03-01-2010 15:32
Marhevmistrz i Cienie nad Spichlerzhaffen
W działach: RPG, Sesje | Odsłony: 85
Niedługo musiałem czekać na kolejną część przygód bohaterów moich kuzynów, Olgi i Jędrka. Postanowiłem spędzić Sylwestra rodzinnie i wykorzystać tę okazję do popchnięcia naszej fabuły nieco do przodu. Uznałem za konieczne wprowadzenie kilku poprawek względem pierwszej, wprowadzającej przygody. Początek był prościutki, ale na dłuższą metę pierwotna propozycja nie byłaby dla nas wystarczająca, potrzebne było drobne zróżnicowanie elementów.
Są karty!
Przede wszystkim zrobiłem dla obojga karty postaci. Już wcześniej miałem skłonność do myślenia o nich w kategoriach Everway'a, byłem zatem konsekwentny. Losowanie Wad, Zalet i Przeznaczenia za pomocą everwayowego tarota mieliśmy już za sobą, zatem uzupełniłem tylko wartości w poszczególnych żywiołach – zgodnie z Archetypami Kapłanki i Szermierza. Żywioły są tak fajnie opisane na kartach, że ich stosowanie jest idealnie intuicyjne i błyskawiczne. Wartości dostosowałem jednak do naszego systemu kostkowego w skali od 1 do 4. Wyszło ciekawie, bo obie postaci doskonale się uzupełniają: gdzie jedna ma 1, tam druga ma 4, gdzie jedna ma 2, tam druga ma 3. Czyli wyszło sprawiedliwie i bez wchodzenia sobie w kompetencje. Bohaterowie zostali również nazwani, co jest w dużym stopniu zasługą Magdy Reputakowskiej, która podsunęła mi dwa śliczne imiona: Luana i Liam.
Combo points
Podrasowałem też umiejętności oraz cała mechanikę wprowadzając punkty combo. Bohaterowie mają takie umiejętności, które głupio by wyglądały, gdyby użyć ich więcej niż raz podczas walki, a także gdyby zostały zastosowane na jej początku. Uznałem, że powinny mieć charakter "ciosów wykańczających", a więc ich użycie powinno być uwarunkowane wcześniejszymi dokonaniami, efekty zaś powinny być bardzo spektakularne. Umówiłem się więc z dziećmi, że "odpalić" je można po zebraniu 5 punktów combo. Aby to zrobić, należy podczas walki przeznaczać uzyskane sukcesy nie na efekty w świecie gry, ale właśnie na punkty. Dzięki temu walki są nieco dłuższe, a szanse bardziej wyrównane, gdyż nie ma co się oszukiwać: dwa młode elfy są niewiarygodnie dopakowane. Jeżeli zatem zaczynają zbierać punkty, to znaczy, że: a) nie walczą z byle przeciwnikiem, a więc i b) walka powinna trwać nieco dłużej i mieć charakter zmagania, zakończonego epicko.
Specjalną umiejętnością Luany jest Strzała Bogini. Elfka w doskonałym skupieniu graniczącym z medytacją celuje z łuku, a następnie dłoń Bogini Księżyca prowadzi strzałę, która rozbłyskuje nieziemskim światłem, które niszczy cel. Liam zaś zna technikę Ściany Ostrzy, czyli wykonania swoistego tańca z mieczami lśniącymi niczym księżyc, zadających przeciwnikowi straszne rany. Używanie na sesji punktów combo było bardzo fajne, bo mogłem ich używać również do innych celów, np. ładowania specjalnych umiejętności bohaterów niezależnych – zarówno wspierających drużynę, jak i przeciwników. W pewnym momencie było to również dobre wyjście, gdy napakowany przeciwnik miał za dobre rzuty. Żeby nie robić nagle sztuczek fabularnych i nie wprowadzać nowych wątków w stylu "BN przybywa z pomocą", nadwyżkowe sukcesy zamieniałem właśnie na takie punkty.
Inne nowości
Przed sesją zapytałem graczy, czy mają jakieś specjalne życzenia co do tego, co spotkają/znajdą ich postacie. Tylko Jędrek poprosił mnie o przysługę – chciał dostać hełm ozdobiony rzeźbionym orłem o rozłożonych skrzydłach. Dodatkowo na tę sesję przygotowałem trochę muzyki – garść kawałków z soundtracka do World of Warcraft, z jednej strony klimatyczne, a z drugiej mało absorbujące.
