» Blog » Nowy obywatelski bubel o ochronie zwierząt
17-03-2011 12:03

Nowy obywatelski bubel o ochronie zwierząt

W działach: Społeczeństwo | Odsłony: 104

Nowy obywatelski bubel o ochronie zwierząt
Obywatelskie inicjatywy ustawodawcze to przejaw zainteresowania swoim krajem i powinniśmy się z nich cieszyć. Wiadomo jednak, że są obywatele i obywatele. Tacy, którzy mają na karku głowę i tacy, którzy noszą tam inną część ciała.

Dostałem ostatnio do podpisania listę, na której zbierano podpisy pod nową, obywatelską ustawą o ochronie zwierząt. Ponieważ osoba, która listę mi podsunęła jedyne co potrafiła powiedzieć o ustawie to to że jest lepsza od obecnej i lepiej chroni pieski sięgnąłem sam po projekt ustawy.

Ustawa, którą forsuje Obywatelski Komitet nowej „Ustawy o ochronie zwierząt” to kolejny bubel jakim próbuje się psuć nasze prawo. Nie proponuje ona zamiany złego na lepsze tylko złego na równie złe. Czy mówiąc konkretniej pomiędzy kilkoma dobrymi rozwiązaniami upchnięto całą masę śmieci, które dyskwalifikują projekt. Nie jestem prawnikiem, więc zupełnie pomijam zgodność projektu z obowiązującym już prawem i innymi regulacjami, ale czytając ustawę jak zwykły obywatel widzę w niej masę błędów, niedomówień, prób powiększenia biurokracji i kadry urzędniczej, zbędnych powtórzeń, powrotu do rozwiązań znanych z PRL oraz nieuwzględnienie wielu sytuacji jakie powinna również regulować. Czy ktoś kto nad nią pracował nie mógł się bardziej postarać zanim wypuścił ludzi z listami do zbierania podpisów?

Żeby nie było, iż piszę ogólnikowo poniżej wypunktowuję najważniejsze moje uwagi, ostrzegam, że jest dużo do przeczytania.

Na dzień dobry rozdział 1. Jak na ustawę przystało autorzy podają nam ustawowe rozumienie terminów używanych w tekście. Dowiadujemy się, co to jest, według autorów, menażeria objazdowa, pielęgnacja, ubojnia i dwadzieścia trzy inne określenia. Wszystko fajnie tylko nie wiadomo, po co ktoś definiował np. „okrutne traktowanie” jeśli w dalszym tekście ustawy zamiast niego używa się, nigdzie w ustawie niezdefiniowanego, określenia „maltretowanie”?

W punkcie 18 wymienionych jest kilka konkretnych instytucji, które mogą zajmować się profesjonalną tresurą zwierząt do celów specjalnych. Jest tam mowa również o szkoleniu psów przewodników. Jednak słowem nie wspomina się o innych zwierzętach wykorzystywanych do pomocy osobom niepełnosprawnym? Owszem pies przewodnik to najpopularniejsze pomagające zwierzę, ale za granicą do pomocy osobom chorym np. na stwardnienie rozsiane tresowane są małpy.

Jeśli ktoś w projekcie wymienia konkretnie instytucje oraz psa przewodnika to wygląda na to, że ignoruje pozostałe gatunki zwierząt, które również mogą być człowiekowi pomocne. Nie tylko egzotyczne małpy, ale też zwykłą hipoterapię i dogoterapię.

W punkcie 20 jest mowa o zwierzętach „żyjących na wolności w środowisku ludzkim”. Co to jest „środowisko ludzkie”? Gdzie ono się kończy, wraz ze znakiem „teren zabudowany”? Wraz z ostatnią linią bloków? A na wsiach? Jak prawnie interpretować takie określenie?

Czym punkt 19, w którym napisano o „zwierzętach dzikich - rozumie się przez to zwierzęta nieudomowione, żyjące w warunkach niezależnych od człowieka”, różni się od punktu 21 gdzie jest mowa o „warunkach swobodnego bytu - rozumie się przez to dostęp do jedzenia i stałego schronienia wybranego przez zwierzę oraz możliwość swobodnego przemieszczania się”? Innym zestawem słów w definicji?

