» Blog » Requiem dla Blade Runnera
22-08-2011 23:35

Requiem dla Blade Runnera

W działach: Film | Odsłony: 33

Requiem dla Blade Runnera
Na końcu konkurs.

Notka chodziła za mną od jakiegoś czasu. Nie wiem jeszcze, o czym będzie. Podobnie jak ci, co zdecydują się przeczytać, dowiem się za kilka akapitów. Jak to powiedział kiedyś mój promotor: jeśli chcesz coś zrozumieć, opisz to.

Jakiś czas temu obejrzałem Blade Runnera. Tak wyszło, że nie widziałem go z piętnaście lat. Ot, nie składało nam się. Albo Harrisona nie było w jego willi, albo ja opalałem się na Kajmanach. W końcu udało się spotkać i okazało się, że stara miłość nie rdzewieje. Zawsze uwielbiałem cyberpunkowe klimaty, ale pewnie nie miałem świadomości, że także ten film miał na mnie ogromny wpływ (poza Strange Days, Johnnym Mnemonikiem, Matrixem i paroma innymi). Przy okazji nostalgicznej wycieczki okazało się jednak, że nie tylko tego filmu Scotta mi brakowało. Brakowało mi Glee "starego, klasycznego kina SF" (SKKSF) w ogóle.

Nie będę tutaj definiował, co to jest "stare, klasyczne kino SF". Dla mnie to pojęcie pierwsze. Jak ktoś nie łapie, to albo jest za młody, albo powinniśmy rozmawiać w języku dwuipółmetrowych smerfów.


Don’t be so hasty

W SKKSF najbardziej urzekają mnie trzy rzeczy: wysiłek, brak pośpiechu i romantyzm.

Wysiłek widać przede wszystkim w zmaganiu z materią. W czasach, gdy www chodziło jeszcze pod netscapem (w najlepszym przypadku) i wcześniej, tworzono rzeczy cudowne. Dziś też się je tworzy, ale większe wsparcie techniki sprawia, że wielkie wizje nam spowszedniały. Tymczasem ludzie robiący bladerunnerową scenerię Los Angeles z roku 2019 cały nastrój miasta potrafili wywołać mrokiem i oparami. Arsenał chwytów z kina noir przefiltrowany przez futurystyczną, odjechaną (te kobiece fryzury!) stylistykę i pojawia się świat, w który bardziej wsiąkam niż w ultracyfrowowyrazisty krajobraz kosmicznej dżungli.

Ponieważ nie można było liczyć na tonę efektów specjalnych, historii nigdzie się nie śpieszy. Pamiętacie, że kiedyś na pojawienie się potwora (np. Predatora) z definicji trzeba było poczekać tak do połowy filmu? To był prawdziwy lęk przed ukrytym. A wcześniej oraz pomiędzy jednym a drugim pojawieniem się Obcego trzeba czymś widzów zająć. Dlaczego by nie ciekawą fabułą i dialogami? Przecież nigdzie się nam nie śpieszy. Dzięki temu po latach pozostaje nam masa świetnych rozmów, w których bohaterowie naprawdę o czymś rozmawiają, a nie tylko zbiór onelinerów.

Trudno, żeby taki film jak Blade Runner nie był romantyczny. Stary, zmęczony życiem detektyw, którego coś nagle wytrąca z cynicznej codzienności. Taki sam jest Lenny Nero ze Strange Days. Ale romantyczne jest całe to kino, w którym istnieje przekonanie, że tak wiele niezwykłych historii można opowiedzieć. W końcu wyobraźnia jest nieograniczona, a możliwości techniczne stale rosną.


A potem rozbił się prom Columbia...

Gdy doszło do tej katastrofy i zapowiedziano, że podobne załogowe loty wstrzymane, mój znajomy powiedział, że dla niego to jak koniec epoki. Właśnie epoki marzeń, że można sięgnąć gwiazd i zmierzyć się z fantastycznymi wizjami. Co prawda loty wznowiono dwa lata później, ale w tamtej chwili te słowa trafiły w sedno.

