» Blog » Podły Ja (oraz słów kilka o Burakach)
17-09-2010 11:46

Podły Ja (oraz słów kilka o Burakach)

W działach: Wolnamyśl | Odsłony: 4

Podły Ja (oraz słów kilka o Burakach)

Słowem wstępu muszę zaznaczyć, iż kilka lat swojego żywota spędziłem w dużych miastach (lub po prostu Większych – Warszawa, wbrew pozorom, nie jest miastem dużym. To taka bardzo duża wieś!). Zamieszkiwałem w cudownym Singapurze, bywałem w stolicach całej Europy i trzy lata bytowałem właśnie w naszym stołecznym mieście. Wiem, brzmi jakbym chciał zaszpanować, ale mam swój cel w dzieleniu się tymi informacjami – bo widzicie, ostatnio przeniosłem się do mojego rodzinnego miasta, malutkiego Tarnowa, który jest… no, mały. Małe miasta mają swój urok i liczne zalety, jak na przykład łatwy dojazd do absolutnie każdego miejsca, brak korków i wszędobylski spokój. Wady, to brak wielu obiektów (jak chociażby dobrych kin, restauracji czy klubów) oraz obecność Buraków oraz samej esencji ćwikły.

 

O co mi chodzi? Znowu zaczynam brzmieć jak nadęty wielkomiejski panosza? Nie zrozumcie mnie źle, sam wywodzę się z rodu Płodów Ziemi, sam przechodziłem okres flanelowych koszul i mówienia „Łolaboga, leje na polu!”, ale po pewnym czasie spędzonym w ogromnych aglomeracjach zaczynam odczuwać pewne zażenowanie Efektem Buraka. Efekt ten daje o sobie znać w wielu miejscach i zachowaniach. Dla przykładu – w jednym z dwóch kin w miasteczku pojawił się projektor trójwymiarowy (PACE), naprawdę profesjonalny kawał sprzętu.

Cieszył mnie ten fakt, jako że nawet nie trójwymiarowe obrazy na nowym projektorze wyglądają tak, jak trzeba – nareszcie wizyty w ów kinie zaczęły mieć sens, bo jakością obraz nie ustępuje multipleksom. Zabawnie zrobiło się jednak, kiedy udałem się na film trójwymiarowy, a widownia zaczęła grać w tę mańkę: „Uooaaa, trój wymiar!” [machają rękoma na wszystkie strony] albo też „Ooo! Patrzcie jakie efekty!”. Wszystkie te okrzyki oczywiście w trakcie seansu. Poczułem się z deczka zażenowany, i ukryłem twarz w swych dłoniach.

 

Tak, dorośli widzowie zaczęli jęczeć głośno nad spotkanym po raz pierwszy cudem technologii… znanej już od dość dawna! To było dziwne i zarazem troszkę smutne.

 

Zauważyłem po prostu jak wielka jest przepaść między małymi miejscowościami o potężnymi metropoliami – prosta obserwacja, znana wszystkim, ale dopiero teraz we mnie uderzyła w całej swojej okazałości. Potem poszło z górki – małomiejscy ubierają się gorzej (a w każdym razie przykładają mniejszą uwagę do stylu swojego ubioru), zachwycają się najnormalniejszymi rzeczami a piątkowe wieczory spędzają w domu, oglądając Polsat. Wielkomiejscy robią wszystko inaczej – kiedy w piątkowy wieczór wychodzisz na miasto, czujesz nastrój odprężenia, zabawy. Jest ruch, jest życie! A w małych mieścinkach? Cisza, wyludnione ulice, puste, nieliczne bary. Dołujące!

 

I na koniec tego krótkiego wywodu, jedna rzecz, która naprawdę gra mi na nerwach. Burakofon. Siedzisz sobie w Autobusie / chodzisz chodniczkiem po mieście, a obok ciebie pojawia się Młody Luźny (luźne łachy, prosty z oblicza) z komórką w dłoni, z której na maksymalnej głośności leci jakiś Hip-Hop czy inny Rap. Najwyraźniej młodzieńca nie stać na słuchawki… albo, co bardziej prawdopodobne, musi zaszpanować swoim nowych Komórczakiem, który zaprzężony do tego żałosnego pokazu zyskuje nowy tytuł – Burakofon.

