» Blog » Podaruj Plane'owi Przyszłość!
29-01-2011 15:32

Podaruj Plane'owi Przyszłość!

W działach: Teatr, RPG, Życie | Odsłony: 12

Witajcie!

 

            Stomp! Stomp! Stomp! Słyszycie? To wielkimi krokami zbliża się moja matura. A po niej – studia. Wielka okazja, żeby uczynić głównym zajęciem to, co do tej pory robię 'po godzinach'. Mam już kilka pomysłów na to, co chciałbym studiować, ale liczę na to, że brać polterowa – większość której stanowią przecież ciekawi ludzie na i po studiach – podda mi jakieś inne, fajne pomysły. W tym celu zamierzam opowiedzieć Wam co niego o tym, co mnie pociąga i co chciałbym w życiu robić. Jeżeli ktoś na podstawie moich wynurzeń da mi fajną studencką polecankę – świetnie! Jeżeli nie – fajnie było się zmusić do samookreślenia :) Wyznania czas zacząć!

 

            Przede wszystkim, lubię tworzyć. Kocham mieszać, przekształcać, układać inaczej, syntezować... jak zwał, tak zwał – składać ze starych rzeczy – nowe. Moim ulubionym tworzywem są słowa – mówione i pisane – choć od około pół roku uczę się też aktorstwa i dramaturgii, a więc tworzenia całym ciałem albo i całą scenerią. Regularnie próbuję nauczyć się rysować i mam nadzieję, że kiedyś wreszcie starczy mi zaparcia, by to zrobić, ale w żadnym stopniu nie wiążę z tym przyszłości.

            Lubię tworzyć tak, by odbiorca mógł wiele ustalić na własną rękę lub też wykorzystać moje dzieło na wiele sposobów. Możliwe, że to przyciągnęło mnie do RPGów – pisząc o nich, tworzę klocki, które ktoś (nierzadko ja) wykorzysta według uznania. Z teatrem zresztą jest podobnie – pisząc sztukę, nie narzucam wszystkich szczegółów inscenizacji. Często ciężko jest mi się zdecydować, który z moich pomysłów jest najlepszy – tym bardziej więc lubię opisać kilka opcji i pozwolić czytelnikowi ustalić, którą wybierze.

            Staram się tworzyć w oparciu o pozytywy. To temat na dłuższą opowieść (mam nadzieję, że kiedyś ją Wam opowiem), ale moje najlepsze pomysły krystalizują się wokół jakiejś jednoznacznie pozytywnej idei, która potem obrasta brudem. Musi obrastać – historie bez choćby łyżki dziegciu nie mają sensu. Może to naiwne, ale czasami myślę o tym jako o 'zemście' na źle jako takim – umieszczam je tam, gdzie uczy i bawi zamiast niszczyć.

            Nie lubię dzielić sztuki na sztuki. Kocham piękno działające na wszystkie zmysły i gry angażujące mnie na wiele sposobów – stąd miłość do RPGów i teatru, a szczególnie musicali.

            Przy tym wszystkim mam w sobie sporo ze 'ścisłowca' – a w każdym razie, logika. Lubię analizować i optymalizować, tworzyć algorytmy i wykorzystywać precyzyjne reguły. Tyle, że niekoniecznie w naukach ścisłych – matma idzie mi świetnie, w programowaniu błyszczałem, ale to nie jest moja pasja. Wolę wykorzystywać tę 'logiczność' na innych polach – w nauce języków i tworzeniu fajnych myków w RPGowych mechanikach. Szczególnie tłumaczenia tworzę 'logiczne' – kiedyś pokażę Wam jedno z moich tłumaczeń piosenek i pewnie odniesiecie wrażenie, że bardzo wszystko pozmieniałem i jednocześnie w pewien sposób zachowałem logikę oryginału. Poza tym, ta moja logiczność lubi przysparzać mi kłopotów – w połączeniu z (podobno typowym dla leworęcznych) czarnowidztwem czasami doprowadza mnie na skraj załamania z powodu drobiazgów.

 

            Oprócz tego, że tworzę, lubię chłonąć świat. Jestem strasznie ciekawski, ale jednocześnie mam w sobie mnóstwo obaw powstrzymujących ową ciekawość. Żeby kogoś nie skrzywdzić, żeby nie zrobić głupstwa... słowem, kocham chłonąć rzeczy niewinne i bezpieczne – wcale nie czując się w związku z tym nudnym ;)  Lubię chłonąć wszystkimi zmysłami, więc jednymi z najpiękniejszych momentów w moim życiu są wizyty na wystawianych z pompą musicalach, najczęściej w chorzowskiej Rozrywce. Poza tym kocham pochłaniać ciekawostki o świecie i człowieku – historyczne, kulturalne i zwykłe anegdotki. Lubię też poznawać obce języki, najchętniej przez piosenki – najlepiej, oczywiście, z musicali.

            Wszystkie te interesujące mnie dziedziny pewnie by mi szybko zbrzydły, gdybym musiał je systematycznie zgłębić. Tu wracamy do twórczości – zamiast zgłębiać, wolę przetwarzać. I zwykle zdobywam przy tym całkiem dużo zwykłej, uczciwej wiedzy. Ale to, czego uczę się najchętniej to to, co właściwie podoba się ludziom i czemu im się to podoba. Czego potrzebujemy, co nas bawi, czemu nie jesteśmy tacy, jacy byśmy chcieli być... słowem, psychologia – tyle, że wolę badać ją na własną rękę i opisywać własnym językiem. Ten 'fachowej' psychologii nijak mi nie pasuje – mam wrażenie, że nie ma w nim miejsca na jakiekolwiek wartościowane moralne, wszystko jest względne i nikt nie stara się znaleźć Sensu. Ale może tylko tak mi się wydaje, bo miałem pecha do psychologicznych tekstów, z jakimi spotykałem się do tej pory.

