Dlaczego nie lubię jednostrzałów
W działach: RPG, sentymentalnie | Odsłony: 679Hmmm
Dziś sentymentalna notka.
Nie lubię jednostrzałów. Nigdy nie lubiłem. Jednostrzał jest jak szybki numerek w toalecie. Bez gry wstępnej, bez tulenia po. Ot, krótki akt, na który nie możesz się napalać, ani którym nie możesz się sycić. Co najwyżej wspomnisz o nim później, parę razy, z sentymentem. Jeśli masz szczęście, chociaż orgazm będzie dobry. Jeśli nie, jakiś mniej pijany imprezowicz nakryje cię w trakcie i nawet nie uda się skończyć.
Grałem w życiu trochę jednostrzałów. Zdecydowanej większości nie udało się skończyć. Z kilku wyszły prawdziwe perełki. Szczególnym sentymentem darzę niedawno rozegraną przygodę, rozgrywaną drużyną dziewczyn w klimatach Czarodziejek z księżyca. Przygoda wyszła świetnie, od początku do końca. A jednak, wciąż nie lubię jednostrzałów. Przyszedłem na tamtą sesję ot, bez żadnych oczekiwań, bez żadnej wizji. Nie wiedziałem kim będę grał, nie wiedziałem o czym będzie przygoda (poza bardzo ogólnym zarysem), nie znałem świata. Ponieważ był to z założenia jednostrzał, nie mogłem się do niego specjalnie przygotować. Niewiele ode mnie zależało, bo przecież i tak będziemy ‘przechodzić’ z góry przygotowaną i ustaloną fabułę. Nie było „gry wstępnej”, nie było nakręcania się na historię, nie było jarania się swoim bohaterem, nie było snucia w myślach planów na temat tego co się wydarzy. To przecież jednostrzał. Mam przyjść, grać tym co mi przygotuje MG (z drobnymi modyfikacjami), zakończyć fabułę na jednym posiedzeniu i schować historię do sentymentalnej szufladki z napisem ‘zaliczone’. Jasne, przygoda była fajna, kreacje postaci ciekawe, akcja dynamiczna a końcówka emocjonująca. Ale gdy sesja się kończy jedyne co mogę zrobić to dodać ją do szuflady. Wiem przecież, że historia się zamknęła. Wiem, że nie będzie kontynuacji. Wiem, że już więcej nie pobawię się wykreowaną przeze mnie postacią, nie rozbuduje jej, nie dodam jej smaczków, nie pogłębię charakteru. Wybrałem postać losowo, nadałem jej osobowość jak najlepiej umiałem, spędziłem z nią miłą chwilę, ale teraz czas wyjść z toalety ze świadomością, że już więcej jej nie spotkam. Gdy jest fajnie, świadomość że to tylko jednorazowy numerek przeszkadza. Gdy jest słabo, po prostu jest słabo. Niezależnie więc od efektu, zawsze na myśl o jednostrzale odechciewa mi się grać. Wiem, że z jednostrzału nie może wyjść nic dobrego i w ostatecznym rachunku będę niezadowolony.
Jestem osobą, która angażuje się ‘w sesje’. Nie tylko ‘na sesji’, ale także przed i po. Uwielbiam gdy mogę myśleć o sesji już na wiele godzin przed samym spotkaniem. Analizować moją postać, dodawać do niej smaczków. Zastanawiać się nad tym jak potoczy się fabuła, jaką decyzję podjąć w zbliżającej się konfrontacji, jak zdobyć brakujące elementy układanki. Gdy znam swoją postać, gdy znam fabułę, gdy rozegrałem już kilka sesji danej historii i mam silny background za sobą oraz otwarte możliwości przed sobą, wtedy mogę prowadzić swoistą „grę wstępną” przed sesja. Napalać się na sesje snując w głowie różne warianty historii. Doczytywać między sesjami historie z dodatków i szukać różnych smaczków do wykorzystania. Potem przychodzę na spotkanie, gram sesję i raz wychodzi lepiej, raz gorzej, ale frajdy z „gry wstępnej” nikt mi nie zabierze. Niezależnie też od tego, czy było super, czy przeciętnie, po sesji znów mam dodatkową fazę „tulenia”. Mogę w spokoju przeanalizować co się wydarzyło, jakie to miało znaczenie i co MG chciał przekazać. Mogę kombinować w którym kierunku fabuła zmierza i znów… jak się potoczy… jak moja postać powinna zareagować by się odnaleźć w ‘nowej’ rzeczywistości, z wiedzą bogatszą o kolejną rozegraną sesje.
Moje zaangażowanie to swoisty koszt. Jeśli angażuję się w sesje, to w tym czasie moje zaangażowanie w inne codzienne sprawy jest mniejsze. Jeśli zaś inwestuję w sesje, to chcę aby poniesiony koszt się zwrócił. Jednostrzały nie zwracają moich kosztów. Jestem osobą, która lubi nietypowych bohaterów. Osobą, która wkłada sporo wysiłku w wymyślenie postaci charakterystycznej, zapadającej w pamięć, nietuzinkowej i skomplikowanej. Jednostrzały nie wykorzystują potencjału takich postaci. Jednostrzały zmuszają mnie do wymyślania bohatera za bohaterem, osobowości za osobowością a każda kolejna postać powinna być równie dobra, bądź lepsza od poprzedniej. To kosztuje. Zużywam pomysły, które mogłyby być wystarczająco dobre aby napędzać postać miesiącami, tylko po to by rozegrać kilkugodzinną historię do której nigdy już nie wrócę. Koszt się nie zwraca.
Wiem, że nie każdy tak ma. Nie każdy angażuje się w sesje w ten sposób. Nie każdy poświęca tyle myśli przygodzie i bohaterom. I dobrze. Różni ludzie, różne potrzeby. Nie piszę przecież tej notki po to by stwierdzić, iż kampanie są lepsze od jednostrzałów. Nie są lepsze – są inne. Nie są dla mnie. Obecnie, gdy słyszę, że dana sesja to jednostrzał otwarcie i uczciwie mówię „na mnie nie licz, zagrajcie z innymi, mnie to nie bawi”.