatyczne i może coś z tego będzie. Odroczenie, w każdym razie, dostał.


Teraz przyszła pora na dopieszczanie systemu. Kadu już działa. Maile muszę skonfigurować – po raz kolejny stoję przed wyborem programu. Bardzo lubię Thunderbirda, ale ze względu na używane środowisko (KDE) i integrację danych wolałbym Kmaila. Wybór przeglądarki nie stanowi problemu – Firefox + Konqueror + Opera. W tej kolejności. OpenOffice to standard, podobnie jak Gimp. Dochodzi QDevelop, Cervisia, Amarok, Akregator, Apache, PHP. Reszta w miarę potrzeb. A, zapomniałbym o czcionkach – bez Allegro PL (monastyrowa czcioneczka) i Antykwy Toruńskiej praca z edytorem tekstu nie istnieje.


Na to wszystko potrzeba czasu. Nie będę więc zbyt uchwytny przez około tydzień, wszystkie projekty, którymi się zajmowałem ulegną sporemu opóźnieniu, a niektóre być może zwieszę lub porzucę (np. tłumaczenie „Wheel of Fate”). I do treści tego akapitu mógłbym ograniczyć swój wpis – tylko, że wtedy nie wylałbym z siebie frustracji.


Miłego długiego weekendu.

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


zara2stra
    Scribus, Amarok i wiele innych
Ocena:
0
jest dostępny w F7 już przy pierwszym odpaleniu (o ile sie je pozaznaczało w trakcie instalacji). Mp3, DivX'a i kilku innych w Fedorze raczej nie znajdziesz, ale mały yum na Livnie powinien błyskawicznie rozwiązać te problemy ;)
08-06-2007 22:43
Gruszczy
   
Ocena:
0
W FC 6 tez jest Scribus. Do XMMS trzeba dossac mp3 z zewnetrznego repo, poza tym wszystko dziala.

Za to od wakacji zamierzam sie przerzucic na Gentoo i wycisnac z kompa siodme poty kompilujac wszystko ze zrodel. Z drugiej strony 24 godziny na Open Office'a to troche dlugo - no ale od czego sa google docs :-P
08-06-2007 23:02
Zuhar
   
Ocena:
0
Problem z brakami w systemie dla mnie żaden - marnuję tylko czas na aktualizację, czegoś w najmniej odpowiednim momencie. To dosć stresujące, gdy chcesz czegoś użyć,a wtedy dopiero się dowaidujesz, że nie ma.

Tak, Scribus jest w F6 - był też w Auroxie i dlatego właśnei go kompiluję...

Zasysam już tak drugi dzień, bo ciągle czegoś mi brakuje, cóz dopieszczanie systemu trwa.

Co do Gentoo, to wiem że na dość szybkim laptopie kolegi kompilacja KDE trwała ponad 24 godziny. Jakoś bym się nie skusił na taką zabawę, chyba, żebym miał dwa do dyspozycji i możłiwośc pracy zamiennie.
08-06-2007 23:34
Chavez
   
Ocena:
0
"Za to od wakacji zamierzam sie przerzucic na Gentoo i wycisnac z kompa siodme poty kompilujac wszystko ze zrodel."
W zeszlym roku o tym myslalem, ale jednak nie mam 3 dni na stawianie systemu ;)
08-06-2007 23:35
Gruszczy
   
Ocena:
0
Heh, ja doskonale wiem, że tyle trwa instalacja. To niestety jest koszt wykorzystania całych posiadanych zasobów. Z resztą - 24 godziny na KDE to pikuś. Rzekomo jabber potrafi nie być gotowy po 3. We wszystko wierzę, ale i tak spróbuje.
08-06-2007 23:41
Chavez
   
Ocena:
0
Gruszczy - niestety nie mam historii w przegladarce tak dalekiej, ale gdzies widzialem testy, z ktorych wynikalo, ze wzrost wydajnosci nie jest az tak duzy, jakby sie wydawalo. Wiec imo nie wiem czy warto poswiecac na to tyle czasu. Ale moglem cos pomylic, bo dawno o tym czytalem :P
08-06-2007 23:49
Gruszczy
   
Ocena:
0
Kumpel ostatnio się przedstawił właśnie z Fedory na Gentoo. Mówi, że do 20% da się wyciągnąć. Wiesz, chciałbym nieco lepiej wykorzystywać dwa procki, mam nadzieję, że część aplikacji jest pod to optymalizowana.
09-06-2007 02:12

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.