12-05-2011 01:56
Z pamiętnika Piknika
W działach: Piłka nożna, Życie jest nowelą | Odsłony: 1
Z pozdrowieniami dla Puszona i Krakonmana
Na fotce obok, sektor E, czyli trybuna Pikników
Piłkarski sezon 2010/11 powoli dobiega końca. Zostały jeszcze jakieś Ligi Mistrzów, ale na polskim podwóreczku zabawa w wygrywanie ekstraklasy nieubłaganie zbliża się do kresu. Ten może nastąpić już w najbliższy weekend, gdy Wisła zagra derby z Cracovią. Być może już od piątku – jeśli Jagiellonia wtopi – będziemy świętować majstra. Jeśli nie – cóż może być przyjemniejszego niż wygrać w derby, świętować odzyskanie tytułu i dodatkowo pomóc rywalowi zza miedzy w nieutrzymaniu się w lidze?
Na Reymonta 22 tytuł będzie świętowany 29 maja, gdy podejmiemy Polonię. Mnie na R22 pewnie wtedy nie będzie (obowiązki rodzinne w Lublinie), więc najbliższa niedziela będzie dla mnie faktycznym końcem sezonu Piknikowego.
I to jest dobry moment, by sobie ten Piknikowy sezon podsumować.
Jak się bawicie? Pikniki, jak się bawicie?
Na ukończonym w połowie stadionie Wisły trybuny dzielą się – tak z grubsza – na G i E. G to sektor fanatycznych ultrasów, którzy prowadzą doping. Siedzą za bramką i bez przerwy coś intonują. Dzięki nim stadion żyje. Trybuna E – ta wzdłuż bocznej linii boiska – mieści w sobie sektor rodzinny (na Wisłę przychodzi mnóstwo dzieciaków, klub to wspiera), trybunę dla VIP-ów oraz kilka sektorów dla dość aktywnych kibiców, którzy często uczestniczą w masowym odśpiewywaniu haseł podrzucanych przez sektor G. Ogólnie jest to jednak, tak zwana, trybuna Pikników. Czyli tych gorszych kibiców, mniej wiernych, których szaliki są mniej czerwono-niebieskie, a gwiazda na nich jakby mniej biała.
Za to można tu spotkać piłkarzy nie łapiących się do składu czy trenerów innych zespołów. Jesienią na przykład pojawił się tam Jacek Zieliński, wtedy jeszcze trener Lecha, który znalazł się na wylocie za słabe wyniki. Życzyłem mu, żeby się "nie dawał", bo to naprawdę niezły trener. Uśmiechnął się tylko i wziął sobie chyba do serca moje słowa, bo za tydzień czy dwa Wisła dostała w Poznaniu lanie 1:4.
Na pierwszy mecz poszliśmy z Puszonem 17 września zeszłego roku. Wisełka grała z Koroną, skończyło się na 2:2. Ale prawdziwym Piknikiem poczułem się dopiero 3 kwietnia 2011, gdy niemiłosiernie wysmażyliśmy się na słońcu podczas meczu z Jagą. To był prawdziwy piknik, mecz nudny jak flaki z olejem, ale i miłe piwko po meczu z Puszonem i jego Ewą. Na miasteczku AGH (które sąsiaduje ze stadionem) wszędzie palono grille, więc tylko plaży i wody brakowało do pełnego obrazka.
Sektor G jednak się tym nie zrażał i śpiewał bez przerwy. Na koniec zaś zaintonował hasło "Jak się bawicie, pikniki, jak się bawicie?" Otrzymał brawa. Zasłużone. Zawsze, jak mecz jest nudny, można popatrzeć na to, co dzieje się na G lub ponucić pod nosem "Wisła to jest potęga, Wisła najlepsza jest…"
Nie zawsze jest czerwono-niebiesko
Najgorsze mecze tego sezonu to nie były wbrew pozorom wtopy z Podbeskidziem Bielsko-Biała i Górnikiem Zabrze.