 

Aż się barszcz od tego wszystkiego przelewa.

 

Huh. No i co się stało? Miałem napisać moje wrażenia z seansu Despicable Me (Jak ukraść księżyc… tak, kolejne wielkie osiągnięcie i sukces naszej gildii tłumaczy tytułów filmowych), a wyszły jakieś kaszaloty (duńskie!). CO się odwlecze, to nie uciecze…

Komentarze


~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
flamebait?
17-09-2010 11:56
Yrkoslaw
   
Ocena:
0
Gdzie tu jaki haczyk? Blog - moje prywatne odczucia w tym temacie ;)
17-09-2010 12:01
de99ial
   
Ocena:
0
Świetnie to rozumiem. Sam pochodzę z małego miasteczka (poniżej 20k mieszkańców). Co prawda w wielkich miastach nie bywałem, wielkiej wsi nie trawię, a zadupna Stolica Wschodu mi odpowiada to jednak Bufakofony nie są zjawiskiem rzadkim. A małe miasto sprawia, że człowiek gnije...
17-09-2010 12:27
Cherokee
   
Ocena:
0
Blog - moje prywatne odczucia w tym temacie ;)

Prywatne to byłyby w pamiętniku zamykanym na kłódeczkę. Blog to przestrzeń publiczna. Po to zresztą uzewnętrzniasz się na blogu, a nie do szuflady, prawda? Teraz są to Twoje prywatnie odczucia wystawione pod pręgierz prywatnych odczuć innych ludzi. ;-)
17-09-2010 12:50
neishin
   
Ocena:
0
Hm, ja z dużego miasta jestem, ale Burakofony też i tutaj coraz częściej się pojawiają.

A co do tytułów filmów - niestety nie "tłumaczą" ich ludzie biegli rozumiejący angielski, a dystrybutorzy.
17-09-2010 12:55
Tarkis
   
Ocena:
0
No ja jakis czas temu mialem przyjemnosc zetknac sie z kilkoma burakofonami podczas zejscia z Gubalowki - po drodze minalem ze trzy dziewoje w wieku 15-18 dziarsko maszerujacymi w japonkach w rytm techno lecacego z komorek :)
17-09-2010 13:30
inatheblue
   
Ocena:
+1
Ja tam zostaję w domu w piątkowe wieczory i zachwycam się najnormalniejszymi rzeczami, chociaż pochodzę z Warszawy. I aż mnie kusi, żeby wetknąć szpilkę i napisać, że to właśnie dlatego, że nie jestem świeżynką :P
I tak uważam, że przybysze mają więcej entuzjazmu i są pracowitsi, bo wiedzą, czego mogli nie mieć :) Ale małe miasta mają swoje zalety, są dobre na sterane nerwy.
17-09-2010 14:09
Alkioneus
   
Ocena:
+7
Potem poszło z górki – małomiejscy ubierają się gorzej (a w każdym razie przykładają mniejszą uwagę do stylu swojego ubioru), zachwycają się najnormalniejszymi rzeczami a piątkowe wieczory spędzają w domu, oglądając Polsat



Sztuka zachwytu najnormalniejszą rzeczą to jedna z najcenniejszych rzeczy, jaką można w życiu spotkać. Antonimem jest zblazowanie.

Osobiście wolę czuć się małomiejski, spędzać piątkowy wieczór w domu przy lekturze, zamiast brnąć w wielkomiejski lans.

Notka tendencyjna i jednostronna. Idąc wielkim miastem w piątek(wieczorem lub nocą) nie czuję odprężenia. Czuję zażenowanie ludźmi, którzy tak się zachłysnęli tą wielkomiejskością, że stanowią smutny widok.

