» Blog » Wick jednak ma trochę racji
13-01-2011 14:37

Wick jednak ma trochę racji

W działach: RPG | Odsłony: 12

Wick jednak ma trochę racji


Żeby uniknąć niepotrzebnych flejmów nie uważam takiego stylu gry za jedyny słuszny i nie z każdym się on sprawdzi. Gracze powinni mieć pełną świadomość, że jako MG będziesz starał się skrzywdzić ich postacie i będziesz w tym tak pomysłowy jak tylko się da. Muszą też wiedzieć, że mają jednak szanse, bo gra w której zawsze się przegrywa jest tak samo nudna jak ta, gdzie przegrać sie nie da.


Parę ładnych lat temu, gdy po raz pierwszy zetknąłem sie z artykułami Johna Wicka część chwytów i porad w nich zawartych budziła we mnie swego rodzaju oburzenie. "Jak to gracze lubią być upokarzani?" "Jaka to przyjemność być udupianym na każdym kroku przez MG?" te i wiele podobnych pytań sprawiło, że wtedy całkowicie odrzuciłem jego sposób prowadzenia.

Teraz po kilku latach, kiedy hmm - w pewnym sensie trochę dojrzałem, a przede wszystkim bardziej się ograłem jestem w stanie stwierdzić, że Wick ma jednak sporo racji w tym co pisze.

Ostatnio coraz bardziej skłaniam się ku przekonaniu, że gracze lubią kiedy ich postacie są "udupiane" na każdym kroku. Kiedy za każdym rogiem czai się niebezpieczeństwo, a wszystko co zrobią - nie ważne jak dobre czy szlachetne może być wykorzystane przeciwko nim.

Kiedyś myślałem, że Wick po prostu lubuje się w męczeniu graczy, teraz wiem że nie tylko to lubi, ale ma też w tym pewien cel. Bohater w lśniącej zbroi, której nie może zadrapać nawet ziejąca ogniem gadzina wielkości stodoły może i jest fajny, ale na dłuższą metę cholernie nudny.
Bohater jest bohaterem, gdy musi coś poświęcić dla osiągnięcia celu, taki pan "wszystko mi się zawsze udaje i nikt nigdy mnie nie zadrasnął" Bohaterem dla mnie raczej nie jest - co najwyżej bohaterkiem. Oczywiście przejaskrawiam trochę, ale chyba wiadomo o co mi chodzi.

Całe Play Dirty przeczytałem dosyć niedawno, ale zauważyłem, że cześć metod w niej zawartych zacząłem stosować już wcześniej – po prostu metodą prób i błędów nauczyłem się, że metoda na "Troskliwego Misia" przynosi graczom mniej frajdy niż uczciwa wredność MG.

Z ciekawszych przykładów mogę podać mini-kronikę, którą w wakacje prowadziłem w sMaga.

Jako MG generalnie wymagam od graczy dobrego przygotowywania rysu psychologicznego postaci, typowych dla nich zachowań itp. nie muszą być to jakieś eseje, chcę po prostu, żeby gracze popracowali nad swoimi postaciami trochę dłużej niż to wymaga samo rozpisanie\rozkropkowanie karty postaci. Wymagam zwykle jeszcze jednej rzeczy - bliskich. Nie musi być to rodzina - ale postać całkowicie bez bliskich u mnie zwykle nie przejdzie.

Żeby gracze mocniej zżyli się z tymi bliskimi pojawiają się oni na moich sesjach dosyć często i zdarza im się pełnić w nich ważne role. Jednym z takich bliskich był brat drużynowego Euthanatosa (Jeffa) Steven. Steven nie był przebudzonym, ale wspierał brata jak tylko mógł. Domyślał się wielu rzeczy, ale nigdy o nic nie pytał. Były wojskowy często pomagał całej drużynie, zdarzyło się nawet, że uratował im tyłki. Słowem poszedłby za swoim bratem w ogień. No i gracz naprawdę zżył się z tym BN, zresztą nie tylko gracz - cała drużyna go uwielbiała.

