» Blog » Dukając o Lodzie: Powieść-worek
20-08-2013 13:34

Dukając o Lodzie: Powieść-worek

W działach: Plane poleca | Odsłony: 331

Dukając o Lodzie: Powieść-worek

Witaj, drogi Czytelniku!

Za mną kolejna gruba bryła Lodu – Drogi mamutów,najobszerniejsza część książki Dukaja opisująca losy bohatera w Irkucku i na syberyjskim pustkowiu. Tym razem mniej mam myśli o mądrościach i filozofiach Dukaja, a więcej po prostu o Lodzie jako niezwykłym, tysiącstronnym zjawisku (o mądrościach i filozofiach można przeczytać tu).

Nie wiem, czy Dukaj świadomie naśladował Witkacowskie powieści-worki, czyli „książki dygresyjne” wypełnione nie zawsze wynikającymi z akcji myślami snutymi przez bohaterów i między bohaterami, ale Lód bardzo mi takie powieści przypomina. W części, którą właśnie zmogłem mądrości i dygresje chyba odkleiły się od fabuły mocniej, niż podczas transsyberyjskiej podróży, i nie zawsze przekonywały mnie do siebie – niektóre wydawały się zbyt nawarstwione albo po prostu niepotrzebne. Być może wynika to po części z tego, że czytam Lód po sto-dwieście stron dziennie, a książkę tę należało by smakować w tempie dwakroć wolniejszym, ale i tak mój szacunek do objętości tego tomiszcza nieco spadł.

Odzyskałem za to wiarę w bohaterów, a zwłaszcza głównego – Benedykta Gierosławskiego. Nie przestał być nijaki, ale – świetna sztuczka, maestro Dukaj! – ta nijakość stała się jego osobowością. Nasz matematyk, przejęty swoimi tezami o nieistnieniu przeszłości poza Lodem uważa, że na Syberii wreszcie musi się dookreślić i eksperymentuje z różnymi sposobami na życie, zanim do końca „zamarznie” – stanie się kimś na dobre. I czasami aż go przeraża to, jak szybko prawdą staje się coś, co powiedział o sobie bez głębszego zastanowienia. Zamarzło, czyli sama natura Lodu uczyniła z tego prawdę? A może już wcześniej było głęboką prawdą i właśnie dlatego samo na język przyszło?

A zamarznąć trzeba na wielu frontach. Czy chce się usunąć, czy utrwalić Lód i lute? Co sądzi się o tym, że polscy przemysłowcy kupują Syberię zamiast walczyć o wolną Ojczyznę? Co zrobić z ojcem? Czy wierzy się w Boga? Niełatwo zmieścić tyle przemyśleń w czymś, co szkieletowo jest powieścią podróżniczą – tu znowu wraca mój zarzut co do wtrąceń i przemyśleń. Być może zniósł bym to lepiej, gdyby nie to, że szukający swojej tożsamości (i zarazem broniący jej niedookreślenia) bohater raczej spotyka kolejne pomysły i wątpliwości, niż ich szuka.

Mam czasami wrażenie, że śledztwo jest, owszem, pasjonujące, ale to nie Gierosławski je prowadzi – zamiast tego Dukaj prowadzi go przez nie. Nawet cudownie zatrudnia go akurat tam, gdzie prowadzi się badania nad właściwościami Lodu, o których matematyk musi się dowiedzieć. Nie mówię, że jest tak zawsze – zdarza mu się też przejawiać własną inicjatywę. W tym sęk, że właśnie: zdarza, a „zdarza” to moim zdaniem trochę za rzadko. Może być, że dopiero określający swoje Ja bohater po prostu nie może być zbyt aktywny, ale jeżeli taki był zamysł, moim zdaniem kosztuje on Lód trochę zbyt wiele.

W szczególności „Lodowy” wątek poszukiwań Gierosławskiego – dotyczący pochodzenia i natury Lodu oraz lutych – jest dla mnie zbyt statyczny. Toczy się on głównie między dwoma laboratoriami, w których pracują niewiedzący o sobie nawzajem znajomi bohatera, a rola samego matematyka polega głównie na syntezowaniu tego, co mu jeden z drugim mówią. I znowu – tak, ma on też własne pomysły i przemyślenia, ale po pierwsze jest ich dość mało, a po drugie one także wtłaczane są w tryby laboratoryjnych badań. Mam wrażenie, że nie wykorzystuje to pełnego potencjału przełomowych badań w dzikim kraju – a gdzie ekspedycje, pomiary w niedostępnych miejscach, tubylcy i rywale? Wiem, wiem, żądam teraz chwytów z powieści przygodowej, ale przecież Lód reklamuje się między innymi jako „skrzący od zwrotów akcji”, a zmienienie statycznych badań w dynamiczną ekspedycję niczego by z nie uszczknęło z jego mądrości. Sądzę nawet, że mogło by ją pogłębić – przecież eksperyment jest nie tylko ciekawszy, niż wykład, ale też więcej ujawnia.

Co by tu jeszcze poprawić? Co by tu skrytykować? Czy już rozumiesz, drogi Czytelniku, że jestem od Dukaja mądrzejszy? Pytam, żeby przypadkiem nie zacząć brać własnych narzekań zbyt poważnie. Broń Boże nie twierdzę, że Lód jest książką złą, ba! rzadko kiedy czytałem lepszą, ale właśnie dlatego jątrzy mnie każda rzecz, którą chyba można by zrobić lepiej. Przysiadam nad każdą i zastanawiam się, czy ona musi właśnie tak wyglądać? Czy, na przykład, nie zawsze uzasadnione dygresje na kilka tysięcy znaków to zamysł Autora, czy tylko jego maniera? Czy nie dorosłem do filozoficznej powagi Lodu, czy to Lód mógłby przekazywać swoje elektryzujące tezy w lepszy sposób? Cała ta książka jest fenomenalną pożywką dla intelektu oraz wyobraźni i tylko niezdrowa ambicja każe mi pytać: można by lepiej?

A już za kilka dni obszerniej wyjaśnię się z tego, czemu koncept Lodu wydaje mi się naciągany. W programie między innymi pomysły na to, jak w swoich wykładach mógłby wykorzystać Lód słynny psycholog Philip Zimbardo.

Na koniec ogłoszenie drobne: tekst ukazał się pierwotnie (3 minuty temu) na moim blogu Kankan, ale nie wyłączam tu komentarzy, bo temat jest bardzo polterowy. W przyszłości będę robił tak samo - zapraszał do dyskusji na Kankana pod wpisami mniej fandomowymi, pod innymi dyskutował tu.

Komentarze


ThimGrim
    Dmuchany ryż
Ocena:
+3
"Mamy już 300 stron. Z trzystustronicowego opowiadania każdy drobiazg, detal, rozbudować i uzupełnić czym się tylko da. 

Jak się to robi? Ależ prosto! 

W książce stustronicowej: w piątek. 
W książce trzystustronicowej: zorganizowano to w nocy z piątku na sobotę. 
W książce tysiącstronicowej: „Nie nazajutrz i nie dnia zaraz po nim następnego, lecz dopiero w piątek, piątkowym wieczorem, a raczej nocą już piątkową, to jest z piątku na sobotę się przetaczającą, w przednoc balu gubernatorskiego, wonczas to wreszcie tak wszystko się zorganizowało…”

zaczerpnięte z http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=78584&aid=485792&answer
 
20-08-2013 14:23

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.