30-03-2013 00:28
"Slawia - The Musical" na FATE
W działach: Wolsung, Plane przedstawia, sesje, RPG, FATE, przegląd musicali, teatr | Odsłony: 35
Witajcie!
Tak, moi drodzy – zaledwie tydzień po premierze Slawii dodatek okazał się tak piorunującym hitem, że wnet powstanie film muzyczny na jego podstawie! Produkcja będzie oczywiście polska z ducha, lecz by zainteresować cały świat wizją naszego kraju Kuźnia Gier zadba o gwiazdorską, międzynarodową obsadę. W smoczycę Popiół najprawdopodobniej wcieli się Anne Hathaway, która swoją rolą w Nędznikach udowodniła, że potrafi z klasą pojawić się na pięć minut, zaśpiewać przepiękną arię i umrzeć.
Ech, marzenia... niestety to, co tak naprawdę chcę opisać jest dużo bardziej prozaiczne. Otóż poprowadziłem dzisiaj bardzo fajną sesję Wolsunga, która mniej więcej w połowie stała się... musicalem.
Zacznijmy jednak od początku. Korzystając z przerwy świątecznej mogłem zagrać ze starymi znajomymi ze Śląska – Taigą, Królikiem i debiutującym dziś na mojej sesji Frodem. Zawsze graliśmy w tym gronie w Wolsunga i ta sesja nie była wyjątkiem, ale zmieniliśmy mechanikę – Taiga bardzo mi kiedyś zachwalała prowadzone przez Bothariego wolsungowe sesje na FATE i chciałem spróbować, jak to jest prowadzić Wolsunga nie na Wolsungu. Wyjaśnianie FATE tym, którzy go nie znają zajęło by zbyt dużo czasu i miejsca, więc odsyłam do broszurkowej wersji mechaniki przełożonej przez Gana.
Tyle, że FATE nie jest systemem rewolucyjnym w każdym calu. To, co w nim naprawdę niezwykłe, to Aspekty – cechy postaci, które można wykorzystać zarówno na jej korzyść, jak i niekorzyść. Zainspirowany sesją Scobina z Pyrkonu (Word poprawił mi na "Cyrkonu") wyciąłem więc z FATE umiejętności, zamiast tego dając postaciom wolsungowe Archetypy – dające stały bonus +2 do związanych z nimi czynności (arbitralne, ale łatwo było to ustalić) i mogące dawać dodatkowe premie za Punkty FATE (dalej PuFy) jak Aspekty, tyle że taką premię trzeba opisać jak zagrywanie kart w Wolsungu i Archetypów nie można wykorzystać przeciwko graczom. Poza tym każda postać miała dwa Aspekty i dwa Gadżety, każdy dający premię +1 do testów z ich wykorzystaniem.
Taiga zagrała Dianą – alvarską łowczynią potworów, Królik Thorfaldem Leifsonem – jotuńskim dyplomatą i szpiegiem a Frodo Johanem Garlinsenem – nauczycielem tańca. Cała sesja była eksperymentem, więc nie mogła się zacząć nudno: po przedstawieniu się każdej z postaci opisywałem w dwóch zdaniach jej walkę z ogromnym demonem w jakiejś fabryce, po czym bez słowa wyjaśnienia przechodziłem do kolejnego bohatera. Dopiero, gdy poznaliśmy wszystkich opowiedziałem, jak drużyna wybrała się do parku technologicznego pod Chmielem (Lublinem) i w ostatniej chwili odkryła, że leśne biesy właśnie wypuściły tam demona (w Wolsungu biesy a demony to dwie różne rzeczy). Potworę trzeba oczywiście było pokonać, co było jednocześnie pierwszym sprawdzianem mechaniki FATE.
