21-07-2012 14:17
Zestaw Filmów-na odtrucie
W działach: Film | Odsłony: 2
To co mam pod ręką, i to co ostatnio widziałem. Prawdopodobnie oznacza to dominację westernów, bo na to mam ostatnio ,,fazę". Skupię się na filmach dobrych, bo po wczorajszym tekście jeszcze boli mnie serce.
Przełęcz Złamanych Serc ang.Breakheart Pass, 1975.
Gdyby nie nazwisko autora ominąłbym książkę ,, Przełęcz Złamanych Serc" szerokim łukiem. Czy tytuł nie brzmi jak zapowiedź durnego harlequina?
Na szczęście, w środku otrzymujemy powieść w stylu typowym dla jej twórcy-wszystko jest niesamowicie filmowe, od zwrotów akcji kręci się w głowie, postaci są co do jednego niezwykle ciekawe i zaskakująco charakterystyczne... Ot, Mac Lean-lubi się wszystkie jego powieści, albo żadnej.
Ale miało być o filmie. Otóż, jest on jedynym powodem, by odłożyć przeczytanie książki na potem. Po prostu jest on wtedy trochę jak przygodówka przechodzona po przeczytaniu solucji.
Ale to wciąż nie dość wielki powód by go nie obejrzeć-rola życia w wykonaniu Charlesa Bronsona, partnerujące mu gwiazdy wspinają się na wyżyny swojego kunsztu, doskonała muzyka, piękne plenery.
Sześć na sześć. Jeden z najlepszych filmów jakie widziałem do kupienia już w cenie kilku złotych.
Wyatt Earp, 1994.
Biografia taka, jak wszystkie westerny z Costnerem. Jeśli podobało ci się ,,Bezprawie" i beczałeś na ,,Tańczącym z Wilkami" pokochasz ten film. Przypomina je technicznie oraz pod względem aktorstwa i scenariusza.
Warto go obejrzeć, choćby po to, by poznać autentyczny obraz samego Earpa, który w filmie jest postacią z krwi i kości, zgodną z faktami.
Daje to scenarzyście dużego plusa, szczególnie na tle filmów takich jak ,,Gunfight at the O. K. Corral" (1957), gdzie Earp przedstawiony jest jako prosty, uczciwy człowiek, brzydzący się kartami i alkoholem, do tego jeszcze stanowiący ostoję rodziny podobnych sobie rycerzy prerii.
Muszę jednak nadmienić, że Amerykanie po raz kolejny nie byli w stanie przedstawić kilkusekundowej strzelaniny zgodnie z faktami.
Cztery za stworzenie wiarygodnego filmu biograficznego, z niezgorszą muzyką i zdjęciami. Nie widzę innego powodu dla którego film mógł otrzymać dwie Złote Maliny (i trzy nominacje w innych kategoriach) niż to, że ludzie głosowali nań za naruszenie wizerunku amerykańskiego bohatera narodowego i dlatego, że nie cierpią westernów z Costnerem.
Dzika Banda ang. Wild Bunch, 1969.
Uznawane za pierwszy anty-western. O tym, że nie ma czegoś takiego jak ,,anty-western", powiem kiedy indziej. Dziś stwierdzę tylko, że to wspaniały film.
Zdjęcia i plenery-doskonałe. Fabuła-interesująca. Mimo braku nieustannych zwrotów akcji trzyma w napięciu. Doskonale zagrane postacie zapadają w pamięć na długo. Sceny to małe majstersztyki.
W zasadzie film bez wad. Polecam odświeżoną wersję reżyserską, bo wyblakły kastrat to nie jest to.
Pięć z dużym plusem.
Dawno temu w Ameryce ang.Once upon a time in America, 1984.
Najlepszy film Sergio Leone. Jego westerny to przy nim chałtura nie zapadająca w pamięć. Klasyka kina gangsterskiego, monumentale arcydzieło scenarzysty, który napisał prawdopodobnie najlepszą historię o
Wielkim kryzysie, Mafii i innch rzeczach z nimi związanych.
Wielkie role aktorów, moim zdaniem najlepsza kreacja De Niro. Doskonałe zdjęcia, Ennio Morricone piszący jedne z lepszych swoich utworów (a trzeba pamiętać, że to już jest klasa sama w sobie), orginalna konstrukcja przeplatająca wątki (wystrzegajcie się wersji amerykańskiej popsutej przez ,,naprawiaczy" z kompanii filmowych). Po prostu trzeba obejrzeć.
