» Blog » Dank je, Leo
10-09-2009 01:31

Dank je, Leo

W działach: Piłka nożna | Odsłony: 3

Dank je, Leo
Wpis dedykuję sobie i innym tró kibicom No i stało się to, czego większość racjonalistów się spodziewała. My, tró kibice, też to przeczuwaliśmy, ale ponieważ jesteśmy tró, to należało wierzyć. Swoje zrobiliśmy, kompromitacja odhaczona, mamy wakacje. Jak byłem mały i przeżywałem kompromitacje za Apostela, Strejlaua i innych przedstawicieli *tfu* "polskiej myśli szkoleniowej" *tfu*, przerwane olimpijską przygodą Wójcika (o, przepraszam, pana W.), to takie chwile były ciężkie. Dziś już sam jestem dziadkiem i trochę się zahartowałem. Parę dni temu o parę dni starszy ode mnie Puszon powiedział, że nie może być tak, że awansujemy na kolejną imprezę pod rząd. Matematyka. Nawet Anglikom się czasem nie udaje. To samo powiedziałem sobie nieco wcześniej, więc łatwiej zniosłem ostatnie dni. Szaleńcy liczą jeszcze na San Marino. Ja przestałem na nie liczyć, gdy kiedyś - gdy miało grać dla nas - dostało od Irlandii 0:6. Matematyka, zatem, matematyka. Co nam zatem naprawdę pozostaje w trakcie tych dwóch i pół roku? W tym czasie reprezentacja nie zagra żadnego meczu o stawkę, a drużyny klubowe będą się ścigać w przebiciu rekordu Wisły. Jeszcze raz zatem pytam: co teraz?
  • Po pierwsze, siatkarze, którzy momentami męczą się ze słabiakami, ale jednak wygrywają. Strefa medalowa jest, walka do końca i to pomimo strat najlepszych zawodników. Będą medale? Jeśli nie zatrzymają nas Rosja i Bułgaria, wierzę w złoto, a przynajmniej finał.
  • Po drugie, koszykarze, głównie ci nieskażeni *tfu* "polską myślą szkoleniową" *tfu*, którzy może medali nie zdobędą, ale pewnie zapewnią nam jeszcze z dwa-trzy wieczory emocji. Little by little, jak mawiał klasyk.
  • Po trzecie wreszcie, skoro o Holendrze mowa, warto i należy podziękować Leo Beenhakkerowi. To były naprawdę fajne lata i nie waham się powiedzieć, że mieliśmy najlepszego selekcjonera repry w historii. Nie ugrał tyle, co Górski czy Piechniczek, ale szył też z gorszego materiału.
Leo, za masę emocji i furę niepolskiego optymizmu - dank je. Dzięki. Ps. Na koniec dzięki dla mojej żony za to, że była przy mnie dziś w tych smutnych chwilach. Punkt.

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

Andman
   
Ocena:
0
Meczów piłkarskich nie oglądam, porażki naszej reprezentacji mnie cieszą. Mamy świetne reprezentacje siatkówki i szczypiorniaku, ich mecze oglądam z przyjemnościa. O lekkiej atletyce przypominać nie trzeba. Zamiast ładować kasę w piłkarzy i budować idiotyczne orliki, można dać pieniądze na kluby innych sportów i postawić stadiony, wokół których jest 400m. tartanowa bieżnia, skocznie, rozbiegi i koła rzutowe.
10-09-2009 20:30
karp
    @ Andman
Ocena:
+2
To ja trochę przekornie odpowiem - choćby nie wiem ile kasy wpompowano w np. chodziarstwo, jego ogladalność znacznie nie wzrośnie, bo spora część widzów uważa je za nudne (a ja osobiscie za "brzydkie").

Czy gdybyś miał promować produkt, a stać by Cię bylo na najlepszy marketing, to reklamowałbyś się na zawodach lekkoatletycznych, czy meczach pilki noznej? Czy to się podoba, czy nie, pilka nozna ma to cos, ów magnes, który przyciaga miliony kibiców i widzów. A kasa idzie wlasnie za nimi.