Artykuł 5 zabrania znakowania zwierząt poprzez wypalanie i wymrażanie ze względu na ból jaki sprawia się zwierzęciu. I to można uznać za dobre, ale co jeśli odbywałoby się to w znieczuleniu? Ustawa jednak zabrania tego całkowicie. OK możecie uznać, że tu się czepiam. Dalsze podpunkty tego artykułu zabraniają jednak również obcinania psom uszu i ogona i innych tego typu zabiegów. O ile zakaz zabiegów takich, dla których podstawą jest jedynie estetyka można uznać za sensowny (szkoda, że zabrakło zakazu strzyżenia pudli i ubierania psów w idiotyczne kubraczki) to zabronienie takich praktyk u zwierząt obronnych i używanych przez służby specjalne naraża czworonogi na niebezpieczeństwo. Zwyczaj obcinania uszu i ogona wiąże się z dostosowaniem psów do warunków bojowych. Jeśli ucho lub ogon pozostaną w formie naturalnej to dużo łatwiej jest poszczutemu zaatakować psa właśnie w te organy narażając psa na dodatkowe niebezpieczeństwo i cierpienie.

Dalej za znęcanie się nad zwierzętami proponuje się uznać „używanie obroży z kolcami, urządzeń podduszających oraz elektrycznych lub chemicznych urządzeń do tresury”. Podduszające, elektryczne i chemiczne OK, ale dopisywanie do tego zestawu kolczatki do najmądrzejszych rzeczy już nie należy. Wyobraźmy sobie sytuację gdy wyprowadzamy dużego psa na spacer i nasz pupil reaguje agresywnie lub emocjonalnie na widok innych psów, kotów, ludzi etc. Kaganiec i smycz to w takich przypadkach podstawa, ale założenie kolczatki, która sprawia, że pies sam pohamowuje się przed wyszarpywaniem ze smyczy nie jest elementem znęcania. Wystarczy tylko, by obroża taka sprawiała psu dyskomfort, ale nie raniła. Nadmieniam, że nie jestem właścicielem dużego psa i nie mam powodu by kolczatkę stosować.

Punkt 9 czyli „złośliwe straszenie lub drażnienie zwierząt” – i niech jeszcze jakiś dzieciak spróbuje gonić gołębie w Krakowie na Rynku ;)

Punkt 12 – jeden z lepszych „kwiatków” ustawy – zabrania się w nim „stosowania niedozwolonych, okrutnych metod w chowie lub hodowli zwierząt, w szczególności tucz gęsi i kaczek na stłuszczone wątroby”. Zabrania się niedozwolonych. Jaki sens ma zabranianie czegoś co już jest zabronione? Takie kopiowanie zakazów z innych ustaw i kilkukrotne pisane w projekcie tego samego tylko innymi słowami pojawia się tutaj jeszcze wielokrotnie.

Punkt 13 zabrania „trzymania zwierząt na uwięzi lub w zamknięciu, które (…) nie zapewniają możliwości niezbędnego ruchu dla danego gatunku, a także stałe trzymanie zwierząt na uwięzi lub w zamknięciu, które uniemożliwiają poruszania się zgodnie z naturą zwierzęcia”. Czyli koniec hodowli rybek akwariowych, kanarków, papug, żółwi i innych gadów? Przecież każde z nich jest trzymane w zamknięciu, które uniemożliwia mu poruszanie się zgodnie z naturą.

Punkt 14 zakazuje „organizowanie i przeprowadzanie walk z udziałem zwierząt”. W zasadzie zgoda, walki psów, kogutów czy korrida nie są niczym co bym chciał promować lub oglądać, ale zastanawia mnie jak w myśl tego punktu będą traktowane walki rycerskie. Owszem to marginalne zjawisko, ale grupy odtworzeniowe i bractwa rycerskie czasem potykają się na kopie. Niby to walka udawana i może się czepiam, ale co za problem zorganizować turniej rycerski bez reżyserowanej walki. Koń bierze w niej udział, chociaż sam nie jest celem ataku.

Punkt 15 to kolejna perełka i przykład „logicznego” myślenia autorów, zabrania on „trzymania zwierzęcia bez odpowiedniego pokarmu lub wody przez okres, który wykracza poza minimalne potrzeby właściwe dla gatunku”. Według mnie po przekroczeniu minimalnych potrzeb zwierze po prostu zdycha.

Punkt 16 to kolejne dublowanie zakazów, tym razem zoofilii. Zakaz słuszny, ale chyba tylko w ramach składania hołdu biurokracji się tutaj znalazł.

Punkt 18 zakazuje „ograniczania warunków swobodnego bytu kotom wolno żyjącym, w tym pozbawianie ich dotychczasowych schronień, a także dostępu do pożywienia”. Co oznacza, że zabronione jest zamykanie piwnic, strychów, pustostanów etc. jeśli plątają się tam koty (jak odróżnić tzw. wolno żyjącego od tego, który akurat wyszedł z domu?). Nie można też zamykać śmietników, bo przecież i tam się kotom zdarza żywić.

