KB#50: Zobacz, nie ma!
Odsłony: 282Dobry znajomy miał obsesję na punkcie swoich oficerek. W wolnych chwilach siadał, czyścił je, pucował, że lśniły się jak nie przymierzając psu jajca, po czym stawiał na honorowym, widocznym miejscu w pokoju, czym wzbudzał ogólną wesołość swoich kompanów. Pewnego razu owi koledzy po wypiciu pewnej ilości napojów towarzyskich, schowali owe wypucowane na błysk oficerki. Tknięty przeczuciem nieszczęśnik obudził się w środku nocy, a nie zobaczywszy butów na miejscu obudził swego współspacza i rzekł:
- Jacek, wstawaj coś ci pokażę – po czym wskazał puste miejsce i dodał – zobacz, nie ma!
To ostatnie zdanie może nieco przesadnie, ale jednak trafnie opisuje temat karnawałowej pięćdziesiątki, czyli publicystykę okołoerpegową. Zgodnie z definicją Encyklopedii PWN, publicystyka to: “gatunki wypowiedzi o aktualnych, ważnych ze społ. punktu widzenia zagadnieniach, interpretowanych i ocenianych w celu kształtowania opinii publicznej”.
Na starcie odpadają nam scenariusze, zahaczki, patenty, opowiadania, materiały dodatkowe do systemów, a nawet gotowe mini-settingi. Pod definicję nie łapią się też raporty z sesji, które są pisane z założenia dla wąskiej grupy osób, przez co nie mają na celu kształtowania opinii publicznej. Pozostają recenzje, tylko powstaje pytanie: czy owa “opinia publiczna erpegowców” ma się zamykać na ocenie gotowych produktów? Czy recenzje to “ważkie tematy interesujące społeczność”, której częścią się czuję? Mogą być, jeśli są rzetelne, mocno subiektywne i dotyczą świeżych tematów. Tia, rarytaski…
Owszem, sporadycznie zdarzają się teksty, które mówią w sposób ciekawy o sprawach dotyczących erpegowców, pobudzają do myślenia i prowokują ciekawe dyskusje. Niestety jest to zjawisko na tyle rzadkie, że gdy teraz zastanawiam się czyje tego typu teksty czytałem w kończącym się roku, to do głowy przychodzi mi tylko Furiath. Bardzo możliwe, że sporo takich tekstów umyka mi gdzieś w zalewie chłamu i bełkotu blogosfery, bo sieć rządzi się swoimi prawami, publikować może każdy – nie każdy musi czytać. To że niegrzecznyrosomak19 opublikuje na swoim blogu świetny tekst, nie znaczy, że automatycznie wpłynie na opinię środowiska, choćby tak niszowego jak erpegowcy. Czy blog czytany przez trzech kumpli można nazwać “środkiem komunikacji publicznej”?
Oczywiście jest jeszcze Karnawał blogowy, który wywala do góry nogami to co napisałem powyżej. Pozornie. Weźmy bieżącą edycję – na chwilę obecną jest dwanaście wpisów, przeczytałem cztery, rzucę okiem może jeszcze na dwa, czytanie większej ilości notek na ten sam temat to dla mnie strata czasu. Zresztą co tam, jak ktoś czyta ten wpis, a wcześniej miał do czynienia na przykład z notką Sejego, albo Furiatha, to Ameryki nie odkrywam. Dalej – jeszcze miesiąc temu “publicystyka erpegowa” nie interesowała nikogo, a teraz nagle okazuje się, że zgodnie z definicją ma być “aktualnym i ważnym zagadnieniem”? Karnawał to fajna inicjatywa, “klawiatura nie rdzewieje”, ale czy na nim ma bazować opinia publiczna erpegowej niszy? Nie sądzę.