Z powrotem na trakcie
Po ostatnich wydarzeniach, bohaterowie wyruszyli w dalszą podróż, podążając traktem na północ. Gobliny z oddziału, który rozpierzchł się po zabiciu ich przywódców, kręciły się po okolicznych polach, ale na widok dwójki elfów zazwyczaj umykały. Z czasem potwory przestały się pojawiać, a coraz częściej można było zobaczyć wieśniaków na polu zbierających plony. Kiedy droga skręciła omijając las, bohaterowie zeszli z niej – wśród drzew i dzikich zwierząt czuli się jak w domu. Podróż przez to zielone miejsce skończyła się, kiedy do elfich uszu doszły odgłosy siekier uderzających o pnie oraz trzask i łomot upadających drzew.
Okazało się, że to ludzie z pobliskiego miasteczka – o niewymyślnej nazwie Spichlerz – wspierani przez mała grupę krasnoludzkich drwali i saperów, ścinają drzewa na umocnienia wokół aglomeracji. Wizyta w mieście wzbogaciła bohaterów o wiedzę na temat ludzkiej kuchni, metod utrzymywania higieny i szorowania pleców (karczma Pod Złotym Knurem – upolowanym osobiście przez karczmarza), dostarczyła też informacji o ludziach ginących w lesie z ręki (kłów) nieznanych bestii. Zaowocowała także poznaniem Groma Srebrnobrodego, krasnoluda paladyna tymczasowo przewodzącego oddziałowi drwali, a poza tym będącego na pielgrzymce do ruin krasnoludzkiej twierdzy daleko na Północy (krasnolud jest wyznawcą boga czystego żelaza i piorunów – ech, co ja mam z tymi mitologiami i religiami…).
Sprawy się skomplikowały, kiedy bohaterowie dotarli do lasu – do czego pretekstem było zbieranie ziół przez Liama, który niedawno nauczył się nowego przepisu zielarskiego. Okazało się, że miejsce to zamieszkane jest przez elfy z klanu Dębu (tak, tak, czyli czczą Święte Drzewo), które traktują poczynania ludzi (zabijanie starożytnych duchów drzew, wszak krasnoludy wysadzają w powietrze korzenie najstarszych z nich) za otwarty atak. Szykują kontrofensywę, która dla Spichlerza okazać się może tragiczna. Na domiar złego przebudziły swojego władcę, pogrążonego dotąd we śnie smoka, który ma dokonać ostatecznej zagłady na ludziach.
Szranki i konkury
Rodzeństwo elfów podjęło się roli negocjatorów. Po rozmowie z kapitanem spichleskiej straży obie strony dogadały się i ich przedstawiciele spotkali się w połowie drogi między miastem a lasem. Dokonano wymiany darów aby okazać dobre intencje, a następnie urządzono zabawę. Najpierw była uczta, a potem ustawiono przyniesione stoły i ławy tak, że stworzyły trybuny i urządzono zawody.
Odbyły się trzy konkurencje. W strzeleckiej wygrała Luana (mierząc się z Silvią, jedną z elfickich przywódczyń), na rękę mierzyli się Grom z kapitanem straży (krasnolud pokazał klasę), a w końcu stoczono pojedynki szermiercze. Do walki stanęli Liam oraz elfi generał, Aeris, który poprosił Luanę o pozwolenie na walkę w jej imieniu (Olga wyczuła konwencję i zachwycająco spontanicznie zadeklarowała, że się rumieni). Kapłanka dała mu swoją broszę z liściem, którą wojownik przypiął do rękawa, aby myśl o damie prowadziła rękę podczas walki. Oczywiście Liam wtłukł mu niemiłosiernie (i jeszcze wydał na to drama dice'a) i pokonany elf oddał Luanie broszę mówiąc, że nie jest godzien za nią walczyć.
Gobliński najeźdźca, podejście drugie
Kiedy zrobiło się zbyt przyjemnie i spokojnie, nad miastem rozległo się bicie dzwonów. Armia wroga zebrała się po północnej stronie murów. Prędko zorganizowano obronę. Na czele krasnoludów wspieranych przez mieszczan stanął Grom Srebrnobrody, Liam poprowadził do walki sztandar miejskich strażników, a Luana przewodziła oddziałowi elfickich wyborowych łuczniczek. Do ataku ruszyła armia goblinów wspieranych przez potężne ogry. Kiedy bitwa toczyła się na ich niekorzyść – nie spodziewano się, że ludzie uzyskają wsparcie od innych ras – potwory zaczęły przygotowywać katapulty załadowane jakimś płonącym świństwem. W tym samym czasie drużyna krasnoludzkich saperów wykonywała pod polem bitwy podkopy i ustawiając w nich materiały wybuchowe (tutaj zadziałała mechanika punktów combo, którymi bohaterowie ładowali postępy w rozmieszczaniu beczek z prochem). Przetrzebiony oddział Liama zaatakował załogę jednej z katapult, następnie bohater użył machiny, aby zniszczyć drugą z broni wroga.
