12-07-2008 19:45
Gra o Tron vs. Starcraft
W działach: gry planszowe | Odsłony: 18
W planszówki grałem na początku lat 90. Były to oczywiście inne planszówki: Potyczka, Troll Football, Obcy, Magia i Miecz, Eurobussines, Fortuna a także kilka gier, które ukazały się w Świecie Młodych. Zdarzyło mi się również stoczyć kilka partii w Kretę oraz Ardeny. Dawne czasy i zupełnie inne gry.
Przygodę z nową falą gier planszowych rozpocząłem skacząc od razu na głęboką wodę. Zasobniejsi w portfele koledzy zafundowali sobie Grę o Tron. Spędziłem nad nię dobrych 20 partii. W swojej klasie długo pozostawała niepokonana. I długo też musiałem szukać gry, która przebiłaby poziomem ten wspaniały produkt.
Gra o Tron zatruła moje życie. Sprawiła, że każdą inną grę wojenną porównywałem doń nieustannie. A że podniosłem ją do rangi reliktu, nie potrafiłem znaleźć zaspokojenia. Mimo frustracji, mimo wielu poświęconych godzin, mimo wielu porażek, mimo niezliczonym sporom nad planszą... Zdradzałem i bywałem zdradzany. Obrażałem i bywałem obrażany. Najeżdżałem i byłem najeżdząny. Nie potrafiłem jednak zrezygnować z tej całej góry ambiwalentych emocji, doświadczanych za sprawą tej królowej gier wojennych.
I wówczas pojawiły się kłopoty. Gracze, dotąd wychwalający Grę o Tron pod niebiosa, moi koledzy, fantastyczni partnerzy do spotkań przy planszy, zaczęli rejterować. Któryś z nich, po jednej z rozgrywek podziękował oświadczając, że do Gry o Tron nie wróci. Inny wyjechał zarabiać pieniądze do Anglii. Kolejni nie odpowiadali na smsy z propozycja gry. W ciągu ostatniego roku, rozegraliśmy może jedną, góra dwie partie.
Próbowaliśmy uzbierać 6 graczy, aby pograc z dodatkiem. Nigdy nam sie to nie udało. Szczęściem, bywało nas zwykle 5, choć nie zawsze, a z czasem coraz rzadziej. Gra o Tron nie jest skalowalna - taka psakudna jej wada.
W okolicach grudnia - w desperacji - kupiliśmy Storm of Sword (plansza dla 4 osób, wiele fajnych nowych elementów pomyślnach także dla wariantów 5 i 6 graczy). Na planszy dla 4 zagraliśmy tylko raz. I raz jeszcze na standardowej planszy w 5 osób. A to przecież doskonałe, fantastycznie ubarwiajace grę rozszerzenie.
W lutym sprezentaowaliść przyjacielowi Starcrafta - z obawą. Wiedzieliśmy jednak, że w przeciwieństwie do GoTa jest skalowalny. Zakładaliśmy, że będziemay grać głównie 3 osoby (skoro tak trudno namówić nam było 4 do GoTa).
Mimo tego, że instrukcja do Starcrafta liczy 40 stron, mimo całej masy kart i jednostek. Mimo tego, że na pierwszy rzut oka wyglada to to na grę piekielnie złożoną. Wyobraźcie sobie - nie ma żadnego problemu ze znalezieniem 6 graczy. Zwykle i tak jest ich nadmiar.
Starcraft pobił z okładem Grę o Tron. Uświadomiłem sobie to, kiedy - w desperacji, a jakże - wprowadzilismy w świat GoTa nowych graczy. Ta rozgrywka była dla nich drogą przez mękę. Starcraft jest w wielu miejscach lepiej skonstruowany i przemyslany. Czekając na ruch pozostałych graczy zajmujesz się myśleniem co tu kupić, co to rozbudować, przeliczasz workerów, przeznaczasz ich na jakieś tam cele.
Nie frustrujesz się faktem, że mimo posiadania dużych zasobów jesteś uwalony na beczkach, bo nie wpadła karta zaopatrzenia. Nie popędzasz pogrążonego w paraliżu decyzyjnym gracza. Stracone jednostki odbudujesz kiedy będziesz chciał, a nie, kiedy zechce tego talia Westros.
Gra o Tron stała się z czasem katorgą - rozgrywki stawały się przewidywalne i coraz dłuższe, nie sposób już było zdobyć 7 miast, o zwyciestwie decydowały beczki. Starcraft z każdą kolejną rozgrywką nabiera rumieńców.
