30-03-2011 02:06
Rodzinny Pyrkon
W działach: Konwenty | Odsłony: 12
Pyrkon jest jednym z niewielkiej liczby konwentów, z którymi łączą mnie więzi emocjonalne. Kiedyś największą radość sprawiało mi jezdżenie na ConQuesty i ConStary, potem do tej grupy dołączył Falkon, a od roku i Pyrkon. Podstawową zaletą dla mnie jest obecność przyjaciół i kolegów, bo przyznaję, że program i inne atrakcje mają już dla mojej rozrywki znaczenie drugorzędne. Tym razem było inaczej, gdyż wybrałem się z Olgą*, moją kuzynką, i ta sytuacja zmieniła diametralnie zarówno sposób uczestnictwa w konwencie, jak i elementy na które zwracałem uwagę.
[* - a także dlatego, że nie było Magdy i repka, a konwenty są dobrym pretekstem do wspólnego spędzania czasu]
Na konwent przyjechaliśmy dopiero w piątkową noc, kiedy wszystkie prelekcje się kończyły i wykorzystaliśmy czas na rejestrację, rozłożenie swoich bagaży oraz zorientowanie się w terenie, rozkładzie sal. Tutaj należą się nasze wielkie podziękowania dla Jade Elenne i Dame'a, którzy pomogli nam znaleźć dobre miejsce - a na końcu okazało się, że to dla nich zabrakło przestrzeni w sali. Dzięki nim mieliśmy dobre, wygodne i bezpieczne spanie.
Sama szkoła-sypialnia była przede wszystkim ciekawym miejscem, dawno się nie spotkałem z tak fajną architekturą w budynku liceum. Położona była w przepięknej okolicy XIX-wiecznych willi, zaledwie kilka minut spaceru od hali targowej, gdzie zorganizowano bloki programowe. Nie ma co ukrywać, że szkoła nie była miejscem mogącym pomieścić ponad 3000 uczestników konwentu (o tylu słyszałem w sobotnie popołudnie, zapewne ostatecznie buło ich więcej), podłogi wszystkich sal były dokładnie pokryte karimatami i materacami, podobnie jak większość korytarzy. W kranach łazienkowych była tylko lodowata woda, pryszniców nie znalazłem – ale to w sporej mierze moje niedopatrzenie.
Widać jednak było, że organizacja miała świadomość tego, co oferowało samo miejsce, i dała z siebie wszystko aby uczynić je maksymalnie przyjaznym i wygodnym. Raz po raz widziałem ekipy sprzątające śmieci, opróżniające kosze, roznoszące środki czystości (butelki mydła w płynie, papier), pojawiali się medycy z PCK (pierwszy raz widziałem coś takiego, szacun), rano po salach chodziła pani sprzedająca świeże kanapki. Podobnież było w budynkach targowych, bo i tam pojawiły się stoiska z ciepłym makaronem i możliwością uproszczonego zamawiania pizzy, strażnicy we wszystkich budynkach nie tylko pilnowali, kto wchodził na teren konwentu, ale i byli dobrze poinformowani na temat rozkładu sal, a przede wszystkim sympatyczni i uprzejmi.
Gdybym był sam, pewnie dostrzegałbym te starania, od lat jeżdżę na konwenty i trochę podpatrywałem ich organizację (zwł. przy ConQuestach, w których starałem się pomagać na odległość :) ), ale np. rok temu 95% Pyrkonu spędziłem w budynku hotelowym rozmawiając z ludźmi i byłem może na 2-3 spotkaniach. Tym razem zaś byłem odpowiedzialny za Olgę – czyli a) niepełnoletnią, b) pod moją opieką, c) wkraczającą w fandom. Zależało mi zarówno na jej bezpieczeństwie, dobrym samopoczuciu, jak i pozytywnym wrażeniu po imprezie. Dlatego też oceniam organizację i obsługę bardzo, bardzo wysoko.