Odnoszę wrażenie, że coś podobnego stało się z kinem SF, a za "rozbicie się Columbii" robi tutaj skok technologiczny. Fantastyczne obrazy jest tak łatwo kreować, że staje się to sztuką samą w sobie. Zwłaszcza w zakresie tematów, które były domeną SKKSF. Zamiast sprytnego grania z wyobraźnią widza i pobudzania jej, mamy frontalny atak tyralierą na jego zmysły. Zamiast jednego, tak sobie zanimowanego, ale bezdusznego Terminatora, mamy ich całe legiony, rozwalane seriami. A romantyzm i sprawy duchowe sprowadzono do midichlorianów. Co za szczęście, że George Lucas nie miał takich środków technicznych 30 lat temu, bo nawet Joseph Campbell nie uratowałby najważniejszego filmu w historii kina.

Jestem pewien, że wciąż powstają dobre filmy SF. Ostatnio widziałem Source Code i Super 8. Pierwszy jest chyba dość blisko takiego oldskulowego stylu, w którym w konwencji SF analizuje się jakąś fantastyczną koncepcję. Czy wnosi coś nowego do gatunku? Nie sądzę. Film Abramsa zaś jest ciekawy tam, gdzie jest czystym hołdem dla kina Spielberga (czyli na poziomie realiów ziemskich), ale wykłada się na tym, co ma być w nim nowe. Wybaczcie, ja nie uwierzyłem w nowego E.T., tyle że zabijającego ludzi, bo go w dzieciństwie skrzywdzono.


Like tears in rain...

Kino SF doszło do jakiejś granicy, może do kresu swoich możliwości. Jasne, przy okazji Avatara dokonała się rewolucja technologiczna. Ale nowe filmy SF nie opowiadają już nic nowego o czymś istotnym, służą czystemu eskapizmowi, nie są awangardą (nawet jeśli traktowaną pobłażliwie jako kino niższej kategorii). A jeśli już poruszą interesujący temat, to często mamy do czynienia z przetworzeniem znanej już historii i podaniem jej w nowej oprawie. Rzeczy ciekawe dzieją się niejako na obrzeżach SF, w kinie, które chętnie sięga po elementy fantastyki naukowej. Z własnych fejwritów ostatnich lat wymieniłbym tu przede wszystkim filmy Nolana (Incepcję czy nowe Batmany, i w ogóle w duchu Moore’owsko-Millerowskie kino na podstawie komiksów). Mnóstwo fantastyki (głównie w postaci teorii spiskowych) znajdziemy też w serialach.

Ale w kwestii filmów, które rozgrywają się na odległych planetach lub w "niedalekiej przyszłości", wygląda na to, że w najlepszym wypadku stoimy w miejscu.


Time to die?

Pojawiły się informacje, że Scott wróci do swojego mocno już wyrośniętego (ale wytrzymującego próbę czasu!) dziecka. Ostatnio filmowo idzie mu w kratkę, więc mam trochę obaw. Ale ogólnie wisi mi, czy film będzie dobry czy nie. W końcu obrazu z Fordem nikt mi nie ukradnie ani nie wykasuje z pamięci. Nowy Deckard będzie musiał od nowa zapracować na uznanie.

Z definicji nie jestem jednak pesymistą. Może ludzkość za szybko nadgoniła tematykę z literatury i kino SF, więc teraz książki i filmy muszą uciec trochę do przodu? Może musi dojść do jakiegoś przesilenia i przedefiniowania tej działki? Chociażby po zakończonej lekturze Nakręcanej dziewczyny jestem przekonany, że jest o czym robić filmy.

Konkurs

Na koniec pytanie do osób, które tutaj dotarły. Czy polecicie jakiś film SF, który pojawił się po roku 2000, który powinien ukoić tęsknotę za SKKSF? A nuż widelec coś przegapiłem...

Osoba, która zaproponuje film, którego nie widziałem, a który mnie ruszy, otrzyma 1000 polterpunków do wydania w sklepiku Poltera.