Kolejny punkt, 20, pisał ktoś o bardzo wąskim postrzeganiu świata. Zabrania on „narażania kotów wolno żyjących lub zwierząt dzikich na głód, pragnienie i śmierć przez pozbawianie ich dotychczasowych schronień, odcięcie im wyjść z zajmowanych schronień, a także dostępu do pożywienia”. O ile zrozumiały jest zakaz odcinania wyjścia z zajmowanych schronień o tyle pozostałe zakazy do najmądrzejszych nie należą. Ustawopisarczyk próbuje zapewne w ten sposób chronić miseczki z mlekiem rozstawiane dla wałęsających się kotów, ale z zapisu w projekcie wynika, że nie będzie też wolno przepędzić dzikich zwierząt z pól, z których zjadają uprawy. Redukując do absurdu nie powinno się w ogóle upraw zbierać, bo pozbawia się w ten sposób zwierzęta żywności.

Punkt 24 zabrania podnoszenia ryb za skrzela, nie wiem jak to się ma do metod wędkarskich i czy da się tak łowić ryby by podniesienia za skrzela absolutnie uniknąć, ale tu niech się wypowiedzą wędkarze.

Zapoznajmy się teraz z zakazami w artykule 6.

Punkt 2 zakazuje: „handlu zwierzętami domowymi poza miejscami ich chowu, w szczególności na targowiskach”, czyli politowania godny zakaz handlu na targach i wystawach gołębiami, kotami, psami, kanarkami, ale przecież sklep to nie jest miejsce chowu, czyli zakazujemy handlu w sklepach zoologicznych w/w zwierzakami. Ponieważ głupie zakazy zwykle da się obejść, a to jest głupi zakaz więc nie trudno sobie wyobrazić sytuację, w której na targu „tylko pokazujemy zwierzaki”, a handlu nimi dokonamy w innym dozwolonym miejscu. Ciekawe też jak postrzegany będzie handel internetowy. Przykładowo zwierzak może sobie być w miejscu chowu, ale sprzedający i kupujący mogą być w momencie transakcji w dowolnym miejscu na świecie, podobnie jak serwery, ze stronami na których zamieszczono oferty. Sytuacja wcale do abstrakcyjnych nie należy, wystarczy wspomnieć jaki problemy miał kilka lat temu sąd z określeniem właściwości terytorialnej w sprawie gdzie stacja radiowa z Warszawy wyemitowała na żywo wypowiedź osoby z Krakowa.

Punkt 4 zakazuje: „posiadania lub prowadzenia obrotu wężami jadowitymi lub wymagającymi karmienia żywymi ssakami lub ptakami, z wyłączeniem ogrodów zoologicznych”. Oznacza to, że możemy trzymać krokodyla, którego karmimy kurczakami, możemy trzymać tygrysa i jadowitą salamandrę byle tylko to nie był żaden rodzaj węża, czy przypadkiem pomysłodawca tego zakazu nie ma ofidofobii?

Punkt 5 zabrania „samodzielnie odławiać i usuwać z posesji ssaków drapieżnych, szczególnie kun, psów i wolno żyjących kotów, a także nietoperzy, bez nadzoru lub upoważnienia Wojewódzkiego Inspektora do Spraw Zwierząt”. O ile odławianie można pozostawić profesjonaliście to co według pomysłodawcy oznacza zakaz usuwania z posesji? Nie będzie można wygonić obcego psa z podwórka albo kuny próbującej dostać się pod dach? Drapieżne zwierzę to też szczur, czyli koniec ze zwalczaniem ich?

Artykuł 7 ustęp 3 mówi „W przypadkach niecierpiących zwłoki, gdy dalsze pozostawanie zwierzęcia u dotychczasowego właściciela lub opiekuna zagraża jego życiu, (…) upoważniony przedstawiciel organizacji ochrony zwierząt, może odebrać mu zwierzę, zawiadamiając o tym niezwłocznie wójta (burmistrza, prezydenta miasta) albo Wojewódzkiego Inspektora do Spraw Zwierząt właściwego ze względu na miejsce pobytu zwierzęcia, celem podjęcia przez ten organ decyzji w przedmiocie odebrania zwierzęcia.”

Czyli jakiś przypadkowy człowiek, niebędący, ani funkcjonariuszem służb mundurowych, ani nawet urzędnikiem, bez żadnych uprawnień (poza oczywiście bliżej nieokreślonym stwierdzeniem „upoważniony przedstawiciel organizacji ochrony zwierząt”) kiedy tylko uzna za stosowne może zabrać każdemu jego zwierzę.

W projekcie w kilku miejscach pojawia się informacja o tym, że kosztami utrzymania odebranych zwierząt obciążony będzie właściciel, co jest jak najbardziej uzasadnione. Szkoda tylko, że brakło wpisu o zwrocie należności właścicielowi zwierzęcia, któremu zwierzę zwrócono. Będzie musiał on w takim wypadku prowadzić sprawę cywilną, zapewne przeciwko Skarbowi Państwa, a nie danej organizacji ochrony zwierząt.

