16-11-2007 09:32
Kici kici...
W działach: Kot | Odsłony: 3
Nie przepadam za kotami. Owszem, jak chyba każdy, lubię te duże, drapieżne, ale kociaki mnie nie ruszają. Chętnie pogłaszczę takowego będąc u kogoś z wizytą, ale jak dotąd żyłem w przekonaniu, że sam kota mieć nie będę...
Zaczęło się 14. listopada około 19-tej, gdy Gosia usłyszała miauczenie za oknem. Ponoć podobne słyszała już dnia poprzedniego. W okolicznych blokach pomieszkuje w piwnicach całkiem spora gromada szczurołapów, więc nic to dziwnego. Przywykłem nie zwracać uwagi. Ten jednak wydał się jej przeraźliwy. Jeszcze przed wyjściem próbowałem tłmaczyć, że kot w bloku to pomysł kiepski...
Po kilku minutach wróciła, oczywiście z kotem. Jeszcze próbowałem oponować...
Kotek (młodziutki jest) przeprowadził pośpieszną inspekcję lokalu, obmiauczał wszystkie kąty i po wstępnej akceptacji przystąpił do zmasowanej ofensywy. Wylądował mi na kolanach i natychmiast zaczął przymilać się i łasić niczym pies. A w każdym razie nie tak jak po kocie mogłem się spodziewać. Po kwadransie zmiękczył mnie zupełnie.
Zameldowanie dostał w zawieszeniu. Gdyby przegiął podczas naszego pobytu w pracy dostałby eksmisję w trybie pilnym - zaczęłoby się poszukiwanie mu rodziny zastępczej. Skubaniec okazał się jednak być kotem cywilizowanym. Jada puszkowe i suchą karmę. W każdej ilości. Kiedy do nas przyszedł był nieźle wygłodniały. Kuweta nie jest mu obca. Nawet po firankach nie chodzi. Co innego kuchenka gazowa. Ostatnio spacerował po rączce patelni i oczywiście chwilę później się nią nakrył.
Powoli przyzwyczajam się do zasypiania z kotem na głowie i ciągłego miauczenia lub mruczenia (zasypialiście kiedyś z włączonym wentylatorem przy uchu?). Cisza jest tylko wtedy gdy się bawi. Czasem jest wtedy cisza.
Mam więc kota. Na stałe. I tym razem nie chodzi o mój stan umysłu (cytując kolegę: "zawsze miałeś"). Trzy dni temu sam bym w to nie uwierzył.
Zastanawia mnie jak taki mały, ewidentnie udomowiony kot znalazł się pod krzakiem w okolicach bloku? Zwiać nie zwiał, bo jak dotąd nikt takowego nie szuka. Czyżby eksmisja? Zimą? Małego kota? Komuś się chyba wyjazd na Syberię należy w ramach nagrody za pomysłowość...
Zaczęło się 14. listopada około 19-tej, gdy Gosia usłyszała miauczenie za oknem. Ponoć podobne słyszała już dnia poprzedniego. W okolicznych blokach pomieszkuje w piwnicach całkiem spora gromada szczurołapów, więc nic to dziwnego. Przywykłem nie zwracać uwagi. Ten jednak wydał się jej przeraźliwy. Jeszcze przed wyjściem próbowałem tłmaczyć, że kot w bloku to pomysł kiepski...
Po kilku minutach wróciła, oczywiście z kotem. Jeszcze próbowałem oponować...
Kotek (młodziutki jest) przeprowadził pośpieszną inspekcję lokalu, obmiauczał wszystkie kąty i po wstępnej akceptacji przystąpił do zmasowanej ofensywy. Wylądował mi na kolanach i natychmiast zaczął przymilać się i łasić niczym pies. A w każdym razie nie tak jak po kocie mogłem się spodziewać. Po kwadransie zmiękczył mnie zupełnie.
Zameldowanie dostał w zawieszeniu. Gdyby przegiął podczas naszego pobytu w pracy dostałby eksmisję w trybie pilnym - zaczęłoby się poszukiwanie mu rodziny zastępczej. Skubaniec okazał się jednak być kotem cywilizowanym. Jada puszkowe i suchą karmę. W każdej ilości. Kiedy do nas przyszedł był nieźle wygłodniały. Kuweta nie jest mu obca. Nawet po firankach nie chodzi. Co innego kuchenka gazowa. Ostatnio spacerował po rączce patelni i oczywiście chwilę później się nią nakrył.
Powoli przyzwyczajam się do zasypiania z kotem na głowie i ciągłego miauczenia lub mruczenia (zasypialiście kiedyś z włączonym wentylatorem przy uchu?). Cisza jest tylko wtedy gdy się bawi. Czasem jest wtedy cisza.
Mam więc kota. Na stałe. I tym razem nie chodzi o mój stan umysłu (cytując kolegę: "zawsze miałeś"). Trzy dni temu sam bym w to nie uwierzył.
Zastanawia mnie jak taki mały, ewidentnie udomowiony kot znalazł się pod krzakiem w okolicach bloku? Zwiać nie zwiał, bo jak dotąd nikt takowego nie szuka. Czyżby eksmisja? Zimą? Małego kota? Komuś się chyba wyjazd na Syberię należy w ramach nagrody za pomysłowość...