24-07-2006 22:54
Dobry okres
W działach: Różności | Odsłony: 0
Słowo "wakacje" większość ludzi kojarzy z odpoczynkiem nad brzegiem morza, szumiącymi palmami, błękitnymi falami oceanu, pięknymi kobietami z jeszcze piękniejszymi pier... kokosami i takie tam pierdoły. No - na pewno jarzycie, o co mi chodzi.
Ja jednak to słowo rozumiem zupełnie inaczej. Dla mnie wakacje to ten 3-miesięczny (tak, tak - na razie 2 lata za mną i żadnych poprawek na koncie. Who's da boss?! ;)) okres, podczas którego aż pływam w różnorakiej robocie, a od czasu do czasu wyskakuję tu czy tam. Powiem szczerze, że właśnie takie wakacje odpowiadają mi najbardziej.
Ot, choćby ostatnie parę dni. Nie pracuję zarobkowo (będę pracował od października - żeby nie było, żem leń ;)), więc mogę wstawać o której chcę. A chcę zwykle koło 9.00, bo żywię nieokreśloną niechęć do porannych godzin dwucyfrowych. Oporządzam się, jem coś (ostatnio niewiele - przyczyną tego stanu rzeczy jest niewątpliwie rejs), a potem zabieram się do roboty. Wczoraj np. cały dzień pisałem artykuł, z zamiarem napisania którego nosiłem się już od baaardzo dawna. Równie dawno nie miałem takiej weny, co sprawiło, że pod koniec dnia miałem przed sobą tekst, z którego byłem naprawdę zadowolony.
Dziś z kolei 3/4 dnia ponownie malowałem listwy w Maździe i tym razem jestem pewien, że wytrzymają tą chorą pogodę :>. Poza tym pochromowałem też dysze od spryskiwaczy :P.
Jutro natomiast mam zamiar doszlifować artykuł i zrobić kilka innych rzeczy, które wymagają zrobienia przed wyjazdem.
Gdzie wyjeżdżam? Oczywiście na Zlot Redakcji Poltera . Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że na tą imprezę czekam cały rok - tym bardziej, że wreszcie została ona przedłużona do 5 dni. Na Zlocie na pewno wyjdzie masa nowych pomysłów, nad którymi będziemy pracować po powrocie, co wróży kolejne dni upływające pod znakiem pracy.
I to są właśnie moje wakacje. Praca nad rzeczami, które lubię najbardziej, a sporadycznie - leniuchowanie i obijanie się. Jestem pewien, że po takich trzech miesiącach będę bardziej wypoczęty, niż po 6 miechach leżenia do góry brzuchem. Jak to dobrze, że to dopiero koniec lipca ;).
Ja jednak to słowo rozumiem zupełnie inaczej. Dla mnie wakacje to ten 3-miesięczny (tak, tak - na razie 2 lata za mną i żadnych poprawek na koncie. Who's da boss?! ;)) okres, podczas którego aż pływam w różnorakiej robocie, a od czasu do czasu wyskakuję tu czy tam. Powiem szczerze, że właśnie takie wakacje odpowiadają mi najbardziej.
Ot, choćby ostatnie parę dni. Nie pracuję zarobkowo (będę pracował od października - żeby nie było, żem leń ;)), więc mogę wstawać o której chcę. A chcę zwykle koło 9.00, bo żywię nieokreśloną niechęć do porannych godzin dwucyfrowych. Oporządzam się, jem coś (ostatnio niewiele - przyczyną tego stanu rzeczy jest niewątpliwie rejs), a potem zabieram się do roboty. Wczoraj np. cały dzień pisałem artykuł, z zamiarem napisania którego nosiłem się już od baaardzo dawna. Równie dawno nie miałem takiej weny, co sprawiło, że pod koniec dnia miałem przed sobą tekst, z którego byłem naprawdę zadowolony.
Dziś z kolei 3/4 dnia ponownie malowałem listwy w Maździe i tym razem jestem pewien, że wytrzymają tą chorą pogodę :>. Poza tym pochromowałem też dysze od spryskiwaczy :P.
Jutro natomiast mam zamiar doszlifować artykuł i zrobić kilka innych rzeczy, które wymagają zrobienia przed wyjazdem.
Gdzie wyjeżdżam? Oczywiście na Zlot Redakcji Poltera . Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że na tą imprezę czekam cały rok - tym bardziej, że wreszcie została ona przedłużona do 5 dni. Na Zlocie na pewno wyjdzie masa nowych pomysłów, nad którymi będziemy pracować po powrocie, co wróży kolejne dni upływające pod znakiem pracy.
I to są właśnie moje wakacje. Praca nad rzeczami, które lubię najbardziej, a sporadycznie - leniuchowanie i obijanie się. Jestem pewien, że po takich trzech miesiącach będę bardziej wypoczęty, niż po 6 miechach leżenia do góry brzuchem. Jak to dobrze, że to dopiero koniec lipca ;).