Kryzys autorytetu
Brak autorytetu to problem, który dotyka wielu dziedzin niekoniecznie będących zakamarkiem w małej niszy jak gry fabularne. Kiedyś była Magia i miecz i Portal, publikowanie tam to było coś, teksty czytał praktycznie każdy związany ze środowiskiem. Potem przyszedł czas portali, Valkirię i Gildię znałem z zewnątrz, Poltera przez jakiś czas od środka. Można się śmiać z bycia redaktorem-dziennikarzem-super-serwisu, ale subiektywne, szczere do bólu oceny innych ludzi zapędzały ambicję do małej ciemnej norki, a teksty na tym korzystały. Pisał o tym Furiath, ale powtórzę – członkowie redakcji bardzo pozytywnie się nakręcali. Jak twój tekst był publikowany, to był lepszy niż na starcie, a i frajda z tego była.
Teraz portale są niepotrzebne, każdy może szybciej opublikować tekst na swoim blogu i nikt mu nie będzie chromolił głupot nad głową. Jasne, że są tacy, którzy zdążyli dobie wyrobić rękę, są i tacy, którzy mają autentyczny talent, ale jest cała masa “Pięknych dwudziestoletnich”, którzy wiedzą lepiej. Wyznacznikiem staje się tekst krótki, pobieżny, który nakręci flejm. Bo flejm, to prawie fejm. Albo jeszcze gorzej – wodolejstwo o niczym na dwadzieścia stron. I pewnie, że z Laverisa może wyrosnąć von Mansfeld, który de facto też może być tylko formą pośrednią, ale trudno będzie mi dobrowolnie wrócić na jego bloga.
Nie widzę na chwilę obecną miejsca, które weryfikowałoby jakość i przez to wiarygodność tak autorów jak tekstów erpegowych. Blogosfera to “wolność Tomku w swoim domku”, są rzeczy, które czytam, ale często to ludzie których kojarzę sieciowo od kilku ładnych lat, albo znajomi. Polter to dla mnie sentyment. Nie jest przypadkiem, że “gry fabularne” spadły na piąte miejsce na belce, to nie jest portal erpegowy, to miejsce spotkań ludzi, którzy w erpegi grają, albo kiedyś grali. Gdzie folowersi i kontestatorzy kruszą swoje małe kopie o lepszość regulaminu i małe hejciki, a pięćdziesiąt dwa teksy (na chwilę obecną) czeka na moderację. Gry-fabularne.pl? Nie wiem, może, nie zaglądam za często. Ostatnio gdy tam byłem widziałem wywiad kolegi redaktora z kolegą redaktorem i na jakiś czas dałem sobie spokój.
Dobra, ponarzekałem, to jeszcze rozliczę się z pytaniami ojczulka Borejki.
Czy pisanie o tradycyjnych grach fabularnych ma sens? Czy ktoś tego potrzebuje?
Pisanie o grach jako ciekawostki owszem, dlaczego nie, tyle, że jak biorą się za to ich autorzy to mamy do czynienia z reklamą lub prezentacją. Nadal może to być fajna publikacja, ale nie publicystyka.
Czy kogoś obchodzą almanachy, eseje, felietony, porady? Czy ktoś z nich korzysta?
Jasne, tyle, że nie licząc felietonów, to nie publicystyka.
Czy wszystko już było?
Tak, ale zawsze można powtórzyć. I jasne, że można podać tutaj jakiś absurdalny przykład, ale absurd też już był.
O czym właściwie chciałbyś czytać?
RPG to gry, chętnie chciałbym dostawać dodatkowe rozszerzenia, czyli: scenariusze, pomoce itp, tyle, że to nie publicystyka…
Czy coś stoi na przeszkodzie w publikowaniu Twoich tekstów?
Publikowaniu? Nie, dyskusyjne jest jedynie zrobienie z publikacji publicystyki, czyli dobór tematów ważkich, reputacja piszącego i zasięg tekstu.
Masz jakieś ulubione miejsca w sieci lub te których nie znosisz?
Mam, pewnie jak każdy.