» Blog » Polconowe kwestie...
30-11-2009 04:02

Polconowe kwestie...

Odsłony: 1

Poniższy wpis siłą rzeczy wrzucam na Bloga, żeby nie zalewać komentarzy do bloga TORa kolejnym wypracowaniem.

 

TOR:

Xaric, wiesz równie dobrze jak ja, że żaden duży konwent nie powstaje tylko i wyłącznie siłami klubu, który go firmuje. W tym sensie Pyrkon i Avangarda są tak samo “nas wszystkich” jak Polcon, bo bez kooperacji się nie odbędą, choćby ze względu na ogrom programu. Tutaj różnic między Polconem a resztą nie widzę.

Jeśli chodzi o Forum Fandomu i rzekomą możliwość uczestnictwa w procesie decyzyjnym, to trudno mi się nie uśmiechnąć w obliczu faktu, że ta pozorna demokracja zostaje znacznie ograniczona, jeśli tylko komuś coś się nie podoba i zarządzane jest głosowanie klubów (samo w sobie nie jest to złe, ale czyni argument w tym kontekście raczej mało wartym).

Przegapiłem jakiś argument? Te dwa do traktowania Polconu w sposób szczególny, inaczej jak tylko w ujęciu historycznym, mnie nie przekonują.

Teraz drugi problem...

Idealnie go zilustrowałeś odnosząc się do wypowiedzi Nurglinga. Oto co roku Polcon dostaje inna grupa ludzi, często grupa ludzi nieprzygotowanych, nie posiadających wcześniejszej praktyki przy organizacji imprez tej skali. Naturalnie, wszystkie zainteresowane kluby (szumnie mieniące się “całym fandomem”) patrzą im na ręce. I, równie naturalnie, zwykle są problemy większe badź mniejsze. Moje pytanie brzmi: po jaką cholerę?

Jeśli już koniecznie ta impreza ma być co roku w innym mieście, to może chociaż część ekipy organizatorów będzie stała i niezmienna? Mechanizm jest stosowany z powodzeniem na Wikimanii, która jest imprezą międzynarodową z podobną liczbą gości i sporo większym budżetem.

 

Prawdę powiedziawszy spodziewałem się, że wobec argumentu Polconie jako o 'wspólnym dobru' powstanie, w sumie automatycznie narzucające się, pytanie: 'a co w tym niezwykłego, prawie każdy duży konwent robią obecnie ludzie z całego kraju', wolałem tego nie rozwijać ze względu na i tak rozrastający się niemiłosiernie elaborat. I poniekąd masz oczywiście rację. Molochy programowe takie jak Pyrkon czy Avangarda tudzież tak naprawdę większość fantastycznych zjazdów nie powstawałyby bez współpracy wielu osób z całego kraju, podobnie jest w przypadku Polconu, pod tym względem rzeczywiście niczym on się nie różni. Wydaje mi się zresztą, że Polcon nie rościł sobie nigdy prawa do wyłączności na bycie ‘naj’ – ani w dziedzinie bycia najfajniejszym, ani największym zjazdem. Pozostaje jednak kwestia bycia konwentem najważniejszym, prestiżowym. I muszę przyznać że ciężko to solidnie uargumentować, oprócz wymienienia spraw czysto uznaniowych, dzięki czemu znów wracamy do tego, co nazwałem ‘umową społeczną’, a czego chyba nie uwzględniłeś. Może nie wynika to jasno z mojej wypowiedzi, ale poprzez ‘wspólne dobro’ nie rozumiem imprezy organizowanej przez 20 koordynatorów i 300 twórców atrakcji, na którą zjeżdżają ludzie z całej Polski a może i nie tylko.

Niebezpiecznie ociera się to o romantyzm, Platona i spór o uniwersalia. Otóż moim zdaniem Polcon wyróżnia się spośród innych konwentów tym, że pewna dość liczna grupa osób uznaje potrzebę istnienia imprezy reprezentatywnej, prestiżowej, będącej wyrazem ducha ruchu fanowskiego fantastów w Polsce.

 

Pytanie o to na czym polega ważność Polconu przypomina trochę pytanie o zasadność organizowania olimpiad skoro jest tyle prestiżowych wielodyscyplinowych imprez sportowych.