Dzieło sztuki. Sześć plus.
Przełęcz Złamanych Serc ang.Breakheart Pass, 1975.
Gdyby nie nazwisko autora ominąłbym książkę ,, Przełęcz Złamanych Serc" szerokim łukiem. Czy tytuł nie brzmi jak zapowiedź durnego harlequina?
Na szczęście, w środku otrzymujemy powieść w stylu typowym dla jej twórcy-wszystko jest niesamowicie filmowe, od zwrotów akcji kręci się w głowie, postaci są co do jednego niezwykle ciekawe i zaskakująco charakterystyczne... Ot, Mac Lean-lubi się wszystkie jego powieści, albo żadnej.
Ale miało być o filmie. Otóż, jest on jedynym powodem, by odłożyć przeczytanie książki na potem. Po prostu jest on wtedy trochę jak przygodówka przechodzona po przeczytaniu solucji.
Ale to wciąż nie dość wielki powód by go nie obejrzeć-rola życia w wykonaniu Charlesa Bronsona, partnerujące mu gwiazdy wspinają się na wyżyny swojego kunsztu, doskonała muzyka, piękne plenery.
Sześć na sześć. Jeden z najlepszych filmów jakie widziałem do kupienia już w cenie kilku złotych.
Wyatt Earp, 1994.
Biografia taka, jak wszystkie westerny z Costnerem. Jeśli podobało ci się ,,Bezprawie" i beczałeś na ,,Tańczącym z Wilkami" pokochasz ten film. Przypomina je technicznie oraz pod względem aktorstwa i scenariusza.
Warto go obejrzeć, choćby po to, by poznać autentyczny obraz samego Earpa, który w filmie jest postacią z krwi i kości, zgodną z faktami.
Daje to scenarzyście dużego plusa, szczególnie na tle filmów takich jak ,,Gunfight at the O. K. Corral" (1957), gdzie Earp przedstawiony jest jako prosty, uczciwy człowiek, brzydzący się kartami i alkoholem, do tego jeszcze stanowiący ostoję rodziny podobnych sobie rycerzy prerii.
Muszę jednak nadmienić, że Amerykanie po raz kolejny nie byli w stanie przedstawić kilkusekundowej strzelaniny zgodnie z faktami.
Cztery za stworzenie wiarygodnego filmu biograficznego, z niezgorszą muzyką i zdjęciami. Nie widzę innego powodu dla którego film mógł otrzymać dwie Złote Maliny (i trzy nominacje w innych kategoriach) niż to, że ludzie głosowali nań za naruszenie wizerunku amerykańskiego bohatera narodowego i dlatego, że nie cierpią westernów z Costnerem.
Dzika Banda ang. Wild Bunch, 1969.
Uznawane za pierwszy anty-western. O tym, że nie ma czegoś takiego jak ,,anty-western", powiem kiedy indziej. Dziś stwierdzę tylko, że to wspaniały film.
Zdjęcia i plenery-doskonałe. Fabuła-interesująca. Mimo braku nieustannych zwrotów akcji trzyma w napięciu. Doskonale zagrane postacie zapadają w pamięć na długo. Sceny to małe majstersztyki.
W zasadzie film bez wad. Polecam odświeżoną wersję reżyserską, bo wyblakły kastrat to nie jest to.
Pięć z dużym plusem.
Dawno temu w Ameryce ang.Once upon a time in America, 1984.
Najlepszy film Sergio Leone. Jego westerny to przy nim chałtura nie zapadająca w pamięć. Klasyka kina gangsterskiego, monumentale arcydzieło scenarzysty, który napisał prawdopodobnie najlepszą historię o
Wielkim kryzysie, Mafii i innch rzeczach z nimi związanych.
Wielkie role aktorów, moim zdaniem najlepsza kreacja De Niro. Doskonałe zdjęcia, Ennio Morricone piszący jedne z lepszych swoich utworów (a trzeba pamiętać, że to już jest klasa sama w sobie), orginalna konstrukcja przeplatająca wątki (wystrzegajcie się wersji amerykańskiej popsutej przez ,,naprawiaczy" z kompanii filmowych). Po prostu trzeba obejrzeć.
Dzieło sztuki. Sześć plus.
9
Notka polecana przez: bukszpan, Dagobert, Drachu, Gotlib, Jade Elenne, kbender, Nadiv, ram, zegarmistrz
Poleć innym tę notkę