Ostatni artykuł pierwszego rozdziału mówi między innymi „Zarząd województwa przygotowuje i wykonuje program upowszechniania znajomości przepisów ustawy wśród rolników przez wojewódzkie ośrodki doradztwa rolniczego”. Słusznie, ale znowu ustawa poprzestaje na półśrodkach, a autorzy kierują się stereotypami. Znęcanie i wykorzystywanie zwierząt to nie jest tylko specjalność mieszkańców wsi. W ustawie nie ma ani słowa o tym by przeprowadzić szkolenia mieszkańców miast, tych wszystkich właścicieli dogów i haskich z M3, babć z czeredą kotów, miłośników małych ślicznych piesków, którzy pozbywają się ich masowo wywożąc przed wakacjami za miasto.

Uff przechodzimy do rozdziału 2 zatytułowanego „Zwierzęta domowe oraz koty wolno żyjące”. Co to za pomysł wprowadzania nowej kategorii zwierząt „kot wolno żyjący”? A dlaczego nie ma specjalnego zwrócenia uwagi na wolno żyjące gołębie? Kot wolno żyjący to nic innego jak zdziczały kot.

Artykuł 10 pkt 4 mówi „Utrzymywanie zwierząt domowych na uwięzi lub w zamknięciu, które ograniczają możliwość poruszania się zwierzęcia zgodnie z jego naturą, nie może być środkiem stosowanym w sposób stały i nie może trwać bez przerwy dłużej niż dobę. Uwięź lub zamknięcie czasowe nie mogą powodować u zwierzęcia urazów ani cierpień oraz nie mogą go pozbawiać możliwości niezbędnego ruchu.”

Ciekawe co to ma być ten niezbędny ruch. Czy kot trzymany cały czas w mieszkaniu ma więcej niezbędnego ruchu niż pies w kojcu na podwórzu? Czy pies wyprowadzany na dwumetrowej smyczy i spędzający resztę swojego życia w dwóch pokojach z kuchnią i łazienką ma zapewnione to minimum ruchu? A co z ptakami w klatkach? Zakazujemy hodowli, czy właściciele będą mieć teraz nakaz wypuszczania ich raz na dobę na świeże powietrze?

Artykuł 11 raczy nas nową kategorią „zwierze udomowione wolno żyjące” czyli znowu ładniej nazwany zdziczały kot.

W dalszej części ustawopisarczyk chce nakazać opiekę i ochronę w „miejscu bytowania”, czyli gdzie według niego jest miejsce bytowania wałęsającego się kota?

Kolejny punkt zawiera w zasadzie ten sam nakaz tylko w formie bardziej rozbudowanej „Zapewnienie i ochrona miejsc bytowania kotów wolno żyjących, należy do obowiązków właściciela i zarządcy budynków i terenów, i powinno uwzględniać właściwe dla tej grupy zwierząt warunki bytowania i zasady postępowania z nimi.”

Panie i panowie koniec z zamykaniem piwnic i strychów. Chyba już to pisałem, ale skoro autor ustawy może sam się dublować to dlaczego nie ja.

Trzeci podpunkt jest jeszcze lepszy „Opiekunom kotów wolno żyjących należy umożliwić dostęp do miejsca ich bytowania w celu dokarmiania i kontrolowania liczebności i ich stanu zdrowotnego we wszystkich budynkach i obiektach innych niż domy jednorodzinne.” Czytaj każdy z miską mleka może iść i postawić ją gdziekolwiek (również w twojej prywatnej kamienicy i prywatnej piwnicy) jeśli tylko plątają się tam zdziczałe koty. Bezpieczne przed takim intruzem są tylko domy jednorodzinne, ale stodoły, szopy i inna zabudowa wokół nich już chyba nie.

Artykuł 18 jest jedynie niepełny. Mówi o potrzebie zgłaszania do specjalnego rejestru zaczipowanych zwierząt ich zaginięcia lub kradzieży. Niestety nie ma regulacji co zrobić kiedy zwierzak zdechnie.

Rozdział trzeci odnosi się do zwierząt gospodarskich i w punkcie 3 artykułu 21 zabrania chowu zwierząt futerkowych w celu pozyskiwania futer. Czyli durna kampania walki z futrami naturalnymi na rzecz wsparcia sztucznych, niebiodegradowalnych, wytwarzanych z kopalin, szkodliwych dla środowiska futropodobnych materiałów. Oczywiście ustawopisarczyki chronić chcą tylko ładne, puchate zwierzaczki, bo nigdzie nie zabraniają chowu świń i krów, z których pozyskuje się skórę na buty, płaszcze, kurtki etc. Wiadomo szynszyla hodowana dla futra cierpi bardziej niż ciele hodowane dla skóry.

