» Blog » Koko Mundial Spoko
13-07-2014 01:10

Koko Mundial Spoko

W działach: Piłka nożna | Odsłony: 545

Koko Mundial Spoko
Mundial dobiega końca. Niebawem syndrom odstawienia, który zrozumieją tylko ci, którzy oglądali takie klasyki jak WKS-Japonia (o 3 w nocy). Dobra, tego konkretnego nie oglądałem, ale chciałem. Bo tró oglądacz mundialu nie przepuszcza meczów z gatunku Iran-Bośnia i Hercogowina czy Korea-Grecja.

 

 

Notka z pozdrowieniami dla Zireael, baczka, gowera, Galathara, Szymona Białka, Szymona Holcmana, Qrchaca, Deveana i amnezjusza, czyli ekipy, z którą przez ostatni miesiąc bawiliśmy się w Koko Spoko Typowanie. Dzięki za wspólny mundial.

Dla mnie to już siódme MŚ oglądane od A do Z. I chyba jedne z najlepszych, zwłaszcza jeśli chodzi o fazę grupową oraz 1/8 finału. Nawet mordująca futbol Grecja na koniec zapewniła nieco emocji. Dobrze, że ktoś na górze czuwał nad pięknem piłki i już Kostaryki nie przeszli. Nasycenie organizmu piłką jest wysokie. Pozostaje jeszcze tylko jutro pójść na finał do pubu i cieszyć się wspólnie z innymi fanami.

Ale każdy mundial, jak na bożka przystało, domaga się swojej ofiary. Choćby w postaci notki.

Nie płakałem po Brazylii

Jeszcze z rok temu byłem pewien, że Brazylia zajdzie wysoko. Widziałem wcześniej Puchar Konfederacji i masakrowanie Hiszpanów. Świetny sparing z Portugalią. Nawet ten pierwszy mecz z Chorwacją, gdy pomógł im sędzia, w sumie był pod kontrolą. Ale już po chwili było widać, że to team zupełnie bez stylu i pomysłu na grę. Mogli - i powinni - odpaść już w 1/8 z Chile. Szok byłby duży, ale wstyd mniejszy niż po 1:7 z Niemcami.

W tym zespole chyba tylko Thiago Silva jest niezastępowalnym zawodnikiem w topowym, liczącym się europejskim zespole. Nawet Neymar cudów w tym roku nie wyczyniał. Nigdy nie kibicowałem Brazylii. W latach 90. zdążyłem już zakochać się w Niemcach i nie cieszyłem się, gdy Canarinhos wygrywali w 1994 i 2002 czy docierali do finału w 1998. Nigdy też nie lubiłem kibicować zespołom, którym szło za łatwo. Ale zawsze mieli fajny skład, wybitnych piłkarzy. Ronaldo, Rivaldo, Ronaldinho, Cafu, Taffarel, Carlos, Dunga... Wolałem niemiecką konsekwencję, ale oglądało się ich świetnie.

Brazylii mi nie szkoda. Szkoda mi Brazylijczyków. FIFA najechała i złupiła ich kraj, a oni w sumie nic z tego nie mają. Nawet z dumy ich ograbiono. Ale takie upadki często są zapowiedzią wzlotu. Oczywiście, o ile wyciągnie się wnioski. Tak jak zrobiono to w przeszłości w Niemczech czy Belgii.

Skrawki mundialu

W sumie po latach - o ile ktoś nie ma fotograficznej pamięci historyka - z mistrzostw pamięta się "momenty". Jakieś kosmiczne zagrania, skandale, wyjątkowe wydarzenia. Mnie ten mundial będzie się kojarzył z:

  • Klęską Hiszpanii. To kolejna repra - po Francji i Włoszech - która spadła ze szczytu na dno w ciągu czterech lat. Ale w tym wypadku odbyło się to w jakże żenującym, zawstydzającym stylu. Cóż, tak często odchodzą najwięksi bohaterowie.
  • Kolumbią i Kostaryką. Powiew świeżości na tym mundialu. Pierwszy team - naprawdę dobry, świetny technicznie, grający z pomysłem. Drugi - bez takich umiejętności, ale potrafiący sobie poradzić mimo tego. No i mieli Juniora Diaza, byłego piłkarza Wisły. W sumie zabrakło niewiele, by wyeliminowali Holandię.
  • Manuelem Neuerem i resztą. Było kilka wielkich spotkań w wykonaniu bramkarzy, a Tim Howard powinien pracować w amerykańskim MON. Ale Neuer to po prostu inna planeta i punkt dojścia ewolucji na tej pozycji (na razie, póki nie urodzi mu się syn i nie zostanie bramkarzem).
  • Sędziami. Turnieju nie wypaczyli. Ale za cztery lata powinny już być challenge. Dwa, trzy na mecz na stronę, wystarczy. Chyba że trzeba takiego frakkapu,  jak z meczu Anglia-Niemcy, że doczekaliśmy się technologii goal line (w sumie i tak praktycznie niepotrzebnej, bo zaliczono w ten sposób jednego gola, prawie bez znaczenia, do tego bodajże samobója).
  • Ronaldo i Messim. Pierwszy nie był sobą, kontuzję było widać gołym okiem. Drugi może za chwilę będzie mistrzem świata, ale też pupy nie urywa. To niesamowite, że dwóch największych piłkarzy na świecie (a może i w historii) ma takiego pecha do pokolenia graczy wokół siebie.
  • Miro Klose. "Nasz" Niemiec przeszedł do historii. Szesnaście goli w finałach MŚ. Pobicie rekordu Ronaldo i to w Brazylii.
  • 7:1. Siedem. Jeden.
  • Saga Zmierzch: Luis Suarez. Ten człowiek to jest jednak oryginał.