Wyszło ogólnie dobrze, choć nie bez zgrzytów. Zdecydowanie najciekawszym, tu wręcz groteskowym elementem okazało się używanie aspektów na niekorzyść postaci. Johan ma bowiem aspekt Elegancki, który perfidnie wykorzystałem w 1. turze konfliktu, proponując mu pozostanie w parkowej restauracji i sycenie się aperitifem zamiast dołączenia do walki. Frodo oczywiście zgodził się – pomysł bardzo spodobał się całej drużynie – a nawet w kolejnych rundach pociągnął tę farsę dalej: aktywując swój drugi aspekt Kobieciarz rzucił się na pomoc pewnej damie, zupełnie ignorując demona i zyskując sobie zarówno kolejne PuFy, jak i coraz bardziej skonsternowane spojrzenia reszty drużyny. Poza tym walka przebiegała sprawnie, choć trochę monotonnie – być może przez to, że zastąpiłem Umiejętności Archetypami, a być może po prostu dlatego, że zapełnianie atakami toru Zdrowia jest jednak mniej interesujące, niż zdejmowanie znaczników, kostek, kart i punktów Kondycji, jak również odrzucanie i niedeklarowane dobijanie wroga, co oferuje Wolsung. I tak, używaliśmy opcji nadawania Aspektów – trochę rozruszała ona walkę, ale i tak mam wrażenie, że mogło być lepiej.
Po walce gnomi godi Eryk Olafsson bardzo usilnie próbował namówić drużynę do krucjaty przeciwko czartom, ale po krótkim śledztwie okazało się, że w Chmielskim działa jakaś siła porywająca nawet biesy, a co więcej wydaje się ona działać z polecenia godnego właśnie. Gracze byli już o krok od dramatycznego finału, ale wtedy właśnie zaczął się musical.
Gdy bowiem w pewnym dworku zniknął lokaj, Johan pospieszył to oznajmić tanecznym krokiem, a ja dla podkreślenia jego gracji puściłem pierwszy klasyczny kawałek, jaki znalazłem w odmętach komórki – Drugi Walc Szostakowicza. Drzwi do rezydencji otworzyła pokojówka, którą Johan (za diabelskim podszeptem Taigi) porwał do tanga i podczas namiętnej promenady wyznał jej, że lokaj został porwany. Kobieta nieomalże zemdlała na tę wieść (co stworzyło piękną taneczną figurę) i teatralnie wyszeptała "O, nie!", a potem wydarzenia potoczyły się same. Podczas eleganckiego szase pani domu przejęła Johana z rąk służki (tak, prowadziła. Emancypantka, a co!) i zobowiązała go do odnalezienia lokaja, a tymczasem Diana znalazła się w objęciach pana domu i dołączyła do choreografii. Ze względu na przewagę tanga i kryminalny charakter całej sceny zmieniliśmy podkład na Tango Kat, a po opuszczeniu willi zacząłem eksperymentować z różnymi instrumentalnymi kawałkami i opisywać kolejne sceny trochę jak w najnowszej, bardzo teatralnej Annie Kareninie – z baletową choreografią i konstruowaniem dekoracji na bieżąco dookoła postaci. W tym wariackim tempie śledztwo potoczyło się aż do chwili, w której Jakub Hindelski – informator drużyny – został porwany przez amorficzne, gliniane stworzenie, które przybrało postać brzydkiego jak noc humanoida o trupiej twarzy i po dramatycznym pościgu przez kanały o lasy (Przez Ostępy do Zamku z Tańca Wampirów) zaszyło się w zrujnowanym dworku szlacheckim. Tam okazało się, że zwący się Złodziejem stwór porywa Damy i Dżentelmenów, gdyż jego tajemniczy twórca kazał mu wybrać kogoś, kim chciałby się stać, a następnie skraść jego duszę i tym samym tożsamość. Gracze byli pewni, że owym twórcą jest godi Eryk Olafsson, lecz Złodziej nie znał takiego imienia – za to, o dziwo, zareagował wielkim entuzjazmem na opis fizjognomii gnoma i był nawet gotów wypuścić wszystkich swoich więźniów w zamian za dostarczenie mu godiego. Co się okazało? Twórca Złodzieja pozornie dał mu wolną wolę co do tego, kim ma chcieć się stać, ale tak ustawił parametry porównywania różnych cech, że w rzeczywistości kreaturę mógł zadowolić tylko Olafsson. Gracze uznali (z moją pomocą – muszę przemyśleć, jak umieścić ten wniosek w przygodzie), że szalony geniusz nie docenił swojej próżności i nieświadomie uczynił z siebie ideał dla golema, który nie był przez to zdolny zadowolić się kimkolwiek innym. Udało im się jednak namówić Złodzieja, że może być po prostu sobą i przeprogramować jego shem (golemiczny mózg) tak, by jego stwórca przestał być dla niego wzorem. Potem udali się do Chmiela ze Złodziejem jako świadkiem i na konferencji prasowej zdemaskowali czcigodnego Olafssona jako geniusza zbrodni.