No i jeszcze - może ja jakiś dziwny jestem, ale porazki Polaków nigdy mnie nie ciesza, obojętne czy boksie, siatkówce, wkkw, czy pilce noznej. Chyba taki drobny przejaw patriotyzmu.
11-09-2009 10:01
Andman
   
Ocena:
+1
Pompowanie kasy w piłkę nożną to, jak widać, wyrzucanie jej w błoto. Do tego dochodzi medialna histeria. Fakt, piłka nożna jest b. popularna, ale może czas zacząć popularyzować inne dyscypliny. Nażelowani gogusie o wygolonych nogach kopiący skórzany worek niech trochę ochłoną. Zejście z cokołu dobrze im zrobi.
11-09-2009 10:45
karp
   
Ocena:
0
Ależ Andman - w TV i tak będą:
Nażelowani gogusie o wygolonych nogach kopiący skórzany worek
kwestia tylko tego czy polscy, czy zagramaniczni ;)
11-09-2009 11:06
Andman
   
Ocena:
0
Zacznijmy od swojego podwórka. Na C. Ronaldo i jego różaniec, oraz Ronaldo i jego transseksualistów przyjdzie czas później.
11-09-2009 11:27
vanderus
   
Ocena:
0
Andman - błądzisz. Piłka nożna jest najpopularniejszym sportem - to fakt poza dyskusją. Skoro jest popularna, firmy są nią zainteresowane. Skoro tak, to pompują kasę. Skoro tak, to sport się rozwija i staje jeszcze popularniejszy.

Pomysł by to wszystko olać i skupić się np. na lekkiejatletyce, to tak jakby stwierdzić, że koło jest bez sensu i zaczynamy popularyzować romb w samochodach.
11-09-2009 12:33
Andman
   
Ocena:
+2
Vanderus, popularyzacja powinna odbywać się już w szkole podstawowej. Trzeba szkolić wuefistów, budować hale i boiska LA. Sam kiedyś uprawiałem biegi średnie, a później rzut dyskiem. Mój ojciec jest trenerem miotaczy, wśród jego wychowanków jest kilkoro mistrzów Polski, w tym jeden rekordzista Polski w oszczepie. Pieniądze z gminy dla klubu są śmieszne w porównaniu z tymi, który otrzymuje A-klasowy zespół kopaczy. Żeby profesjonalnie przećwiczyć rozbiegi, muszą jechać ponad 50 km do Płocka, bo we Włocławku przebudowano stadion piłkarski i polikwidowano bieżnie i rzutnie; klub piłkarski wkrótce albo spadł 2 ligi, albo go w cholerę zlikwidowano. W całym ponadstutys. mieście nie ma porządnego stadionu LA.
Kwestia pierwsza - nakłady, kwestia druga - kultura. U piłkarzy generalnie takowej brak. Byłem na wielu obozach sportowych i gdy byli na nich piłkarze, były tez problemy. Wystarczy przejśc się na ich treningi (również reprezentacji piłk. uczelni wyzszych) i posłuchać ich języka. Kultura fizyczna winna byc i kulturalna, i fizyczna.
Z koszykówką, szczypiorniakiem czy siatkówą jest trochę lepiej niż z LA, ale wciąż brakuje hal z porządnymi trybunami. Popatrz jak ligi szkolne i lokalne są popularne w USA. Ale do tego trzeba pieniędzy i chęci. Nie jesteśmy skazani wyłącznie na skorumpowaną ligi (im niższe, tym bardziej) i zblazowaną reprezentację futbolową.
11-09-2009 13:12
Repek
    @Andman
Ocena:
0
Mam wrażenie, że mówicie o dwóch rzeczach.

Ty o tym, że LA czy inne istotne dyscypliny sportowe powinny być popularne u tych, którzy mają kasę do wyłożenia. Rządzu, sponsorów itp.

karp i vanderus, jak sądzę, o tym, że w ostatecznym rozrachunku liczy się popularność wśród oglądających, bo to dzięki nim jest kasa [ze względu na potencjał rynku]. A tutaj z p.n. żaden sport nie ma szans [wyłączam specyficzne rynki typu USA czy niektóre lokalnie popularne sporty - np. krykiet w UK lub Indiach albo skoki narciarskie w Polsce].

