» Blog » O parytetach
22-11-2009 22:25

O parytetach

W działach: Blog, Takie tam gadanie | Odsłony: 6

Wczoraj ruszyła akcja zbierania podpisów pod przygotowanym przez Kongres Kobiet Polskich projektem ustawy wprowadzającej parytety na listach wyborczych. Uzbieranie odpowiedniej liczby podpisów jest tylko kwestią czasu: poparcie dla pomysłu w społeczeństwie jest duże, wspierają je liczne autorytety (których stanowisko w wielu innych sprawach jest mi bliskie), stojąca za nią grupa jest liczna i zdeterminowana. Również politycy z niemal wszystkich stron scen politycznej wyrażają wstępne poparcie.

A jednak nie sprzyjam tego typu pomysłów. Czemu? Czyżbym był tchórzliwym samcem, obawiającej się kresu męskiej dominacji? Albo też mizoginem, chyłkiem obcierającym z niedogolonego podbródka stróżki śliny na widok tych wszystkich dziewcząt, które nigdy nie były mną szczególnie zainteresowanej? Jeden ze znajomych, w wolnym czasie nurzających się w czerwonych prawdach Krytyki Politycznej, wyzwał mnie nawet od Ziemkiewiczów. I rzeczywiście, moje wnioski w niektórych kwestiach zbieżne są z rozumowanie bandy skrajnych oszołomów. Czy to źle? Być może, nie wiem tylko, w jakim świetle stawia to owego znajomego.

Prawda jest taka, że moja krytyka parytetów i kwot wynika z liberalnego (w europejskim znaczeniu) światopoglądu. Postaram się więc krótko rozrysować, jak widzę problem, oraz odnieść się także do artykułu Szermierek Parytetów, Magdaleny Środy i Kingi Dunin: tutaj.

1. Dyskryminacja kobiet

Dyskryminacja kobiet, oczywiście istnieje, i nie jest tylko delikatną niedogodnością, jak twierdzą często prawicowi publicyści. Kobiety zarabiają statystycznie znacznie mniej niż mężczyźni na tym samym stanowisku i o tych samych kwalifikacjach. Społeczeństwo notorycznie stawia je w gorszej sytuacji: podczas gdy chłopców wychowuje się do wyższych i odpowiedzialnych celów (bohater, żołnierz, a przynajmniej ojciec i łaskawy żywiciel domu), na dziewczynki czeka jedynie seria obowiązków: dom, rodzina, dziecko. Kobieta ma słuchać i przestrzegać narzuconych reguł. Młody amant jest zawadiackim, budzącym podziw wujków bohaterem, dziewczyna o intensywnym życiu osobistym w najlepszym razie "źle się prowadzi", w najgorszym – jest szmatą niewartą dobrego słowa. Kobiety dyskryminowane są także w polityce – najczęściej traktowane z pobłażaniem asystentki, sympatyczne buzie do umieszczenia na plakatach, rzadko mogą podejmować samodzielne decyzje.

2. Kobiety nie są gorsze

Kobieta zasadniczo różnią się tym, że ma inny od mężczyzn zestaw genitaliów i innego takiego biologicznego stuffu. Z lewej strony sceny politycznej często słyszy się, że różnice między zdolnościami płci w różnych dziedzinach są (poza tymi najbardziej fizycznymi, np. bieganie) wynikiem kulturalnego uwarunkowania. Z prawej zaś strony mam np. Korwina, na którego można zawsze liczyć, o ile chcemy usłyszeć coś zabawnego: często wymykają mu się stwierdzenia, które możemy sprowadzić do prostego: "kobiety są głupie i nie nadają się w tych i tych zawodach".