W przypadku tego pierwszego przynajmniej można się było przekonać, że ma się znajomych z Bielska i Białej, którzy dopingują Podbeskidzie. Tutaj pozdrówka dla Llewelyna_MT. Ten drugi będę miło wspominał, bo zabrałem na niego w ramach prezentu imieninowego swojego staruszka. Bez ojca pewnie nigdy bym piłką się nie interesował. A on, gdyby wiedział, jak bardzo mnie ten sport wciągnie, pewnie dwa razy by pomyślał, zanim w wieku pięciu czy sześciu lat kopnąłby ze mną pierwszy raz piłkę. Wisła dostała od Górnika dwa gole, a cały mecz – dokładnie od gwizdka do gwizdka, magia! – lało jak z cebra. Ale że ekipa grała bardzo dobrze i ambitnie, mecz zaliczam do najlepszych w sezonie.
Bo najgorsze dla Piknika nie są mecze przegrane. Najgorsze są te, w których: a/ nic się nie dzieje; b/ temperatura spada poniżej zera. Takie jak ze Śląskiem, 1 października 2010. Zero goli (JEDYNY taki mecz Wisły w sezonie!), zero emocji. A nazajutrz przeziębienie. Oraz nauczka: nakładaj późną jesienią na Piknik kalesonki i podwójne skarpetki.
Atrakcje dodatkowe
Życie Piknika jest pełne miłych rytuałów.
Piwko przed meczem i po, na powietrzu lub w knajpce. Typerek przed każdym meczem z kumulującą się stawką, który ożył, gdy dołączył do nas Krakonman (niestety, kontuzjowany, w przerwie między rundami poddał się zabiegowi – zdrówka, Krakonie!). Krakowski precel lub dwa w przerwie spotkania. Małe przyjemności.
Można też pośmiać się z dorosłych ludzi, którzy cierpią z powodu zakazu palenia w miejscach publicznych. Takiego stężenia dymu w kiblach nie widziałem od czasów głębokiej podstawówki.
Piknik's pride
W środę, 11 maja, Wisła grała z Lechem, wciąż jeszcze aktualnym mistrzem Polski. Przed spotkaniem wszystkich obiegła wieść, że nie będzie dopingu. Ultrasi z sektora G pokłócili się z klubem o oprawę meczu. Mieli jakiś transparent, którego treść – o ile mi wiadomo trochę obrazoburcza – nie przypadła do gustu komuś z TS Wisła. Zatem: na początku zaśpiewali "Piłka nożna dla kibiców" i umilkli. 17 tysięcy ludzi i cisza na czymś, co mogło być meczem sezonu – to robi naprawdę przygnębiające wrażenie.
Lech grał nędznie, jakby nie chciał wygrać. Wiśle na wygranej nie zależało, bo i remis dobry. Nuda totalna, a do tego cisza i marazm. Nawet precel w przerwie jakiś sucharowaty.
I wtedy Pikniki pokazały klasę. Po przerwie zaczęły się śpiewy na naszym, "gorszym", mniej tró wiślackim sektorze. Oczywiście nie tak głośne i nie tak dobrze zorganizowane jak na sektorze G, ale w końcu można było poczuć, że coś się dzieje. Że kibice wspierają zespół. Odpowiedzią były gwizdy, wyzywanie od frajerów, łamistrajków i okrzyki "Wisła to my!" To ostatnie jest jednym z najbardziej bucowatych haseł, jakie padają na stadionach. A na dłuższą metę pokazuje totalny brak dystansu kibiców do samych siebie. Ale coś takiego szybko obraca się przeciwko bufonom...
Po chwili zaczęła się regularna wymiana haseł ("Idźcie do domu!") i gwizdów z obu stron. W końcu sektor G zaśpiewał prowokacyjnie: "Jedźcie na wyjazd! Jedźcie na wyjazd!". Po czym nastąpił diss sezonu, gdy sektor E odśpiewał: "Jak się jeździło, to was na świecie nie było!" PWNED. Tak to jest, gdy komuś się wydaje, że świat kręci się wokół niego, a dla ludzi z zewnątrz jest to często dziecinne i żałosne.
Schodzący z murawy ulubieniec kibiców, Patryk Małecki (na którego zresztą wpadłem kiedyś na osiedlu w spożywczaku), to w stronę sektora E bił brawo i wskazywał na godło Wisły na piersi. A po meczu, po raz pierwszy w sezonie, zespół podszedł także do naszej, gorszej, mniej tró trybuny i zaintonował "Mistrz! Mistrz! Nasz TS!"
Pikniki dały radę. Fajnie będzie Piknikować i w przyszłym sezonie. Może w końcu w Lidze Mistrzów…?
EDIT PS. Polecam komentarze innych Pikników pod tym artykułem.

