Kicking the habit
W działach: lifestyle | Odsłony: 505Rzucam palenie. Po 10 może 12 a może 14 latach. Nie wiem. Trudno znaleźć ten moment, kiedy było już w tej sprawie posprzątane. Wiem, że mniej więcej pół do całej paczki wypalam od około dekady. Mój plan wygląda mniej więcej tak.
Ustawiłem sobie 2 tygodnie urlopu i pojadę w Bieszczady. Potem będę miał jeszcze tydzień wolnego za przepracowane weekendy i nadgodziny. Razem to już będą trzy tygodnie. Niby bezpieczne. Wolę jednak rzucić palenie jeszcze tydzień wcześniej – kiedy będą chodził do pracy, po staremu. Dzięki temu po powrocie będę miał już miesiąc niepalenia, osiągnę kamień milowy i głupio mi będzie kasować licznik.
Wiem, że będę głodny. Mój partner rzuci palenie razem ze mną. Jesteśmy już na to gotowi. Mamy to obgadane. Ten pierwszy tydzień to będzie próba sił. Wiemy jedno, jeśli którekolwiek miałoby się złamać, niech nie robi tego w domu. Niech nie utrudnia drugiemu tej trudnej potyczki.
Czego się spodziewam? Nerwów. Będziemy dążyć do konfrontacji. Paranoi. Będziemy się podejrzewać o popalanie. Rewizji. Będziemy skrycie grzebać sobie po kieszeniach, plecakach, torbach, reklamówkach, szafkach i szufladach. Wiem, że tak będzie.
Wiem, że będę głodny. Do pracy każdego dnia zabiorę dużo marchwi, kalarepę, rzodkiewkę – a także pomidory. Do tego normalne kanapki jak zawsze. Zamiast wychodzić będę chrupał. I tak przez całe pięć dni. A potem w domu nerwy, paranoja i rewizja.
Wiem, że będziemy się wzajemnie starać wyprowadzić z równowagi. Że atmosfera zgęstnieje tak bardzo, że byle iskra sprawi, że wybuchnie kłótnia. Tak będzie. Nie mam złudzeń. Ale to tylko 5 dni. Potem wyjazd. Bieszczady i spokój. Wrócę czysty. I czysty wejdę do pracy. I zobaczymy do czego w życiu potrzebna była mi nikotyna.