» Blog » OZ. Most Def.
13-04-2014 20:01

OZ. Most Def.

W działach: Film | Odsłony: 424

OZ. Most Def.
2 lutego wrzuciłem notkę o najbardziej denerwujących motywach serialowych.W toku dyskusji wypłynęła kwestia, któremu serialowi (a zarazem i twórcy) można przypisać zasługę stworzenia nowej serialowej fali. Mnie chodziło bardziej o wyskobudżetowość, ale Cherokee zwrócił uwagę na tematykę i zależność od przyjętych w otwartej telewizji norm oraz oczekiwań widzów.

Cherokee podrzucił jeszcze link do ciekawego artykułu, którego autor analizuje drogę, jaką telewizyjne show przeszły od modelu Monster of the Week do nowoczesnych, ambitniejszych formuł. A ja w ten sposób trafiłem do OZ, czyli Oswald State Penitentiary, level 4. I odsiedziałem w nim 56 godzin (5 sezonów po 8 odcinków, 1 po 16). Bez możliwości wcześniejszego zwolnienia warunkowego.

O kim/czym to jest?

W dużym skrócie: w porównaniu z OZ taki Prison Break to support do wieczorynki.

Na załączonej do notki fotce widzimy od lewej:

  • Ryan O'Reily - Irlandczyk, największy manipulator ze wszystkich osadzonych, który nigdy nie brudzi sobie rąk. Oczywiście ma swój soft spot w postaci upośledzonego brata i miłości do więziennej pani doktor.
  • Vern Schillinger - przywódca Aryjczyków w Em City. Najgorsza kanalia przebywająca w tym więzieniu.
  • Miguel Alvarez - jeden z Latynosów, uwikłany w ciągłą konieczność udowadniania innym swojej przynależności.
  • Tobias Beecher - everyman, człowiek, który znalazł się tutaj, bo prowadząc pod pijaku zabił małą dziewczynkę. Na dzień dobry zostaje zgwałcony przez Schillingera. A to dopiero początek nieszczęść, jakie go czekają. Pasjonująca postać.
  • Kareem Said - przywódca muzułmanów, aktywista, obrońca praw człowieka. Serial powstawał w latach 1997-2003. Już z tego powodu ta kreacja jest bardzo interesująca.
  • Augustus Hill - nasz przewodnik po Em City. Jego krótkie monologi stanowiące przerywniki każdego odcinka stanowią ozdobę całej serii.

Ci bohaterowie to serce OZ, a raczej Emerald City, czyli jego specjalnej części, stworzonej przez Tima McManusa. Jak czarnoksiężnik z Oz, podobnie McManus, próbuje powołać do życia utopijne miejsce resocjalizacji. Cele są przeszklone, wszyscy widzą wszystkich - strażnicy więźniów i vice versa. Całość wygląda jak panoptikon.

Nie trzeba chyba dodawać, że pomimo dobrych, szczerych chęci McManusa jego Em City jest skazywane na ciągłe klęski. Jego blask co chwila przyćmiewają kolejne zbrodnie, a dobrze zapowiadający się osadzeni popełniają te same błędy. Dawno Nigdy nie widziałem serialu, w którym na widza nie czekałaby choć chwila radości z sukcesu jakiegoś bohatera (no, jest taka jedna dla uważnego widza). Bywa wyłącznie mniej lub bardziej dołująco. Jedyne momenty, w których czujemy, że "sprawiedliwość zatriumfowała", to te, gdy jakiegoś zbrodniarza spotyka kara wymierzona przez innego osadzonego. Ironia losu uśmiecha się do bohaterów niemal bez przerwy.

Ale jeśli komuś nawet przez chwilę coś się udało, to już w kolejnej scenie lub najdalej w następnym odcinku wszystko wróci do "normy".

OZ, jak każdy ważny serial, opowiada oczywiście o czymś więcej niż o losach głównych postaci. To, co dzieje się w pace - a poza jej murami rozgrywają się bodajże dwie lub trzy sceny! - daje okazję do opowieści o Ameryce. I o ludziach jako takich. Każdy odcinek porusza w nienachalny sposób jakieś zagadnienie filozoficzne/społeczne/teologiczne, a do tego komentuje amerykańską rzeczywistość, zwłaszcza tę związaną z systemem penitencjarnym. OZ wyróżnia się przy tym brakiem moralizatorstwa i taniego hollywoodzkiego przegadania.

Augustus Hill

Dlaczego trzeba?

Bo OZ to rzeczywiście kamień milowy w historii rozwoju seriali. Dzięki płatnej formule przyjętej przez HBO, twórcy nie musieli przejmować się ryzykownymi treściami i mogli pójść całkowicie po bandzie. W ten sposób w połowie lat 90. powstał serial, w którym pojawiają się drastyczne/odważne wątki/motywy.

Miłość między mężczyznami, rasizm, gwałty, hate crimes, kara śmierci... długo można by wyliczać. Ale także motywy, które sprawdzały, na co gotowa jest telewizja i człowiek przed odbiornikiem. Dobrze widać to na przykładzie męskiej nagości. Jak dobrze wiemy, dziś It's Not Porn It's HBO. Jeśli jakiś serial ma być "dla dorosłych", to trzeba poszczuć cycem. Czasem zdarza się, że kobietę widać w całości, jak ją George RR Martin stworzył. Mężczyźni erotycznie składają się z umięśnionych klatek piersiowych i - rzadziej - pośladków (tu prym wiedzie True Blood). Ale żeby penisa pokazać? Na to publika nie jest specjalnie gotowa. W GoT błysnęło przyrodzenie Theona, mężczyźni istnieli też poniżej pasa w Spartacusie. Ktoś kojarzy inne przykłady z serialowej historii najnowszej?