 

            Ostatni punkt wynurzeń: nie przebaczyłbym sobie, gdybym miał zajmować się czymś niepotrzebnym. Lubię dawać i widzieć, że inni cieszą się z moich dzieł.

 

 

            Dwa kierunki, nad którymi myślę najbardziej, to MISH (na UW, Ew. UŚ) i Wiedza o Teatrze na warszawskiej Akademii Teatralnej. MISH zmi(e)shałbym sobie pewnie z filologii polskiej, filozofii i kulturoznawstwa, poza tym na UŚ w przyszłym roku ma powstać wydział projektowania gier komputerowych (od strony fabuły) – gdybym jednak zostać na Śląsku i dało się go wciągnąć w MISHa, pewnie bym się nie oparł.

            Nie zależy mi na tym, by studia dały mi pewny i konkretny zawód – myślę o nich raczej jako o źródle wiedzy, dzięki której łatwiej będzie mi realizować własne pomysły. Trudno mi teraz powiedzieć, co właściwie chcę robić w życiu – na pewno ma to być coś twórczego i związanego ze sztuką, a najlepiej kilkoma sztukami równocześnie.

 

            I na koniec informacja praktyczna: zdaję rozszerzoną maturę z matmy, polskiego, anglika i historii. Gdybym nagle odkrył wymagający ich kierunek, pewnie zdążyłbym się przygotować też do WoSu i niemieckiego (deklaracje maturalne można poprawiać jeszcze tydzień).

 

 

Dziękuję bardzo za przeczytanie tych zwierzeń! Mam nadzieję, że w jakiś sposób Cię zaciekawiły i będę bardzo wdzięczny, jeżeli będziesz miał dla mnie ciekawy pomysł na studia.

 

 

 

 

Komentarze


Lenartos
   
Ocena:
+1
Idź na politechnikę. Załap w miarę dobrze płatną pracę od 8-16, nie zabieraj jej do domu. Twórz w wolnym czasie. Zwiąż się z kimś, kto będzie podzielać Twoją pasję.

Można tworzyć i chłonąć świat niezależnie od tego, czy jest się programistą, dyrektorem, kasjerem, czy pala... paleografem. Życzę Tobie tylko, żeby nie musiały Ciebie od tworzenia odrywać bardziej przyziemne problemy - a wbrew temu, co Aureus pisze, "rzucanie pieniędzmi w problemy" całkiem często potrafi je rozwiązać :)

Rachunek jest wg. mnie prosty - żeby tworzyć, potrzebujesz czasu, żeby zarobić, też potrzebujesz czasu, więc IMO im lepszą masz godzinówkę - tym większe możliwości tworzenia, bo mniej czasu musisz poświęcić na zapewnienie środków na zaspokojenie podstawowych potrzeb Twoich i najbliższych.

To, co najbardziej lubisz, niekoniecznie musisz studiować i niekoniecznie robić w godzinach pracy.
30-01-2011 16:30
Ezechiel
   
Ocena:
0
"Czyli wyzszosc fizyki jadrowej nad paleografia tkwi w tym, ze jak ktos siedzi w laboratorium to ma wiecej okazji do praktycznego wykorzystania fizyki, niz paleografii? Ale jak ktos siedzi na co dzien nad rekopisami sredniowiecznymi, to wiecej praktycznych zastosowan znajdzie dla paleografii, niz fizyki jakiejkolwiek. Gdzie tkwi obiektywnosc tego osadu?"

1. Nie mieszaj fizyki jądrowej z kwantami.
2. Umiejętności zdobyte w trakcie zajmowania się fizyką jądrową są łatwiejsze do zaaplikowania na zewnątrz (dysypacja energii, modelowanie, ochronia radiologiczna, programowanie).

Innymi słowy - jądrówkę (czy kwanty) uważam za przynoszące korzyść większej ilości ludzi. Kryterium wartościowania nie są tutaj pieniądze (co próbujesz mi wmówić), ale utylitarność.

Zabawy tekstami ze średniowiecza jakoś niespecjalnie przekładają się na medycynę, energetykę czy budownictwo.

"Ty teraz zmieniasz temat. Ja mowie o tym pieknym "uczelnia scisla nauczy ciebie myslec"."

Matematyka rozwija myślenie abstrakcyjne silniej niż analiza tekstów. Poziom nauczania matematyki jest wyższy niż poziom humanistyki.

Innymi słowy - idąc na uczelnię ścisłą ma większą szansę na naukę myślenia. Ale to tylko wartość potencjalna.
30-01-2011 16:56
Scobin
    @E.
Ocena:
+3
Ale dodajmy, że myślenie abstrakcyjne =/= krytyczne myślenie o języku, społeczeństwie, kulturze. A to drugie też może mieć dużą wartość utylitarną (jeśli już przyjmiemy ten układ odniesienia): nasza ludzka rzeczywistość komplikuje się coraz bardziej i potrzeba specjalistów, którzy będą umieli ją interpretować.