Jaka jest prawda? Trudno mi to stwierdzić. Z jednej strony, rzeczywiście wśród genialnych matematyków mniej widuje się kobiet, z drugiej, nie chciałbym sprzeczać się z badaniami twierdzącymi, że dobrze uczone dziewczynki osiągają takie same (albo i lepsze – ot, pułapka równościowych twierdzeń) wyniki od chłopców. Jakakolwiek by jednak prawda nie była, nie ma ona wpływu na kwestię parytetów. Wynika to z faktu, że statystyczne wskaźniki nijak przekładają się na jednostkowe osiągnięcia. Załóżmy więc, że mężczyźni mają lepsze predyspozycje do boksu (większa masa mięśniowa, agresywne hormony itd.). Czy jednak żeńska reprezentacja Północnych Bielan w boksie nie rozniesie na kawałki dziesięciu przypadkowych konwentowiczów? Być może, statystycznie, więcej mężczyzn ma inżynierskie talenty, ale nie znaczy to w żadnym wypadku o jakości tego konkretnego inżyniera lub inżynierski.

Te banalne – nie zaprzeczam – wnioski pozwalają dostrzec, że znaczna część dyskursu poświęconego parytetowi nie ma żadnego sensu. Odpadają oczywiście stękania zakompleksionych prawicowców, odpadają także dumne twierdzenia lewicowych zwolenników proponowanego systemu. W radiu nasłuchałem się wypowiedzi, tak autorytetów, jak i pytanych na ulicy przechodniów podpisujących się pod ustawą, o wyższym wykształceniu współczesnych kobiet, o ich zdolnościach do kompromisu i rzeczowej dyskusji, o "kobietach łagodzących obyczaje". W rzeczywistości jednak wybieramy nie jakieś mityczne, skonstruowane na podstawie statyki kobietoboty i mężczyznoboty, a żywych, realnych gości i gościówy. To owe konkretne osoby mogą być dobrze wykształcone albo i źle wykształcone, łagodzące obyczaje albo i kłótliwe. Wszystko to, w pełnym wachlarzu rozpiętości, występuje u każdej z płci.

Na marginesie napomknę jeszcze, że rządzenie nie przypomina konstruowania mostu, wymagającego bardzo konkretnych umiejętności. Choć nie zgodzę się ze skrajnymi stwierdzeniami, że politykom wystarczą wyłącznie kwalifikacje moralne, to na pewno zestaw zalet potrzebnych politykom jest tak szeroki, że próba obiektywnego podziału na "lepszych" i "gorszych" polityków na podstawie umiejętności jest skazana na niepowodzenie.

3. Równość, albo brak kategorii biologicznych w prawie

" Ciekawym przypadkiem jest Francja, która najpierw wprowadziła w 1982 roku zapis, dotyczący tego, że na listach wyborczych nie mogło się pojawić więcej niż 75% przedstawicieli tej samej płci, potem zapis ten został zakwestionowany jako niezgodny z konstytucją, która zabrania dzielenia suwerennego narodu na przedstawicieli różnych płci. Trzeba więc było zmienić konstytucję, co stało się roku 1999."cytat z artykułu

No właśnie. Parytet dlatego wzbudza opór nielicznych rodzimych liberałów, ponieważ narusza podstawowe zasady funkcjonujące w społeczeństwie. Przez długie dekady ruchy emancypacyjne, abolicyjne i równościowe dążyły do zniesienia biologicznego uwarunkowania praw człowieka. W krajach cywilizowanych udało się to już z murzynami (mają równe prawa), niewiele brakuje, by udało się to z kobietami (pozostają kwestie wieku emerytalnego i urlopów macierzyńskich – np. rodzic dowolnej płci powinien mieć możliwość opiekowania się dzieckiem), prędzej czy później doczekamy się równości dla homoseksualistów (niby z jakiej racji małżeństwo ma stanowić związek akurat dwóch konkretnych, odmiennych płci). Ta ostatnia kwestia jest tu idealnym przykładem. Z prawej strony słyszy się często: "a co oni dają społeczeństwu? Nie należą im się ulgi które przysługują "zwykłym" rodzinom, wychowującym dzieci". W rzeczywistości, jeżeli uznamy, że państwo powinno wspierać rodziców, wystarczy wprowadzić fory dla (dowolnych!) par wychowujących dzieci. Zamiast więc prawa które daje przywileje oparte na płci ("o, mamy lepiej, bo jesteśmy parą heteroseksualną") mamy prawo oparte na rzeczywistych sprawach ("państwo pomaga nam, bo mamy dzieci").