Czego mi zabrakło?

  • Pięknych bramek. Brazuca zawiodła na całej linii. Spektakularnych bramek z dystansu jak na lekarstwo. W sumie prawie nie ma z czego wybierać: van Persie z Hiszpanią, Rodriguez z Urugwajem, Luiz z Kolumbią, Cahill z Holandią... Poza tym szału nie ma. Ale może to wina świetnej gry zespołowej i dopracowania stałych elementów gry?
  • Prawdziwej sensacji. Awansu kogoś małego do TOP4. Tę lukę wypełniła - ale w nieco inny sposób - masakra 1:7. Ale szkoda, że takiej Kostaryce, Kolumbii czy Chile nie udało się zajść do półfinału. Brakowało niewiele, papiery na sukces były.

Niemcy, możecie

Niemcy są tak murowanymi faworytami, że aż się boję. To jeden z nielicznych zespołów na tych MŚ, który od początku do końca grał swoje. Wyszedł z jednej z dwóch najmocniejszych grup, był w cięższej połówce drabinki. Pewnie posiadanie w składzie połowy Bayernu nie zaszkodziło, ale fakt jest faktem. Efektownie i efektywnie. Nawet słabsze mecze (Algieria, USA) były pod kontrolą. W tych lepszych, gdy i rywal był z najwyższej półki - Portugalia czy Francja - przeciwnik nie miał nic do powiedzenia. O 7:1 z Brazylią nawet nie wspominam, bo równie dobrze mogłoby być 2:1, a nikt nie miałby wątpliwości, kto tu lepiej gra.

To byłoby tak naturalnie logiczne, żeby jutro Lahm wzniósł puchar, a na naszych koszulkach zabłysła czwarta gwiazdka. Ale, jak mawia Kapitan Oczywistość, piłka nożna nie jest sprawiedliwa. I dlatego ta nudna, pragmatyczna do bólu Argentyna mnie lekko niepokoi. Ale tylko lekko. Stawiam na 3:1 i tytuł króla strzelców dla Mullera.

Niemcom kibicuję od bardzo dawna. Jestem z nimi "przez grubość i chudość" (pozdrowienia dla Scobina). Powodów jest wiele. Co chwila są w TOP3 MŚ lub ME, często też w finałach. Łatwo się nauczyć przy nich znoszenia porażek. Ale na wygraną czekamy już od 1996 i Euro w Anglii. A na wygraną w MŚ od 1990. Z kim wtedy wygraliśmy? Z Argentyną. Po dość słabym meczu, z golem z wątpliwego karniaka.

Za 20 godzin finał. Byłoby super, gdyby był ciekawy. Ale dziś taki nudny scenariusz jak sprzed 24 lat wziąłbym w ciemno. Po prostu fajnie byłoby w końcu wygrać.

Ale jeśli się nie uda - trudno. Mogę poczekać i kolejne osiem czy szesnaście lat. I przeżyć tę radość już razem z córką.

 

Post Scriptum po finale

Pamiętam okoliczności wszystkich meczów finałów, które oglądałem. Często pamiętam też, z kim oglądałem te mecze. Tym razem w krakowskim Dobrym Klimacie oglądaliśmy mecz z Alicją, Krakonmanem, Szymussem, Kasią oraz Rodzynem i Borinem. Korespondencyjnie smsy nabijające się ze Szpaka - którego w pubie nie było słychać - przychodziły z domu od M.

Trzy migawki:

  • Przed meczem typujemy wyniki i rzucamy po 2 zeta na stół. Typy wahają się od 4:1 dla Niemców do 2:0 dla Argentyny. Mówię: "Przykro mi, ale to będzie przeciętny mecz i 1:0 dla Niemców". Najłatwiej wygrane 8 zł w moim życiu.
  • Przed meczem niemieccy turyści-oldboje śpiewają hymn. Poza tym w lokalu jest jeden Niemiec w koszulce narodowej. Wygląda jak uosobienie niemieckiego multi-kulti. Śniada cera, trochę skośne oczy. Taki Gok Wan. W przerwie - ja w t-shircie Bayernu - przybijamy sobie piątkę.
  • Podczas dogrywki "Gok Wan" siedzi niedaleko mnie. Pada gol. Wszyscy się podrywamy, radocha, rzucamy się sobie w objęcia. Brzęk szkła na stolikach za nami. Gdy opada euforia, odwracam się do nadętego yuppiesa, który za nami siedział. Pytam, ile jesteśmy winni. Podlicza nas na 40 zł. Bez słowa wyciągamy z Gok Wanem po dwudziestce za "red bulla z colą i dwa piwa", przepraszamy kolesia i jego dziewczynę. Po czym wracamy do rzeczy bezcennych, za które nie zapłaci się firmową kartą.

To nie był wybitny mecz. Ale co z tego. Wreszcie mistrzowie!

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

earl
   
Ocena:
+1

Gdyby nie Rais, to Niemcy wbiliby z 5 goli. Cholernik jeden, tyle strzałów wybronić i to nieraz w sytuacjach sam na sam. Nie zdziwiłbym się, gdyby wkrótce upomniałby się o niego jakiś klub z ligi zachodniej.

15-07-2014 15:57

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.