 

Na każdym dobrym konwencie panuje atmosfera ogólnej integracji, powszechnego koleżeństwa i świetnej zabawy - czy to na proponowanych atrakcjach czy po prostu w gronie znajomych. Na pewno nie raz każdy, kto jeździ na konwenty miał takie wrażenie, sporo też osób na pewno właśnie dlatego uczestniczy w zjazdach. 

Sam kiedyś zadawałem sobie pytanie, co takiego wyjątkowego jest w Polconie, do momentu, kiedy nie wszedłem na salę wypełnioną kilkuset osobami zgromadzonymi w dość błahym celu, mianowicie by uczestniczyć w uroczystym otwarciu imprezy. Nie wiem czy to była kwestia skali, ale miałem wtedy naprawdę wrażenie, że to już nie tylko duch konwentowej wszechintegracji,  ale naprawdę coś na kształt ‘ducha fandomu’ dawało się odczuć w tym pomieszczeniu, kiedy zdało się sobie sprawę, że siedzą tu osoby z całego kraju i z zagranicy, w najrozmaitszym doprawdy wieku o najróżniejszych cechach indywidualnych, odbiorcy, twórcy, producenci, wydawcy, których łączy właśnie fantastyka – czy to w postaci książek, gier, filmów czy innej. Wiem, że brzmi to dość irracjonalnie, być może jestem osamotniony w tym odczuciu. Tym niemniej takie wtedy odniosłem wrażenie.

Być może więc należałoby się pytać nie tyle o to, co sprawia, że Polcon uchodzi za najważniejszy i wyjątkowy, ale o to, co sprawia, że co roku znajdują się osoby chętne do dobrowolnego przygotowania kolejnej ‘wspólnej’ imprezy, nawet mimo tego, że w międzyczasie zajmują się organizowaniem ‘własnych’ eventów, co sprawia, że te osoby chcą, żeby ta ‘wspólna’ była w jakiś sposób wyjątkowa mimo tego, że w zasadzie mogliby zrobić kolejną edycję ‘własnej’ imprezy tyle, że pod inną nazwą, co sprawia, że chcą podejmować się takiego, dodatkowego w sumie, wysiłku.

Moim zdaniem to właśnie ta ‘potrzeba’, ‘umowa społeczna’, ‘wspólnotowość’, czy jak by nie nazwać tego pierwiastka ‘uznaniowego’. Brzmi to trochę dogmatycznie, ale też i trochę tak z tym chyba jest. Albo istnieje takie wewnętrzne poczucie, nawet gdzieś poniżej granicy świadomości, albo nie.

Nikt nie twierdzi, że ‘fani fantastyki’ (ujmuję w cudzysłów bo to pojęcie tak nieostre i oparte na intuicjach, że wolałbym uniknąć nieporozumień), powinni bezapelacyjnie uznać Polcon za najważniejszy swój konwent i swoiste święto. Dużo osób którym nie poskąpiłbym miana fana fantastyki również nie utożsamia się z ideą Polconu, a z drugiej strony wciąż cała masa ‘fanów’ ją uznaje i Polconowa historia toczy się dalej, coś więc musi być tu na rzeczy. Może to o czym mówię, może coś innego, może to kwestia indywidualna. Może też nikt się nad tym specjalnie nie zastanawiał. To coś nie pozwala mi jednak przyznać, że Polcon jest konwentem niczym nie wyróżniającym się spośród Pyrkonów, Falkonów, Avangard czy innych –conów.

To tyle odnośnie pierwszego poruszonego zagadnienia J

 

W kwestii Forum Fandomu, cóż, jakoś tak się złożyło, że na dwóch posiedzeniach (2007 i 2009) akurat związanych z Polconem Łódzkim doszło do dość ‘specyficznych’ sytuacji. Co tylko potwierdza, że demokratyczne formy decyzyjne są pełne niedoskonałości. W szczegóły nie będę się wdawał. Kwestia głosowania klubów na FF w Łodzi wynikała z regulaminu dotyczącego podejmowania decyzji przez FF w kwestii wyboru organizatora kolejnego Polconu. Nie podważa w tym momencie i w tym akurat przypadku kwestii uczestnictwa w procesie decyzyjnym, gdyż była właśnie jego bezpośrednim wynikiem. Takie głosowania zdarzają się raczej niezbyt często i nie są wynikiem czyjegoś widzimisie. Do ogłoszenia głosowania klubów potrzeba też wniosku co najmniej 2 klubów, więc wpływanie na zmianę wcześniejszych ustaleń musiało by się tu już wiązać z pewnym spiskiem oligarchów :)