Kurtyna, bisy, oklaski! Musicalowe zakończenie miało ten plus, że mogłem bardzo dyskretnie i klimatycznie ustalić Osiągnięcia postaci – spytałem po prostu, które sceny ze sztuki bisują.
Sesja udała się zacnie – często było śmiesznie, na początku pulpowo a pod koniec, przez chwilę, nawet trochę wzruszająco. Nie wiem, czy będziemy ciągnąć tę przygodę dalej, bo ci gracze po raz kolejny udowodnili, że są moją ekipą na eksperymenty, a jest wiele innych pomysłów do wypróbowania. Królik zapytał, czy nie poprowadził bym Planescape. Czemu by nie – zwłaszcza na FATE i jeszcze z mechaniką Kluczy z Lady Blackbird na dodatek?
A do samego FATE nabrałem stosunku, który wydaje mi się dość typowy wśród moich RPGowych znajomych – sama mechanika testów i Umiejętności jest poprawna, ale nic więcej, za to Aspekty są genialnym rozwiązaniem i sprawiają, że na sesjach dzieją się strasznie ciekawe rzeczy. Całe szczęście, że podobne reguły są w SWEPlu (Zawady) i łatwo je stosować w każdym innym systemie, który posługuje się żetonami czy Punktami Losu – w tym w Wolsungu.
Wesołych Świąt!
Tak, moi drodzy – zaledwie tydzień po premierze Slawii dodatek okazał się tak piorunującym hitem, że wnet powstanie film muzyczny na jego podstawie! Produkcja będzie oczywiście polska z ducha, lecz by zainteresować cały świat wizją naszego kraju Kuźnia Gier zadba o gwiazdorską, międzynarodową obsadę. W smoczycę Popiół najprawdopodobniej wcieli się Anne Hathaway, która swoją rolą w Nędznikach udowodniła, że potrafi z klasą pojawić się na pięć minut, zaśpiewać przepiękną arię i umrzeć.
Ech, marzenia... niestety to, co tak naprawdę chcę opisać jest dużo bardziej prozaiczne. Otóż poprowadziłem dzisiaj bardzo fajną sesję Wolsunga, która mniej więcej w połowie stała się... musicalem.
Zacznijmy jednak od początku. Korzystając z przerwy świątecznej mogłem zagrać ze starymi znajomymi ze Śląska – Taigą, Królikiem i debiutującym dziś na mojej sesji Frodem. Zawsze graliśmy w tym gronie w Wolsunga i ta sesja nie była wyjątkiem, ale zmieniliśmy mechanikę – Taiga bardzo mi kiedyś zachwalała prowadzone przez Bothariego wolsungowe sesje na FATE i chciałem spróbować, jak to jest prowadzić Wolsunga nie na Wolsungu. Wyjaśnianie FATE tym, którzy go nie znają zajęło by zbyt dużo czasu i miejsca, więc odsyłam do broszurkowej wersji mechaniki przełożonej przez Gana.