Mało tego to w artykułem 22 delegalizuje się również sprzedaż futer. Mówi on „Zabrania się obrotu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej produktami zwierzęcymi uzyskanymi w wyniku chowu lub hodowli z naruszeniem przepisów niniejszej ustawy lub pochodzącymi z niehumanitarnych praktyk stosowanych poza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej”, a w kolejnych podpunktach wymienia jeszcze dodatkowe zakazy, w tym uwzględniające psy i koty zakazy „obrotu futrami kotów, psów i innymi produktami uzyskanymi z psów lub kotów” – ciekawe jak ma w świetle ustawy wyglądałoby sporządzanie i handel pomocami naukowymi i dydaktycznymi w postaci szkieletów kotów i psów, modeli wypchanych lub ich organów w formalinie.

Oczywiście autor projektu zapomniał, co sam napisał we wcześniejszym artykule i musiał w tym powtórzyć kilka zakazów.

Najbardziej zdziwił mnie jednak punkt 5 zakazujący „wywozu mięsa uzyskanego z uboju rytualnego”. Co ustawopisarczyk miał na celu proponując taki zakaz? Chyba najpopularniejszym ubojem rytualnym są żydowskie zasady koszerności. Jednak ani obecnie, ani w proponowanej ustawie nie zabrania się uboju rytualnego (nawet gdyby taki był to punkt o eksporcie nadal byłby bez sensu). Nie zabrania się również importu mięsa z takiego uboju ani obrotu mięsem z uboju rytualnego na terenie kraju. Jaka jest więc przyczyna zakazu eksportu mięsa z uboju rytualnego?

Artykuł 23 w zasadzie jest dobry, ale jest jedno „ale”. Pierwszy punkt mówi „Wprowadzenie dotychczas niestosowanej na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej technologii chowu zwierząt wymaga uzyskania zezwolenia marszałka województwa stwierdzającego, że technologia spełnia wymogi określone ustawą”. Czyli w różnych województwach mogą być różne ustalenia w tym zakresie.

W artykule 24 czytamy zabrania się „zmuszania do wyczerpującego kłusu lub galopu zwierząt ciągnących ładunek”. Fajnie, tylko jak określić kiedy praca zwierzęcia jest już wyczerpująca, a kiedy jeszcze nie? Na przykład takie tradycyjne wyścigi kumoterek, dwukółek, psich zaprzęgów lub kuligi są niewątpliwie wyczerpujące dla zwierzęcia, a jednocześnie nie prowadzą do jego zajeżdżenia. Jeśli to cudo zacznie obowiązywać to jak będą wyglądać zawody psów husky?

Artykuł 25 punkt 2 jedna z lepszych perełek tego bubla. Mówi on „Warunki występów zwierząt, o których mowa w ust. 1 (używanych w celach rozrywkowych – red.), muszą być określone, w przygotowanym przez organizatora występu scenariuszu, lub odpowiednim programie zatwierdzonym przez Krajowego Inspektora do Spraw Zwierząt albo wskazaną przez niego osobę”. Towarzysze i towarzyszki oto wraca, widziana ostatnio w PRL, instytucja cenzora. Tam też artyści kabaretowi, autorzy piosenek i inni twórcy musieli dostać imprimatur dla swoich utworów. Teraz towarzysz inspektor będzie musiał zatwierdzać programy artystyczne.

Dziwimy się, że rząd zatrudnia coraz więcej urzędników, a tymczasem samo społeczeństwo poodsuwa mu ustawy, które zmuszają do zatrudniania kolejnych osób. Ustawa nadziana jest zakazami jak dobry sernik rodzynkami, ale teraz jest jeszcze potrzebny ktoś kto dodatkowo będzie sprawdzał czy zakazy uwzględniono. Oczywiście potrzebna będzie jeszcze dodatkowa rzesza inspektorów, którzy już na miejscu sprawdzą czy artysta trzyma się zatwierdzonego scenariusza.

Moi drodzy ustawa zawiera określone zakazy, przedsiębiorca potrafi czytać więc wie co mu wolno, a czego nie. Przekroczy zakaz to sprawa trafia do sądu, nie przekroczy to nie trafia, dla niektórych widać ta prosta zasada jest nie do pojęcia.

Artykuł 26 punkt 2, kolejny nielogiczny zapis. „Zabrania się utrzymania i wykorzystywania zwierząt dzikich w cyrkach”. Możemy mieć w cyrku zwierzę gospodarcze, możemy mieć zwierzę domowe. W zoo w klatce możemy mieć dzikie zwierzęta. Dlaczego więc nie można mieć dzikiego zwierzęcia w cyrku? Czy według autorów bubla tresowana krowa, kot, czy koń mniej się stresują od tresowanego słonia, lwa, czy niedźwiedzia?

