I can has ink!
W działach: Prywatne | Odsłony: 30
Jak widać na załączonych, dorobiłem się pierwszej dziary. Od zawsze marzył mi się jakiś wariant "tribala", nie chciałem jednak wszechobecnej "klasyki" - celtyckich wzorków albo ciosanych cepem plecionek tak popularnych wśród panów z ABSem na wyposażeniu. Zależało mi na tym, by wzór był wyjątkowy.
Natrafiłem na 'enso', japońską kaligrafię medytacyjną. Jeden z jej wzorów, proste koło, wykorzystany jako tatuaż na kark, zainspirował mnie do opisania tatuażyście tego, co widać poniżej. Podoba mi się Żmijowata wręcz (pamiętacie glify Zmór i Tancerzy? :D) "kolczastość" stworzonego przezeń projektu, ale też fakt, iż jest on "malowany na skórze", niczym barwy wojenne jakiegoś rodzaju.
Wykonanie tatuażu zabrało niespełna pięć godzin. Dwie godziny powstawały cieńszy i grubszy kontur, zaś trzy godziny wypełnienie. Ból był zupełnie nie tym, czego się spodziewałem - bardziej dyskomfortem. Coś pomiędzy drapaniem przez kota, a przesuwającym się po skórze zastrzykiem, czyli nic strasznego. Szczotko-igła od wypełnień bardziej piekła niż bolała, ale poważnie nieprzyjemne było to tylko szczycie barku, na kościach. Przez większość czasu czytałem podręczniki na laptopie :P
Mam niejasne wrażenie, że skończę z przynajmniej kilkoma jeszcze w tym samym stylu :D