Chamstwo piłkarzy - to najbardziej masowy sport, taki, który zrównuje ze sobą wszystkich, bo niewiele wymaga od samego człowieka [jest bardzo egalitarny]. Piłkarzy jest dużo, więc i siłą rzeczy więcej tutaj ludzi niekulturalnych. Kto wie, może nawet i procentowo jest ich więcej niż wśród innych grup sportowców. Sam chętnie zobaczyłbym jakieś obiektywne wyniki badań na ten temat [choć ogólnie się z Tobą zgadzam na podstawie swoich osobistych doświadczeń].

Pozdrówka
11-09-2009 13:54
karp
   
Ocena:
0
Zacznijmy od swojego podwórka. Na C. Ronaldo i jego różaniec, oraz Ronaldo i jego transseksualistów przyjdzie czas później.

Podpiszę się pod vanderusem - błądzisz.
Ludzie w naszym pięknym kraju chcą:
- bohaterów - chocby w sportach niszowych na swiecie jak: chodziarstwo, czy skoki narciarskie, albo w sportach malo popularnych u nas jak do niedawna F1
- piłki noznej na wysokim poziomie.

Optymalne zaś byloby dla ludu połączenie jednego z drugim. I nie sadzę aby wiele tu mialo zmienić pompowanie kasy w rzut dyskiem, czy pchniecie kulą.

Podajesz przykłady popularności rozgrywek młodych ludzi w USA, są popularne - ale jak to się ma do popularnosci/ogladalnosci futballu amarykańskiego, czy baseballu?

Wyciągasz transseksualistów od Ronaldo jakby piłka nozna byla ZUEM. Po jakie licho? Skoro jesteś kibicem lekkoatletyki, to zapewne słyszałeś o pewnej biegaczce-biegaczu? Albo o aferach dopingowych np. kolarzy? Albo o kulturalnych lekkoatletach, którzy podczas ostatnich Mistrzostw w Berlinie bardzo chcieli wejść do pełnej dyskoteki, więc poturbowali bramkarzy... Przyklady mozna mnożyć z kazdej strony - tylko po co?

ps. tak, w podstawówce wolałem kopać piłkę (nota bene na zakurzonym, niewymiarowym boisku), niz skakać w dal i biegać na 400m
11-09-2009 14:04
Andman
   
Ocena:
0
Karp, zdanie o Ronaldach zawiera ironię.
11-09-2009 14:06
Alkioneus
   
Ocena:
+1
Kwestia pierwsza - nakłady, kwestia druga - kultura. U piłkarzy generalnie takowej brak. Byłem na wielu obozach sportowych i gdy byli na nich piłkarze, były tez problemy. Wystarczy przejśc się na ich treningi (również reprezentacji piłk. uczelni wyzszych) i posłuchać ich języka. Kultura fizyczna winna byc i kulturalna, i fizyczna.

Miałem przyjemność opiekować się ekipami lekkoatletycznymi podczas różnego rodzaju imprez sportowych w Bydgoszczy. Z tą kulturą to trochę przesada, zależy przede wszystkim od ręki trenera. Bo to co wyprawiali Francuzi, to przechodziło ludzkie pojęcie. Chorwaci też niski poziom. Brytyjki to za przeproszeniem nie tyle dawały się obłapywać, co same obłapywały. Ja mając pod opieką Węgrów, miałem względny spokój do czasu, aż odkryli alkohol.
Sympatyczni byli jak diabli Ci moi Węgrzy akurat, ale co zachlanego w trąbę Christiana Parsa próbowałem zatargać do autokaru, to moje.

12-09-2009 07:39
Andman
   
Ocena:
0
Alkioneus,
nie mówię, że lekkoatleci to aniołki. Chodziło mi o porównanie piłkarzy z innymi sportowcami, m.in właśnie L-atletami, kolarzami, strzelcami, karatekami czy siatkarzami, z którymi większych kłopotów nie było. Zdarzały sie epizody, jak to wszędzie wśród młodzieży, ale z piłkarzami były problemy non stop.
Co do Brytyjek, to zgadzam się. Pamiętam, ja bedąc młodym chłopcem pojechałem do ciotki do Angli na wakacje - narzucające się dziewczyny były dla mnie pewnym szokiem.