Propozycje - w kolejności zgłaszania:
  • Sunshine [chimera]
  • AI [Ramirez Kel Ruth]
  • Serenity [Gerard Heime]
  • Donnie Darko [Gerard Heime i tona ludzi na Fejsie :P]
  • Droga [Gerard Heime]
  • Projekt Monster [chimera]
  • Cypher [kaellion]
  • A Scanner Darkly [kaellion i ludzie na fejsie :)]
  • Terra [kaellion]
  • Rennaissance [kaellion]
  • Avatar (2004) [-DE-]
  • Cargo [-DE-]
  • Dante 01 [-DE-]
  • Eden Log [-DE-]
  • Franklyn (takie pol-SF) [-DE-]
  • Hellevator [-DE-]
  • Primer [ment]
  • Źródło [sheol i ludzie na fejsie :)]
  • Southland Tales/Koniec świata [sheol]
  • Władcy umysłów [bohomaz]
  • Jestem Bogiem [bohomaz]
  • Przypadek Harolda Cricka/Stranger Than Fiction [bohomaz]
  • Przenicowany świat [kaellion]
  • Outlander [kaellion]
  • Repo: The Genetic Opera [g0trri]
  • The Gene Generation [bukins]
  • Code 46 [bukins]
  • Ink [bukins]
  • Pandorum [inwencja własna]
  • Wielkie nic [Sztybor] - poza konkursem
  • Repo Men [jackall]



Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

Repek
   
Ocena:
0
Renaissance - bardzo pozytywnie i cyberpunkowo. Jestem ciekaw, jak ten film wypadłby w tradycyjnej formie, gdzie większą rolę grałoby aktorstwo.
04-12-2011 03:19
Repek
   
Ocena:
0
Primer - mocno zakręcone, sporo technobełkotu [zakładam, że ocierającego się o wiarygodność]. Nie polecam oglądania bez napisów. :) Ciekawy.
04-12-2011 23:54
Repek
   
Ocena:
0
Cargo - Niemcy nie gęsi i swoje SF mają. Całkiem ciekawe, stonowane, bez nadmiaru akcji. Zalatuje masą nawiązań, ale w sumie całkiem przyjemny seansik.
05-12-2011 14:26
Repek
   
Ocena:
0
Eden Log - Przykład, jak na niewielkim budżecie można symulować film w konwencji SF. Polecam tylko na dobrym ekranie, bo to w zasadzie obraz czarno-biały. Lista dialogowa zmieściłaby się pewnie na trzech stronach A4.
13-12-2011 02:35
Repek
   
Ocena:
0
Code 46 (Kodeks 46/Paragraf 46) - niemałe zaskoczenie. Estetyka Między słowami (nie tylko przez orientalne klimaty, ale i dobór postaci), ale do tego lekkie dotknięcie fantastyką (nawet Blade Runnera czy Dark City można tu wypatrzeć). Kilka motywów z łamaniem tabu niemal jak z Almodovara. Wielu widzów może poczuć się oszukanych - ten film z sf bierze tylko motywy, ale w odróżnieniu od 99% filmów z gatunku w ogóle nie ma scen wartkiej akcji i wątków sensacyjnych.
13-12-2011 05:12
Repek
   
Ocena:
0
Dante 01 - uwielbiam Marca Caro, a także mordkę Dominique'a Pinon. Ale film to kolejny dowód, że Francuzi nie są genetycznie [czytaj: finansowo] stworzeni do robienia SF. Nie zmienia to faktu, że ten oparty na kliszach film dał mi sporo do myślenia [niestety, nie swoją fabułą]. Szczegóły: w notce podsumowującej maraton.
14-12-2011 00:22
Repek
   
Ocena:
0
Franklyn - Jest taki jeden tekst o filmach, którego nie lubię: "Nie zrozumiałem". W podtekście: "Czyżbym był za głupi i twórcy powinni byli się do mnie zniżyć?"

Obejrzę jeszcze raz, bo musi mi jednak żona wytłumaczyć. Ale i tak Eva Green oraz Bernard Hill zasługują na 90 minut. Tylko po co to w to mieszać fantastykę, skoro wątki rodem z SF wyglądają przy historii dziejącej się "tu i teraz" żałośnie?
14-12-2011 02:58
Repek
   
Ocena:
0
Stranger Than Fiction (polski tytuł powinien znaleźć się na indeksie tytułów zakazanych) - rewelacja, jeden z lepszych filmów, jakie ostatnio widziałem. Zupełnie nie w temacie moich poszukiwań, bo tyle to ma z sf wspólnego co literatura iberoamerykańska. :) A must-see dla każdego polonisty.
15-12-2011 03:08
Repek
   
Ocena:
0
Jestem Bogiem (Limitless) - mogło być o czymś więcej, skończyło się na przyjemnym oglądadle.
15-12-2011 09:34

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.