Jedziemy dalej, artykuł 26 punkt 5 „Zabrania się zmuszania zwierząt do wykonywania czynności, które (…) są sprzeczne z ich naturą”. Czyli jakie to czynności? Każda tresura zwierzęcia to zmuszanie do zachowania sprzecznego z naturą. Jaki to pies żyjący w naturze (czyli na dziko) wykonuje polecenia człowieka „siad”, „aport” i inne? Czy ciągnięcie pługa lub wozu to naturalne zachowanie dla konia?

Kolejny punkt tego artykułu zabrania organizowania obwoźnych wystaw zwierząt i znowu nie wiem dlaczego coś takiego miałoby być zabronione.

Punkt 7, tego samego artykułu mówi „Zabrania się propagowania lub upowszechniania drastycznych scen zabijania, zadawania cierpienia lub innej przemocy, ze strony człowieka, której ofiarami są zwierzęta, chyba że sceny te mają na celu napiętnowanie okrutnego zachowania wobec zwierząt”. Elamer nie zapoluje już na królika Bugsa, Elmyrka nie „przytuli” zwierzaczków. OK tu nieco przesadzam, ale w myśl przytoczonego zakazu nie będzie można pokazywać scen korridy (również tych fabularnych), walk gladiatorów (jeśli zwierzę ginie), nawet Ursus nie będzie mógł pokonać byka a Staś Tarkowski strzelić do lwa. Ponieważ ustawopisarczyk nie określił gdzie sceny te miałyby się nie pojawiać oznacza to, że zakaz obejmuje nie tylko film i telewizję, ale i internet, książki, gry, komiksy etc.

Tak doszliśmy do rozdziału 6, który w całości jest jednym wielkim bublem. Jego jedynym celem jest powiększenie kadry urzędniczej i wprowadzenie nowych instytucji kontrolnych na poziomie krajowym i wojewódzkim. Autorom najwyraźniej brakło wyobraźni i nie potrafili niektórych nowych obowiązków przekazać już istniejącym jednostkom lub jak w przypadku wspomnianej cenzury scenariuszy pozostawić dbanie o przestrzeganie prawa w rękach ludzi.

Na specjalną uwagę w tym rozdziale zasługuje punkt 4 paragrafu 31. wymienione są tam warunki, jakie musi spełniać kandydat na Krajowego Inspektora do Spraw Zwierząt i kandydat na jego zastępcę. Wśród wymienionych warunków nie ma jednak obowiązku bycia niekaranym za przestępstwa przeciwko zwierzętom. Zwracam na to uwagę, bo w/w warunek muszą spełniać np. osoby chcące odławiać zwierzęta.

W artykule 48 ponownie zamiast stosować pojęcia, które zdefiniowano na początku ustawy używa się innych, chodzi mi o określenie „pozbawienia świadomości” zamiast „ogłuszenia”.

Artykuł 53 znowu bez powodu próbuje chronić specjalnie psy i koty. Można sobie zrobić potrawkę z chomika, świnkę morską z rożna, myszki w sosie własnym, papugę z grilla i języczki kanarków na słodko, ale pieczeń z psa jest zabroniona. Nie żebym miał ochotę, na którekolwiek z powyższych dań, ale bezpodstawna ochrona akurat tych dwóch gatunków jest po prostu śmieszna. Znam ludzi, którzy kochają konie tak samo jak niektórzy psy i koty, ale jak widać ustawopisarczykom nie przeszkadza przerabianie koni na kabanosy i klej kostny.

Artykuł 54, czyli witamy w świecie sklerotyków, czas powtórzyć (ponownie) coś co już znalazło się w innych miejscach ustawy.

Ciekawostkę znajdziemy też w artykule 57 „W sprawach o przestępstwa określone w art. 52 ust. 1 i 2, art. 50 ust. 1 i 2, art. 51 ust. 1, art. 53, art. 54, art. 55 ust. 1 i 2 prawa pokrzywdzonego może wykonywać organizacja ochrony zwierząt”. Pokrzywdzonym w tym przypadku jest zwierzę jak rozumiem, reprezentantem organizacji może być adwokat, czyli dochodzimy do sytuacji, w której zwierzę dostaje adwokata. Były już w przeszłości procesy z udziałem zwierząt. Wtedy były one jednak oskarżonymi dzisiaj będziemy mieć zwierzęta w roli pokrzywdzonych. Socjalistyczny rząd Hiszpanii miał kiedyś taki pomysł by przyznać prawa wyborcze małpom. U nas jak widać też podobnych „kwiatków” nie brakuje, aż dziwne, że w ustawie brakło wzmianki o odszkodowaniach wypłacanych zwierzętom.