Repek,
zapewniam Cię, że LA jest równie egalitarna jak futbol, zwłaszcza w klubach wiejskich.
12-09-2009 09:55
Repek
    @Andman
Ocena:
0
Możemy się oczywiście licytować na tę egalitarność, ale obawiam się, że wygram.

Nie da się skakać o tyczce, nie mając sprzętu. To samo dotyczy wszystkich LA-owych sportów sprzętowych. To raz, na takim najniższym, amatorskim poziomie.

Nie da się też być wybitnym biegaczem [choć biegać amatorsko jest z kolei łatwiej niż grać w piłkę], jeśli nie ma się określonych warunków fizycznych. Tymczasem najlepszy aktualnie piłkarz na świecie jest niski i jeszcze miał chorobę genetyczną. Przykłady z P.N. pokazują, że możesz być mały lub duży i miejsce dla Ciebie się znajdzie, i to wśród najlepszych, tych, którzy zdobywają medale.

Pozdrówka
12-09-2009 13:19
   
Ocena:
+1
Pomijasz tylko fakt, że trzeba być facetem.
12-09-2009 13:57
Krishakh
    IMHO
Ocena:
+1
Ja akurat grałem bardzo dużo w piłkę w czasach szkolnych i występowałem zarówno w drużynie lekkoatletycznej, jak i piłkarskiej (tak jak wielu moich kolegów ze szkolnej reprezentacji). Rozumiem, że to nie o ten poziom chodzi, niemniej uważam, że nie ma tu konfliktu.

Kwestia kultury- to już indywidualna sprawa każdego człowieka. Wiadomo, że w piłce, ze względu na drużynowość, bierze czasem górę "instynkt stadny", ale nie przesadzałbym, że lekkoatleci to świętoszki.

Piłka nożna jest najbardziej emocjonująca (IMHO) ze wszystkich dyscyplin i- mimo, że lubię oglądać sukcesy Polaków w innych sportach (także zespołowych), to i tak właśnie oglądanie piłki nożnej sprawia mi największą frajdę.

Cieszyło mnie słuchanie o sukcesach Małysza, ale oglądanie nudnych (IMHO) skoków powodowało głębokie znudzenie. A na mecze reprezentacji piłkarskiej, nawet po ostatniej porażce, będę nadal czekał z niecierpliwością.

Wracając do tematu- szkoda, że przegraliśmy, ale (IMHO) należało nam się. Z taką grą, biorąc pod uwagę całość eliminacji, raczej mogliśmy liczyć tylko na łut szczęścia. Myślę, że po prostu jesteśmy chwilowo za słabi na Europę. Musi nam się okazać jakiś talent, taki z prawdziwego zdarzenia, który poprowadzi całą jedenastkę do boju.

A żeby tak się stało, chciałbym bardzo, aby piłka nożna była nadal najbardziej popularnym sportem w Polsce.
12-09-2009 13:58
Repek
    @Re
Ocena:
0
@mak
Kobiety też grają w piłkę. Niemki właśnie zdemolowały Anglię w finale ME. Naprawdę niezły mecz.

@Krishakh
A żeby tak się stało, chciałbym bardzo, aby piłka nożna była nadal najbardziej popularnym sportem w Polsce.

Raczej nie grozi jej to, że będzie inaczej. Kibice nie myślą - na szczęście - logicznie. :)

Inną natomiast zupełnie sprawą jest wartość polskiej piłki w sensie biznesowym. To, że p.n. będzie się interesować np. milion osób mniej, to nie jest problem dla popularności sportu, bo i tak będzie z przodu. Ale dla sponsorów to już może być istotna okoliczność.

Stety lub niestety - patrząc na zainteresowanie polską ligą, którą dawno należałoby zaorać, - sponsorzy mogą spać względnie spokojnie.

Pozdrówka
12-09-2009 14:05
earl
    @Repek
Ocena:
+1
"Imho po raz pierwszy od lat dało się oglądać, jak Polacy grają - to pierwsze osiągnięcie".