PS: Przykład (podstępny!) takiego współczesnego obszaru zapotrzebowania na humanistów: popularyzacja nauk przyrodniczych i ścisłych. :)
30-01-2011 17:50
Mayhnavea
   
Ocena:
+8
Taki komentarz na początek:

Nie wierz nikomu, nawet mnie. To są rady, których każdy udziela na podstawie swoich bardzo osobistych doświadczeń, sukcesów, urazów, sytuacji, w których się znalazł, preferencji, antypatii, a także - wartości. Tutaj podpiszę się pod postem Scobina. Nie stawianie pieniędzy na 1. miejscu w hierarchii wartości nie znaczy ani tego, że się chce klepać biedę, ani tego, że się ją klepać będzie. Znam osobę na uczelni, która zarabia bardzo dużo i większość zarobku przeznacza na pomoc innym - bo jej apetyt nie rośnie wraz z jedzeniem, żyje na odpowiedniej dla siebie stopie i nie przywiązuje się do wirtualnych kredytek. Każdy ma swoją drogę :)

Nie chcę przepychać tutaj najmojszego punktu widzenia ("wybierz humanistykę, bądź (samo)świadomym i mądrym, dobrym człowiekiem!"), choć nie podzielam zdecydowanej niechęci do humanizmu prezentowanej w komentarzach. Cóż, taka moja droga.

Co Ci mogę z czystym sumieniem poradzić:

1. Bądź dobry w tym, co robisz. Więcej, bądź bardzo dobry. Mam głębokie przekonanie, że dla każdego jest miejsce na świecie o ile dużo z siebie daje i robi to dobrze. To oczywiście zależy od Twoich ambicji: czy chcesz być najlepszy (nie lepszy od innych, ale wciąż dążący do zmaksymalizowania swojej wiedzy i umiejętności), czy wystarczy Ci bycie szeregowym [lekarzem/prawnikiem/architektem...]. Wrednie zakładam to pierwsze.

Wg mnie lepiej być świetnym bibliotekoznawcą niż byle jakim lekarzem; niż bogatym ale niespełnionym po kres życia inżynierem; niż niewidzącym swojego świetnego zawodu prawnikiem uciekającym przed obrzydliwą rzeczywistością i ludźmi w kieliszek. Wszystkie wymienione zawody można wymiksować, sens zostanie taki: nie warto marnować sobie życia nienawiścią do tego, co się robi, a w końcu do tego, kim się po części jest. Za to warto dostosować to do wyznawanych wartości.

Dlatego bardzo, bardzo ostrożnie podchodzę do zdań, żeby zdusić w sobie pasje, że można je rozwijać po godzinach albo na starość. Mam przeczucie, że takie coś mówią osoby zgorzkniałe i rozczarowane [sorry, moje wrażenie - nic osobistego do nikogo]. Czasami można rozwijać się później, czasami nie (bo życie chwyta w pazury). Zazwyczaj chyba nie ma się na nic czasu. Na emeryturze też, więc to takie gadanie. A jak znajdziesz kontekst do większości użyć "studia jako przedłużenie dzieciństwa", to domyślisz się, dlaczego ktoś tak akurat napisał - i to niewiele ma wspólnego ze studiami jako takimi.

2. Scobin napisał: Nie bierz zbyt dużo zajęć na studiach, będziesz tego potem żałował. Nie wiem dokładnie, co miał na myśli, ale też byłbym ostrożny z takim sformułowaniem - zależy, co znaczy "za dużo". W każdym razie, czego byś nie studiował, potraktuj to poważnie i wykorzystaj na maksa. Oznaczać może to różne rzeczy, ale m.in. wybieranie większej liczby zajęć. Wg mnie to jest dobre na pewno na początku, zwłaszcza gdy pojawiają się do wyboru różne przedmioty wstępne. Warto mieć jak najsolidniejsze podstawy i unikać wszelkich dziur w wiedzy. Każda kolejna dodawana wiedza będzie wchodziła "na swoje miejsce" - łatwiej się będzie uczyć nowych rzeczy później.

Na marginesie: wg mnie to jedna z zalet kulturoznawstwa (piszę, bo je właśnie kończę), z porozu nie masz "konkretnego zawodu", a w praktyce szybko możesz się nauczyć nowych rzeczy, jesteś elastyczny. Jeżeli do tego dochodzi dodatkowe wykształcenie - rewelacja. Potem możesz szukać pracy od dziennikarstwa, poprzez galerie, organizację imprez, prace w wydawnictwach, na urzędach państwowych kończąc. Taka prywata.

Studia to nie tylko zdobywanie wiedzy. To także wchodzenie w społeczność uniwersytecką, na rynku, itd. Np. praktyki zawodowe nie muszą być odbębnianymi godzinami, można je tak sobie ustawić, żeby nie tylko poznawać zawód w praktyce, ale i ludzi - w tym ewentualnych przyszłych pracodawców, współpracowników, ludzi, którzy mogą Cię polecić, pomóc, będą mieli dostęp do informacji i osób. Dodatkowo są różnego rodzaju szkoły - np. wakacyjne kursy dla studentów danego kierunku), wymiany studenckie, konferencje naukowe, programy badawcze, granty, koła naukowe itd. Każde z nich może się okazać Zaszłością w Twojej karcie postaci ;)

Studiowanie to taki dziwny mechanizm z mnóstwem różnych zębatek. Im więcej ich włączysz, żeby się kręciły razem z innymi, tym lepiej. Nigdy nie wiesz, która z nich okaże się kluczowa, może to być coś z pozoru nieistotnego.

3. Studiowanie to taki okres życia, kiedy otaczają Cię profesjonaliści z wybranego przez Ciebie obszaru wiedzy i umiejętności, których zadaniem jest Cię uczyć i służyć Ci pomocą. Potem możecie być już tylko konkurentami :) Wykorzystuj to, wykładowcy dostają pieniądze za kształcenie nowych pokoleń. Ludzie są różni, także głupi, źli i cyniczni. Ale są i tacy, którzy czują dziką satysfakcję widząc dobre owoce swojej pracy - dla wielu to wręcz sens pracy na uczelni.
(coś takiego usłyszałem pierwszego dnia studiów na kulturoznawstwie. Moje dalsze życie i praktyka to potwierdzają)

4. Tak sobie pomyślałem o filologiach: często są to wręcz darmowe szkoły języków, często bardzo mało znanych - a to daje dużego bonusa na rynku. Polecam różne języki słowiańskie (na slawistyce), holenderski, chiński... jak dobrze pokombinujesz, to nie musisz być na danym kierunku (ani nawet na mishu), żeby chodzić na takie zajęcia.