I burakofonia to nie tylko domena małych miasteczek. Wielkie miasta mają taki sam odsetek wielkomiejskich buraków, jak małe.
17-09-2010 14:13
Yrkoslaw
   
Ocena:
+2
Cherokee: http://pl.wikipedia.org/wiki/Blog :) Nie kasuje przecież komentarzy. Jak ktoś uważa moją opinię za złą, niegodziwą, błędną, zwichrowaną, szatańską, niezgodną z linią partii, oddaloną przez władzę, niezgodną z prawem kanonicznym czy coś w tym rodzaju, ma na dole okienko, gdzie może to wyrazić.

Neishin, Tarkis: No i co z takimi zrobić? W ucho przyłożyć co najwyżej!

inatheblue: Znaczy, jak idziesz na seans 3D to też machasz łapkami i jęczysz "Ooo, aaa, ale to czadowe, ale głębia, łoranyjulek!" ? ;)

Alkioneus: O takie komentarze mi chodzi. Zupełnie opozycyjne odczucia! Ale nie sądzisz, że małe miasta ograniczają? Jeżeli masz gromadkę znajomych i chcesz gdzieś poszaleć na mieście, to masz większy wybór w, dla przykładzie, Warszawie niż w Dzieżgoniu. Wielkie Miasta oferują dużo więcej (w tym, niestety, dużo więcej smrodu, stresu i syfu - no ale nie można mieć wszystkiego).
17-09-2010 14:16
Kotylion
   
Ocena:
0
Hmm... czyli skoro Kotylion lubi spędzać piątkowe wieczory w zaciszu swojego domu i nie przykłada wagi do stylu swojego ubioru (ot, chodzi w tym co wygodne i mu się podoba), to jest burakiem z Krakowa?
17-09-2010 14:43
Yrkoslaw
   
Ocena:
0
Kotylion: Małomiasteczkowcem ;) Burakiem byś był, gdybyś jęczał nad efeketami 3D jak 4 latek i chodził z komórką w dłoni puszczając Techno na maksimum.
17-09-2010 14:45
Alkioneus
   
Ocena:
+5
@Yrko

Mieszkam w Bydgoszczy(circa 400,000), na blokowiskach na skraju - więc mam pełen wybór, czy bawię się na mieście po klubach, kinach, galeriach czy idziemy z brygadą na pobliskie wzgórza na ognisko.

Osobiście wolę drugą opcję, ale ja zawsze byłem typem małomiasteczkowca. Miasto owszem, oferuje: możliwość zrobienia solidnych zakupów, bo nawet w tej Bydgoszczy za niektórymi artykułami spożywczymi(lubię gotować) muszę się sporo najeździć i kupować na zapas, jak już rzucą.

A tzw.Buractwo znam bardzo dobrze, jestem nauczycielem w gimnazjum dla skrzywionej młodzieży(OHP). To problem głęboki, ale te dzieciaki to skarby i kopalnia wiedzy o świecie, który dla mnie zawsze był trochę zakryty. Może dlatego mam wysoką tolerancję na niektóre buraczane lansy - przywykłem i zrozumiałem mechanizm takiego postępowania.

Jak wygląda wielkomiejskość z punktu widzenia drobnomieszczanina: lans, pęd, zblazowanie, blichtr, dużo błyskotek a mało światła, sztuczna fasada. Celowo przejaskrawiam, odnoszę się do pewnego wycinka społeczeństwa uprawiającego wielkomiejski lans.

Tęsknię za możliwością mieszkania w miasteczku tak około 50,000 mieszkańców. Ale to też kwestia wieku i idealizowanie tzw. idylli małych miasteczek.
17-09-2010 14:55
neishin
   
Ocena:
0
Jezu, Kotylion, ty z Krakowa jesteś? Znaczy mogę cię znaleźć i osobiście wymęczyć reckę?:P

Sorry za offtop.