To nie jest prawda. Przypomnij sobie eliminiacje ME'1992 za czasów Strejlaua. Wtedy byliśmy dosłownie o krok od awansu, gdyby nie usłużność pana sędziego Forsyingera z Austrii względem Anglików. Zaczęliśmy wprawdzie od standardowego 0:2 z Anglią w Londynie, ale potem Polacy pokazali, że są naprawdę świetną drużyną. Dwa zwycięstwa z Turcją, dwa remisy z Irlandią (w tym ten z Poznania, kiedy ze stanu 1:3 wyszliśmy na 3:3 i tylko dwa słupki uchroniły gości od porażki) no i znakomity mecz z Anglią w Poznaniu, który powinniśmy wygrać. Ale najpierw sędzia nie dopatrzył się 2 fauli Woodsa na naszych napastnikach a potem uznał gol Linekera, który otrzymał podanie, mimo, że jeden z naszych był sfaulowany i sędzia powinien przerwać grę. Skończyło się więc tylko na 1:1. Ktoś, kto jest zwolennikiem spiskowej teorii dziejów móglby pomyśleć, że 17 lat później Anglik Webb odpłacił się Austrii, serwując przeciw nam karnego.

A piękne mecze, i to nieraz z drużynami z czołówki, zdarzały się nierzadko, chociaż nie zawsze były to wygrane. W eliminacjach ME'1996 były to 2 remisy z Francją oraz piękne 5:0 ze Słowacją. W eliminacjach ME'2000 było to 3:0 z Bułgarią na wyjeździe. W eliminacjach MŚ'2002 - wyjazdowe 3:1 z Ukrainą oraz 3:0 z Norwegią na własnym boisku. W eliminacjach MŚ'2006 natomiast piękne wyjazdowe wygrane z Walią (3:2) i Irlandią Północną (3:0).

Moim zdaniem chylenie głowy i podziwianie kogoś, kto na arenie międzynarodowej nie osiągnął żadnych sukcesów a do tego zmarnował znakomitą drużynę holenderską jest conajmniej dziwne, bo nieudaczników w naszym kraju mamy sporo, nie potrzeba nam więc obcych, którzy biorą więcej pieniędzy.


A czy ME mają wyższy poziom niż MŚ? Śmiem wątpić. Z 2 powodów.

1) Żadna bowiem drużyna z Europy nie może powiedzieć, że bez drżenia kolan zmierzy się z prawdziwymi potentatami - Brazylią i Argentyną. Dopiero pokonanie ich w meczach o najwyższą stawkę może pokazać, że jest się klasową drużyną. A niewiele razy udało się Europejczykom wygrać na MŚ z "canarinhos" czy "albicelestes", o czym świadczy fakt, że w tabeli wszechczasów Brazylia zajmuje 1 a Argentyna 4 miejsce.
2) Niektórzy mistrzowie Europy wogóle się nie dostali na Mistrzostwa Świata. Przykładem jest Czechosłowacja (ME'76, absencja w 1978), Dania (ME'92, absencja w 1994), Grecja (ME'04, absencja w 2006). Inni na MŚ sprawili wielki zawód: Hiszpania (ME'64 w 1966), Holandia (ME'88 w 1990), Francja (ME'00 w 2002). Jak więc można mówić, że tytuł mistrza Europy jest ważniejszy od tytułu mistrza świata i te zawody mają wyższą rangę?

Pozdrawiam serdecznie
12-09-2009 15:01
Repek
    @earl
Ocena:
+1
Dwa wątki.

Ocena artystyczna to pewnie kwestia względna. Ja jednak nie pamiętam - jak żyję, piłkę świadomie oglądam od '88 - meczu o stawkę, w którym Polacy by tak zdominowali klasowego rywala jak Portugalczyków. To był mecz na 5:1.

Wygrany. Nie - "fajnie zagrany, ale sędzia ślepy i Lineker nam strzelił". Na takiej zasadzie Widzewa nie powinno być w LM, bo gol na 2:3 był ze spalonego.

A piękne mecze, i to nieraz z drużynami z czołówki, zdarzały się nierzadko, chociaż nie zawsze były to wygrane.

Napisałem wyraźnie: od 1986 dopiero pod wodzą Beenhakkera wygraliśmy z zespołem z absolutnej czołówki w meczu o stawkę. Sorry, Turcja, Irlandia czy Walia to nie kaliber wicemistrzów Europy i 4. miejsca na świecie. Nie liczy się też rozwalenie Włochów w meczu towarzyskim, szczególnie, że widać było, jak wpłynęły na nich okoliczności rozgrywania meczu [żałoba narodowa].

