20-07-2008 22:20
Adrenalina i emocje podczas gry
W działach: RPG, refleksje, system autorski, poker | Odsłony: 131
Hmmm
Dodałem do notek nowy tag: Poker, bo coś czuje, że na dłużej zagości w moim sposobie postrzegania rzeczywistości. Czy to znaczy, że zmieniam profil bloga z RPG na hazard? Kurcze, korci, naprawdę korci, ale jeszcze nie... jeszcze poczekam... ryzyko że niebawem mi przejdzie jest zbyt duże. No właśnie, bo dziś chciałem napisać co nie co o ryzyku. Najpierw jednak krótki, pokerowy wstęp.
Po pierwsze chciałem poinformować, że wreszcie po rozegraniu ponad 1000 rozdań, zmarnowaniu przeszło 50 godzin i uczestnictwie w kilkudziesięciu turniejach zaczynam rozumieć o co chodzi w tej grze. Nie ma to, jak na razie, specjalnie wymiernych profitów, ale niebawem będzie można przejść na wyższy bieg. W 6 ostatnio rozegranych turniejach zajmowałem miejsca rzędu 8/350, 14/300, 12/160 (ten był wyjątkowy bo tylko dla Polaków), 10/350 i 52/2500. Łącznie na tej całej imprezie zarobiłem 1.65 Euro oraz 1.2 Dolara. Ostro, nie ma co. Chociaż pozwoli to na rozegranie ponad 20 gier za 10 centów a tam już można wyciągnąć kilkanaście Euro nawet na dalszych miejscach, zaś mając kilkanaście Euro można zagrać w turniejach za 1 Euro z nagrodami rzędu kilkuset Euro dla pierwszej trójki, więc stopniowo, po malutku będziemy budować swój bankroll. No dobra tyle chwalenia się czas przejść do konkretów.
W finałowym stoliku, ostatniego turnieju miała miejsce taka sytuacja - Posiadam ok 30 000 punktów, średni stack wynosi mniej więcej 60 000. Blindy wchodzą na poziom 4 000, a dwójka liderów ma stack z ponad 100 000. Jednym słowem trzeba szybko zwiększyć stack bo mnie blindy zjedzą. Postanowiłem zastosować bardzo agresywną strategię i gdy trafiła się lepsza karta zacząłem podbijać stawkę. Do flopa weszło 4 graczy, wszyscy sprawdzają, ja jestem na długiej pozycji więc decyduję jako ostatni, gram agresywnie więc podbijam znacząco stawkę mimo że zupełnie nie trafiłem flopa (nie mam nawet pary). 2 graczy pasuje, 2 wchodzi. Czekają nadal, co jednoznacznie świadczy o tym, że nie mają karty. Więc mimo iż nadal nie mam nawet pary znowu znacząco podbijam. Jeden pasuje, zostaje jeden. Po wyłożeniu ostatniej karty sprawdza. Ja nadal zupełnie nic nie mam. Najwyższa karta As i nic poza tym. Zostało mi ok 14 000 punktów w puli do wygrania jest z 50 000 i tu zaczyna się zabawa. Wejść za wszystko czy nie? Przeciwnik ma duży stack, zostało mu jeszcze z 60 000 więc nie stoi pod ścianą, do tego cały czas sprawdzał, czyli nie może mieć karty, za to ja cały czas podbijałem co jednoznacznie świadczy, że mam świetną kartę. Nie mam nic więc jeśli sprawdzę przeciwnik wygra choćby najniższą parą. Raz kozie śmierć, wchodzę za wszystko święcie przekonany, że przeciwnik spasuje. Dupa... sprawdził. Moja ocena przeciwnika była dobra, owszem nic nie miał aż do Rivera... w ostatniej karcie doszedł mu Strit i skubany musiał sprawdzić (choć złapał mnie na tym, że nie podbijał pod koniec). Przegrałem zajmując 10 miejsce (na którym zarobiłem całe 0.4 Euro).
No dobra ale po co ten przydługawy przykład? Po to by pokazać, jak olbrzymie emocje wyzwala sytuacja gdzie od jednego ruchu zależy wszystko. Albo ci się uda i będziesz pękał z radości po mistrzowskim blefie, albo trafisz na lepszego od siebie i stracisz wszystko. Adrenalina olbrzymia, zwłaszcza, że to finałowy stolik. Niby nic a wyzwala emocje nie dość, że o wiele silniejsze od emocji na sesji, to jeszcze o wiele zdrowsze...
Ostatnio nie wiele nas rusza na sesji. Trudno czymś zaskoczyć, trudno stworzyć sytuacje, która naprawdę wzbudzi prawdziwy dreszczyk. Owszem czasem emocje się pojawiają ale coraz częściej te złe, negatywne emocje na zasadzie "nie chcesz współpracować" "nie słuchasz mnie" "czemu to ty podejmujesz najważniejsze decyzje" "ale jest nudno weź się postaraj bardziej" itp. itd. Jak patrzę wstecz to prawie każda sesja rozgrywana z przypadkowymi ludźmi była pełna takich negatywnych emocji, gdzie ktoś do kogoś zawsze miał o coś pretensje. Zazwyczaj nie wielkie, drobne uwagi, które w ogólnym rozrachunku umykają i giną pod fajną zabawą, ale jednak gdzieś tam pod skórą siedzą. O wiele rzadziej pojawiają się takie emocje jak opisane w powyższym pokerowym przykładzie. Z czego to wynika?
