01-02-2007 22:44
Uber lans
W działach: Kultura, Niezwykłe Inicjatywy, Planszówki | Odsłony: 3
Dzisiaj będzie o moich osiemnastych urodzinach. A raczej o lanserskich prezentach, które otrzymałem z racji świętowania wkroczenia w dorosłość i zbliżenia się o kolejny rok do śmierci ;). Z konieczności i ograniczeń przestrzennych ograniczę się jedynie do trv lans emo prezentów, tak więc o plażowej ramce na zdjęcia nie przeczytacie ;).
Przede wszystkim, muszę zacząć od plakatu Monthy Python'a, a konkretniej - takiego z ujęciami głupich kroków. Jest prześwietny, ale ma dość poważną wadę - rozmiar. W normalną* antyramę nie da się go oprawić, czyli muszę iść do sklepu jakiegoś i kupić na wymiary. A to ssie :P. Ale warto, bo plakat jest tego wart ;).
*to znaczy taką, którą mogę mieć za darmo z kolskiego liceum plastycznego, w którym mam rodzicielskie wtyki ;].
Drugim megalanserskich prezentem są futrzaste kapcie uszyte na kształt bizonów. Nie dość, że cieplutkie i wygodne, to prezentują się nad wyraz urocz... to znaczy, męsko. Jako wskazówkę podam, że wyglądają podobnie do tych pokemonów - byków, taurosy to się chyba nazywało or sth. Przy najbliższej okazji wrzucę zdjęcia, fear not.
Trzecim lans prezentem były książki. Co tu się dużo rozpisywać - znajomi idealnie trafili z prezentami, kupując mi trzy Pratchetty, których jeszcze nie czytałem, i nowego Wędrowycza.
Piątym giftem byli Osadnicy, znana planszówka, która z miejsca stała się przebojem wśród moich znajomych z osiedla ;). O niej nie ma się za bardzo co rozpisywać - wszyscy znają i lubią, a jak ktoś nie zna, to lama i powinien poznać. Cztery partie rozgrywane pod rząd to póki co (nie)stety norma i nie zapowiada się, aby było inaczej, chociaż na horyzoncie pojawił się ktoś, kto może Osadników zrzucić ze stołka...
I tu dochodzimy do szóstego podarunku, który tak naprawdę wręczyłem sobie sam ;P. Otóż dzisiaj do mych drzwi zapukał Pan Kurier, wręczając mi od dawna wyczekiwane Ciężkie Pudełko. Z Ciężkiego Pudełka, po kilkuminutowej walce z tasiemkami, wyłoniło się pudełko z moją pierwszą miłością od pierwszego wejrzenia. To było jak tchnienia wiosny, jak strzała Kupidyna tkwiąca w tyłku. Dwa słowa:
Arkham Horror.
The rest is nothing.
Przede wszystkim, muszę zacząć od plakatu Monthy Python'a, a konkretniej - takiego z ujęciami głupich kroków. Jest prześwietny, ale ma dość poważną wadę - rozmiar. W normalną* antyramę nie da się go oprawić, czyli muszę iść do sklepu jakiegoś i kupić na wymiary. A to ssie :P. Ale warto, bo plakat jest tego wart ;).
*to znaczy taką, którą mogę mieć za darmo z kolskiego liceum plastycznego, w którym mam rodzicielskie wtyki ;].
Drugim megalanserskich prezentem są futrzaste kapcie uszyte na kształt bizonów. Nie dość, że cieplutkie i wygodne, to prezentują się nad wyraz urocz... to znaczy, męsko. Jako wskazówkę podam, że wyglądają podobnie do tych pokemonów - byków, taurosy to się chyba nazywało or sth. Przy najbliższej okazji wrzucę zdjęcia, fear not.
Trzecim lans prezentem były książki. Co tu się dużo rozpisywać - znajomi idealnie trafili z prezentami, kupując mi trzy Pratchetty, których jeszcze nie czytałem, i nowego Wędrowycza.
Piątym giftem byli Osadnicy, znana planszówka, która z miejsca stała się przebojem wśród moich znajomych z osiedla ;). O niej nie ma się za bardzo co rozpisywać - wszyscy znają i lubią, a jak ktoś nie zna, to lama i powinien poznać. Cztery partie rozgrywane pod rząd to póki co (nie)stety norma i nie zapowiada się, aby było inaczej, chociaż na horyzoncie pojawił się ktoś, kto może Osadników zrzucić ze stołka...
I tu dochodzimy do szóstego podarunku, który tak naprawdę wręczyłem sobie sam ;P. Otóż dzisiaj do mych drzwi zapukał Pan Kurier, wręczając mi od dawna wyczekiwane Ciężkie Pudełko. Z Ciężkiego Pudełka, po kilkuminutowej walce z tasiemkami, wyłoniło się pudełko z moją pierwszą miłością od pierwszego wejrzenia. To było jak tchnienia wiosny, jak strzała Kupidyna tkwiąca w tyłku. Dwa słowa:
Arkham Horror.
The rest is nothing.