Kończąc ten wątek: nie padam na kolana przed Leo. Stwierdzam - z mojego punktu widzenia - pewne fakty. I pomijam takie detale jak to, co mówili o nim przez cały ten czas piłkarze. Nie przypominam sobie takiego entuzjazmu i dobrych słów przy polskich pseudoszkoleniowcach, którzy "przecież 30 lat temu mieli sukcesy".

--

W części o relacjach ME i MŚ chyba nie załapałeś, o czym mówię. Oczywiście, że MŚ mają wyższą rangę, w końcu to MŚ. :)

Chodzi o to, że średni poziom meczów i w ogóle zespołów na ME jest wyższy. Grają tu - statystycznie - zespoły z wyższym rankingiem, o wyższej kulturze gry, ze statystycznie większą liczbą zawodników, którzy czeszą grubą kasę w najlepszych klubach.

Poziom MŚ zaniża Azja, część Afryki, część Ameryk obu.

Brazylia, Argentyna plus może z 1-2 zespoły typu Meksyk, Japonia czy aktualnie topowy zespół z Afryki nie zaniżając poziomu, który buduje Europa. Oczywiście - często wręcz go podnoszą [zależy od roku, ostatnie MŚ to dominacja Europy].

Reszta gwarantuje nam mecze typu Tunezja-Arabia Saudyjska. Na ME takie mecze są marginesem. Dodatkowo, gdy ze słabiakami spoza Europy grają przeciętniacy z Europy, mamy drugi rzut tego typu meczów. Przykład: Polska Kostaryka czy Ukraina-Tunezja.

Na ME takich meczów jest zaledwie kilka (Polska-Austria chociażby, a to i tak kuriozum, bo gospodarze turnieju byli bardzo słabi). Dlaczego? Bo gra tu 16 zespołów a nie 32. I od razu mogą być 2-3 grupy śmierci [na 4], a nie 1-2 [na 8].

A niewiele razy udało się Europejczykom wygrać na MŚ z "canarinhos" czy "albicelestes", o czym świadczy fakt, że w tabeli wszechczasów Brazylia zajmuje 1 a Argentyna 4 miejsce.

A co to ma wspólnego z tematem? Nigdzie nie napisałem, że Brazylia nie jest piłkarską nacją wszechczasów.

Pozdrówka
12-09-2009 15:51
earl
   
Ocena:
+1
Ja oglądając kadrę grającą za Beenhakkera nie widziałem nic szczególnego. Jeden czy dwa mecze wygrane z drużynami z czołówki o niczym nie świadczą, zwłaszcza, że obok nich były kompromitujące wyniki jak 0:3 z USA, 1:3 z Finlandią, 0:1 z Armenią czy ostatnie 0:3 ze Słowenią. I, wbrew temu co mówisz, nic nie zmienił w polskiej piłce, bo nie umiał tego zrobić. Jeśli wymienisz mi chociaż jeden, jedyny sukces międzynarodowy Beenhakkera, to uznam, że niepowodzenie było wynikiem błędów polskich piłkarzy. Ale tego nie da się zrobić, bo Leo, nawet z tak markowymi drużynami jak Real Madryt czy Ajax Amsterdam zawalał sprawę. A miał pod swoją pieczą takie gwiazdy jak Ruud Krol, Soren Lerby, Frank Rijkaard, Dennis Bergkamp (Ajax), Juan Valdano, Hugo Sanchez, Michel, Emilio Butragueno czy Santillana (Real). A otrzymywał zespoły zwycięskie - Real objął po zdobyciu przez niego 2 razy Pucharu UEFA (1985, 1986), Ajax - 2 lata po triumfie w Pucharze Zdobywców Pucharów (1987). Jeśli ktoś nie potrafi z markową drużyną zdobyć żadnego trofeum to znaczy, że tym bardziej nie ma szans na sukces w kraju, gdzie piłkarze są przeciętni, takim jak Polska. I to się potwierdziło. Kim więc jest Beenhakker jak nie nieudacznikiem?

