» Blog » System rzecz zbędna
20-11-2010 00:10

System rzecz zbędna

W działach: RPG-owo, Przemyślenia | Odsłony: 2

Wczoraj na terenie Wydziału Nauk Społecznych UG miało miejsce pierwsze "Spotkanie z Mistrzem Gry", na którym to miałem okazję opowiedzieć coś niecoś o tworzeniu własnego erpega. W toku dyskusji wypływał często jeden argument, dość charakterystyczny dla tego rodzaju rozrywki: "To wszystko zależy od graczy i mistrza gry", co można odczytać jako: "Nie ważne, co jest w systemie, bo i tak można wszystko zmienić". Fajna zasada, ale czy tak do końca?  

 

Najstarsza znana mi gra planszowa pochodzi jeszcze z czasów antycznych. Grali w nią legioniści rzymscy. Zasady proste jak konstrukcja cepa. Każdy gracz ma pionki. Pionki idą po planszy kwadratowej do przodu albo na bok. Trzeba wrogi pionek umieścić między dwoma własnymi i tak do wyczerpania sił którejś ze stron. Ilość elementów możliwych do modyfikacji mała, bo i reguł mało.

 

Szachy. Ilość zasad rośnie za sprawą różnego sposobu poruszania się figur na planszy. Można je modyfikować, można zmienić wielkość planszy, można próbować dokoptować więcej graczy, ale na tym pole manewru się kończy.

 

Kości. Znów możliwości ograniczone, ale nie aż tak bardzo, bo można zarówno operować na tym, jakimi rzucamy, w jakiej kolejności, wygrywa największy czy najmniejszy wynik, czy liczą się kombinacje etc. 

 

Karty. Ilość gier z nimi związanych jest wielka, nie ma więc zasadniczo potrzeby zmieniania zasad. O ile kojarzę kilka wariantów bardziej znanych spośród nich, to modyfikacji też za wiele nie ma. Bo i po co? Poker się nie podoba, to gramy w tysiąca albo oczko. Do wyboru do koloru.

 

Współczesne gry planszowe mogą być i są rozgrywane według "home rules", czyli zasad zmodyfikowanych przez graczy. Obecne produkcje są ciutek większe od chińczyka czy innych warcabów, stąd i pole do modyfikacji też jest szersze. Moja ekipa swego czasu zmieniła nieco działanie dyplomaty w Twilight Imperium 3. Niestety nikt nie zapisał dokładnego brzmienia zmian i potem po kosmosie latały floty z immunitetem, chociaż pierwotnie tego nie zakładaliśmy.

 

Modyfikacje zasad nie są niczym specjalnie złym. Już stareńki Labirynt Śmierci dawał takową możliwość. Nikt nie stoi nad graczem Cytadeli z batem w jednej i instrukcja w drugiej ręce. Jeśli ktoś chce, to reguły wywali do kosza i będzie się bawił po swojemu. Pełna wolność.

 

Gry RPG są szczególnym przypadkiem. Spora ilość zasad mechanicznych oraz bogato opisane światy wręcz proszą się o modyfikacje i kombinowanie. Z miasta X do Y jest Z kilometrów, po drodze masa nieopisanych wiosek. Już MG ma robotę. Gracz 1 chce wprowadzić nową rasę, co jej opis znalazł w Internecie. Raz dwa i setting zostaje wzbogacony. Nic nie stoi na przeszkodzie, by Imperium zmiecione zostało przez Chaos a front walki z nim stał na granicach Bretonii. Bo dlaczego nie?

 

Pojawia się jednak w którymś momencie pytanie, a nawet dwa. O zasadność takich działań i ich granicę. Na pierwsze odpowiedź jest prosta - co nie pasuje, to wywalamy, zmieniamy albo uzupełniamy. Autorzy też potrafią się mylić a podręczniki potrafią być dziurawe jak tłumaczenia Biblii. Mało znam osób, które w modyfikacjach sięgały dalej, jak ignorowanie tej czy innej reguły albo dorzucenie kolejnego czaru do listy.