Czy takie prawo nie jest piękną sprawą? Teraz, w XXI wieku, tak niewiele brakuje już, byśmy dorobili się prawa, które rzeczywiście traktuje wszystkich obywateli tak samo, niezależnie od narodowości, płci, orientacji, koloru skóry. Niestety, wraz z parytetami kategorie biologiczne znowu wracają do systemu prawnego. W dobrej zapewne wierze marnuje się piękne osiągnięcie, znowu wrzucając mnie do szufladki "heteroseksualny, biały mężczyzna", traktowany inaczej od "homoseksualnej, skośnookiej kobiety". Bez sensu.

4. Do czego państwo się nadaje, a do czego się nie nadaje

Państwo w mojej wizji to taki sztuczny twór, który tworzymy sobie jako gwarant pewnej stabilizacji, narzędzie do realizacji ogromnych celów (budowa dróg, armia). Składamy się na owego naszego stworka, przestrzegamy kilku reguł (które dla każdego obywatela powinny być takie same), wybieramy przydupasów, którzy w naszym imieniu zarządzają tym wszystkim i nudzą się na dyplomatycznych bankietach. Państwo nie służy do wychowywania obywateli: to obywatele kształtują liberalne państwo. Działalność w drugą stronę to już tyrania, rządy państwa, a nie obywateli. Jestem zwolennikiem życia w czystości, ale nie będę wykorzystywał publicznej kukiełki zwanej państwem, by zmusiła mojego sąsiada do porządków w piwnicy. Jeżeli zechcę go do tego nakłonić, po prostu pójdę i spróbuję przekonać go do mojej wizji. Podobnie uczynię, gdy będzie on palił za dużo papierosów. Albo jeżeli uznam, że jego wizja świata jest delikatnie spaczona przez uwarunkowania kulturowe. Państwo ma oczywiście prawo interweniować w przypadku łamania prawa (np. rasistowskiego ataku) – nie dlatego, że jest on rasistowski, a dlatego, że jest atakiem (fizycznym czy choćby psychicznym) na innego obywatela.

Chęć wprowadzenia do polityki (do tej pory zdominowanej przez kiepskich ludzi płci męskiej) właściwych ludzi niezależnie od ich płci jest mi bliska. Ba, nawet wprowadzenie na listę równo 50% kobiet, choć bardzo toporne i prymitywne, można uznać za jakiś krok w tym kierunku. Nie uważam jednakże, by państwo, owa kukiełka, mogła narzucać dobre obyczaje. Po prostu nie do tego ono służy i nakaz wrzucania na listę kandydatów takiej a takiej płci zupełnie mija się z moją wizją państwa.

5. Czemu politycy nie bronią się przed parytetem

Jeżeli wczytać się w pisma prof. Środy, łatwo odszukać akapity komentującą rzekomo negatywny stosunek mężczyzn do jej działalności. "Oni chcą bronić swoich interesów, ta męska szajka, trzymająca się razem" – zupełnie się z tym nie zgodzę. Koronnym przykładem na to jest umiarkowany entuzjazm, jaki spotkał idee Kongresu Kobiet wśród polityków. W rzeczywistości politycy nie przejmuję się zbytnio władzą rodzaju męskiego nad krajem. Każdy walczy o swoje. Siła wzajemnej nienawiści między Donaldem a Kaczorem jest daleko większa niż jakaś tam niewielka pogarda dla płci przeciwnej. Polityk który przegra, jest zupełnie skończony, nawet, jeżeli jego następca także jest mężczyzną.

Parytet, prymitywny, przymusowy środek leczący objawy dyskryminacji w obecnym systemie nie przyniesie żadnych skutków. PO, parta rządzą tak krajem, jak i większością samorządów, uwzględniała kobiety na swoich listach już w przeszłości. Czy doszło do przełomu? Czy rzeczywiście pozycja kobiet w polityce poprawiła się? Nie. Po wprowadzeniu parytetów politycy dopchają listy kolejnymi sympatycznymi buziami, które nie będą dla nich żadnym zagrożeniem.