Pech chciał, że jak to magowie tradycji znaleźli technokracji dosyć mocno za skórę - szczególnie jednemu z ważniejszych gości z Iteracji X.
W każdym razie gość ten dowiedział się w jakiś sposób kim jest Jeff i znalazł jego bliskich, konkretniej właśnie brata.
I teraz "Troskliwy Miś" zorganizowałby pewnie porwanie, w którym BG mogliby bohatersko odbić Stevena. Ja rozwiązałem to odrobinkę inaczej. Steven zapadł się pod ziemię. Zniknął i nikomu przez kilka dni nie udało się dowiedzieć gdzie się podział.

Po tych kilku dniach do Jeffa zaczęły przychodzić kasety. Nagrany na nich był Steven torturowany przez technokratów, w pewnym momencie złamany przez nich tak bardzo, że prawie chętnie opowiadał o Jeffie i tym czego się dowiedział\domyślał o nim.

BG poruszyli dosłownie niebo i ziemię, żeby odnaleźć Stevena i go odbić, w końcu udało im się dotrzeć do jednego z laboratoriów technokracji i dosłownie przebić się przez nie. W miejscu, które skojarzyli z kaset znaleźli oczywiście Stevena, tylko niestety już martwego - z otwartą czaszką. Chwilę później do pomieszczenia wszedł jeszcze ktoś - też Steven, tylko jego oczy pobłyskiwały teraz laserową czerwienią. Jego mózg został użyty do stworzenia Hit Marka, który został nasłany na drużynę.

Gracz zareagował oburzeniem, później rozwścieczeniem, a na końcu prawie trząsł się z bezradności. Ale dał sobie z tym radę, reszta kroniki opowiadała o zemście, i na ostatniej sesji, tej zemsty dokonali. Dorwali pana z Iteracji i załawili go w najgorszy możliwy sposób nie robiąc mu w sumie przy tym krzywdy. Odprawili na nim rytuał Gilgul (wiem jak to idiotycznie brzmi... chodzi o całkowite i nieodwracalne odcięcie takiego przebudzonego od magii).

Gracz, prowadzący Jeffa powiedział mi później, że strasznie się na mnie wk%^wił na początku, ale to była jedna z najbardziej satysfakcjonujących kronik w jakie grał.

Męczenie BG i robienie im krzywdy może być rzeczą, która naprawdę sprawi, że sesje będą lepsze. O ile tylko nie będziemy ich męczyć bezcelowo. Bo w końcu jak to Wick opisywał (i wielu przed nim, ale zajmuję się teraz Wickiem) bycie Bohaterem polega właśnie na tym, że mimo, że świat wali ci na głowę, jesteś ranny i wszystko cię boli, a wszyscy dookoła cię nienawidzą ty podnosisz się, idziesz dalej i na końcu - śmiertelnie zmęczony pokazujesz wielkiego fucka wszystkim przeciwnościom, które los (MG) rzucał przeciwko tobie.




Komentarze


Albiorix
   
Ocena:
0
No tak, bo Mcclane jest postacią filmową. Nie prowadzę w konwencji filmowej więc u mnie pewnie by zginął gdzieś w 1/3 pierwszego odcinka no a jeśli by jakoś przeżył to nie miałby skłonności do wpadania ciągle w tarapaty bo przypadki losowe są losowe i jest mała szansa że wypadnie dwa razy na tą samą osobę bez porządnego uzasadnienia fabularnego. No, są światy gdzie można mieć na sobie klątwę albo coś, można też mieszkać w Afganistanie albo po prostu mieć pracę polegającą na ganianiu terrorystów. Ale nie ma u mnie tak, że kogoś ciągle spotykają wypadki i dziwne zbiegi okoliczności tylko dlatego że jest bohaterem.

Co do maga - no pewnie, że to nie jest proste :) Proste zadania nie są takie fajne ;)

A wysyłanie kaset już po wykonaniu akcji przez technokratę jest akurat wysoce sensowne .
14-01-2011 14:39

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.