Na fotce obok, sektor E, czyli trybuna Pikników
Piłkarski sezon 2010/11 powoli dobiega końca. Zostały jeszcze jakieś Ligi Mistrzów, ale na polskim podwóreczku zabawa w wygrywanie ekstraklasy nieubłaganie zbliża się do kresu. Ten może nastąpić już w najbliższy weekend, gdy Wisła zagra derby z Cracovią. Być może już od piątku – jeśli Jagiellonia wtopi – będziemy świętować majstra. Jeśli nie – cóż może być przyjemniejszego niż wygrać w derby, świętować odzyskanie tytułu i dodatkowo pomóc rywalowi zza miedzy w nieutrzymaniu się w lidze?
Na Reymonta 22 tytuł będzie świętowany 29 maja, gdy podejmiemy Polonię. Mnie na R22 pewnie wtedy nie będzie (obowiązki rodzinne w Lublinie), więc najbliższa niedziela będzie dla mnie faktycznym końcem sezonu Piknikowego.
I to jest dobry moment, by sobie ten Piknikowy sezon podsumować.
Jak się bawicie? Pikniki, jak się bawicie?
Na ukończonym w połowie stadionie Wisły trybuny dzielą się – tak z grubsza – na G i E. G to sektor fanatycznych ultrasów, którzy prowadzą doping. Siedzą za bramką i bez przerwy coś intonują. Dzięki nim stadion żyje. Trybuna E – ta wzdłuż bocznej linii boiska – mieści w sobie sektor rodzinny (na Wisłę przychodzi mnóstwo dzieciaków, klub to wspiera), trybunę dla VIP-ów oraz kilka sektorów dla dość aktywnych kibiców, którzy często uczestniczą w masowym odśpiewywaniu haseł podrzucanych przez sektor G. Ogólnie jest to jednak, tak zwana, trybuna Pikników. Czyli tych gorszych kibiców, mniej wiernych, których szaliki są mniej czerwono-niebieskie, a gwiazda na nich jakby mniej biała.
Za to można tu spotkać piłkarzy nie łapiących się do składu czy trenerów innych zespołów. Jesienią na przykład pojawił się tam Jacek Zieliński, wtedy jeszcze trener Lecha, który znalazł się na wylocie za słabe wyniki. Życzyłem mu, żeby się "nie dawał", bo to naprawdę niezły trener. Uśmiechnął się tylko i wziął sobie chyba do serca moje słowa, bo za tydzień czy dwa Wisła dostała w Poznaniu lanie 1:4.
Na pierwszy mecz poszliśmy z Puszonem 17 września zeszłego roku. Wisełka grała z Koroną, skończyło się na 2:2. Ale prawdziwym Piknikiem poczułem się dopiero 3 kwietnia 2011, gdy niemiłosiernie wysmażyliśmy się na słońcu podczas meczu z Jagą. To był prawdziwy piknik, mecz nudny jak flaki z olejem, ale i miłe piwko po meczu z Puszonem i jego Ewą. Na miasteczku AGH (które sąsiaduje ze stadionem) wszędzie palono grille, więc tylko plaży i wody brakowało do pełnego obrazka.
Sektor G jednak się tym nie zrażał i śpiewał bez przerwy. Na koniec zaś zaintonował hasło "Jak się bawicie, pikniki, jak się bawicie?" Otrzymał brawa. Zasłużone. Zawsze, jak mecz jest nudny, można popatrzeć na to, co dzieje się na G lub ponucić pod nosem "Wisła to jest potęga, Wisła najlepsza jest…"
Nie zawsze jest czerwono-niebiesko
Najgorsze mecze tego sezonu to nie były wbrew pozorom wtopy z Podbeskidziem Bielsko-Biała i Górnikiem Zabrze.
W przypadku tego pierwszego przynajmniej można się było przekonać, że ma się znajomych z Bielska i Białej, którzy dopingują Podbeskidzie. Tutaj pozdrówka dla Llewelyna_MT. Ten drugi będę miło wspominał, bo zabrałem na niego w ramach prezentu imieninowego swojego staruszka. Bez ojca pewnie nigdy bym piłką się nie interesował. A on, gdyby wiedział, jak bardzo mnie ten sport wciągnie, pewnie dwa razy by pomyślał, zanim w wieku pięciu czy sześciu lat kopnąłby ze mną pierwszy raz piłkę. Wisła dostała od Górnika dwa gole, a cały mecz – dokładnie od gwizdka do gwizdka, magia! – lało jak z cebra. Ale że ekipa grała bardzo dobrze i ambitnie, mecz zaliczam do najlepszych w sezonie.