Tyle, że FATE nie jest systemem rewolucyjnym w każdym calu. To, co w nim naprawdę niezwykłe, to Aspekty – cechy postaci, które można wykorzystać zarówno na jej korzyść, jak i niekorzyść. Zainspirowany sesją Scobina z Pyrkonu (Word poprawił mi na "Cyrkonu") wyciąłem więc z FATE umiejętności, zamiast tego dając postaciom wolsungowe Archetypy – dające stały bonus +2 do związanych z nimi czynności (arbitralne, ale łatwo było to ustalić) i mogące dawać dodatkowe premie za Punkty FATE (dalej PuFy) jak Aspekty, tyle że taką premię trzeba opisać jak zagrywanie kart w Wolsungu i Archetypów nie można wykorzystać przeciwko graczom. Poza tym każda postać miała dwa Aspekty i dwa Gadżety, każdy dający premię +1 do testów z ich wykorzystaniem.
Taiga zagrała Dianą – alvarską łowczynią potworów, Królik Thorfaldem Leifsonem – jotuńskim dyplomatą i szpiegiem a Frodo Johanem Garlinsenem – nauczycielem tańca. Cała sesja była eksperymentem, więc nie mogła się zacząć nudno: po przedstawieniu się każdej z postaci opisywałem w dwóch zdaniach jej walkę z ogromnym demonem w jakiejś fabryce, po czym bez słowa wyjaśnienia przechodziłem do kolejnego bohatera. Dopiero, gdy poznaliśmy wszystkich opowiedziałem, jak drużyna wybrała się do parku technologicznego pod Chmielem (Lublinem) i w ostatniej chwili odkryła, że leśne biesy właśnie wypuściły tam demona (w Wolsungu biesy a demony to dwie różne rzeczy). Potworę trzeba oczywiście było pokonać, co było jednocześnie pierwszym sprawdzianem mechaniki FATE.
Wyszło ogólnie dobrze, choć nie bez zgrzytów. Zdecydowanie najciekawszym, tu wręcz groteskowym elementem okazało się używanie aspektów na niekorzyść postaci. Johan ma bowiem aspekt Elegancki, który perfidnie wykorzystałem w 1. turze konfliktu, proponując mu pozostanie w parkowej restauracji i sycenie się aperitifem zamiast dołączenia do walki. Frodo oczywiście zgodził się – pomysł bardzo spodobał się całej drużynie – a nawet w kolejnych rundach pociągnął tę farsę dalej: aktywując swój drugi aspekt Kobieciarz rzucił się na pomoc pewnej damie, zupełnie ignorując demona i zyskując sobie zarówno kolejne PuFy, jak i coraz bardziej skonsternowane spojrzenia reszty drużyny. Poza tym walka przebiegała sprawnie, choć trochę monotonnie – być może przez to, że zastąpiłem Umiejętności Archetypami, a być może po prostu dlatego, że zapełnianie atakami toru Zdrowia jest jednak mniej interesujące, niż zdejmowanie znaczników, kostek, kart i punktów Kondycji, jak również odrzucanie i niedeklarowane dobijanie wroga, co oferuje Wolsung. I tak, używaliśmy opcji nadawania Aspektów – trochę rozruszała ona walkę, ale i tak mam wrażenie, że mogło być lepiej.
Po walce gnomi godi Eryk Olafsson bardzo usilnie próbował namówić drużynę do krucjaty przeciwko czartom, ale po krótkim śledztwie okazało się, że w Chmielskim działa jakaś siła porywająca nawet biesy, a co więcej wydaje się ona działać z polecenia godnego właśnie. Gracze byli już o krok od dramatycznego finału, ale wtedy właśnie zaczął się musical.