Moim zdaniem ze struktury narracji. RPG w które gramy są zbyt narracyjne, przez co stają się bardziej przewidywalne a do tego nie niosą ze sobą ryzyka. Ile to razy ludzie krytykują czysty storytelling gdzie walki rozgrywane są narracyjnie, właśnie za brak elementy losowego i związanego z nim ryzyka? Tylko, że to nie ogranicza się wyłącznie do walki. Obecnie widzę, że w bardzo wielu momentach samemu zabierałem to ryzyko z sesji. Chociażby sytuacja w której na sesji nie da się umrzeć z powodu pechowego rzutu. Czy to nie jest jak zabieranie kostek z walki? Gracz wie, że i tak nie zginie nawet jak przegra walkę więc od razu odpadają jakieś głębsze emocje związane z ryzykiem. No dobra ale idźmy dalej. Gracz wie, że główny Quest nie zostanie przekreślony NIGDY, choćby nie wiem co robił! Scenariusz jest spisany pod Quest więc de facto i tak do niego dojdziemy, czy tą czy jakąkolwiek inną drogą. Gdzie tu ryzyko? Dalej, zdobyliśmy fajny magiczny stuff a Mistrz Gry jest dobrym kumplem, pracowaliśmy na ten super ekwipunek przez ostatnie 8 sesji, MG nie może nam tego odebrać jednym nieudanym testem. W zasadzie to szansa, że odbierze nam to kiedykolwiek jest nikła. W przypadku mojej ekipy prawie nigdy nie traci się długo zdobywanych przedmiotów. No dobra, ale czemu rezygnujemy z podejmowania ryzyka i wolimy bezpieczną narracje?
Przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze tak jest lepiej dla fabuły. Niestety nie zawsze tak jest lepiej dla emocji. Po drugie, chcemy uniknąć negatywnych emocji związanych z tym, że kumpel się obrazi na nas za to, że przekreśliliśmy jego kilkusesyjną ciężką pracę. Z tych powodów wolimy zminimalizować ryzyko na sesji i ograniczyć się do spokojnej i stosunkowo przewidywalnej gry.
Czy to dobrze czy to źle?
To zależy. Samemu widzę wiele zalet w przedkładaniu narracji nad ryzykiem, ale kurcze co za dużo to nie zdrowo. Fajnie byłoby czasem zagrać bardziej spontaniczną sesje, gdzie pojawiałyby się emocje z podanego na początku przykładu. Jak to osiągnąć?
Trzeba postawić na systemową losowość. Dobrym przykładem mogą być tępe DeDeki, które dysponują szerokim zestawem tabel gdzie losujemy co nas zaatakuje, losujemy co znajdziemy, losujemy co się stanie itp. itd. Tabele są obiektywne, przez to czasem trafimy coś fajnego, czasem złego, ale niezależnie od wszystkiego nie możemy winić za to zdarzenie MG, ot los tak chciał. Niestety o ile takie tabele np w stosunku do losowanych magicznych przedmiotów niosą sporo emocji gdy mamy szanse wylosować coś naprawdę potężnego, o tyle nadal brakuje ryzyka straty czegoś.
Obawa o śmierć postaci jest zazwyczaj słaba. BG rzadko umierają, bo niesie to ze sobą zbyt wiele komplikacji, rzadko też dzieje się im coś bardzo poważnego, głównie dlatego, że MG nie chce brać odpowiedzialności na siebie. Gracz, któremu MG odrąbał nogę będzie miał pretensje i prawdopodobnie słuszne, o to, czemu MG zdecydował tak a nie inaczej. MG może zrzucić odpowiedzialność na los, ale to nie rozwiązuje sprawy, bo gorycz pozostaje. Dlaczego? Ponieważ, Gracz nie był świadomy ryzyka jakie może go spotkać. Zaczynając walkę, owszem myślał o tym, że może zginąć ale potem to już szło mechanicznie, cios za cios bez decyzji w stylu "Czy zrobić to? Jeśli wyjdzie zyskam XXX lecz jeśli się nie uda stracę XXX... czy podjąć to ryzyko?". Często nie możemy oszacować nawet potencjalnych korzyści (gdyż są zbyt losowe) nie mówiąc już o świadomości tego co nas spotka w razie porażki. Systemy po prostu, rzadko kiedy opisują takie sytuacje.