5. Jeżeli jesteś zadeklarowanym humanistą (choć osobiście nie lubię takich szufladek), to z mojego doświadczenia wynika, że bardzo warto łączyć różne studia, transdycsyplinarność - to jest to. Najbardziej dziwne i barokowe połączenia mogą dać super rezultaty. Kiedy byłem na kursie z międzynarodową kadrą większość wykładowców łączyła wiedzę z niesamowicie różnych dziedzin. Przykład z mojego ogródka: koleżanka po zarządzaniu, robi drugi kierunek z teatrologii, wykłada na organizacji i animacji kultury, pracuje w teatrze (menedżerując go), w perspektywie ma np. pracę dla ministerstwa w opiniowaniu podań o granty w sektorze kultury.

6. Napisałeś: kierunek można zmienić. Tu są dwie sprawy i dwie interpretacje tego zdania :) Po pierwsze, to Ty możesz zmienić kierunek łączy się z przekalibrowaniem myślenia. W liceum (gimnazjum, podstawówce) "utrata" roku to apokalipsa, dowód nieudaczności, stoczenia się na dno beznadziei. Kiedy ma się tych dwadzieścia-kilka lat perspektywa zmienia się diametralnie. Studia to także czas eksperymentów, poszukiwania, łączenia, zmieniania, dosztukowywania, itd. Zmiana studiów to nie dowód porażki, to może być mądra i świadoma decyzja, prowadząca do doskonałych efektów. Poza tym z żadnych studiów nie wychodzi się czystym i takim-samym, bo...

Napisałeś: kierunek można zmienić. - także i Ciebie. I zmieni. Powinien. Mój pierwszy kierunek dał mi sporo wiedzy i świadomości różnych rzeczy. A także świadomość własnej niewiedzy, braków, które postanowiłem uzupełnić na kolejnym kierunku. I to na nim moje rodzące się wcześniej poglądy otrzymały solidne ramy i uważam, że zacząłem bardziej świadomie, hmm... działać w świecie. Im więcej rzeczy potrafisz nazwać, im więcej wiesz - tym większy i bardziej złożony jest Twój świat, a każdy problem nabiera głębi i nie daje się spłaszczyć do prostych odpowiedzi. Dla mnie to fajne.

7. Z pieniędzmi na studiach bywa różnie (po studiach jeszcze różniej, trudno się wypowiadać). Niemniej, jeśli jesteś mądry, masz dobre wyniki, potrafisz się rozejrzeć i zadbać o swoje sprawy, to możesz mieć całkiem sporo kasy. Jedną z podpowiedzi jest stypendium ministerialne, które nie jest małe. A są takie wydziały, gdzie ludzie o nim nie słyszeli i nie aplikują - a warto.

8. W toku dyskusji pojawiła się kwestia wartościowania kierunków studiów, uczelni, pracy... Jak dla mnie to pewne uproszczenia, bo z jednej strony są zobiektywizowane, zestawione dane (rynek, wartość utylitarna) - a z drugiej masz życie. Swoje życie. W naszym horyzoncie poznawczym - jedyne, którego możesz być pewien. Tutaj nie ma prostych odpowiedzi ani porad. Trochę się powtórzę, jeżeli przyjmiemy, że celem w życiu jest szczęście, to musisz wiedzieć, jak je osiągnąć i do tego dostosować swój wybór. Osobiście wierzę, że jeżeli ktoś wszystko robi dobrze, solidnie, jest ok ze sobą i wszystkimi, to jest dla niego (dobre) miejsce we wszechświecie. Etykietka zawodu to etykietka: nie jest gwarantem niczego, jeżeli nie stoi za nią odpowiedni człowiek :)

Przepraszam, że się rozpisałem, ale uznałem, że to temat wart tych kilku słów ;)
Pozdrawiam!
30-01-2011 22:48
Scobin
    @Mayhnavea
Ocena:
0
2. Scobin napisał: Nie bierz zbyt dużo zajęć na studiach, będziesz tego potem żałował. Nie wiem dokładnie, co miał na myśli, ale też byłbym ostrożny z takim sformułowaniem - zależy, co znaczy "za dużo".

Sprecyzuję. :-)

Moje obserwacje w różnych miejscach (głównie MISH UAM i MISH UW) sugerują, że młodzi studenci o licznych zainteresowaniach humanistycznych zapisują się (jeśli istnieje taka możliwość instytucjonalna) na bardzo dużą liczbę zajęć, która potem zaczyna przerastać ich możliwości. Dlatego nabrałem przekonania, że lepiej powstrzymywać to wahadło, bo druga skrajność (zbyt małe zaangażowanie studenckie) takim osobom raczej nie grozi.

Ale w praktyce to na pewno kwestia indywidualna i żeby o niej rozmawiać w bardziej zobowiązujący sposób, trzeba by mieć przed oczami konkretny plan studiów.
30-01-2011 23:20
Mayhnavea
   
Ocena:
0
Czyli: mierzyć siły na zamiary i zamiary na siły ;)

Ja na początku brałem wszystkie zajęcia, jakie sie dał. Z czasem spassowałem. Wiem, dlaczego - i to były słuszne decyzje. Niemniej mam świadomość, że pozostały mi jakieś luki, bo na pewno mogłem dowiedzieć się więcej :)
30-01-2011 23:38
Scobin
   
Ocena:
+2
Aha, przypomniałem sobie pewien świetny tekst dla licealistów: KLIK!

