22-05-2010 12:23
Artur, Merlin, Galahad i ta gnida, Lancelot
W działach: 52 książki, blog | Odsłony: 34Drogi pamiętniczku, w ubiegłym tygodniu przeczytałem kilka książek. O jednej z nich chciałbym opowiedzieć moim polter-przyjaciołom ;-)
Pasjami uwielbiam przygody Richarda Sharpe, żołdaka z armii Wellingtona, wymyślonego przez angielskiego pisarza, Bernarda Cornwella. Obejrzałem wszystkie 16 części serialu telewizyjnego i przeczytałem kilka książek - trochę słabo stoimy z tłumaczeniami, do tej pory wyszły trzy tomy przygód najbardziej odjechanego żołnierza epoki napoleońskiej. Co mnie tak bardzo cieszy w opowieściach o Sharpie? Rewelacyjnie budowana fabuła, potoczysta i soczysta narracja, mocne i wyraziste postaci, wreszcie genialne dekoracje historyczne - wojna przeciw Napoleonowi, walki w koloniach. Mniam. Perła.
Nic więc dziwnego, że kiedy tylko ukazała się nowa* powieść Cornwella, zatarłem łapki i wciągnąłem ją w tempie ekspresowym. Zimowy Monarcha zostawił mnie z solidnym poczuciem rozczarowania. Zrozumiałem, że dopiero tutaj Cornwell się postarał literacko, a to, co do tej pory cieszyło mnie w cyklu o Sharpie zbladło. Mam takie wrażenie (zresztą, nie ja jeden), że autor pisał pierwszy tom Trylogii Arturiańskiej z wielką, niekłamaną przyjemnością. Na tym tle powieści napoleońskie wypadają trochę jak produkowane. Nie zrozumcie mnie źle - to świetne książki, ale zasada jest prosta, jak, nie przymierzając, świński ogonek: lepsze jest wrogiem dobrego.
Okej, dość marudzenia. O czym jest Zimowy Monarcha? To początek sagi o Arturze, synu Uthera, Wielkiego Króla Brytanii, protektorze Mordreda, Niedoszłym Królu. Legenda arturiańska - ale tak bardzo wywrócona do góry nogami, tak skrajnie różna od wszystkiego, co przyjęliśmy uważać za słuszne, że aż... prawdziwa. Nie twierdzę, że jestem autorytetem w dziedzinie mitu arturiańskiego, opieram swoje wyobrażenia o powieść Twaina, ale zdarzyło mi się też przeczytać Żywot Amadisa z Walii. Aż tu nagle pojawia się wizja Cornwella i wyrywa człowieka z butów.
Powieść mam zupełnie na świeżo, dziś rano przeczytałem końcóweczkę. Wszystko jest jeszcze niepoukładane - ale jedno wiem na pewno, to zdecydowanie dobra książka. Podoba mi się pomysł na opowieść - spisywaną przez jednorękiego mnicha historię niedoszłego króla. Całość spięta jest klamrą wydarzeń w skryptorium, wiemy, że to, co jest akcją powieści jest już historią, przeszłością. Artur żywy i Artur martwy przeplatają się, składając w jednego herosa, zdrajcę, wielkiego wojownika i człowieka niezwykłej próżności.
Podoba mi się to, co Cornwell robi ze znanymi postaciami - Merlin przestaje być sympatycznym, siwym czarownikiem w czapce z gwiazdkami. To potężny druid, który wieszczy przyszłość z flaków wyprutych jeńcom, jednocześnie opierając wszystkie swoje działania z jednej strony o niemal nowoczesną psychologię, z drugiej zaś o przesądy, zabobony i wiarę w starych bogów. Podoba mi się Lancelot-kanalia i dziwka Ginewra. Równie mocne są postaci tła - królowie Gorfyddyd, Tedwrik i Gundleus. Kulty Mitry i Izis, starzy, celtyccy bogowie druidów, resztki cywilizacji Wielkiego Rzymu - perła.
Największą zaletą Zimowego Monarchy jest elegancja stylu. Czytelnik płynie przez fabułę, bez zgrzytów i oporów. Świat przedstawiony jest ciągły i wyrazisty, dokładnie taki, jaki powinien być w powieści historycznej*. Język narracji jest niemalże przezroczysty - Cornwell od czasu do czasu pokazuje pazur opowiadacza, szczególnie w scenach epickich, ale zdecydowanie nie ma w tym przyprawianiu przesady. A, skoro już tu jesteśmy - klimat i nastrój walki, zarówno bitwy, jak i pojedynku, oddany jest mistrzowsko. Opisy są porywające i niezwykle plastyczne, szczerze mówiąc Sapek z Geraltem mogliby się tu sporo nauczyć. Pierwszorzędne.
Ogólnie: perła. Dobre wydanie (aczkolwiek znalazłem parę literówek i pomyłkę na mapce), porządne tłumaczenie. Świetna powieść, zapowiedź (mam nadzieję) naprawdę solidnego cyklu. Wydaje mi się, że historical fiction jest gatunkiem, który całkiem niedługo zyska sobie znacznie większą popularność - to nie epigońskie fantasy, zjadające swój ogon, czy od dawna martwy (i odrobinkę już smrodliwy) trup, jakim jest powieść sensacyjna. A Cornwell jest jednym z najlepszych w tym fachu. Polecam zdecydowanie. Harmonia i elegancja, angielska klasa. Dawno nie czytałem tak przyjemnego tekstu.
Ocena: 8/10 i oba kciuki w górę.
Bernard Cornwell, "Zimowy Monarcha", tłum. Żebrowski J.,Instytut Wydawniczy Erica, Warszawa 2010.
*) nowa na polskim rynku... - niestety, polski czytelnik w 15 lat po wydaniu angielskim dostaje dzieje Artura w swoje łapki. Shame on you, editors!
*) oczywiście to historical fiction, wiedziałem o tym od początku!
l.