Na całe szczęście to już koniec tego ustawowego straszydełka. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że umrze ono szybko i przepadnie na zawsze w piekle głupich pomysłów.

Potrzeba nam nowej, dostosowanej do współczesnych warunków ustawy o ochronie zwierząt, ale nie takiej pisanej przez grupę miłośników psów i kotów będących na bakier z logicznym myśleniem i oderwanych od realiów życiowych.

Komentarze


teaver
   
Ocena:
0
Amen.
---edit:
W ustawie nie ma chyba nic o kastrowaniu/ sterylizacji kotów tzw. wolnożyjących (LOL). A szkoda. Bo osiedlowi obrońcy praw zwierząt zazwyczaj nie wiedzą, że kastracja to w praktyce wyrok śmierci - bez zapachu zwierzę nie zaznaczy swojego terenu i zostanie przegonione przez inne koty z miejsca, gdzie nocuje i żeruje - na dłuższą metę oznacza to, że nie zdobędzie pożywienia regularnie, a to dla kota jest podobno bardzo szkodliwe (w przeciwieństwie do psa, który może przez jakiś czas jeść raz na 2-3 dni i jakoś się wyliże).
18-03-2011 08:55
Headbanger
   
Ocena:
+1
Tak to jest już w naszej pięknej mentalności. Wszędzie mamy pełno ekspertów - na każdej kanapie siedzi rewelacyjny trener piłki nożnej, przy Call of Duty weteran wojenny w stopniu sierżanta, a każda matka ma doktorat z medycyny KAŻDEJ...

Tak i tu... te polityki som gupie, my im pokarzon jak pisać dekret! I takie hafty wychodzą...

swoją drogą oto strona ludzi odpowiedzialnych za tego potworka
http://www.koalicja.org.pl/ksiega/ index.php?m=index&s=36

Popatrzcie na grafikę po prawej... jakie słitaśne zdjątka swoich pociech umieścili... desu... desu!
18-03-2011 10:46
Llewelyn_MT
   
Ocena:
0
Z komentarzy na powyższej stronie wynika, że zgodnie z tym projektem, zwierzątka należy regularnie wypuszczać na świeże powietrze. W tym rybki akwariowe. :-D
18-03-2011 11:04
Headbanger
   
Ocena:
0
heh... komentarz został usunięty... niepoważni są ci ludzie... ciąć wszystko co nie zgadza się z ich poglądami. PRL pełną gębą...
18-03-2011 12:07
Szept
   
Ocena:
0
BTW
Określenie 'wywóz mięsa' też jest dość nieprecyzyjne. Domyślnie chodzi o wywóz poza granice kraju, ale nie napisano tego wprost. Przy okazji nie wiem czy przy wprowadzeniu takiego zakazu nie można by uwalić ustawy za niezgodność z unijnym rozporządzeniem o wolnym handlu na terenie UE.

Inne zakazy dość łatwo obejść. Na przykład taki zakaz hodowli zwierząt futerkowych w celu pozyskiwania futer. Jak potraktować hodowlę królików - chów w celu pozyskania mięsa, futro to produkt uboczny.
A skoro nie ma zakazu handlu mięsem szynszyli, lisów etc. to i one mogą być chowane na mięso, a futra pozyskiwane będą jako produkt uboczny.
18-03-2011 15:04
Wiedźma
   
Ocena:
0
@Szept
- to by było oczywiste obejście prawa, które czyni czynność prawną w konsekwencji bezwzględnie nieważną, z poprawką na wyjątki (art. 58§1 k.c.)

Co się tyczy samej ustawy - niestety, ale takie projekty powinny być pisane przez specjalistów - tzn. wspólnie przez środowiska związane z ochroną zwierząt i prawników. Kiedy brakuje jednego z tych czynników - zawsze wychodzą podobne kwiatki.
18-03-2011 20:35
Szept
   
Ocena:
0
Dość ogólny to przepis i o ile w przypadku szynszyli można by pod niego hodowlę podciągnąć to przy królikach trudniej, bo to zwierzęta jak najbardziej na mięso hodowane. Inne można tłumaczyć chowem na karmę dla kotów :)
18-03-2011 23:54
Wiedźma
   
Ocena:
0
Gdybyś faktycznie prowadził taką działalność (znaczy sprzedawał mięso pod karmę) to zapewne tak. W przeciwnym wypadku sąd, badając okoliczności faktyczne, mógłby się doszukać wspomnianego obejścia prawa.