Na zachętę cytat, pod którym się podpisuję:

"If you'd asked me in high school what the difference was between high school kids and adults, I'd have said it was that adults had to earn a living. Wrong. It's that adults take responsibility for themselves. Making a living is only a small part of it. Far more important is to take intellectual responsibility for oneself".


I jeszcze jeden cytat, kontrujący pogląd (przejaskrawiam go oczywiście) "Męcz się od 8 do 16, a potem rób coś ciekawego":

"One of the most dangerous illusions you get from school is the idea that doing great things requires a lot of discipline. [...]

I know a number of people who do great work, and it's the same with all of them. They have little discipline. [...]. One still hasn't sent out his half of the thank-you notes from his wedding, four years ago. Another has 26,000 emails in her inbox.

I'm not saying you can get away with zero self-discipline. You probably need about the amount you need to go running. I'm often reluctant to go running, but once I do, I enjoy it."
31-01-2011 11:54
Mayhnavea
   
Ocena:
+1
Pod pierwszym cytatem podpisuję się wszystkimi rękoma. I to ogólnie dość szeroki problem, ludzie w większości nie łączą dorosłości z odpowiedzialnością, ale bawią się w przywłaszczanie "znaków" dorosłości (ale fajnie, palę w szkolnym kiblu, wyglądam jak dama, przecież jestem już dorosła i mogę robić dorosłe rzeczy).

A idea szybkiego skończenia odmóżdżającej, nudnej pracy bardzo mnie urzeka :) Jakoś praktyki różnych osób, które się znajdują w takiej sytuacji sugerują, że potem odreagowuje się tę szarość równie odmóżdżającym oglądaniem tv albo odsypianiem, a nie przez porywy serca przy płótnie i farbach czy lekturze wymagającej jasnego i wypoczętego umysłu :)
31-01-2011 16:55
~humanista

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Stary, to IMO głupota układać sobie przyszłość bazując na sugestiach bandy nerdów :D Ale skoro pytasz: prawda jest taka, że reguły nie ma. Kończyłem wrocławskie kulturoznawstwo. Wśród moich znajomych ze studiów tylko dwie-trzy osoby robią coś za owo mityczne "1000 na rękę". Reszta - w tym wyżej podpisany - ciagnie mocno powyzej średniej krajowej. Dlaczego? To proste, studia humanistyczne są fascynujace, ale najlepszą ich cechą jest to, że Ci nie przeszkadzają w zdobywaniu PRAWDZIWEGO doświadczenia :) wyżej podpisany, od pierwszego roku bezproblemowo pracował na etacie i zdobywał pierwsze szlify w tym, z czego dzisiaj żyje (dodam, ze studiujac przy tym dziennie). Podobnie robiła większość znajomych...

Mam mnóstwo znajomych po polibudzie czy przyrodniczych którzy majaproblem z pracą w zawodzie - mgr inż biochemi musiała wyjechać za pracą do hiszpanii bo "zbyt nowatorskie badania" sobie wymysliła jak na polskie warunki... Znajomi po architekturze robią za murzynów w biurach projektowych (fakt, że roboty za bardzo nie musieli szukać, ale dopóki nie odsłuzą trzech lat praktyki - na którą większość w czasie absorbujących i czasochłonnych studiów wcześniej nie mieli czasu o poważnym $ nie ma mowy).

A co tezy o wyższosci kierunków ścisłych - mylisz się, Ezechielu. Bo widzisz psu na budę Wasze ulepszanie świata i poprawa jakosci ludzkiego żywota bez humanisty - PRowca czy speca od reklamy, który wciśnie masom to, coście tam w laboratoryjnym zaciszu wymodzili...

31-01-2011 20:23
dzemeuksis
   
Ocena:
0
@Ezechiel
Wyżej stawiam studia, które skończyło 30% kandydatów (przy 39 godz zajęć/ tydzień) niż filologię w Gdańsku (19 godz / semestr, zdawalność 80%).

Pierwszy rok akademicki w moim instytucie zaczęło 56 studentów. Gdy po 7 latach broniłem magisterki, byłem bodaj drugą czy trzecią osobą, która tego dokonała. Czy wobec tego mogę uznać, że jeszcze wyżej postawiłbyś moje studia?

@Plane
Jest jeszcze taki myk wart rozważenia: zdajesz na kilka różnych kierunków - decyzję o wyborze podejmujesz później, gdy opcje się zawężą (zwłaszcza, że sam egzamin - spotkanie wykładowców oraz potencjalnych przyszłych kolegów z braci studenckiej potrafi czasem wyklarować sytuację). Jeśli nadal wybór nie będzie trywialny, to wybierasz jeden kierunek, a na pozostałe, na które się dostałeś, składasz podania o zawieszenie przyjęcia na następny rok akademicki.
31-01-2011 21:25
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
"Pierwszy rok akademicki w moim instytucie zaczęło 56 studentów. Gdy po 7 latach broniłem magisterki, byłem bodaj drugą czy trzecią osobą, która tego dokonała"

Hehe, co to za kierunek?
31-01-2011 21:27
dzemeuksis
   
Ocena:
0
IFK WP UW. Trochę się tam jednak pozmieniało (chociażby dyrekcja) i dziś jest to podobno o wiele bardziej otwarty na studenta kierunek niż "za moich czasów".

Ciekaw jestem jednak, co na to Ezechiel, który zdawał się między wierszami sugerować, że studia humanistyczne są niejako ex definitio łatwiejsze - ergo mniej wartościowe - od technicznych.