W OZ męskiej nagości jest sporo, ale nie jest ona nastawiona na erotykę ani ostentacyjne "szczucie członkiem". Po prostu jak koleś się kąpie lub wrzucają go do hole, to kamera nie robi uników.

Twórcy OZ byli chyba świadomi tego, że wyznaczają nową ścieżkę na opozycji cable/broadcast. W serialu jest nawet kilka scen, gdy osadzeni kpią z otwartej telewizji (reprezentowanej przez serwisy informacyjne i głupie programy), domagając się przy tym podłączenia kablówki.

Na co uważać?

Nie-Bohaterowie. Jeśli lubicie mieć wśród bohaterów kogoś, kogo polubicie za cokolwiek, to w OZ może być z tym problem. W całej serii tylko jedna (słownie: JEDNA) postać do samego końca zachowuje czystość w działaniu i pozostaje wierna swoim przekonaniom. Jeśli lubicie "fajnych złych" bohaterów, to też możecie mieć problem. Osadzeni w Em City nie zawsze są po prostu źli, przewrotni czy okrutni. Często są zwyczajnie słabi. Lub podli. I to w taki skrajnie cyniczny sposób.

Narracja. OZ jest skonstruowany w nietypowy dla większości seriali sposób. Z jednej strony odcinki stanowią stosunkowo zamknięte historie (np. obracające się wokół jednego nowego więźnia), a z drugiej łączą się bardzo wyraźnym metaplotem. Zakończenie serialu domyka najważniejsze wątki, ale z pewnością można by go ciągnąć jeszcze - ze szkodą dla niego samego - przez kolejne lata. Konstrukcja pojedynczych odcinków również może wydawać się nieco archaiczna - poszczególne wątki w obrębie epizodu nie zawsze się przenikają. Czasem można odnieść wrażenie, że odcinek został po prostu podzielony na kilka części. Kończy się jedna, zaczyna się druga. Normą są też przeskoki czasowe między scenami. Dla wątku istotne jest, by między ujęciami minął tydzień lub miesiąc? To mija. Czasu wszyscy i tak mają w nadmiarze.

Obraz. Spotkałem się z zarzutami, że jakość obrazu nie jest zbyt wysoka. Rzeczywiście OZ jest bardzo surowy i oszczędny. Dla mnie to cecha (i przy okazji zaleta) tego serialu. Samo więzienie i jego idea są fikcyjne i bardzo umowne, więc upiększanie go byłoby strzałem w stopę.

Przemoc. Ten serial jest bardzo brutalny, ale nie wyłącznie na poziomie wizualnym, ale emocjonalnym. Wiele tortur, jakie gotują sobie osadzeni, uderza zarówno w ich ciało, jak i psychikę czy poczucie godności. Nie zawsze jest to łatwe do zniesienia, zwłaszcza, gdy dotyka słabszych.

Realizm. To nie jest serial realistyczny. Nawet trochę. Nawet troszeńkę. Prawdziwe są tylko namiętności targające ludźmi. Nie bez powodu w ostatnim sezonie osadzeni przygotowują do wystawienia Makbeta.

Tobias Beecher i Chris Keller

OZ jako "hej, kojarzę tego gościa/gościówę z..."

Lubię oglądać seriale dla aktorów. OZ to prawdziwa kopalnia artystów, którzy później kontynuowali karierę w innych produkcjach. Jeśli lubicie tropić takie przypadki, to w OZie pojawiają się m.in.:

  • Harold Perrineau (Lost, ale także Wróg numer jeden) grający zarazem osadzonego, jak i głównego narratora historii, występującego w przerywnikach jako swego rodzaju jednoosobowy chór grecki.
  • Eddie Falco (Siostra Jackie, ale przede wszystkim Rodzina Soprano) jako strażniczka więzienna.
  • Lauren Velez (Dexter) tutaj grającą panią doktor opiekującą się więźniami. I to takimi, z których strony spotkają ją przyjemności w stylu morderstwa jej męża czy gwałtu.
  • Adewale Akinnuoye-Agbaje (niezapomniany Mr. Eko z Lost) tutaj w roli nieco szalonego przywódcy frakcji Afroamerykanów, handlującego prochami.
  • Zeljko Ivanek (w czym to on nie grał, m.in. True Blood, a teraz Suits) tutaj cyniczny i antypatyczny gubernator Devlin.
  • Evan Seinfeld (tutaj wpisać różne pornole, ale przede wszystkim grę i darcie mordy w bandzie Biohazard) w roli nosiciela najbardziej wytatuowanego ciała w całym zakładzie.
  • Luke Perry (czyli kultowy Dylan z Beverly Hills 90210) próbujący chyba wyjść z szufladki gogusia dla nastolatek. Tutaj gra amerykańskiego kaznodzieję, a jego wątek jest najbardziej tripowy.
  • Seth Gilliam (sierżant Carver z The Wire) tutaj w mało przekonującej roli strażnika więziennego, któremu odbija.
  • Mark Margolis (genialny Tio Salamanca z Breaking Bad) tutaj jako przywódca Latynosów. Na jego mordkę zawsze przyjemnie się patrzy.
  • Reg E. Cathey (znany jako sprzedawca żeberek z House of Cards) jako jeden z szefów więzienia.
  • No i wreszcie Patti LuPone (American Horror Story, ale przede wszystkim mama Corky'ego z Dnia za dniem), tutaj w roli bibliotekarki. Ale samo jej pojawienie się było miłym urozmaiceniem dla ostatniego sezonu.

A na "deser" po OZ obejrzałem sobie wreszcie Symterię Niewolskego. Polecam.

 

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.