17-02-2009 01:29
Jak marnowała się stal
W działach: Komiks | Odsłony: 43
Raczej dla pełnoletnich
Jako RPGowiec wychowywałem się na Cyberpunku 2020. Zawsze uwielbiałem też Williama Gibsona. Choćby z tych powodów, gdy na początku tysiąclecia w Polsce zaczął się nowy boom komiksowy i do akcji wkroczył Egmont, zakochałem się w serii Status 7 duetu Tobiasz Piątkowski-Robert Adler.
Dokładnie w tej serii.
Status: Kultowe
Piątkowski i Adler są również autorami jeszcze bardziej kultowego cyklu 48 stron, który dzięki pulpowej tematyce zdobył liczne grono fanów poza ściśle komiksiarskim środowiskiem. Szczególnie miłośnicy fantastyki w jej filmowej odmianie nie mogli narzekać na brak wspólnego języka z autorami. Seria doczekała się sporej liczby wydań, podwydań, nadwydań i zeszytówek. I to (plus rzekomo spadający poziom) chyba nasyciło fanów, bo w pewnym momencie przestali wołać "jeszcze!"
O Status 7 również wołano (ja również, bo nie bez powodu mówię na komórkę per "burak", copyright by Górski AFAIR), póki Egmont oficjalnie nie napisał, że to koniec. Tak bywa, nie pierwsza to i nie ostatnia seria polska, która gdzieś tam sobie padła i leży.
Panowie zajęli się życiem zawodowym, z rzadka nagabywani, by coś w komiksach jednak porobić. Jak ktoś był spostrzegawczy, to wypatrzył Adlerową dziunię, która swego czasu promowała Zahcon. A Piątkowskiego nie dało się nie zauważyć, gdy razem z Janiczem i Wyrzykowskim odpalili genialną Pierwszą Brygadę, którą powinien znać każdy fan steampunka i polskiej literatury pozytywistyczno-modernistycznej. Drugi tom podobno już niebawem (oby!).
Zły blog boli całe życie
Nie jestem fanem polskich webkomiksów. Co prawda sam jeden popełniałem, ale naprawdę mało w polskiej sieci widziałem tytułów, które przykułyby na dłużej moją uwagę (paski.org Asu, trochę sezonowych produkcji Marka Turka, oczywiście to co u nas na Polterze :P i chyba tyle). Tymczasem ze dwa latka temu moja żona postanowiła zapoznać się ze wszystkim, co sieć oferuje i rzuciła swoim ślicznym oczkiem na całą bazę PCWK. Wśród różnych obrazków i gryzmołów pojawił się tenże blogasek.
Mój komentarz był krótki i prosty: "Jakiś kseroboj Adlera". I tyle, komiks był, delikatnie rzecz ujmując, słabiutki. Kilka dobrych żartów, a poza tym pornonędza. Odhaczone, zapomniane, poszliśmy czytać Coppera (wysilcie się dla geniusza i wpiszcie w Google, jeśli nie znacie).
Tymczasem późną jesienią 2008 roku wielkie poruszenie zapanowało w półświatku komiksowym. Oto drukiem ukazał się komiks z hasełkiem "tylko dla dorosłych" w tytule, który ciężko było dostać, a sklep Nowej Gildii przy wysyłce domagał się skanu dowodu osobistego. Tak oto boli.blog doczekał się wydania papierowego. 35 zeta za 72 strony, czyli w zasadzie znośna norma za pełny kolor.
au (czyt. Nieznanego Nazwiska)
Mnie od samego początku zastanawiało tylko, dlaczego Robert Adler unika podawania wszędzie swojego imienia i nazwiska. Ba, przez chwilę myślałem, że może to jednak ktoś - może za przyzwoleniem Adlera - bawi się w podrabianie stylu. Okazało się, że raczej jednak nie.
Zatem po co ta anonimowość? Bo niefajnie jest być kojarzonym z prymitywnym pornosem? (Jak ktoś lubi rysunki panienek, na które radośnie tryska sobie stadko facetów, to powinien pędzić do sklepu, bo mu wykupią.) Jak ktoś ma ochotę rysować pornografię lub ją czytać – jego biznes. Od dwudziestu lat, dzięki Bogu i paru odważnym ludziom, jest to już możliwe i niekaralne. Manara, jak rysuje pornosa, to nawet jego nazwiskiem się album promuje.
Dopóki się ma świadomość ludzkiego cierpienia, na którym opiera się ten biznes, to spoko. Można nawet pogratulować dobrego samopoczucia. W końcu nie każdy musi przejmować się przedmiotowym traktowaniem kobiet.
Mnie tylko jedno się w przysłowiowej pale nie mieści. Jak można było rozmienić na drobne taki potencjał i charakterystyczny, uwielbiany przez polskich wypatrywaczy mainstreamu styl. Z punktu widzenia megafanboja Statusu 7 i 48 stron jest to zbrodnia nie do wybaczenia.