EDIT: Zapisałem nazwę kierunku w postaci skrótu, bo pełna nazwa jakoś tak pompatycznie zabrzmiała. ;)

@Aure niżej
5-letnie magisterskie. W każdym razie na takie się dostałem, bo po pierwszym roku na skutek odgórnych zaleceń wprowadzono podział na licencjackie (3 lata) i magisterskie uzupełniające (2 lata). Pomiędzy nimi zrobiłem sobie rok przerwy, a od uzyskania absolutorium do obrony pracy minął kolejny. Razem 7.
31-01-2011 21:58
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A te siedem lat studiów obejmowało dziekanki / powtórzenia, czy trzeba było programowo siedem lat studiować na tytuł magistra?

O masakra. Nie sądziłem, że nieprzetłumaczalny Platon jest Aż Tak trudny. : )
31-01-2011 22:13
Mayhnavea
   
Ocena:
+6
Ja się do zdania Ezechiela o wyższości studiów X nad Y nie mogę przyłączyć, bo to by sugerowało jakąś obiektywność wyboru drogi życiowej. Zgadzam się z komentarzem odnośnie PRowców i speców od reklamy. Ale dodam więcej: bez humanistyki świat jest... odhumanizowany. Skoro produkujemy coś a potem to sprzedajemy - to jeszcze fajnie, żebyśmy mieli Kogoś, aby tego używał i żeby to nie był byle kto. Bo jeżeli jako gatunek, którego differentia specifica jest to, że wciąż przekracza swoje ograniczenia (humanistycznie: działa w imię ducha), to jak nagle przestanie, nie będzie sensu się o niego starać, zabiegać, pomagać.

Miłość, dobroć, pomoc, wartości, etyka, estetyka, relacje, rozwój - nie są domeną technologii. A IMO są one dla nas konieczne. Tak samo jak technologia w ramach tej części rzeczywistości, którą organizuje. Chciałbym, żeby kolejne pokolenia były uczone przez świetnych matematyków, fizyków, chemików, ale i polonistów, etyków, estetyków...

Na marginesie: nie wyobrażacie sobie, jak Polacy wiele tracą i w jakie tyły światowe się pchają przez to, że mamy fatalne kształcenie artystyczne na poziomie szkół od podstawowych po średnie. Nasz rynek sztuki praktycznie nie istnieje, nie ma nawet poziomu porównania z Zachodnim - a to zabawa w grubą kasę, o którą kilku komentujących tak zabiegało.

A na koniec de facto uważam Ezechiela za jednego z ciekawszych humanistów w moim otoczeniu, choć na każdym kroku podkreśla, że jest "ściślakiem" :] To oczywiście dla mnie podważa podział na humanistykę i nauki ścisłe oraz jest zaakcentowaniem, że humanista również powinien się odznaczać umysłem analitycznym, logicznym, racjonalnym, powinien sięgać do wiedzy poświadczanej i opartej na danych empirycznych (w miarę możliwości) - podobnie, jak winien się odznaczać inteligencją emocjonalną i duchową, zmysłem krytycznym. Ale to samo dotyczy "ściślaków" :)
31-01-2011 23:59
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
Za dawnych dni żeby być filozofem, trzeba było być matematykiem, a żeby być matematykiem, trzeba było rozumieć prace filozofów-matematyków. Czy jacykolwiek Wielcy Naukowcy przed XVIII wiekiem nie zajmowali się naukami, które teraz nazywamy humanistycznymi?

Nie byłoby logiki i analizy bez Arystotelesa. ; )
01-02-2011 06:44
~Logik

Użytkownik niezarejestrowany
    Coś w rodzaju podsumowania
Ocena:
0
Jest tak wiele wpisów, że aż prosi się o krótką statystykę, kto jakie prezentuje poglądy. Z góry przepraszam, jeśli źle zinterpretowałem czyjś wpis, bądź spłyciłem czyjąś idee. Jest to wyłącznie moja interpretacja zebranych tu wpisów. Niektóre pominąłem zupełnie, bo pojęcia nie miałem jak je potraktować.

Generalnie można podzielić wpisy na 3 kategorie.
1. Wybierz jakiś ścisły kierunek, albo taki dający konkretny zawód (jak prawnik), bo po takim kierunku będziesz mógł pracować w zawodzie i to zarabiając normalne pieniądze. Jeśli pójdziesz na kierunek humanistyczny to nie będziesz pracować w zawodzie, a nawet jeśli to za grosze.
RANDON, MARLBORO, ~KADE, EZECHIEL, ~T, BOHOMAZ, NADIV, KFC, ~SIR_NIK, ~!*&*!~, SZYDENCER

Wpisy tej kategorii są tym ciekawsze, że zawierają przykłady z życia komentujących. Cały problem ciekawie podsumował Szydencer: "Rachunek jest wg. mnie prosty - żeby tworzyć, potrzebujesz czasu, żeby zarobić, też potrzebujesz czasu, więc IMO im lepszą masz godzinówkę - tym większe możliwości tworzenia, bo mniej czasu musisz poświęcić na zapewnienie środków na zaspokojenie podstawowych potrzeb Twoich i najbliższych."