Krasnoludy stawiały silny opór goblinom, błyszczący srebrzyście młot Groma siał zniszczenie. W końcu przepełniony mocą bóstwa paladyn zniszczył oddział ogra, czemu towarzyszyło rozdarcie się nieba i uderzenie potężnego prosto w plugawego wroga. Łuczniczki Luany zaś okazały się najbardziej śmiercionośnym oddziałem, w spotkaniu z którym armia wroga topniała jak lód wrzucony do gorącej kąpieli. W końcu okazało się, że Mistrz Inżynier zakończył swoje przygotowania, ogłoszono wycofanie żołnierzy z pola bitwy za pierwszą bramę, po czym zdetonowano ładunki wybuchowe. Armia goblinów została ostatecznie rozbita.
Wrath of the Lich King
Kiedy już wydawało się, że nastał kolejny powód do świętowania, na polu bitwy zobaczono ruch. Tym razem nie były to gobliny, ale jeden oddział rycerzy w czarnych zbrojach, prowadzonych przez wojownika w hełmie o orlich skrzydłach, jadącego konno. Pojawiła się także samotna czarodziejka o bardzo bladej twarzy, jadąca na kościanym wierzchowcu. Morale po stronie obrońców miasta były wspaniałe, więc postanowiono szybko rozprawić się z resztą najeźdźców.
Problemy zaczęły się dość szybko, bo w momencie gdy czarodziejka wykreśliła w powietrzu kilka świetlistych znaków, które spłynąwszy na ziemię sprawiły, że za chwilę miała swoją własną, prywatną armię. Nekromantyczna magia sprawiła, że ciała świeżo poległych ludzi, krasnoludów i goblinów zaczęły pękać, a ich oswobodzone z mięśni, skóry i organów kości powstały jako wojownicy. Szale w jednej chwili zaczęły się przechylać na drugą stronę.
Grom Srebrnobrody skupił swoje wysiłki na miażdżeniu i obracaniu w proch kościotrupów. Liam stanął naprzeciw czarnego rycerza na koniu. Kiedy przedzierał się przez jego żołnierzy, aby stanąć z nim do bezpośredniej walki, zobaczył jak wojownik chwycił jednego z obrońców miasta, porwał go wysoko w powietrze, gdzie wgryzł mu się w szyję i wyssał całą krew (odrobina pulpowego efekciarstwa nikogo nie zabiła). Oczywiste stało się dla Liama, że to jeden z niesławnych Wampirzych Lordów z dalekiej Północy. Co więcej, po krótkiej walce okazało się, że nieumarły posiada nieludzką umiejętność regeneracji ciała – rozcięty na dwoje korpus w jednej chwili się zrósł. Rozwścieczony wampir rzucił się na elfa, chcąc i jego pozbawić krwi – a może i gorzej, zamienić w uległego swojej woli pionka.
Z kolei Luana zmierzyła się z nekromantką, podczas gdy łuczniczki zajęły się niszczeniem kościotrupów (choć częściej wręcz, szablami i czakrami). Kapłanka i czarodziejka najpierw zmierzyły się czarami – obie rzuciły Krąg Mrozu. Ta druga była zaskoczona, że elfica posługuje się para-nekromantycznym zaklęciem, nie zareagowała w porę, co okupiła rozpadnięciem się jej magicznego konia na kostki. W ramach zemsty rzuciła serię czarów przywołujących czarne, mrożące płomienie, które objęły ciało uzbrojonej w łuk kapłanki. Ta zaś w odruchu desperacji nałożyła na cięciwę strzałę i wezwała na pomoc Boginię.
Fatality!