Sam przepis może i ogólny, ale orzecznictwo do niego jest bardzo rozbudowane, więc stanowisko Sądu Najwyższego w tej kwestii jest raczej stabilne ;).
19-03-2011 00:04
Szept
   
Ocena:
0
Nie żebym Ci nie wierzył, ale z ciekawości zapytam prawnika :) Myślę jednak, że gdyby faktycznie sprzedawać mięso na karmę albo do jakiejś restauracji lub masarni to rozstrzygnięcie czy pozyskiwane przy tym futra i ew. inne części ciała są działalnością sprzeczną czy nie z ustawą byłoby dość ciężkie.
W przypadku istniejących hodowli przepisanie ich na żonę/męża i pozyskanie odpowiednich odbiorców przy utrzymaniu obecnych odbiorców futer nie powinno być trudne.
BTW ciekawe co teraz dzieje się z mięsem takich zwierząt.
19-03-2011 11:31
Headbanger
   
Ocena:
0
pali się albo kompostuje... serio...
21-03-2011 09:41
Szept
   
Ocena:
0
@ Wiedźma
A czy takie prowadzenie fermy to podpada pod czynność prawną? Tak z grubsza przeglądnąłem kilka orzeczeń dot. tego paragrafu i głównie odnoszą się do zawieranych umów (lichwy itp.). Prowadzenie takiej fermy byłoby obejściem ustawy, ale czy to byłaby czynność prawna?
21-03-2011 10:32
~dr łoś

Użytkownik niezarejestrowany
    @szept
Ocena:
+1
Przed chwilą przeczytałem w/w projekt ustawy. Mam podobne na jego temat zdanie. Dodatkowo trzeba zauważyć, że wprowadzenie Inspekcji d/s ochrony zwierząt (czy jakoś tak) komplikuje kwestie kompetencji poszczególnych organów, np.: dwa organy uprawnione do rozstrzygania w jednej kwestii (decyzja o odebraniu zwierząt - burmistrz i inspektor ds. OZ). Uśmiercenie zwierząt przy zagrożeniu sanitarnym (choroby zak. zwierząt zwalczane z urzędu) - wymaga zgody głównego Inspektora Weterynarii (powinno być Gł. Lekarza Wet.) - to już kompletna bzdura. obecnie zgodnie z przepisami o zwalczaniu chorób zak. zwierz. decyzję wydaje Powiatowy Lek. Wet. i tak niech zostanie, bo takie decyzje wydawać trzeba nieraz b. szybko, oczekiwanie na zgodę organu centralnego powodowałoby zbędną zwłokę i mogłoby spowodować rozszerzenie się choroby zakaźnej. Tworzenie nowej Inspekcji od ochrony zwierząt jest bez sensu z wielu przyczyn (finansowe - koszty będą rosły, organizacyjne - projektowana instytucja nie ma struktór powiatowych - a takie zapewniają skuteczne działanie, o rozmyciu kompetencji już pisałem). obecnie nadzór nad ochroną zwierząt należy do Insp. Wet. - jest to dobre zozwiązanie, bo ta sama inspekcja nadzoruje też inne aspekty produkcji zwierzęcej. Należałoby ją wyposażyć po prostu w skuteczniejsze narzędzia do egzekucji przepisów. Dla przykładu w nadzorze nad produkją żywności poch. zwierz., pasz, przy zwalczaniu chorób zakaźnych zwierząt Isnp. Wet. (powiatowy lekarz wet. - PLW) może wydawać decyzje nakazujące określone zachowania lub usunięcie stwierdzonych nieprawidłowości. W odniesieniu do naruszeń przepisów o ochronie zwierząt PLW takiej możliwości nie ma. pozostaje więc droga wniosków o ukaranie, zawiadomień do prokuratur a tu podejście bywa różne i cała sprawa wydłuża się. Jest jescze możliwość wnioskowania do wójta/buirmistrza o odebranie zwierząt - który jednak nie musi się do wniosku zastosować. Inspektorzy I. Wet. nie mają nawet uprawnień do nakładania mandatów za wykroczenia z tej ustawy. Projekt nowej ustawy też niczego nie reguluje do końca i w sposób logiczny, tworzy tylko masę dublujących się zakazów, trudnych lub niemożliwych do realizacji.
19-08-2011 11:37
~keksik

Użytkownik niezarejestrowany
    ubój rytualny
Ocena:
+1
Zanim zacznie się pisać na jakiś temat, warto się z nim zapoznać, żeby głupot nie rozpowszechniać.
Od roku 2002 ubój rytualny jest w Polsce zabroniony na mocy art. 34. ust. 1 ustawy o ochronie zwierząt. Żeby ułatwić, przypomnę, że mówi on o tym, że uboju w ubojniach można dokonywać tylko po wcześniejszym ogłuszeniu, a ponieważ ubój "rytualny" nakazuje ubój bez ogłuszenia, więc jest on niedopuszczalny.

Co oczywiście sprawia, że zapis o wywozie tego typu mięsa jest zbędny.
13-01-2012 13:30

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.