Jako RPGowiec wychowywałem się na Cyberpunku 2020. Zawsze uwielbiałem też Williama Gibsona. Choćby z tych powodów, gdy na początku tysiąclecia w Polsce zaczął się nowy boom komiksowy i do akcji wkroczył Egmont, zakochałem się w serii Status 7 duetu Tobiasz Piątkowski-Robert Adler.
Dokładnie w tej serii.
Status: Kultowe
Piątkowski i Adler są również autorami jeszcze bardziej kultowego cyklu 48 stron, który dzięki pulpowej tematyce zdobył liczne grono fanów poza ściśle komiksiarskim środowiskiem. Szczególnie miłośnicy fantastyki w jej filmowej odmianie nie mogli narzekać na brak wspólnego języka z autorami. Seria doczekała się sporej liczby wydań, podwydań, nadwydań i zeszytówek. I to (plus rzekomo spadający poziom) chyba nasyciło fanów, bo w pewnym momencie przestali wołać "jeszcze!"
O Status 7 również wołano (ja również, bo nie bez powodu mówię na komórkę per "burak", copyright by Górski AFAIR), póki Egmont oficjalnie nie napisał, że to koniec. Tak bywa, nie pierwsza to i nie ostatnia seria polska, która gdzieś tam sobie padła i leży.
Panowie zajęli się życiem zawodowym, z rzadka nagabywani, by coś w komiksach jednak porobić. Jak ktoś był spostrzegawczy, to wypatrzył Adlerową dziunię, która swego czasu promowała Zahcon. A Piątkowskiego nie dało się nie zauważyć, gdy razem z Janiczem i Wyrzykowskim odpalili genialną Pierwszą Brygadę, którą powinien znać każdy fan steampunka i polskiej literatury pozytywistyczno-modernistycznej. Drugi tom podobno już niebawem (oby!).
Zły blog boli całe życie
Nie jestem fanem polskich webkomiksów. Co prawda sam jeden popełniałem, ale naprawdę mało w polskiej sieci widziałem tytułów, które przykułyby na dłużej moją uwagę (paski.org Asu, trochę sezonowych produkcji Marka Turka, oczywiście to co u nas na Polterze :P i chyba tyle). Tymczasem ze dwa latka temu moja żona postanowiła zapoznać się ze wszystkim, co sieć oferuje i rzuciła swoim ślicznym oczkiem na całą bazę PCWK. Wśród różnych obrazków i gryzmołów pojawił się tenże blogasek.
Mój komentarz był krótki i prosty: "Jakiś kseroboj Adlera". I tyle, komiks był, delikatnie rzecz ujmując, słabiutki. Kilka dobrych żartów, a poza tym pornonędza. Odhaczone, zapomniane, poszliśmy czytać Coppera (wysilcie się dla geniusza i wpiszcie w Google, jeśli nie znacie).
Tymczasem późną jesienią 2008 roku wielkie poruszenie zapanowało w półświatku komiksowym. Oto drukiem ukazał się komiks z hasełkiem "tylko dla dorosłych" w tytule, który ciężko było dostać, a sklep Nowej Gildii przy wysyłce domagał się skanu dowodu osobistego. Tak oto boli.blog doczekał się wydania papierowego. 35 zeta za 72 strony, czyli w zasadzie znośna norma za pełny kolor.
au (czyt. Nieznanego Nazwiska)
Mnie od samego początku zastanawiało tylko, dlaczego Robert Adler unika podawania wszędzie swojego imienia i nazwiska. Ba, przez chwilę myślałem, że może to jednak ktoś - może za przyzwoleniem Adlera - bawi się w podrabianie stylu. Okazało się, że raczej jednak nie.
Zatem po co ta anonimowość? Bo niefajnie jest być kojarzonym z prymitywnym pornosem? (Jak ktoś lubi rysunki panienek, na które radośnie tryska sobie stadko facetów, to powinien pędzić do sklepu, bo mu wykupią.) Jak ktoś ma ochotę rysować pornografię lub ją czytać – jego biznes. Od dwudziestu lat, dzięki Bogu i paru odważnym ludziom, jest to już możliwe i niekaralne. Manara, jak rysuje pornosa, to nawet jego nazwiskiem się album promuje.
Dopóki się ma świadomość ludzkiego cierpienia, na którym opiera się ten biznes, to spoko. Można nawet pogratulować dobrego samopoczucia. W końcu nie każdy musi przejmować się przedmiotowym traktowaniem kobiet.
Mnie tylko jedno się w przysłowiowej pale nie mieści. Jak można było rozmienić na drobne taki potencjał i charakterystyczny, uwielbiany przez polskich wypatrywaczy mainstreamu styl. Z punktu widzenia megafanboja Statusu 7 i 48 stron jest to zbrodnia nie do wybaczenia.
11
Notka polecana przez: Azar, beacon, Mathius Gabriel, Mayhnavea, neishin, rincewind bpm, senmara, Tarkis, Wojteq, Ysabell
Poleć innym tę notkę