Wczesnonocne zainstalowanie w budynku sypialnym to jedno, ale zdążyliśmy jeszcze zwiedzić budynki targowe i pograć w GamesRoomie dopóki był otwarty (zamykano go ze względu na odgórne wymogi, ale jego organizatorzy urządzali nocne granie i turnieje!). Na początku przestrzeń trochę oszałamiała i nie wiedziałem, jak będzie z jej ogarnięciem, zwłaszcza przy szybkim zmienianiu sal między punktami programu (Olga nie ogarnęła tego aż do końca ;P ). Na szczęście okazało się, że wszystko było urządzone z głową: prelekcje w jednym budynku, sale do gier w drugim, zaś stoiska na korytarzach w obu. Te ostatnie były przez to strasznie porozrzucane i trzeba było trochę pobiegać, żeby znaleźć konkretne firmy, niemniej stoisk w sumie było prawdziwe zatrzęsienie. Miałem jednak wrażenie, że nie wykorzystano przestrzeni bądź co bądź targowej. Lepszy byłby wspólny rynek – np. w ogromniastym hallu – otwarty również na osoby spoza konwentu.
Minusem, który początkowo był dość uwierający, było naprawdę słabe oznaczenie sal. Kartki na drzwiach czasem były, czasem nie. ale żeby do tych drzwi dojść należało jeszcze wiedzieć, na którym piętrze i w którym korytarzu – jakieś strzałki na piętrach bądź klatkach schodowych były potrzebne. Trudno się było też nauczyć tych miejsc, bo było wiele bloków, a ich numeracja nie odpowiadała numerom sal. Z jednej strony byliśmy skazani na każdorazowe czytanie planów budynku w informatorze, z drugiej zaś miałem okazję sprawdzić dobre kompetencje osób z bramki.
Sobota była czasem nieskrępowanego i intensywnego uczestnictwa w prelekcjach i pokazach – z małą przerwą na posiłek. Wszystkie punkty programu, na których byliśmy, bardzo nam się podobały, szczególne ukłony i ciepłe myśli ślemy w kierunku Morphei za bardzo ładny i ciekawy pokaz wiązania sari oraz Scobina za prelekcję o problemie tożsamości w literaturze fantastycznej (co ciekawe, po występie Staszka był panel dyskusyjny o antropologii w fantastyce, który tylko liznął problemy, które chwilę wcześniej były dobrze i ciekawie przedstawione). Oldze bardzo spodobały się warsztaty nt. kombinowania strojów larpowych, poprowadzone przez Olenę 'Kozę' Piecuch i Kamilę 'Charzynkę' Charzyńską, niestety sam się nie pojawiłem na spotkaniu.
Samych punktów programu było niesłychanie dużo: 3 bloki erpegowe, 3 literackie, 2 naukowe, 2 konkursowe, gamesroomy to tylko część oferty. Było w czym wybierać, tematy też były dość interesujące. Tym razem zwracałem największą uwagę na spotkania zaadresowane do nowicjuszy – i oferta była niezła. Ciekawym rozwiązaniem, z którym spotkałem się po raz pierwszy, były godzinne spotkania, podczas których czworo prelegentów w ciągu 15 minut robiło wstęp dla początkujących na jakiś temat, np. gatunków fantastyki, o fanzinach czy różnych tytułach RPG. Akcja zacna, zorganizowana na niedużą skalę – uczestników było nie za wiele, w sam raz, a treści dostosowane do ich potrzeb. Jednocześnie mieli szansę zorientować się w różnych tematach (poznając ich zakres) oraz byli zachęcani do własnych poszukiwań.
Sobotni wieczór i niedziela były dla nas czasem kontaktów towarzyskich, grania w planszówki oraz buszowania na stoiskach z grami i gadżetami. Sale do grania były duże, stolików mnóstwo, pracownicy różnych firm zachęcali do kupna gier zachęcając do rozegrania partii i tłumacząc zasady. Fajna sprawa, cieszę się, że rynek się rozwija i zabiega o klientów, a przy okazji mogłem podpatrzeć różne chwyty promocji bezpośredniej :) W integracji pomagał zorganizowany z jednym z budynków ogródek, jedyne miejsce, gdzie można było legalnie napić się piwa na terenie konwentu, a także coś przegryźć.
Ciekawą sprawą było pojawianie się wspomnianego już cateringu: stoiska z makaronem, pizzą, bułki, ogródek, a także restauracjo-bary w budynkach. Z jednej strony niezła fucha dla firm, które miały mnóstwo klientów przez weekend, z drugiej ułatwienie dla konwentowiczów. Firmy najwyraźniej zewnętrzne spisały się super, ale restauracje na miejscu były fatalne – światopoglądowo i kulinarnie nie wyszły z okresu wczesnej trasformacji w Polsce (nie jest to zarzut wobec organizatorów, bo bary te były elementem dóbr zastanych).