Jestem przekonany, że po ostatniej rozgrywce GoT z króla gier wojennych zostanie zdegradowany do stopnia "pułkownika". Ja sam obniżyłem mu notę z 7 na 6 w skali boardgame geek, jednocześnie podnosząc rating Starcrafta na zasłużone 10.
*Obrazek z Wikipedii
Przygodę z nową falą gier planszowych rozpocząłem skacząc od razu na głęboką wodę. Zasobniejsi w portfele koledzy zafundowali sobie Grę o Tron. Spędziłem nad nię dobrych 20 partii. W swojej klasie długo pozostawała niepokonana. I długo też musiałem szukać gry, która przebiłaby poziomem ten wspaniały produkt.
Gra o Tron zatruła moje życie. Sprawiła, że każdą inną grę wojenną porównywałem doń nieustannie. A że podniosłem ją do rangi reliktu, nie potrafiłem znaleźć zaspokojenia. Mimo frustracji, mimo wielu poświęconych godzin, mimo wielu porażek, mimo niezliczonym sporom nad planszą... Zdradzałem i bywałem zdradzany. Obrażałem i bywałem obrażany. Najeżdżałem i byłem najeżdząny. Nie potrafiłem jednak zrezygnować z tej całej góry ambiwalentych emocji, doświadczanych za sprawą tej królowej gier wojennych.
I wówczas pojawiły się kłopoty. Gracze, dotąd wychwalający Grę o Tron pod niebiosa, moi koledzy, fantastyczni partnerzy do spotkań przy planszy, zaczęli rejterować. Któryś z nich, po jednej z rozgrywek podziękował oświadczając, że do Gry o Tron nie wróci. Inny wyjechał zarabiać pieniądze do Anglii. Kolejni nie odpowiadali na smsy z propozycja gry. W ciągu ostatniego roku, rozegraliśmy może jedną, góra dwie partie.
Próbowaliśmy uzbierać 6 graczy, aby pograc z dodatkiem. Nigdy nam sie to nie udało. Szczęściem, bywało nas zwykle 5, choć nie zawsze, a z czasem coraz rzadziej. Gra o Tron nie jest skalowalna - taka psakudna jej wada.
W okolicach grudnia - w desperacji - kupiliśmy Storm of Sword (plansza dla 4 osób, wiele fajnych nowych elementów pomyślnach także dla wariantów 5 i 6 graczy). Na planszy dla 4 zagraliśmy tylko raz. I raz jeszcze na standardowej planszy w 5 osób. A to przecież doskonałe, fantastycznie ubarwiajace grę rozszerzenie.
W lutym sprezentaowaliść przyjacielowi Starcrafta - z obawą. Wiedzieliśmy jednak, że w przeciwieństwie do GoTa jest skalowalny. Zakładaliśmy, że będziemay grać głównie 3 osoby (skoro tak trudno namówić nam było 4 do GoTa).
Mimo tego, że instrukcja do Starcrafta liczy 40 stron, mimo całej masy kart i jednostek. Mimo tego, że na pierwszy rzut oka wyglada to to na grę piekielnie złożoną. Wyobraźcie sobie - nie ma żadnego problemu ze znalezieniem 6 graczy. Zwykle i tak jest ich nadmiar.
Starcraft pobił z okładem Grę o Tron. Uświadomiłem sobie to, kiedy - w desperacji, a jakże - wprowadzilismy w świat GoTa nowych graczy. Ta rozgrywka była dla nich drogą przez mękę. Starcraft jest w wielu miejscach lepiej skonstruowany i przemyslany. Czekając na ruch pozostałych graczy zajmujesz się myśleniem co tu kupić, co to rozbudować, przeliczasz workerów, przeznaczasz ich na jakieś tam cele.
Nie frustrujesz się faktem, że mimo posiadania dużych zasobów jesteś uwalony na beczkach, bo nie wpadła karta zaopatrzenia. Nie popędzasz pogrążonego w paraliżu decyzyjnym gracza. Stracone jednostki odbudujesz kiedy będziesz chciał, a nie, kiedy zechce tego talia Westros.
Gra o Tron stała się z czasem katorgą - rozgrywki stawały się przewidywalne i coraz dłuższe, nie sposób już było zdobyć 7 miast, o zwyciestwie decydowały beczki. Starcraft z każdą kolejną rozgrywką nabiera rumieńców.
Jestem przekonany, że po ostatniej rozgrywce GoT z króla gier wojennych zostanie zdegradowany do stopnia "pułkownika". Ja sam obniżyłem mu notę z 7 na 6 w skali boardgame geek, jednocześnie podnosząc rating Starcrafta na zasłużone 10.
*Obrazek z Wikipedii