W tym momencie ujawniło się, jak dobrym pomysłem było wprowadzenie punktów combo. Olga zbierała swoje na wypuszczenie błogosławionej strzały. Jędrek z trudnością odkładał na Ścianę Ostrzy. A jako że miałem zbyt dobre rzuty dla wampira i życie Liama wisiało na włosku – zacząłem ładować balistę armii undeadów (przewidzianą wcześniej, to nie był deus ex machina), na którą był załadowany dziwny pocisk ostatecznej zagłady. Zadeklarowałem, że jeśli zostanie wystrzelony, to z oddziału Groma pozostanie lej w ziemi, a nie wiadomo, co jeszcze zrobić mogą rzucone na broń zaklęcia. Wszystko zgrabnie zgrało się w czasie.
Nekromantka z okrzykiem triumfu rzuciła w Luanę wielką kulą czarnych płomieni, tak wielką, że przesłoniła postać elficy. Wtedy w samym środku magicznej ciemności pojawiło się światło niby gwiazdy – wypuszczona strzała przebiła się przez zaklęcie i ugodziła wiedźmę w samo jej zgniłe, czarne serce. Jej upiorną postać przepełniło światło, wylewające się przez usta, oczy, ranę, aż rozerwało ją w wielkiej kuli jasności, pochłaniając stojących w pobliżu wskrzeszonych wojowników (co pisałem o efekciarstwie?).
Z drugiej strony pola bitwy Liam dostrzegł błogosławione światło, które w jego obolałe ciało wlało nową nadzieję – zaś walczącego z nim wampira pozbawiło na chwilę wzroku. Ta chwila wystarczyła, by szermierz zaatakował, tańcząc ze swoimi mieczami, w k™órych odbijał się Księżyc. Rany, które raz po raz zadawał były nie do zniesienia dla nieumarłego Lorda – na brzegach rozciętego ciała pozostał księżycowy blask, który nie pozwalał się zregenerować. Przez nacięcia wypłynęła cała krew, jaką przeciwnik spił w trakcie tej nocy. Ostatni cios elfa przepołowił rycerza na wysokości brzucha. Nim korpus uderzył o ziemię, już zamienił się w kupę popiołu.
Zwycięstwo nie było jednak pełne, gdyż w tym momencie załoga przeklętej balisty wypuściła pocisk, który z upiornym świstem pomknął w kierunku siejącego zniszczenie Groma. Wtedy od strony miasta dało się słyszeć dziwny dźwięk, jakby ogromnego ptaka. To smoczy władca spłynął z nieba i w ostatniej chwili własnym ciałem zasłonił obrońców miasta. Pocisk wbił się głęboko w jego ciało, ale nie zabił dumnej bestii, która zawróciła do swojego leża, aby tam zaleczyć rany. Na szczęście miasto zostało uratowane.
Podsumowywanie strat, opatrywanie rannych
A oto owoce drugiej z sesji dla moich kuzynów:
- dzieci są wkręcone w granie :)
- łapią też konwencję, choć widzę, że Jędrek ma skłonność do wstawek komediowych w stylu kreskówek (np. gdy opisywałem jak wysadzona w powietrze katapulta rozpada się na części i jedno z kół wyleciało w powietrze, zaproponował, żeby lądując walnęło w głowę jakiegoś gobosa)
- wprowadzenia dodatkowych elementów mechanicznych urozmaiciło zabawę, nie było żadnych problemów technicznych
- muzyka dała radę
- potrzebuję zdecydowanie urozmaicenia bohaterów. Nie mogą każdej istotnej walki kończyć tymi samymi ciosami, bo stanie się to okropnie nudne i jednotaktowe
- Jędrek zadeklarował, że ma hobby: słuchanie legend o potworach. Czyżby zapowiadał się nam bard?
- Aeris, czyli okryty hańbą elfi amant
- Grom Srebrnobrody, który będzie chciał zwiedzić jakiegoś fajnego dungeona na dalekiej Północy
- raniony smoczy władca, którego ciało drążą mroczne magie
- Liam z pola bitwy wyniósł wymarzony hełm z orlimi skrzydłami oraz miecz nieumarłego wroga. Jak na to zareagowaliby Wampirzy Lordowie?
- fajnych gadżetów dla Luany
- nowych umiejętności dla obojga bohaterów, dla elficy jakiś rodzaj magii, dla elfa coś do walki
- może jakieś wątki osobiste, coś z przeszłości? Choć nie wiem, czy zabawa w retrospekcje jest dobrym pomysłem
- …a to wszystko powinienem wpleść w historię pt. "bohaterowie siedzą u elfów i mają trochę czasu na fajne rzeczy, ale potem muszą lecieć na pomoc smokowi, zanim zła magia nie pochłonie krainy".