Oprócz atrakcji, w których braliśmy udział, było wiele innych, również poza konwentem, których ze względu na uwarunkowania przez ciągłość czaso-przestrzenną nie mieliśmy szans zobaczyć ani nawet zagłębić się, o co chodzi. I tak większość czasu spędziliśmy na prelekcjach (postanowiłem nastawić się na rodzinne uczestnictwo w imprezie), przez co czas na spotkania towarzyskie był ograniczony i z wieloma osobami się minąłem. Z Marigold i Arion w zasadzie minąłem się w locie i zdążyłem tylko wymienić uściski. Miałem też ochotę poznać wreszcie Khakiego, Aureusa i Kota – ale ostatecznie nie złożyło się.
Udało mi się za to spędzić trochę czasu ze starymi znajomymi, także tymi, których się nie spodziewałem** – dziękuję Wam za spędzony czas oraz za ciepłe przyjęcie nas w wersji rodzinnej :) Nocne planowanie strategii przejęcia władzy, snute nad mapą świata przez szefów działów i redaktorów Poltera było bezcenne ;) Podwójne podziękowania raz jeszcze dla Jade i Dame'a szczególnie za pomoc w orientacji w terenie i zorganizowaniu miejsca do spania.
** – prócz uścisków dla niespodzianki w postaci Ra-V'a, szczególne podziękowania ślemy dla Scobina, baczka, Llewelyna, beacona, rince'a, Urka i Wojtka Rzadka. A także dla Magdy, z którą odbyłem krótką, ale intensywną konferencję sms-ową.
Pyrkon 2011 oboje oceniamy bardzo wysoko, była to świetna okazja do rodzinnej rozrywki i wprowadzenie młodej osoby w świat konwentów. Wielkie gratulacje dla organizatorów, szczególnie koordynującego Miśka, który pokazał, że wyciąga dobre wnioski z pracy nad poprzednimi fanowskimi projektami. Teraz czekamy na kolejna edycję, z pewnością będziemy chcieli wziąć w niej udział. Liczę też, że z czasem Olga zacznie sama jeździć na konwenty w grupie swoich przyjaciół, a w końcu może i sama zaangażuje się w zorganizowanie czegoś fajnego w naszej okolicy.
[* - a także dlatego, że nie było Magdy i repka, a konwenty są dobrym pretekstem do wspólnego spędzania czasu]
Na konwent przyjechaliśmy dopiero w piątkową noc, kiedy wszystkie prelekcje się kończyły i wykorzystaliśmy czas na rejestrację, rozłożenie swoich bagaży oraz zorientowanie się w terenie, rozkładzie sal. Tutaj należą się nasze wielkie podziękowania dla Jade Elenne i Dame'a, którzy pomogli nam znaleźć dobre miejsce - a na końcu okazało się, że to dla nich zabrakło przestrzeni w sali. Dzięki nim mieliśmy dobre, wygodne i bezpieczne spanie.
Sama szkoła-sypialnia była przede wszystkim ciekawym miejscem, dawno się nie spotkałem z tak fajną architekturą w budynku liceum. Położona była w przepięknej okolicy XIX-wiecznych willi, zaledwie kilka minut spaceru od hali targowej, gdzie zorganizowano bloki programowe. Nie ma co ukrywać, że szkoła nie była miejscem mogącym pomieścić ponad 3000 uczestników konwentu (o tylu słyszałem w sobotnie popołudnie, zapewne ostatecznie buło ich więcej), podłogi wszystkich sal były dokładnie pokryte karimatami i materacami, podobnie jak większość korytarzy. W kranach łazienkowych była tylko lodowata woda, pryszniców nie znalazłem – ale to w sporej mierze moje niedopatrzenie.