 

Przechodniość Polconu wynika z wzorców takich jak Worldcon oraz ,jak sądzę, z potrzeby braku powiązania tej ‘wspólnej’ imprezy z konkretnym miejscem. Dodatkowo Jest to na pewno wygodniejsze dla organizatora w danym roku jeśli impreza odbywa się u niego na miejscu. A dlaczego w ogóle coroczna zmiana organizatorów? Oprócz kwestii wzorców wchodzi tu w grę kwestia przechodniej odpowiedzialności. Określenie stałego składu organizacyjnego prowadziłoby do stworzenia stałego organu, np. ‘Komitetu Organizacyjnego OKMF Polcon’, co nawet w przypadku powołania takiego komitetu z grona reprezentantów czy specjalistów, usunęłoby czynnik dobrowolności i swobody w przejmowaniu odpowiedzialności za kolejną edycję. Obecnie Polcon może tak naprawdę zorganizować każdy, kto chce przyjąć dobrowolnie tą odpowiedzialność, uznaje że dysponuje odpowiednimi środkami wykonawczymi i przekona do tego Forum Fandomu. Jeśli okaże się, że nie ma odpowiedniego kandydata w danym roku i roku kolejnym Polcon po prostu się nie odbędzie. Stały skład organizacyjny, choćby częściowy jest więc wbrew pozorom kwestią raczej problematyczną. Musiałyby powstać kryteria doboru takich osób czy sposobu ich obierania, a także określania kompetencji – byliby wszak niejako wykonawcami woli ogółu :) Czyżby nasuwały się nam jakieś przykre skojarzenia?

O wiele lepszą opcją jest przekazanie głównego ciężaru odpowiedzialności organizacji o wykształconej już strukturze, doświadczeniu i mocach przerobowych, podejmującej się dobrowolnie, ochoczo, ŚWIADOMIE ( po stokroć świadomie) i z werwą tego wyzwania a ponadto chcącej dokonać tego wiekopomnego czynu w lokacji którą ma pod ręką w oparciu m.in. o lokalne struktury administracyjne i samorządowe. W ten sposób każdy, kto chce ma szansę wykazania się. Przy okazji dokonuje się zróżnicowanie kolejnych edycji sprawiające, że każda jest w sporej mierze wyjątkowa.

 

To więc, że organizowanie Polconu przypada ‘często grupie ludzi nieprzygotowanych, nie posiadających wcześniejszej praktyki przy organizacji imprez tej skali’, nie jest prawdą. Przepisywanie sytuacji łódzkiej do skali przypadków ‘częstych’ ma się nijak do rzeczywistości. Tutaj z tego co mi wiadomo, a o czym niestety przekonałem się zbyt późno,  nie było spełnionych podstawowych kryteriów przyjmowania odpowiedzialności za organizację o których wspomniałem, nie było to ani zupełnie dobrowolne, ani ochocze, ani z werwą, ani przede wszystkim świadome. W sumie wielki ukłon dla ekipy łódzkiej, że w świetle tego zrobili wszystko z czego zdawali sobie sprawę i co było w ich mocy, żeby sprawa zagrała, przyjęli na swoje barki niemiło pachnące ekskrementum w które tak naprawdę zostali dość nieciekawie wkręceni. Resztę wzięli na bary wszyscy którym zależało żeby konwent odbył się należycie. W sporej mierze zadziałało. To dość złożony przypadek. Naprawdę.

Owszem Polcony przeżywały nieciekawe chwile i wcześniej, nie w każdym przypadku można tu mówić o udanej organizacji, jednak wypływało to już podczas samej imprezy raczej niż w trakcie jej przygotowywania. Ponadto Polcon stał się imprezą ‘tej skali’ od całkiem niedawna. Najczęściej Polcony nie przekraczały 1000 uczestników, bardzo dużo z nich obracało frekwencyjnie wokół liczb 200-300-500. Boom rozpoczął się w 2007 roku. Chyba więc jednak nie o skali tu trzeba mówić a raczej o randze czy prestiżu. W każdym bądź razie nie jest tak, że za imprezę biorą się organizacje zupełnie niekompetentne i taka nad wyrost rozwinięta kwantyfikacja w postaci słowa ‘często’ jest mocną przesadą i znaczącym oddalaniem się od prawdy.

