01-10-2009 01:02
pech to pech
W działach: samo życie | Odsłony: 6
Ilość napadów na moja skromną osobę od kiedy mieszkam w Wawie, tudzież liczba moich blizn powiekszyła się jakiś tydzień temu o jeden. Co daje razem 11 napadów i 30-kilka blizn - pech to pech.
Ogólnie ilość urazów i róznych dziwnych wypadków jakie zdążyły mi się przydarzyć w moim krótkim jeszcze życiu wprawia niektórych w zdmienie. Ktoś nawet powieział mi, że może ciągnąć się za mną jakieś przekleństwo\złe duchy\negatywna energia (Sie ma Hajda :)) - pech to pech.
Wracając do napadu. Wracałem sobie własnie zadowolony po sesji w Wilka nWoDowego. Było gdzieś po 1:00 am więc musiałem jechać nocnym. Stałem sobie na tym przystanku, kawałek dalej na ławce spał sobie jakiś zmeczony jegomość. Tak sobie czekałem na ten nocny, a tu przychodzi dwuch naprutych kolegów - strojem przypominali trochę punków, ale zważywszy na łyse głowy zaryzykuję stwierdzenie, że to byli Skinheadzi. Popatrzyłem na nich, później na siebię - włosy krótkie, skóra biała - myślę sobię problemów raczej nie będzie. Myliłem się dosyć znacząco - pech to pech.
Stoję sobie więc dalej na tym przystanku, obok spiącego jegomościa i 2 Skinheadów. Nagle z tej zajmującej czynności wyrwał mnie bulgoczący odgłos - jak się później zorientowałem bulgot ten dochodził od łysych panów - tak pewnie porozumiewaja się między sobą stwierdziłem i stałem sobię nadal. Niepokoić zaczał mnie natomiast fakt, że bulgoczący odgłos zaczął przybierać na natężeniu i zblizać się do mnie w dosyć szybkm tempie - pech to pech.
Podnoszę wzrok i widzę łysych panów bulgoczacych iędzy sobą i podażających w moim kierunku pewnym, acz nieco chwiejnym krokiem.
Rozważyłem w myślach oddalenie się o parę kroków, ale naszła mnie myśl, że to mogło by zachecić łysych panów do wykonywania nieprzyjemnych czynności na mojej osobie (nie, nie tych czynności zboczeńcy:P ). Tak wiec patrzę sobie jak bulgoczący panowie do mnie podchodzą i modlę się w duchu, zeby poprosili o ogień ( na takie wypadki noszę ze soba zapalniczkę ) niestety - poprosili o wiele więcej niż ogień - pech to pech.
"Wyskakuj z komórki i portfela" rzekł jeden.
"I butów" wybełkotał drugi.
Prząc po ich ewidentnie pijanch - przymulonych gębach stwierdziłem, że trzeba to rozegrać delikatnie, bo panowie mogą być łagodnie mówiąc agresywni.
"Ale panowie, nie mogę wam oddać portfela, komórki ani nawe butów"* rzekłem " Ale napewno jakoś się dogadamy"*. Niestety nie dogadaliśmy się - pech to pech.
Gdy tylko skonczyłem mówić zobaczyłem błysk i ruch ręki pana od butów - dzięki bogu zauważyłem że w ręce trzymał nóż i zdążyłem odskoczyć do tyłu. Niestety za mało - jedna z moich ulubionch koszulek poszła się j@#ać, a mi przez parę lat zostanie ładna, dosyć długa poziom kreska na klacie - pech to pech.
Chciałem zwiewać, ale drugi łysy pan tarasował mi drogę, więc musiałem zdać się na szczęście i fakt, że obaj panowie byli w stanie, który ewidentnie spowalniał ich refleks. Zanim pan od noża zdążył się zamachnąć kolejny raz low kick podgiął mu kolana - ja widząć okazję złapałem rekę w której miał nóż i ją wykręciłem, nieszcześliwie w taki sposób, że ostr narzedzie znalazło się w udzie napastnika (naprawdę nie zrobiłem tego celowo - niektórzy nie bardzo chcieli w to uwierzyć, ale jestem pacyfistą) - pech to pech.
Kolega od noża siadł na ziemi i chwilowo przestał się żwawo poruszać - ograniczył się do trzymania się za noge i krzyczenia "dostałem k@$wa dostałem!"*. natomiast drugi łysy pan widzać krzywdę kolegi postanowił ruszyć mu na pomoc - na moje szczęście albo nie miał noża, albo nie pomyślał, żeby go użyć bo złapał mnie tylko jedną ręką "za fraki", a drugą wziął zamach, żeby mi przywalić - to jest najwiekszy błąd amatorów - taki zamach zajmuje tyle czasu, że nie ma sie praktycznie szans, z kimś, kto ma roche doswiadczenia. W każdym razie korzystając z tego, że złapał mnie tylko jedną ręką złapałem ową konczynę w nadgarstku, wykręciłem i gdy już łysol był odwrócony do mnie bokiem nacisnałem od góry na jego wyprostowany łokieć - chciałem go w ten sposób sprowadzić do parteru, niestety uyszałem tylko głośne "trach" i łysol udał się w objęcia moerfeusza ze złamaną ręką - pech to pech.
Stoję więc sobie nadal na tym przystanku, jegomość z ławeczki dalej sobie śpi, a przede mną leży dwuch skinheadów. Analizując sytuację stwierdziłem, że najepiej będzie wezwać policję - jak pomyślałem tak zrobiłem. Zgłosiłem napad na moją osobę i próbę pobicia\zamordowania nozem. Po akichś 15 minutach przyjechał radiowóz. Wysiada z niego para policjantów wygądających na takich co nawet goniąc za zółwiem dostali by zadyszki. "Narozrabiał pan"* Zwraca się do mnie jeden. Patrzy na nieprzytomnego łysola - "Złamana ręka"*, patrzy na drugiego "Oo nóż wbit w nogę"* "No to narobił pan paperkowej roboty. Teraz trzeba bedzie wezwać karetkę, spisać zeznania blebleble [mówił jeszcz kilka minut, ale tutaj mam dziurę w pamięci i kompletnie nie paiętam co takiego]"* "Ale to nie wszystko"* odezwał się drugi "Teraz mogą pana pozwać o przekroczenie obrony koniecznej"* "Ale za co? Przeciez to oni mnie zaatakowali", "Tak, ale to oni tutaj leżą a nie pan"* odpowiedział policjant. - pech to pech.
Mineło jeszcze z 10-15 minut i przyjechała karetka. Zabrali łysych jegomosciów do szpitala, mnie do radiowozu, a i nawet pana z ławeczki zeznali, żeby złożył zeznania. Dzisiaj łysi panowie pewnie już wrócili do domków, pan z ławeczki śpi sobie na jakiejś innej, a ja czekam i zastanawiam się czy nie przyjdzie do mne wezwanie do sądu - pech to pech.
Na moja korzyść przemawia fakt, że jednoznacznie stwierdzono, że nóż należał do łysoli i nie ma na nim moich odcisków palców. Oraz swiadkowie, którzy widzieli jak chwile przed przyjściem na przystanek lysole demolowali własność prywatną. No i oczywiście szrama na moim biednym korpusiku, która świadczy o tym, że raczej nie ja trzymałem rekojeść.
W kazdym razie trzymajcie kciuki, żebym nastepnej notki nie pisał aresztu ;)
Pozdrawiam
Rag
- Nie przytoczyłem dokładnie treści rozmów, bo w chwil wzburzenia wyleciała mi wiekszość z paięci, ale wierzę, że sens rozmów z grubsza uchwyciłem.