2.a To nieważne jaki wybierzesz kierunek studiów, bo potem i tak można go zmienić. Jest to całkowita racja, tylko że rozumiem, co z tego. Im lepiej wybierzesz, tym mniej będziesz musiał wykonywać zmian.
REPEK

2.b. To nieważne jaki wybierzesz kierunek studiów, bo potem i tak możesz pracować gdzieś indziej. Jest to całkowita racja, tylko że rozumiem, co z tego. Im lepiej wybierzesz tym większa szansa, że w ten czy inny sposób Ci się ta wiedza przyda...
ZIGZAK

3. Idź za głosem zainteresowań. Jeśli masz humanistyczne zainteresowania to idź na humanistyczny kierunek. Autorzy niestety nie komentują wpisów twierdzących i dających przykłady, że niewielu ludzi na takich kierunkach znajdzie pracę w zawodzie. A w ogóle to pieniądze nie są najważniejsze. Naprawdę. Możesz mi wierzyć.
SCOBIN, MAYHNAVEA, ~HUMANISTA (tego wpisu nie rozumiem, bo nie pracuje w wyuczonym zawodzie, czyli w kulturoznawstwie, a fakt posiadania dobrej pracy podaje chyba jako argument za kulturoznawstwem?)

Nie byłbym sobą, gdybym złośliwie nie skomentował, że ani SCOBIN ani MAYHNAVEA nie piszą o własnych doświadczeniach na rynku pracy. Doświadczenie ~HUMANISTY nie wydaje mi się być argumentem za kończonymi przez niego studiami...

A tak od siebie: PLANETURIST na początku zaznaczył: "Nie zależy mi na tym, by studia dały mi pewny i konkretny zawód – myślę o nich raczej jako o źródle wiedzy, dzięki której łatwiej będzie mi realizować własne pomysły." Jest to bardzo ważne, bo większość autorów wpisów (RANDON, MARLBORO, ~KADE, EZECHIEL, ~T, BOHOMAZ, NADIV, KFC, ~SIR_NIK, ~!*&*!~, SZYDENCER) opowiadający się za radą numer 1 twierdzi (albo ja to w ten sposób pochopnie interpretuje) że sam pomysł takiego podejścia do studiów nie jest przemyślany, a w każdym razie może być niebezpieczny... Skoro jednak PLANETURIST nie chce studiów dających pewny zawód, co rozumiem jako zawód dający zarobić na życie, to większość dyskusji jest nieco poza tematem, choć bez wątpienia wynika to jedynie z troski o PLANETURIST i chęci uchronienia go przez znanymi już sobie błędami. Ja, gdybym był na jego miejscu (a nie jestem, bo właśnie kończę medycynę i mam nieco inne problemy), zastanowiłbym się na pierwszym miejscu czy w ogóle studia są mi potrzebne, czy nie ma lepszych sposobów na zyskanie potrzebnej wiedzy i doświadczenia, skoro pewny zawód i dobrze płatna praca nie są dla mnie priorytetem. Pod tym względem ciekawa rada została udzielona przez "~" i myślę, że nie należy jej zupełnie ignorować.
03-02-2011 14:28
Scobin
   
Ocena:
+2
Istotnie, strasznie tendencyjne podsumowanie. ;-)

Na przykład:

1. Dlaczego z góry zakładać, że Planetouristowi nie uda się połączyć zainteresowania z pracą? Być może będzie jedną z osób wystarczająco dobrych, aby to zrobić?

2. Dlaczego podstawowym kryterium oceny studiów ma być przydatność w dalszej pracy "w zawodzie" (cokolwiek by to dzisiaj miało znaczyć)?

3. Dlaczego w ogóle nie bierzesz pod uwagę pracy na uczelni? Mam znajomych doktorantów, którym stypendia/nagrody naukowe już teraz pozwalają na spokojne utrzymanie. Być może nigdy nie będą jeździć na urlop na Majorkę, ale jak dotąd ich świat się przez to nie zawalił. ;-)
03-02-2011 17:15
Planetourist
   
Ocena:
+2
Po raz kolejny dziękuję Wam za wielkie mnóstwo głosów, historii i podsumowań :)

Praktycznie codziennie dyskutuję o Waszych opiniach zarówno ze znajomymi, jak i profesjonalistami. Fajnie słuchać tych, którzy we mnie wierzą i widzą szansę na pogodzenie pasji i pracy, ale dobrze też, że tak wielu z Was pofatygowało się wyjaśnić mi, że robię głupstwo ;)

Cały żart polega na tym, że głosy na 'nie' wywarły skutek przeciwny do zamierzonego ;) przez Wasze ostrzeżenia poczułem nie tyle, że jestem na przegranej ścieżce, co to, że muszę naprawdę się za siebie wziąć, jeżeli chcę wygrać na polu bitwy, które sam sobie wybrałem. Wciąż myślę o WoCie czy MISHu i nabrałem tego minimum dyscypliny, o którym pisze autor podlinkowanego przez Scobina artykułu - mam nadzieję, że w połączeniu ze sporą dawką pasji i talentu wystarczy. Jeżeli nie - upewniłem się też, że w najgorszym razie zawsze mogę zawrócić i nic strasznego się nie stanie (choć wolałbym tego nie robić).

Jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim!
03-02-2011 18:50
Mayhnavea
   
Ocena:
+3
@ Scobin:
To nie jest nawet podsumowanie, tylko interpretacja serii wypowiedzi :)


@ Logik:

3. Idź za głosem zainteresowań. Jeśli masz humanistyczne zainteresowania to idź na humanistyczny kierunek. Autorzy niestety nie komentują wpisów twierdzących i dających przykłady, że niewielu ludzi na takich kierunkach znajdzie pracę w zawodzie. A w ogóle to pieniądze nie są najważniejsze. Naprawdę. Możesz mi wierzyć.

Nie komentuję wpisów dotyczących nieznanych mi statystyk, zwłaszcza, że nie potrafię dać żadnych kontr-statystyk. Poza tym chyba dość dobitnie zaznaczyłem, że nie wierzę, aby jakakolwiek statystyka była tu miarodajna.

Przykład.