Widać jednak było, że organizacja miała świadomość tego, co oferowało samo miejsce, i dała z siebie wszystko aby uczynić je maksymalnie przyjaznym i wygodnym. Raz po raz widziałem ekipy sprzątające śmieci, opróżniające kosze, roznoszące środki czystości (butelki mydła w płynie, papier), pojawiali się medycy z PCK (pierwszy raz widziałem coś takiego, szacun), rano po salach chodziła pani sprzedająca świeże kanapki. Podobnież było w budynkach targowych, bo i tam pojawiły się stoiska z ciepłym makaronem i możliwością uproszczonego zamawiania pizzy, strażnicy we wszystkich budynkach nie tylko pilnowali, kto wchodził na teren konwentu, ale i byli dobrze poinformowani na temat rozkładu sal, a przede wszystkim sympatyczni i uprzejmi.
Gdybym był sam, pewnie dostrzegałbym te starania, od lat jeżdżę na konwenty i trochę podpatrywałem ich organizację (zwł. przy ConQuestach, w których starałem się pomagać na odległość :) ), ale np. rok temu 95% Pyrkonu spędziłem w budynku hotelowym rozmawiając z ludźmi i byłem może na 2-3 spotkaniach. Tym razem zaś byłem odpowiedzialny za Olgę – czyli a) niepełnoletnią, b) pod moją opieką, c) wkraczającą w fandom. Zależało mi zarówno na jej bezpieczeństwie, dobrym samopoczuciu, jak i pozytywnym wrażeniu po imprezie. Dlatego też oceniam organizację i obsługę bardzo, bardzo wysoko.
Wczesnonocne zainstalowanie w budynku sypialnym to jedno, ale zdążyliśmy jeszcze zwiedzić budynki targowe i pograć w GamesRoomie dopóki był otwarty (zamykano go ze względu na odgórne wymogi, ale jego organizatorzy urządzali nocne granie i turnieje!). Na początku przestrzeń trochę oszałamiała i nie wiedziałem, jak będzie z jej ogarnięciem, zwłaszcza przy szybkim zmienianiu sal między punktami programu (Olga nie ogarnęła tego aż do końca ;P ). Na szczęście okazało się, że wszystko było urządzone z głową: prelekcje w jednym budynku, sale do gier w drugim, zaś stoiska na korytarzach w obu. Te ostatnie były przez to strasznie porozrzucane i trzeba było trochę pobiegać, żeby znaleźć konkretne firmy, niemniej stoisk w sumie było prawdziwe zatrzęsienie. Miałem jednak wrażenie, że nie wykorzystano przestrzeni bądź co bądź targowej. Lepszy byłby wspólny rynek – np. w ogromniastym hallu – otwarty również na osoby spoza konwentu.
Minusem, który początkowo był dość uwierający, było naprawdę słabe oznaczenie sal. Kartki na drzwiach czasem były, czasem nie. ale żeby do tych drzwi dojść należało jeszcze wiedzieć, na którym piętrze i w którym korytarzu – jakieś strzałki na piętrach bądź klatkach schodowych były potrzebne. Trudno się było też nauczyć tych miejsc, bo było wiele bloków, a ich numeracja nie odpowiadała numerom sal. Z jednej strony byliśmy skazani na każdorazowe czytanie planów budynku w informatorze, z drugiej zaś miałem okazję sprawdzić dobre kompetencje osób z bramki.
Sobota była czasem nieskrępowanego i intensywnego uczestnictwa w prelekcjach i pokazach – z małą przerwą na posiłek. Wszystkie punkty programu, na których byliśmy, bardzo nam się podobały, szczególne ukłony i ciepłe myśli ślemy w kierunku Morphei za bardzo ładny i ciekawy pokaz wiązania sari oraz Scobina za prelekcję o problemie tożsamości w literaturze fantastycznej (co ciekawe, po występie Staszka był panel dyskusyjny o antropologii w fantastyce, który tylko liznął problemy, które chwilę wcześniej były dobrze i ciekawie przedstawione). Oldze bardzo spodobały się warsztaty nt. kombinowania strojów larpowych, poprowadzone przez Olenę 'Kozę' Piecuch i Kamilę 'Charzynkę' Charzyńską, niestety sam się nie pojawiłem na spotkaniu.