Jeszcze inną kwestią jest istnienie polityków i działaczy naprawdę wyczulonych na sprawy kobiet, spijających wszelkie słowa Magdaleny Środy, naprawdę lojalnych i mądrych gości. Oni jednak się nie liczą. Nie są kobietami.

6. Grande Finale

Jeżeli mam podsumować swoje tezy w jednym zdaniu, to parytety nie są dobrym pomysłem, gdyż naruszają świetną zasadę równości wobec prawa niezależnie od biologicznych uwarunkowań, starają się wprowadzić dobry zwyczaj mocą państwa, nie rozwiążą żadnego problemu, opierają się na tezie o wyższości jednej płci nad drugą. Kobiety prędzej czy później wejdą do polityki. Mają odpowiednie kwalifikacje, jesteśmy też świadkami szybkich zmian w kulturze, które być może niedługo zniosą płciowe uprzedzenia. Z dyskryminacją oczywiście trzeba walczyć, bo wciąż potrafi nagle wyskoczyć i utrudnić nam (mi przecież czasami też!) życie, ale sposobami zupełnie, zupełnie innymi, bardziej delikatnymi.

I na koniec ustosunkuję się do artykułu:

" To teraz wybiera się polityków ze względu na płeć! Tradycyjnie i zgodnie ze stereotypem, na listach wyborczych umieszcza się mężczyzn i to niezależnie od ich kwalifikacji."

To istotna kwestia. System list wyborczych tworzonych przez partyjnych liderów sprawia, że często wybierać musimy spośród cieniasów, którzy odpowiednio przysłużyli się partyjnemu liderowi. Jednostki niezależne mogą owego miejsca nie dostać. Problem jednak nie dotyczy płci sensu stricte, a raczej ogólnej ordynacji. Równie dobrze można stwierdzić, że na listach niedoreprezentowane są osoby młode czy bezpartyjne.

"Tymczasem to kobiety w Polsce są lepiej wykształcone, bardziej odpowiedzialne, skupione na konkretnych problemach a nie na własnych ambicjach."

Myślę, że żadna płeć nie jest lepsza od drugiej, a nawet jeżeli jest, to i tak statystyka nie przekłada się na jakość tych kilku (najwybitniejszych?) jednostek.

" Obecnie sprawy większości kobiet (zdrowie reprodukcyjne, opieka okołoporodowa, przemoc, polityka prorodzinna, kwestie alimentów) są marginalizowane, bo nie interesują posłów."

Tak samo jak sprawy nauki (też działalności zdominowanej przez mężczyzn!) czy sprawy systemu emerytalnego, który niedługo się zawali. To kiepska jakość posłów, a nie ich płeć, przekłada się na ich znikome zainteresowanie prawdziwymi problemami.

" Nieprawda, to dotychczasowy system dyskryminuje kobiety, naruszając zasadę równości. Kwoty, przeciwnie, są skutecznym narzędziem urzeczywistniania równości. Wszak w naszym społeczeństwie ponad 50% to kobiety, które nie mają dostatecznej reprezentacji."

System prawny, który nie rozróżnia obywateli na podstawie płci, i będzie dobrze wprowadzony, nie będzie dyskryminował ani kobiet, ani mężczyzn. Natomiast zupełnie nie rozumiem, na jakiej podstawie biologiczne uwarunkowania społeczeństwa mają przekładać się rządzących. Mamy w społeczeństwie 2% osób homoseksualnych – czy to oznacza, że w Sejmie powinno znaleźć się 9 posłów takiej orientacji? Zupełnie nie widzę związku.

" Nieprawda, to bez kwot wolność wyboru jest ograniczona. Mechanizm kwotowy wolność poszerza, bo możemy wybierać nie tylko między mężczyznami, którzy są tradycyjnie nominowani przez innych mężczyzn, ale również między nimi a kobietami, które nigdy nie znalazłyby się na listach wyborczych gdyby nie mechanizm kwotowy."