Gdy bowiem w pewnym dworku zniknął lokaj, Johan pospieszył to oznajmić tanecznym krokiem, a ja dla podkreślenia jego gracji puściłem pierwszy klasyczny kawałek, jaki znalazłem w odmętach komórki – Drugi Walc Szostakowicza. Drzwi do rezydencji otworzyła pokojówka, którą Johan (za diabelskim podszeptem Taigi) porwał do tanga i podczas namiętnej promenady wyznał jej, że lokaj został porwany. Kobieta nieomalże zemdlała na tę wieść (co stworzyło piękną taneczną figurę) i teatralnie wyszeptała "O, nie!", a potem wydarzenia potoczyły się same. Podczas eleganckiego szase pani domu przejęła Johana z rąk służki (tak, prowadziła. Emancypantka, a co!) i zobowiązała go do odnalezienia lokaja, a tymczasem Diana znalazła się w objęciach pana domu i dołączyła do choreografii. Ze względu na przewagę tanga i kryminalny charakter całej sceny zmieniliśmy podkład na Tango Kat, a po opuszczeniu willi zacząłem eksperymentować z różnymi instrumentalnymi kawałkami i opisywać kolejne sceny trochę jak w najnowszej, bardzo teatralnej Annie Kareninie – z baletową choreografią i konstruowaniem dekoracji na bieżąco dookoła postaci. W tym wariackim tempie śledztwo potoczyło się aż do chwili, w której Jakub Hindelski – informator drużyny – został porwany przez amorficzne, gliniane stworzenie, które przybrało postać brzydkiego jak noc humanoida o trupiej twarzy i po dramatycznym pościgu przez kanały o lasy (Przez Ostępy do Zamku z Tańca Wampirów) zaszyło się w zrujnowanym dworku szlacheckim. Tam okazało się, że zwący się Złodziejem stwór porywa Damy i Dżentelmenów, gdyż jego tajemniczy twórca kazał mu wybrać kogoś, kim chciałby się stać, a następnie skraść jego duszę i tym samym tożsamość. Gracze byli pewni, że owym twórcą jest godi Eryk Olafsson, lecz Złodziej nie znał takiego imienia – za to, o dziwo, zareagował wielkim entuzjazmem na opis fizjognomii gnoma i był nawet gotów wypuścić wszystkich swoich więźniów w zamian za dostarczenie mu godiego. Co się okazało? Twórca Złodzieja pozornie dał mu wolną wolę co do tego, kim ma chcieć się stać, ale tak ustawił parametry porównywania różnych cech, że w rzeczywistości kreaturę mógł zadowolić tylko Olafsson. Gracze uznali (z moją pomocą – muszę przemyśleć, jak umieścić ten wniosek w przygodzie), że szalony geniusz nie docenił swojej próżności i nieświadomie uczynił z siebie ideał dla golema, który nie był przez to zdolny zadowolić się kimkolwiek innym. Udało im się jednak namówić Złodzieja, że może być po prostu sobą i przeprogramować jego shem (golemiczny mózg) tak, by jego stwórca przestał być dla niego wzorem. Potem udali się do Chmiela ze Złodziejem jako świadkiem i na konferencji prasowej zdemaskowali czcigodnego Olafssona jako geniusza zbrodni.
Kurtyna, bisy, oklaski! Musicalowe zakończenie miało ten plus, że mogłem bardzo dyskretnie i klimatycznie ustalić Osiągnięcia postaci – spytałem po prostu, które sceny ze sztuki bisują.
Sesja udała się zacnie – często było śmiesznie, na początku pulpowo a pod koniec, przez chwilę, nawet trochę wzruszająco. Nie wiem, czy będziemy ciągnąć tę przygodę dalej, bo ci gracze po raz kolejny udowodnili, że są moją ekipą na eksperymenty, a jest wiele innych pomysłów do wypróbowania. Królik zapytał, czy nie poprowadził bym Planescape. Czemu by nie – zwłaszcza na FATE i jeszcze z mechaniką Kluczy z Lady Blackbird na dodatek?
A do samego FATE nabrałem stosunku, który wydaje mi się dość typowy wśród moich RPGowych znajomych – sama mechanika testów i Umiejętności jest poprawna, ale nic więcej, za to Aspekty są genialnym rozwiązaniem i sprawiają, że na sesjach dzieją się strasznie ciekawe rzeczy. Całe szczęście, że podobne reguły są w SWEPlu (Zawady) i łatwo je stosować w każdym innym systemie, który posługuje się żetonami czy Punktami Losu – w tym w Wolsungu.
Wesołych Świąt!
11
Notka polecana przez: Aesandill, Darken, Eliash, gan, Jade Elenne, Jingizu, Kuźnia Gier, Rag, Repek, Scobin, Żucho
Poleć innym tę notkę