Samych punktów programu było niesłychanie dużo: 3 bloki erpegowe, 3 literackie, 2 naukowe, 2 konkursowe, gamesroomy to tylko część oferty. Było w czym wybierać, tematy też były dość interesujące. Tym razem zwracałem największą uwagę na spotkania zaadresowane do nowicjuszy – i oferta była niezła. Ciekawym rozwiązaniem, z którym spotkałem się po raz pierwszy, były godzinne spotkania, podczas których czworo prelegentów w ciągu 15 minut robiło wstęp dla początkujących na jakiś temat, np. gatunków fantastyki, o fanzinach czy różnych tytułach RPG. Akcja zacna, zorganizowana na niedużą skalę – uczestników było nie za wiele, w sam raz, a treści dostosowane do ich potrzeb. Jednocześnie mieli szansę zorientować się w różnych tematach (poznając ich zakres) oraz byli zachęcani do własnych poszukiwań.
Sobotni wieczór i niedziela były dla nas czasem kontaktów towarzyskich, grania w planszówki oraz buszowania na stoiskach z grami i gadżetami. Sale do grania były duże, stolików mnóstwo, pracownicy różnych firm zachęcali do kupna gier zachęcając do rozegrania partii i tłumacząc zasady. Fajna sprawa, cieszę się, że rynek się rozwija i zabiega o klientów, a przy okazji mogłem podpatrzeć różne chwyty promocji bezpośredniej :) W integracji pomagał zorganizowany z jednym z budynków ogródek, jedyne miejsce, gdzie można było legalnie napić się piwa na terenie konwentu, a także coś przegryźć.
Ciekawą sprawą było pojawianie się wspomnianego już cateringu: stoiska z makaronem, pizzą, bułki, ogródek, a także restauracjo-bary w budynkach. Z jednej strony niezła fucha dla firm, które miały mnóstwo klientów przez weekend, z drugiej ułatwienie dla konwentowiczów. Firmy najwyraźniej zewnętrzne spisały się super, ale restauracje na miejscu były fatalne – światopoglądowo i kulinarnie nie wyszły z okresu wczesnej trasformacji w Polsce (nie jest to zarzut wobec organizatorów, bo bary te były elementem dóbr zastanych).
Oprócz atrakcji, w których braliśmy udział, było wiele innych, również poza konwentem, których ze względu na uwarunkowania przez ciągłość czaso-przestrzenną nie mieliśmy szans zobaczyć ani nawet zagłębić się, o co chodzi. I tak większość czasu spędziliśmy na prelekcjach (postanowiłem nastawić się na rodzinne uczestnictwo w imprezie), przez co czas na spotkania towarzyskie był ograniczony i z wieloma osobami się minąłem. Z Marigold i Arion w zasadzie minąłem się w locie i zdążyłem tylko wymienić uściski. Miałem też ochotę poznać wreszcie Khakiego, Aureusa i Kota – ale ostatecznie nie złożyło się.
Udało mi się za to spędzić trochę czasu ze starymi znajomymi, także tymi, których się nie spodziewałem** – dziękuję Wam za spędzony czas oraz za ciepłe przyjęcie nas w wersji rodzinnej :) Nocne planowanie strategii przejęcia władzy, snute nad mapą świata przez szefów działów i redaktorów Poltera było bezcenne ;) Podwójne podziękowania raz jeszcze dla Jade i Dame'a szczególnie za pomoc w orientacji w terenie i zorganizowaniu miejsca do spania.
** – prócz uścisków dla niespodzianki w postaci Ra-V'a, szczególne podziękowania ślemy dla Scobina, baczka, Llewelyna, beacona, rince'a, Urka i Wojtka Rzadka. A także dla Magdy, z którą odbyłem krótką, ale intensywną konferencję sms-ową.
Pyrkon 2011 oboje oceniamy bardzo wysoko, była to świetna okazja do rodzinnej rozrywki i wprowadzenie młodej osoby w świat konwentów. Wielkie gratulacje dla organizatorów, szczególnie koordynującego Miśka, który pokazał, że wyciąga dobre wnioski z pracy nad poprzednimi fanowskimi projektami. Teraz czekamy na kolejna edycję, z pewnością będziemy chcieli wziąć w niej udział. Liczę też, że z czasem Olga zacznie sama jeździć na konwenty w grupie swoich przyjaciół, a w końcu może i sama zaangażuje się w zorganizowanie czegoś fajnego w naszej okolicy.