A na temat - wszystko sprowadza się do tego, że w małych miastach i miasteczkach możliwości rozrywki są mniejsze niż w dużych, ale też mają tam pewne elementy, których w wielkich blokowiskach nie uświadczysz. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i takie tam komunały.
17-09-2010 15:17
chimera
   
Ocena:
0
Burakofony też mnie dobijają. Co ciekawe, przez pięć dni ciągłego podróżowania metrem w Paryżu nie spotkałem nawet jednego. Tymczasem od razu po powrocie, w autobusie z lotniska do centrum W-wy, trafiłem na "burakofonkę" i jej buraczanego chłopaka.
17-09-2010 15:19
Yrkoslaw
   
Ocena:
+1
@Alkioneus

No widzisz, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ;) Ja jestem raczej ekstrawertyczny i spokojna posiadówka w fotelu przy lampce wina jakoś nie za dobrze wtapia się w mój obraz Dobrej Zabawy. Dlatego małe miasteczko, takie jak mój słodki Tarnów, krępuje mnie i moje poczynania - po prostu nie mam gdzie się udać, by się zabawić w stylu, który mi odpowiada!

Dalej idąc tym tropem - w małym mieście jest mało kin. W małych kinach jest mało filmów do wyboru. Owszem, Multipleksy są drogie i tłoczne, ale nie muszę przy nich się modlić, by jakiś tytuł trafił na ekrany! W Tarnowie nie mogłem dla przykładu oglądnąć Green Zone, bo zwyczajnie go nie wyświetlali. Auć!

Z zakupami też trafiłeś w dziesiątkę. Jestem trochę szpanerskim snobem (ach. któż z nas nie ma ociupinki tego czegoś w sobie?) i czasem pragnę towarów, których nie mogę zwyczajnie dostać w małym miasteczku. OK - są sklepy internetowe. Ale co z omacaniem? Co z ubraniami mojej ulubione marki (brandwhore, wiem...)? Lubię pooglądać to, co chcę nabyć! A nie o każdym produkcie mam na tyle wyrobione zdanie, by kupić bez "omacania".

Po prostu: Jak dla mnie, małe miasteczko ma za dużo ograniczeń!

Nie mówię oczywiście, że nie ma zalet, bo ma, kilka wręcz fantastycznie cudownych - Małe Miasto = Co najmniej 10 razy mniej stresu. Serio, kiedy wyprowadziłem się z Warszawy i zamieszkałem w Tarnowie poczułem taki spokój, że dech mi zaparło! Nie tracę 4 godzin dziennie na dojazdy we wrogim środowisku, nie wdycham stu metrów sześciennych spalin na godzinę, nie jestem anonimem w tysiącach innych anonimów (w Tarnówku co chwila spotykam znajome twarze!) i nie czuję presji pędu i braku czasu. Pełen relaks. A i wszystko jest tańsze ;)

Co do Buraczenia - hm, tutaj wydaje mi się, że każdy ma inne rozumienie tego terminu oraz skrajnie odmienną tolerancję. Dla jednego Coś będzie buraczeniem, dla innego już nie. Nie będę mówił, że rozumiem potrzebę machania komórkiem do wszystkich na ulicy, bo nie rozumiem! I dla mnie to jest buraczenie, jak zimny łokieć wystający zza czarnego, 10 letniego BMW ;)

Och, a to tak dla rozrywki - Małomieszczaństwo z punktu widzenia wielkomieszczanina: Brak infrastuktury, mało rozrywki, zaściankowość, brak postępu, zastój i niechęć (oraz niezrozumienie) do nowego. Naturalnie, nie zawsze tak jest, ale jakoś się to czuje - nie na darmo się mówi o niektórych małych miejscowościach, że "czas się w nich zatrzymał" albo, jak mawiał mój dziadek "za tą wsią bociany zawracają".
17-09-2010 15:24
~DracoCzyliSmok

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Burak- dla mnie to lansiarz muszący koniecznie ubrać się w coś co jest na topie i chwalący się tym, nie koniecznie młodzieżowy palant z komórką ustawioną na full, z której leci "muza". Ja też jestem z Tarnowa i uważam że tu ludzie umieją się cieszyć z nowości w mieście. Widziałam ostatnio całe wycieczki idące na dworzec tylko po to żeby zobaczyć jak ładnie go wyremontowali.