To, że partyjni liderzy będą teraz musieli konstruować listy według jakiegoś klucza, niczego nie zmienia. Jak długo będą to ci sami partyjni liderzy promujący swoich podopiecznych, wybór będzie ograniczony do cieniasów obu płci.

" Im więcej kobiet w polityce tym mniej awantur, ambicji i rywalizacji."

A im więcej kobiet na drogach, tym bardziej niebezpiecznie. That's sexist, dude!

" Mówią ci: Kobiety nie mają czasu na politykę, bo wolą macierzyństwo. Nieprawda. Jest mitem przekonanie, że kobiety nie garną się do polityki."

Według mnie się nie garną, tak samo jak nie garną na studia inżynierskie. W dużej części jest to wynikiem dyskryminacji. Pani Profesor, dyskryminacja istnieje i wpływa na wybory tak kobiet, jak i mężczyzn! Dopóki dyskryminacja istnieje, dokopywanie kobiet siłą do środka nie zmieni całości sytuacji.

" Demokracja ma charakter reprezentatywny, dlaczego kobiety, tak różne od mężczyzn, dają się przez tych ostatnich reprezentować?"

Badania pokazują, że poglądy na różne sprawy nie wahają się tak bardzo w zależności od płci czy orientacji. Konserwatywna wyborczyni PiS w poglądach jest znacznie bliżej innego wyborcy tej partii niż lewicującej socjalistki. Podobnie jest z gejami – ich poglądy polityczne w zdecydowanej większości spraw nie odbiegają od reszty społeczeństwa (znacząca różnica występuje w przyzwoleniu na związki jednopłciowe, ale to rośnie wśród wszystkich osób znających osoby homoseksualne, niezależnie od ich orientacji). To nie geje więc są za związkami, a po prostu osoby, które wiedzą, o czym mówią.

Ostatni kawałek, wymieniający podobne rozwiązania wprowadzone w innych krajach, jest dla mnie zupełnie bezsensowny. Mama zawsze mówiła mi: "a jak twój kolega skoczy, to ty też?...".

I to by było na tyle. Wiecie już co sądzę na temat parytetów i dlaczego jako liberał nie podpiszę się pod projektem ich wprowadzenia. Czas więc włączyć Babel, kolejny film z cyklu "ile filmów z Bradem Pittem i Cate Blanchett można obejrzeć w jeden weekend choroby?".




Komentarze


Szept
   
Ocena:
0
Polemicznie i nie tylko, za to dłuugie :)
http://szept.polter.pl/,blog.html? 7751
24-11-2009 00:19
Repek
    @Re
Ocena:
0
@Sethariel
No, o tym imho pisałem w drugiej części komcia. Kulturowo kręci nas to, co bardziej dynamiczne, szybsze itp. itd. Wystarczy wspomnieć maksymę olimpijską. Ja tu nie szukam na siłę jakiejś chorej nierówności, bo to akurat bardzo piękny sposób, w jaki kobiety i mężczyźni mogą się różnić.

Ale, by to było piękne, warto doceniać sport kobiecy w kontekście jego ograniczeń i możliwości [a nie w odniesieniu do sportu męskiego].

To nie jest proste, przyznaję. Sam oglądałem mistrzostwa piłkarek trochę jako ciekawostkę [także językową, ludzie z Eurosportu świetnie pokazali, na czym polega poważnie rozumiana poprawność polityczna i językowa]. Nie to tempo, nie te umiejętności. Ale po 3-4 meczach zacząłem patrzeć na całość wydarzenia w innym kontekście i bawiłem się świetnie. I to nie tylko dlatego, że w piłce kobiecej Niemki rozjeżdżają wszystkie nacje. :)

--

@Szept
Nie zgadzam się z Tobą. Dokonujesz też bardzo wielu przekręceń i nadużyć w argumentacji [np. przekręcając postulaty "drugiej strony" - flagowy przykład, to mylenie/używanie wymiennie określeń "tak samo" i "równo"].