Ezechiel pisze, że na kierunkach ścisłych jest bardzo mocny odsiew osób, które się nie nadają do studiowania.
Z drugiej strony kilka osób zasygnalizowało, że studia humanistyczne są przeludnione, a także, że nie ma po nich pracy.
Ale jeżeli spróbujemy to przeanalizować mając świadomość realiów uczelni, to wyjdzie nam na przykład coś takiego, że na kierunkach humanistycznych faktycznie jest wiele osób "z przypadku" i [w zależności od kierunku i uniwerku, nie można generalizować] duża część z nich zostaje do ostatniego roku, a nawet prześlizguje się przez magisterium [od wejścia licencjatów to się będzie zmieniać, ale to inny temat]. Nadwyżki są spowodowane różnymi czynnikami, m.in. reformą szkolnictwa, wprowadzaniem systemu bolońskiego, a także zwykłym niedofinansowaniem kierunków [student = kasa, uniwerki nie mają takiego wsparcia jak politechniki].
Co z tego wynika? Że w różnych miejscach studia humanistyczne opuszczają ludzie z papierami, jednocześnie niewiele sobą reprezentując, nie mając umiejętności, wiedzy ani chęci realizowania się w zawodzie. I oni najprawdopodobniej nie znajdą pracy w zawodzie - albo ją znajdą i będą robić czarny PR.

Jak w ogóle coś takiego ocenić? Jak porównać takie skomplikowane układy? Ja się skupiam na tych kilku procentach ludzi "wyselekcjonowanych" - nie poprzez wywalenie z kierunku [jak by się zapewne stało na polibudzie], ale poprzez to, co sobą reprezentują na zajęciach, poprzez działalność w kołach, wolontariaty, itd.

Nawet w tej dyskusji pojawiły się głosy, że nauki humanistyczne są fajne, bo można się nieźle zabawić z humanistkami - jak to w ogóle odnieść do kwestii rynku pracy czy życia po studiach?

Nie byłbym sobą, gdybym złośliwie nie skomentował, że ani SCOBIN ani MAYHNAVEA nie piszą o własnych doświadczeniach na rynku pracy.

Żadna złośliwość, już wyjaśniam.
Nie widzę celu w szpanowaniu swoim wykształceniem ani doświadczeniem na rynku pracy. To w rzeczy samej żaden argument, dlatego, że Plane pójdzie i tak inną drogą [swoją], a moje sprawy w niczym mu nie pomogą. Informacja, że zostałem dyrektorem MOMA [nie zostałem ;) ] z jednej strony mówi, że po historii sztuki JEST PRACA!, a z drugiej, że stanowisko dyrektora jest już objęte i reszta historyków może szukać pracy w barze z pierogami ;) Uważam, że takie przerzucanie się swoimi sukcesami i porażkami ma niską wartość merytoryczną, a wysoką autopromocyjną oraz perswazyjną.

A żeby jednak dać coś konkretniejszego: po pierwszych studiach zaraz zacząłem drugi kierunek oraz doktorat, więc nie wszedłem na dobre na rynek pracy. Niemniej po historii sztuki miałem od razu propozycje pracy w Gazecie Wyborczej [dział kultury, spróbowałem się w to zabawić, już trzeci artykuł - duży - poszedł w dodatku Co jest grane] oraz w nowym oddziale Muzeum Sztuki [ms2]. Ponieważ skończyłem krytykę artystyczną, obie prace byłyby "w zawodzie" wręcz definicyjnie. Pisanie artykułów do pism i prowadzenie spotkań z artystami może oznaczać każdorazowo po kilkaset złotych [200-300]. Niemniej, niewiele to mówi o mnie, bo póki co wybrałem inną drogę - jakie będą tego skutki, będę mógł powiedzieć dopiero za jakiś czas.

Co więcej, jak zaznaczyłem przy okazji transdyscyplinarności, nie uważam, żeby "praca w zawodzie" w przypadku humanistów była jakimś sztywnym wyznacznikiem dobrego/złego wyboru. A to dlatego, że kwitną nowe zawody, do których nie ma studiów kierunkowych i aby je wykonywać należy mieć wiedzę i umiejętności z różnych dziedzin. To, że nie jest się na całe życie uwiązanym do wykonywania jednej rzeczy nie musi oznaczać "jesteś skazany na bycie freelancerem o niepewnym statusie zatrudnienia", ale może stanowić możliwość rozwoju, zmiany, wchodzenia w powstające na rynku nisze.

Do tego tematu mogę dopiąć artykuł Dukaja na temat przyszłości rynku pracy i krystalizowania się "klasy kreatywnej": http://www.dukaj.pl/czytelnia/publ icystyka/KilkaUwagOPrzyszlosciIntel i gencji
03-02-2011 18:51
~Logik

Użytkownik niezarejestrowany
    Do Scobin
Ocena:
0
Drogi Scobin. Przeczytałem Twój wpis z prawdziwą przyjemnością.

1. Nie zakładam, że Planetourist nie uda się połączyć pracy z zainteresowaniami. NICZEGO TAKIEGO NIE NAPISAŁEM.

2. Nie zakładam, że podstawowym kryterium oceny studiów ma być przydatność w dalszej pracy. NICZEGO TAKIEGO NIE NAPISAŁEM. Wręcz przeciwnie - zauważyłem i zwróciłem uwagę, że Planetourist ma inny pogląd na ocenę studiów niż większość komentujących: "Nie zależy mi na tym, by studia dały mi pewny i konkretny zawód – myślę o nich raczej jako o źródle wiedzy, dzięki której łatwiej będzie mi realizować własne pomysły."

3.Skąd wiesz, że nie biorę pod uwagę pracy na uczelni? NICZEGO TAKIEGO NIE NAPISAŁEM.
04-02-2011 00:39

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.