Mnie denerwują takie buraki z "wielkich" miast którym do zabawy konieczny jest club b nie umieją wyjść z ekipą np. tak jak moja paczka na Marcinkę i po prostu pogapić się na miasto gadając o wszystkim i o niczym, lub spotkać się w małej cichej knajpie (mamy ich multum tylko Tobie pewnie nie pasują bo to nie ekstra cluby z Wawy czy Krakowa).

W Krakowie studiuję i kocham w nim to, że tam też jest wile "cichych" miejsc gdzie można przysiąść z paczką przy jednym piwie bądź herbacie i pogadać bez ciągłego "umcy umcy" w tle, które zagłusza osobę obok. (dla miłośników takich cichych miejsc polecam Katedrę niedaleko rynku, tyle że ciężko czasem znaleźć tam miejsce, bo jest nie duża)

Tak więc od razu mówię. Burak to ktoś bez obycia, nie umiejący cieszyć się drobnostkami i wytykający innym że są małomiasteczkowi bo nie umieją się "bawić" bądź "wozić".
17-09-2010 17:46
Yrkoslaw
   
Ocena:
0
Ach Draco, zamiast bawić się w ogródki mogłeś od razu napisać "Ty jesteś Burak!" - krócej, zwięźlej a przekaz ten sam ;)

Nie rozumiemy się jednak ani trochę. Kluby? Nienawidzę Dysko i Techniawki - ale czy masz w Tarnowie klub jazzowy z prawdziwego zdarzenia? Albo knajpkę z grami planszowymi lub własną biblioteczką fantasy? Masz knajpkę zadedykowaną dla rpg'owych graczy czy miłośników gier wojennych? Coś mi się nie wydaje ;)

Ponownie powtarzam - cieszenie się drobnostkami to nie to samo co piszczenie z zachwytu na seansie 3D ;) To jest bowiem zwyczajne buraczenie.
17-09-2010 18:32
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nie no, flamebait jak nic :)

Mnie wkurza buractwo z wielkich miast, które nie potrafi odłożyć komórki w multipleksie i klika smsy albo gada nawet po rozpoczęciu seansu. Choć to i tak nic w porównaniu z buractwem z Londynu.
17-09-2010 22:51
~DracoCzyliSmok

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Wybacz nie jestem "burakiem"... Jeśli już to "małomiasteczkową".

Tak zdziwiłbyś się jest klub jazzowy. Zapraszam na czwartkowe wieczoru w Bombaju. To są dla mnie ciche miejsca. Miejsca gdzie nie ma "buraczenia" a są ludzie z pasją i zainteresowaniami.
Dla mnie i większości ludzi "burak" to ktoś bez pasji, taka szara masa podążająca za masową kulturą, dres z osiedla. Więc proszę zastanów się kogo nazywasz burakiem...

Zwłaszcza że nawet w Kraku czy w Wawie na pierwszych seansach w Imaxie było słychać podobne piski. Byłeś na pierwszym seansie 3D w Kraku? Ja byłam... Nie dało się oglądać bo się wszyscy darli z zachwytu.
17-09-2010 22:59
Yrkoslaw
   
Ocena:
0
Draco, chyba nie do końca czytasz moje wypowiedzi. Po pierwsze, nigdzie nie nazwałem cię burakiem ;) To tak na wstępie.

Po drugie, niezły zabieg - wymieniam brak w Tarnowie kilku rodzajów klubów/knajp, znajdujesz jedną i już "your argument is invalid". Brawo, jest lokal z jazzem! A co z resztą, którą wymieniłem?


"Dla mnie i większości ludzi "burak" to ktoś bez pasji, taka szara masa podążająca za masową kulturą, dres z osiedla. Więc proszę zastanów się kogo nazywasz burakiem..."- Aha? A czytałeś moje wpisy? xD
18-09-2010 00:00

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.