14-04-2006 23:39
O stosunku
W działach: Fandom | Odsłony: 3
Stosunek, jak każdy widzi, może być różny: oziębły, przerywany, z musu, z miłości, od niechcenia, szczery, obłudny lub z przypadku. Jeśli chodzi o polskich wydawców, jest to zazwyczaj stosunek idiotyczny. Stosunek, jeśli chodzi o fanów, dodajmy. Co ciekawe, w drugą stronę da się wyróżnić trzy główne postawy: tumiwisizm, niechęć i wazeliniarstwo. Stan pośredni, czyli podejście normalne, występuje z rzadka i w żadnym wypadku normą nie jest.
Mój osobisty stosunek do Wydawnictwa Portal i produktów przezeń wypuszczanych określam właśnie jako normalny. Kupuję, co uznam za dobre, złych rzeczy nie kupuje, chcę być traktowany jak klient. Zdarza mi się przy tym wrazić czasem opinię na temat produkcji Portala, lepszą czy gorszą. Podoba mi się? Świetnie. Nie podoba? Mam problem.
Ostatnio na Polter.pl ukazała się recenzja, w której to autor ocieka wazeliną, pisząc o Portalu. Pomijając fakt, że tekst w tym kształcie nigdy nie powinien sie ukazać, zastanawiające jest coś innego: absolutnie bezkrytyczny stosunek autora i wyśpiewywane przez niego peany. Założę się, że innych gier poza portalowymi on nie widział. Ale to w sumie detal - podobnie postępuje jakieś 90% polskich graczy i z tą patologią się nie wygra. Szkoda tylko, że za świetne uważają oni znane im dwie gry na krzyż, gry co najwyżej przeciętne.
Bardziej interesująca jest inna sprawa: każda krytyka Wydawnictwa Portal generuje reakcje podobne do powiedzenia złego słowa o Radiu Maryja, brakuje tylko Giertycha drącego się z sejmowej trybuny. Klient, któremu coś portalowego się nie podoba, może zebrać bluzgi od, jak to kiedyś ładnie ujął Bryan, portalowych akolitów, lub - dzięki rozwojowi technik komunikacyjnych - załapać się na wzmiankę w blogu wydawnictwa.
Nie raz i nie dwa zdarzało mi się słyszeć bluzgi od Ignacego Trzewiczka. Parę interesujących maili wciąż powinienem mieć w archiwum. Oskarżał mnie już o bycie sprzedajnym recenzentem, a teraz dowiedziałem się, że jako "największy fan wydawnictwa" nie kupuje jego gier.
Szydera? Jasne, widać, słychać i czuć. Szukanie wrogów jest ostatnio w modzie, nie zdziwię się, jeśli za kolejne obsuwy i wtopy Portala odpowiadać będzie układ albo jakiś łże-fandom. Jakoś własne niepowodzenia tłumaczyć trzeba. Ale sposób, w jaki jest to robione, jest żenujący.
W normalnym kraju klienci już dawno olali by wydawcę, który potrafi ich zbluzgać na publicznym forum. Tam, gdzie jest cywilizacja, o klienta się dba. Bo za klientem idą pieniądze. U nas, jak widać, niektórzy do tego nie dorośli i myślą, że im wszystko wolno.
Jestem fanem. Lubię RPG. Wspieram rynek. Kupuję szmatławego Gwiezdnego Pirata jako kolekcjoner. Czasem zastanawiam się, dlaczego oddaję pieniądze komuś, kto mnie bluzga. Może to jakaś ukryta forma masochizmu, albo też pokutuję za to, że Neuroshima jest tak marnie zrobiona, że był to pierwszy podręcznik, który sprzedałem, zamiast dostawać orgazmu z hasłem "dobre, bo polskie" na ustach? Nie wiem. Kiedyś odkryję przyczynę i Portal nie dostanie więcej ode mnie ani złotówki. A na razie niech się cieszy.