 

Gorzej z granicą. Znajomy przedstawił mi przypadek mistrza gry, który w Legendzie Pięciu Kręgów wszystkie kobiety ustawił "tam, gdzie były w dawnej Japonii", przy okazji wywalając i zmieniając aż nazbyt wiele rzeczy. Bo taką miał wizję gry, która nie aspiruje do miana historycznej w żaden sposób. Ale się nie spodobało i poszło do kosza. Podejrzewam, że argument o tym, że przecież setting jest tak właśnie skonstruowany, że kobiety mają posiadać pozycję niejednokrotnie od mężczyzn wyższą, że takie było zamierzenie autora nie trafiłby do tegoż emga. Ale to tylko podejrzenia, w końcu faceta nie znam.

 

Wszystko zależy od graczy i prowadzącego. Skoro tak, to po co wydawać grube, pełne zasad i opisów podręczniki, jeśli wola jednego człowieka wywala je wszystkie do kosza? Bo ma inną wizję? Oczywiście, śmiało. Ale negując to, jaki ten system jest albo chciałby być zarazem neguje się pracę, jaką weń włożono. W Wolsunga można grać bez efektownych pościgów, ucieczek, pojedynków albo wręcz rzucić się na konwencję dark i urządzić sobie poszukiwania Wielkiego Przedwiecznego na ulicach Lyonesse. Tylko dlaczego w takim razie nie wziąć Zewu Ketulu i w niego pograć? Bo nie ma tam elfów z karabinami i mechanicznych smoków?

 

Padł wniosek, by zamiast erpegów jako takich wydać dwie książki: Jak zrobić swoją grę, tom pierwszy dla mechaniki i drugi dla settingu. Skoro bowiem wszystko zależy do gracza i mg, to w sumie po co się zbędnie rozpisywać i wycinać biedne drzewa?

PS: Zauważyłem, że w dyskusji nad jakimś systemem często nie ocenia się samej gry, skoro bowiem "wszystko zależy od graczy i mg", to z Warhammera zrobimy komedię. To, że takie podejście wypacza nieco dyskusję i sprawia, że nie mówi się o grze, jeno o tym, jak prowadzić i patrzymy na konia pod kątem tego, jakim jest bocianem, to mało kto dostrzega.

Komentarze


Salantor
   
Ocena:
+1
@slann
"Granie nie mroczniaste jest uznawane za dziecinne, a dla młodych niezbyt zwykle dojrzałych mężczyzn to straszna obraza"

Zależy kiedy. Dawno temu uważałem, że DeDeki są dla dzieci i tylko Bardzo Poważny Młotek jest tru i w ogóle fajny. A potem minęło parę lat i przekonałem się, że to nie do końca tak. Zresztą stereotypowo nie jest tak, że młodzi są heroiczni a starsi mroczni? Czy mi się stereotyp pomylił?

@Kot
"Jak dla mnie, zwykle jest to najważniejsza zasada i jedyna, której przestrzegam absolutnie (a przynajmniej staram się)."

Jak wiele do tej pory zasad wywaliłeś z jednej gry? Ćwierć, połowę? Znacznie więcej? A może tylko drobny kawałek? Wywalałeś fragmenty mechaniki czy opisu świata?
20-11-2010 21:10
kaduceusz
   
Ocena:
+1
> Są inne drogi dostosowywania pod własne preferencje niż kupowanie podręcznika do systemu i korzystanie z 4-5 reguł stamtąd, a resztę wywalanie i wstawianie własnych. Po co wtedy kupować podręcznik?

Nie rozumiem, w czym Ci wadzi, że ktoś wykorzystuje 1% z zakupionego podręcznika, a resztę przerabia lub olewa. Jego kasa, jego wizja, jego sprawa. Jego i jego ekipy.
22-11-2010 09:23

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.