Nasze postrzeganie rzeczywistości jest tak odmienne - już podobną dyskusję toczyliśmy kiedyś na forum - że nie widzę płaszczyzny do rozmowy, a co dopiero do porozumienia. Tak czy siak - dzięki za wypowiedź.

Pozdrówka!
24-11-2009 00:58
Karczmarz
    Hmmm
Ocena:
0
@Młody amant vs źle się prowadząca szmata

To chyba działa daleko dalej niż w kwestiach samej seksualności. Np. jeśli facet za wszelką cenę stara się postawić na swoim to powiesz "stanowczy" "bezkompromisowy" itp. jak kobieta nie dopuszcza innych do głosu i powtarza swoje to powiesz "wredna suka" :P

Swoją drogą może to się bierze z tego, że na kobiety jest więcej określeń pejoratywnych? Suka, szmata, dziwka itp. Część z nich (dwa pierwsze) to nawet całkiem powszechne i niemal intuicyjne zwroty (przez intuicyjne mam na myśli iż np. w mojej głowie się pojawiają same z siebie, wcale nie wymagając odemnie złej woli, czy jakiś negatywnych emocji - w ogóle słowo np. "suka" nie wzbudza we mnie żadnych emocji, jest neutralne).

Zaś na facetów czy mamy takie typowo pejoratywne określenia, które były by naturalne? Kutas? Chuj? No sorry, o ile wyobrażam sobie by ktoś powiedział w towarzystwie "ale ta baba z dziekanatu to suka" o tyle trudno mi wyobrazić sobie by w powszechnym języku bez skrępowania powiedzieć "ten facet w autobusie to jakiś kutas".

Brakuje mi negatywnych określeń dla mężczyzn, a że takich określeń w stosunku do kobiet jest sporo to cóż - prosta kalkulacja, z czasem wychodzi że łatwiej kobietom przykleić negatywne łatki.

Jeśli Paniom Środzie i Dunin zależy na większej ilości kobiet w polityce niech wymyślą jakiś potoczny wulgaryzm dla mężczyzn :P
24-11-2009 10:30
~Gol

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+4
Parytety w Polsce są potrzebne, polska polityka opiera się głównie na partiach założonych przez kilku ,,kolegów", którzy nie umieszczają na listach wyborczych kobiet.
Nikt nie mówi by 50% posłów to były kobiety/mężczyźni ale o tym by mogli być posłami, czyli byli umieszczani na listach wyborczych.

Taki stan jaki mamy w Polsce można porównać do Australii, tam aborygeni dostali wolność głosowania ale bez zmian kulturowych, co sprawiło, że nie mieli szans dostać się do parlamentu.
24-11-2009 15:48
~Gol

Użytkownik niezarejestrowany
    Sorry za 2 post
Ocena:
+4
@Karczmarz co piszesz to przykład właśnie takich stereotypów, ale twoje osobiste odczucia na temat słowa "suka" można, z analizować myślą koncepcji ,,normatywnych mocy warunków zastanych". Czyli uznawania, że własne środowisko jest ,,normalne" i ono pokazuje nam normy moralne. Więc jeśli w czyimś środowisku zabicie kogoś jest normalne to uznaje się to za normę.
Przykro tylko patrzeć, że obraźliwe epitety względem kobiet mogą spowszechnieć i stać się w niektórych środowiskach normą.
24-11-2009 16:21
   
Ocena:
+2
Najpierw parytety na listach wyborczych, potem może obowiązkowy parytet w parlamencie. Co na końcu? Parytety w kopalniach?

O miejscu na liście wyborczej, czy o wykonywanym zawodzie powinny decydować kompetencje, a nie płeć danej osoby.

Faktem jest to, że do wykonywania jednych zawodów lepiej nadają się faceci, a do wykonywania innych kobiety.