Mój stosunek z Portalem jest jak stosunek z lwem, odwołując się do starej anegdotki: niebezpieczeństwo duże, a przyjemność niewielka. Na szczęście są na świecie inni wydawcy i inne gry, stosunek z którymi jest lepszy, przyjemniejszy, a zamiast zapachu zleżałej kupy czuć fiołki. Owszem, płacę za to więcej i do tego walutą z portretami martwych prezydentów, ale mam gwarancję, że te pieniądze idą na kolejne, dobre gry, a nie na prowadzenie bloga i forum, dzięki którym można pokazać klientom, jak głęboko ma się ich w dupie.
Mój osobisty stosunek do Wydawnictwa Portal i produktów przezeń wypuszczanych określam właśnie jako normalny. Kupuję, co uznam za dobre, złych rzeczy nie kupuje, chcę być traktowany jak klient. Zdarza mi się przy tym wrazić czasem opinię na temat produkcji Portala, lepszą czy gorszą. Podoba mi się? Świetnie. Nie podoba? Mam problem.
Ostatnio na Polter.pl ukazała się recenzja, w której to autor ocieka wazeliną, pisząc o Portalu. Pomijając fakt, że tekst w tym kształcie nigdy nie powinien sie ukazać, zastanawiające jest coś innego: absolutnie bezkrytyczny stosunek autora i wyśpiewywane przez niego peany. Założę się, że innych gier poza portalowymi on nie widział. Ale to w sumie detal - podobnie postępuje jakieś 90% polskich graczy i z tą patologią się nie wygra. Szkoda tylko, że za świetne uważają oni znane im dwie gry na krzyż, gry co najwyżej przeciętne.
Bardziej interesująca jest inna sprawa: każda krytyka Wydawnictwa Portal generuje reakcje podobne do powiedzenia złego słowa o Radiu Maryja, brakuje tylko Giertycha drącego się z sejmowej trybuny. Klient, któremu coś portalowego się nie podoba, może zebrać bluzgi od, jak to kiedyś ładnie ujął Bryan, portalowych akolitów, lub - dzięki rozwojowi technik komunikacyjnych - załapać się na wzmiankę w blogu wydawnictwa.
Nie raz i nie dwa zdarzało mi się słyszeć bluzgi od Ignacego Trzewiczka. Parę interesujących maili wciąż powinienem mieć w archiwum. Oskarżał mnie już o bycie sprzedajnym recenzentem, a teraz dowiedziałem się, że jako "największy fan wydawnictwa" nie kupuje jego gier.
Szydera? Jasne, widać, słychać i czuć. Szukanie wrogów jest ostatnio w modzie, nie zdziwię się, jeśli za kolejne obsuwy i wtopy Portala odpowiadać będzie układ albo jakiś łże-fandom. Jakoś własne niepowodzenia tłumaczyć trzeba. Ale sposób, w jaki jest to robione, jest żenujący.
W normalnym kraju klienci już dawno olali by wydawcę, który potrafi ich zbluzgać na publicznym forum. Tam, gdzie jest cywilizacja, o klienta się dba. Bo za klientem idą pieniądze. U nas, jak widać, niektórzy do tego nie dorośli i myślą, że im wszystko wolno.
Jestem fanem. Lubię RPG. Wspieram rynek. Kupuję szmatławego Gwiezdnego Pirata jako kolekcjoner. Czasem zastanawiam się, dlaczego oddaję pieniądze komuś, kto mnie bluzga. Może to jakaś ukryta forma masochizmu, albo też pokutuję za to, że Neuroshima jest tak marnie zrobiona, że był to pierwszy podręcznik, który sprzedałem, zamiast dostawać orgazmu z hasłem "dobre, bo polskie" na ustach? Nie wiem. Kiedyś odkryję przyczynę i Portal nie dostanie więcej ode mnie ani złotówki. A na razie niech się cieszy.
Mój stosunek z Portalem jest jak stosunek z lwem, odwołując się do starej anegdotki: niebezpieczeństwo duże, a przyjemność niewielka. Na szczęście są na świecie inni wydawcy i inne gry, stosunek z którymi jest lepszy, przyjemniejszy, a zamiast zapachu zleżałej kupy czuć fiołki. Owszem, płacę za to więcej i do tego walutą z portretami martwych prezydentów, ale mam gwarancję, że te pieniądze idą na kolejne, dobre gry, a nie na prowadzenie bloga i forum, dzięki którym można pokazać klientom, jak głęboko ma się ich w dupie.