Bo najgorsze dla Piknika nie są mecze przegrane. Najgorsze są te, w których: a/ nic się nie dzieje; b/ temperatura spada poniżej zera. Takie jak ze Śląskiem, 1 października 2010. Zero goli (JEDYNY taki mecz Wisły w sezonie!), zero emocji. A nazajutrz przeziębienie. Oraz nauczka: nakładaj późną jesienią na Piknik kalesonki i podwójne skarpetki.
Atrakcje dodatkowe
Życie Piknika jest pełne miłych rytuałów.
Piwko przed meczem i po, na powietrzu lub w knajpce. Typerek przed każdym meczem z kumulującą się stawką, który ożył, gdy dołączył do nas Krakonman (niestety, kontuzjowany, w przerwie między rundami poddał się zabiegowi – zdrówka, Krakonie!). Krakowski precel lub dwa w przerwie spotkania. Małe przyjemności.
Można też pośmiać się z dorosłych ludzi, którzy cierpią z powodu zakazu palenia w miejscach publicznych. Takiego stężenia dymu w kiblach nie widziałem od czasów głębokiej podstawówki.
Piknik's pride
W środę, 11 maja, Wisła grała z Lechem, wciąż jeszcze aktualnym mistrzem Polski. Przed spotkaniem wszystkich obiegła wieść, że nie będzie dopingu. Ultrasi z sektora G pokłócili się z klubem o oprawę meczu. Mieli jakiś transparent, którego treść – o ile mi wiadomo trochę obrazoburcza – nie przypadła do gustu komuś z TS Wisła. Zatem: na początku zaśpiewali "Piłka nożna dla kibiców" i umilkli. 17 tysięcy ludzi i cisza na czymś, co mogło być meczem sezonu – to robi naprawdę przygnębiające wrażenie.
Lech grał nędznie, jakby nie chciał wygrać. Wiśle na wygranej nie zależało, bo i remis dobry. Nuda totalna, a do tego cisza i marazm. Nawet precel w przerwie jakiś sucharowaty.
I wtedy Pikniki pokazały klasę. Po przerwie zaczęły się śpiewy na naszym, "gorszym", mniej tró wiślackim sektorze. Oczywiście nie tak głośne i nie tak dobrze zorganizowane jak na sektorze G, ale w końcu można było poczuć, że coś się dzieje. Że kibice wspierają zespół. Odpowiedzią były gwizdy, wyzywanie od frajerów, łamistrajków i okrzyki "Wisła to my!" To ostatnie jest jednym z najbardziej bucowatych haseł, jakie padają na stadionach. A na dłuższą metę pokazuje totalny brak dystansu kibiców do samych siebie. Ale coś takiego szybko obraca się przeciwko bufonom...
Po chwili zaczęła się regularna wymiana haseł ("Idźcie do domu!") i gwizdów z obu stron. W końcu sektor G zaśpiewał prowokacyjnie: "Jedźcie na wyjazd! Jedźcie na wyjazd!". Po czym nastąpił diss sezonu, gdy sektor E odśpiewał: "Jak się jeździło, to was na świecie nie było!" PWNED. Tak to jest, gdy komuś się wydaje, że świat kręci się wokół niego, a dla ludzi z zewnątrz jest to często dziecinne i żałosne.
Schodzący z murawy ulubieniec kibiców, Patryk Małecki (na którego zresztą wpadłem kiedyś na osiedlu w spożywczaku), to w stronę sektora E bił brawo i wskazywał na godło Wisły na piersi. A po meczu, po raz pierwszy w sezonie, zespół podszedł także do naszej, gorszej, mniej tró trybuny i zaintonował "Mistrz! Mistrz! Nasz TS!"
Pikniki dały radę. Fajnie będzie Piknikować i w przyszłym sezonie. Może w końcu w Lidze Mistrzów…?
EDIT PS. Polecam komentarze innych Pikników pod tym artykułem.

14
Notka polecana przez: 27383, amnezjusz, Avarest^, dzemeuksis, kaduceusz, Llewelyn_MT, Mayhnavea, MEaDEA, Morel, Nadiv, neishin, Puszon, Umbra, viagrom
Poleć innym tę notkę