» Blog » Po Asuconie
16-09-2013 03:35

Po Asuconie

W działach: Plane poleca, Konwenty, Fandom | Odsłony: 476

Po Asuconie

Kilka godzin temu skończyłem odsypiać katowicki Asucon. Na pewno zapamiętam go jako bardzo udany konwent.

Zacznę może od sprawy, na której egoistycznie skupiłem większość uwagi, czyli swoich prelekcji. Ciekawiło mnie, czy tematy erpegowe lub ogólnokulturalne (Damy i Dżentelmeni, Groza w Musicalach) zaciekawią kogoś na mangowej imprezie i bardzo mile się zaskoczyłem. Na prawie każdej prelekcji miałem kilkunastu zainteresowanych tematem słuchaczy, a jedynym wyjątkiem (6 osób, większość przyszła po kwadransie) była rozmowa o scenariuszach z Quentina - nic dziwnego, tylko na niej trzeba było już coś wiedzieć o erpegach. Dla porównania na Wolsungu dla początkujących miałem około 15 słuchaczy. 

Jedyną nie-moją prelekcją RPGową, na jakiej byłem, było wprowadzenie do Przetrwaliście Zagładę w wykonaniu Grega - i naprawdę spodobała mi się ta mała gierka. Słuchając o niej w przerwie między mówieniem o epoce wiktoriańskiej a o mówieniem o damach i dżentelmenach (jaki ja różnorodny!) zacząłem kombinować nad Przetrwaliście Państwo Zagładę, czyli zbiorem wskazówek do grania w Zagładę w Wolsungu. Ale to już temat na ewentualną inną notkę.

Na prelekcjach typowo mangowych wolałem się nie zjawiać, bo od dawna obiecuję sobie bliżej zainteresować mangą i anime, a nigdy nie mam czasu - bałem się więc spoilerów, które mogły by zepsuć mi Death NoteBleacha czy inną legendę. Posłuchałem tylko o aktorskich adaptacjach anime, które jak się okazało czasami wychodzą całkiem nieźle.

Zjawiłem się za to na dwóch panelach okołojapońskich - o chrześcijaństwie w Kraju Kwitnącej Wiśni i o Singapurze. Obie udały się dobrze, a przy ich okazji zauważyłem, że ludzie w bloku "mangowym" faktycznie są nieco głośniejsi i bardziej, hm, ekspresyjni od fantastów, ale z wyjątkiem jednego chłopaka dość obcesowo wypraszającego ludzi, którzy przyszli na prelekcję trochę spóźnieni, nikt nie zachowywał się niekulturalnie.

W przerwach między ciekawymi dla mnie punktami programu wałęsałem się po konwencie sam względnie ze znajomymi, rozmawiając o wszystkim względnie niczym i podziwiając stoiska. Sprawiłem sobie pierwszą w życiu mangową przypinkę (z Alphonse z FMA) i ogólnie byłem pod dużym wrażeniem organizacji: na korytarzach było spokojnie (ale nie cicho - i dobrze!), akredytacja przebiegała sprawnie a kilka punktów z jedzeniem pozwalało w ogóle nie wychodzić z terenu konwentu. Grubo po północy, gdy prawie wszyscy spali a ja czekałem na pierwszy poranny autobus czuwałem z jedynymi przytomnymi ludźmi, czyli organizatorami i dyskutowaliśmy o różnych konwentach, czy to mangowych czy fantastycznych. Przy okazji omawiania różnic między mangowym helperem a fantastycznym gżdaczem zacząłem się zastanawiać, czy formuła gżdaczowania (parę godzin pracy w zamian za akredytację lub koszulkę, potem jesteś wolny) nie wynika aby z tego, że fantastom zwykle bardziej zależy na konkretnych punktach programu i chcą przez większość konwentu móc na nie chodzić, a mangowcy wyżej cenią sobie "social", czyli po prostu bycie w kolorowym tłumie konwentowiczów, które łatwiej pogodzić z ogarnianiem imprezy. Ale to tylko moje gdybagacje.

Po słynnych już problemach z Krakonem ciekawiło mnie, czy konwent mangowy z innymi, mającymi dobrą opinię organizatorami - Śląskim Klubem Fantastyki - może udać się lepiej i oczywiście okazało się, że może. Asucon zapamiętam naprawdę ciepło i na pewno wrócę za rok.

 

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.