A co do poziomu w ME. Gdy spojrzy się na tabelę medalową, to okaże się, że tak naprawde w Europie liczy się 4-5 reprezentacji. Niemcy (10 medali na MŚ, 7 medali na ME), Włosi (7 medali na MŚ, 3 medale na ME), Francuzi (4 medale na MŚ, 3 medale na ME), Holendrzy (2 medale na MŚ, 5 medali na ME). Może jeszcze Hiszpania i Anglia, ale często one są silne jedynie na papierze, bo potem zawodzą. Jaki więc jest tutaj wysoki poziom? I gdzie znajdujesz 2-3 grupy śmierci? (cokolwiek znaczy ta "nowomowa" ukuta przez dziennikarzy, popełniających podstawowe błędy ze znajomości piłki nożnej)
12-09-2009 17:59
Repek
    @earl
Ocena:
0
I, wbrew temu co mówisz, nic nie zmienił w polskiej piłce, bo nie umiał tego zrobić.

Rozmawiasz ze sobą. :) Nie takiego nie napisałem.

Pomógł konkretnym piłkarzom przez krótki czas, czyli zrobił to, czego się wymaga od trenera [to samo udawało się Engelowi i Janasowi]. Imho zrobił to przy okazji w znacznie lepszym stylu. Potem poległ, jak i poprzednicy, więc kończy robotę - prosta sprawa. Szkoda, że jego miejsce zajmie jakiś pseudotrener z Polski, ze "starej gwardii". Jak już to dałbym kadrę Skorży czy Urbanowi.

Wrzucasz też do jednego wora początek [zły] i koniec [fatalny] oraz środek [imho bardzo dobry]. To trochę bez sensu - przecież właśnie dlatego go chwalono, że się podniósł po Finlandii, a wywala się, bo przegrał z USA czy RPA, a skończył ze Słowenią.

No i kończąc wątek trenera: ja nie jestem zwolennikiem zwalania na coacha porażek. Imho nawet Ferguson by sobie nie dał rady, najwyżej pewnie jeszcze lepiej byśmy wyglądali artystycznie. To kadra, nie klub, twór anachroniczny i zależny od masy czynników, nad których selekcjoner nie ma żadnej kontroli.

--

Co do Twojej analizy statystycznej - ja się nie oglądam na historię. Inaczej mógłbym powiedzieć coś takiego:

Może jeszcze Hiszpania i Anglia, ale często one są silne jedynie na papierze, bo potem zawodzą.

Takie zdanie można powiedzieć o każdym zespole na świecie. No, może poza Niemcami, którzy niemal zawsze są gdzieś tam w czołówce, bez względu na rangę turnieju. Skoro właśnie się nie sprawdziło - Hiszpanie - to po co się bawić w politykę historyczną? Chyba że po drodze Ci z panem prezesem. :)

A co do poziomu w ME. Gdy spojrzy się na tabelę medalową, to okaże się, że tak naprawde w Europie liczy się 4-5 reprezentacji.

Dzięki za potwierdzenie mojej teorii. Niemcy, Włochy, Francja, Holandia. To dwa razy więcej niż mają inne kontynenty. Do tego ja jednak dodam Hiszpanię, Anglię, Czechy i Portugalię. To już jest 3-4 razy więcej niż na innych kontynentach [czasem w Ameryce Płd. pojawia się trzecia siła, ale na chwilę]. Do tego dochodzi bardzo solidny drugi szereg [Szwecja, Rosja, Grecja, Rumunia], który gwarantuje porządny poziom. Ten drugi szereg jest zresztą bardzo płynny - pojawiają się w nim Serbia, Polacy, Ukraina, Szkocja, Słowenia.

W takiej Ameryce jest dwójka liderów [aktualnie jest to mocno weryfikowane :)] oraz drugi szereg.

Co to jest "grupa śmierci"? Określenie jest bardzo dobre i intuicyjnie jasne. To taka grupa, w której wiadomo, że odpadnie ktoś, kto ma potencjał na coś więcej, ale odpaść musi ze względu na brak miejsc. Śmiercionośność grupy widać najczęściej na tle innych grup, gdzie jest jeden lider i np. trzech przeciętniaków [częste na MŚ].

Pozdrówka
12-09-2009 18:27

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.