W sytuacjach kryzysowych można też od jakiegoś czasu spodziewać się wsparcia instytucji opiekującej się nagrodą Janusza A. Zajdla i pełniącej funkcję służebną wobec Polconu i której jednym z celów działania jest ‘wspieranie działań stowarzyszeń członkowskich, związanych z organizowaniem Ogólnopolskich Konwentów Miłośników Fantastyki Polcon, w toku których przyznawana jest nagroda im. Janusza A. Zajdla.’ Mowa o Związku Stowarzyszeń Fandom Polski (ZSFP). ZSFP stara się trzymać rękę na pulsie w kwestii Polconów i reagować kiedy wydaje się to absolutnie konieczne.

 

Nie wiem na ile to wyczerpuje poruszone przez TORa kwestie. Mam jednak nadzieję że tworzy jakąś w miarę spójną na nie odpowiedź. Jeśli pojawiły się jakieś nieścisłości albo błędy merytoryczne proszę o doprecyzowanie/naprostowanie.

Komentarze


Ziolo
   
Ocena:
0
Myślę, że głównym problemem, który podkreślił TOR, a co do którego w ogóle się w swoim tekście nie odwołałeś jest to, że na Polconie ciężko o solidne atrakcje dla RPGowców. O LARPowcach, takich jak ja, już nawet nie wspominając.

Nikt nie neguje faktu, że idea Polconu jest słuszna i to duża impreza. Gorsze jest jednak podejście niektórych osób mocno powiązanych z tą inicjatywą, którzy uważają, że "całe środowisko powinno ich całować po stopach za to, że jest Polcon". Sam miałem wiele przygód z tym związanych, których nie chcę tutaj przytaczać.

Szkoda, że nie udało się nam (w sensie Wrocławiowi) wygrać walki o organizację w tym roku. Może przynajmniej dla LARPowców wreszcie znalazłoby się solidne miejsce na Polconie. A może ktoś inny nas zaskoczy, np. na Triconie? Kto wie? :)
30-11-2009 12:16
Xaric
   
Ocena:
0
Trudno się nie zgodzić, ale myślę że można to jeszcze poprawić, trzeba tylko pamiętać żeby o to zadbać i nie przespać tematu. Nie wiem jak będzie na Triconie, ale myślę że można o to powalczyć w Poznaniu i we Wrocławiu jeśli rzeczywiście będzie kandydował na 2012 rok.
Co do całowania po nogach, jakoś czuję się powiązany z tą inicjatywą i siłą rzeczy jestem z nią powiązany, i prawdę powiedziawszy zaszokowało mnie to co powiedziałeś, chętnie zapoznam się ze szczegółami przy najbliższej okazji.
30-11-2009 12:28
lucek
   
Ocena:
0
Xaric - masz rację we wszystkim, oprócz tego, że boom zaczął się od lubelskiego Polconu w 2006, głównie dlatego, że robiła go ekipa falkonowa. Boom jest pompowany przez fandom rpgowy - ale jako ktoś z szeregów tego fandomu wcale nie czuję się, wbrew krytykantom, wykorzystywany czy zmuszany do całowania po stopach.


l.
30-11-2009 17:05
Xaric
   
Ocena:
0
Hmm a ile było w Lublinie? nie pod 1000 zdajsie? A i gwoli ścisłości poprzez Boom rozumiem utrzymującą się tendencję, wszak były i na początku całej tej historii i w jej środku duże okołotysięczne Polcony, ale nie utrzymywało się to nawet przez rok kolejny. I oczywiście nie liczby są tu istotne.
Fakt jest faktem, przybywa na Polcon coraz więcej osób chcących pograć, nie tylko erpegolarpistów ale i lubiących bitewniaki, karcianki i planszówki czy gry komputerowe. Jako impreza dotycząca zjawiska fantastyki w jego szerokim spektrum, Polcon powinien uwzględniać również te dziedziny, uwzględniać na przyzwoitym, choć oczywiście nie dominującym poziomie. A jakoś tak się ostatnio składało że na stworzenie ciekawego bloku RPG/LARP było dość niewiele czasu i warunki jakości dyktował pośpiech oraz opór materii w postaci ograniczonych możliwości planowania. Można to zrobić spokojniej i jak sądzę, tak żeby było fajnie.
30-11-2009 17:31

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.