24-11-2009 16:24
Scobin
   
Ocena:
+1
Podrzucę jako ciekawostkę, może się komuś przyda: prof. Bogdan Wojciszke w wywiadzie dla "Polityki" (dodatek psychologiczny bodaj z zeszłego roku) mówił, że kobiety na stanowiskach związanych z władzą (kierowników, polityków) sprawują się (statystycznie) równie dobrze jak mężczyźni. Co prawda mają niższą motywację do samego zajmowania takich stanowisk, ale jeżeli już na nich są, to radzą sobie podobnie jak faceci.
24-11-2009 16:48
Andman
   
Ocena:
0
Karczmarz, podrzucę Ci umiarkowane pejoratywne określenie mężczyzny: buc.
24-11-2009 17:36
Repek
    @Andman
Ocena:
0
Trzeba uważać: w Krakowie to mocne określenie bardzo. :)

A co do pejoratywnych określeń kobiety, to sam źródłosłów jest mało miły i to się niestety ciągnie. Trochę jako samo spełniająca się przepowiednia.

Pozdrówka
24-11-2009 18:43
Karczmarz
    Hmmm
Ocena:
0
@Scobin
że kobiety na stanowiskach związanych z władzą (kierowników, polityków) sprawują się (statystycznie) równie dobrze jak mężczyźni

Pytanie: jak mierzy się jakość pracy na kierowniczym stanowisku? Rozumiem w przypadku pracy typowo robotniczej gdzie w pewnym przybliżeniu można założyć, że jeśli mężczyzna w ciągu godziny robi 100 gumowych rękawic a kobieta 80, to mężczyźni są statystycznie lepsi. Ale w przypadku stanowisk kierowniczych?
24-11-2009 18:44
Scobin
   
Ocena:
0
@Karczmarz

Nie mam pojęcia. :-) Musiałby się wypowiedzieć ktoś kompetentny, ja w tym wypadku na razie ufam Wojciszkemu (choć pewnie kiedyś się tym zainteresuję i sprawdzę).
24-11-2009 18:55
Gerard Heime
   
Ocena:
0
Chyba ich oceniasz przez pryzmat wydajności zespołu.
24-11-2009 19:05
Andman
   
Ocena:
0
Lepsze chyba określenie kobieta niż niewiasta, czyli ta, która do stu nie umie zliczyć.
24-11-2009 20:27
Repek
    @Andman
Ocena:
0
Z tego co pamiętam z zajęć z etymologii "kobieta" oznaczało pierwotnie "ta, która chodzi spać/przebywa z kozami/bydłem" [czy też trzodą, coś w tym guście]. Niewiasta to tylko niewiedząca, chyba mniej upokarzające.

Pozdrawiam
24-11-2009 21:43
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
@repek
Pewna bliska mi (i Tobie, z tego, co kojarzę, też) postać spała z trzodą i raczej się tego nie wstydziła. Może więc to lepsza opcja? ; )
24-11-2009 21:52
Repek
    @Aureus
Ocena:
+1
Jeśli mówisz o córce Bogini, to tak, rzeczywiście. :P

Pozdrówka
24-11-2009 21:58
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
0
@ Karczmarz:
Ja do andmanowego buca dorzuciłbym jeszcze takie określenia jak "ćwok" czy "palant", w mojej okolicy funkcjonuje też "łoś", ale w innych się z tym nie spotkałem.
25-11-2009 09:15
Repek
    @AdamWaskiewicz
Ocena:
0
Łoś funkcjonuje, a jakże. Jednak imho trochę bardziej w sensie "frajer" lub "cymbał", jak się coś schrzani.

Pamiętam takie hasło na murze w Lublinie: "Niszcz łosizm". :P

Pozdrówka
25-11-2009 12:42
Andman
   
Ocena:
0
A kobieta to czasem nie ta, która usługiwała do biesiady?

PS. Rince, uważasz Ziemkiewicza za skrajnego oszołoma?
25-11-2009 13:19
Repek
    @Andman
Ocena:
0
Nie wiem, może są różne źródłosłowy, choć ten, o którym piszesz, wydaje mi się wtórny. Tym bardziej, że mężczyzna to był ten, który posługiwał się narzędziami [afair].

Pozdro
25-11-2009 13:43

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.