Dlatego w "Przekręcie" będę musiał pomyśleć nad czymś rozwiązującym ten problem. Licytacja to jedno z narzędzi ale myślę nad czymś więcej. Nawet w Magii i Mieczu są pola gdzie gracz musi podejmować decyzję "Czy pójść do wiedźmy? Jeśli wyrzucę 1-3 to zyskam coś fajnego ale jeśli 4-6 to stracę..." Takie decyzje to podstawa adrenaliny i emocji. Świadomość tego co możemy zyskać oraz świadomość tego czym ryzykujemy daje niesamowitego kopa i warto to wykorzystać na sesji, nawet kosztem rezygnacji z narracji i utraty części kontroli nad wydarzeniami.
Czy licytacja, tabele losowych zdarzeń i klarowne określanie co gracz straci jeśli akcja mu się nie powiedzie wystarczy do uzyskania choć części pokerowych emocji? Nie wiem, trudno powiedzieć. Z pewnością przydała by się "instytucja" blefu ale jak ją osiągnąć poza licytacją nie wiem.... jeszcze...
Dodałem do notek nowy tag: Poker, bo coś czuje, że na dłużej zagości w moim sposobie postrzegania rzeczywistości. Czy to znaczy, że zmieniam profil bloga z RPG na hazard? Kurcze, korci, naprawdę korci, ale jeszcze nie... jeszcze poczekam... ryzyko że niebawem mi przejdzie jest zbyt duże. No właśnie, bo dziś chciałem napisać co nie co o ryzyku. Najpierw jednak krótki, pokerowy wstęp.
Po pierwsze chciałem poinformować, że wreszcie po rozegraniu ponad 1000 rozdań, zmarnowaniu przeszło 50 godzin i uczestnictwie w kilkudziesięciu turniejach zaczynam rozumieć o co chodzi w tej grze. Nie ma to, jak na razie, specjalnie wymiernych profitów, ale niebawem będzie można przejść na wyższy bieg. W 6 ostatnio rozegranych turniejach zajmowałem miejsca rzędu 8/350, 14/300, 12/160 (ten był wyjątkowy bo tylko dla Polaków), 10/350 i 52/2500. Łącznie na tej całej imprezie zarobiłem 1.65 Euro oraz 1.2 Dolara. Ostro, nie ma co. Chociaż pozwoli to na rozegranie ponad 20 gier za 10 centów a tam już można wyciągnąć kilkanaście Euro nawet na dalszych miejscach, zaś mając kilkanaście Euro można zagrać w turniejach za 1 Euro z nagrodami rzędu kilkuset Euro dla pierwszej trójki, więc stopniowo, po malutku będziemy budować swój bankroll. No dobra tyle chwalenia się czas przejść do konkretów.
W finałowym stoliku, ostatniego turnieju miała miejsce taka sytuacja - Posiadam ok 30 000 punktów, średni stack wynosi mniej więcej 60 000. Blindy wchodzą na poziom 4 000, a dwójka liderów ma stack z ponad 100 000. Jednym słowem trzeba szybko zwiększyć stack bo mnie blindy zjedzą. Postanowiłem zastosować bardzo agresywną strategię i gdy trafiła się lepsza karta zacząłem podbijać stawkę. Do flopa weszło 4 graczy, wszyscy sprawdzają, ja jestem na długiej pozycji więc decyduję jako ostatni, gram agresywnie więc podbijam znacząco stawkę mimo że zupełnie nie trafiłem flopa (nie mam nawet pary). 2 graczy pasuje, 2 wchodzi. Czekają nadal, co jednoznacznie świadczy o tym, że nie mają karty. Więc mimo iż nadal nie mam nawet pary znowu znacząco podbijam. Jeden pasuje, zostaje jeden. Po wyłożeniu ostatniej karty sprawdza. Ja nadal zupełnie nic nie mam. Najwyższa karta As i nic poza tym. Zostało mi ok 14 000 punktów w puli do wygrania jest z 50 000 i tu zaczyna się zabawa. Wejść za wszystko czy nie? Przeciwnik ma duży stack, zostało mu jeszcze z 60 000 więc nie stoi pod ścianą, do tego cały czas sprawdzał, czyli nie może mieć karty, za to ja cały czas podbijałem co jednoznacznie świadczy, że mam świetną kartę. Nie mam nic więc jeśli sprawdzę przeciwnik wygra choćby najniższą parą. Raz kozie śmierć, wchodzę za wszystko święcie przekonany, że przeciwnik spasuje. Dupa... sprawdził. Moja ocena przeciwnika była dobra, owszem nic nie miał aż do Rivera... w ostatniej karcie doszedł mu Strit i skubany musiał sprawdzić (choć złapał mnie na tym, że nie podbijał pod koniec). Przegrałem zajmując 10 miejsce (na którym zarobiłem całe 0.4 Euro).
No dobra ale po co ten przydługawy przykład? Po to by pokazać, jak olbrzymie emocje wyzwala sytuacja gdzie od jednego ruchu zależy wszystko. Albo ci się uda i będziesz pękał z radości po mistrzowskim blefie, albo trafisz na lepszego od siebie i stracisz wszystko. Adrenalina olbrzymia, zwłaszcza, że to finałowy stolik. Niby nic a wyzwala emocje nie dość, że o wiele silniejsze od emocji na sesji, to jeszcze o wiele zdrowsze...
Ostatnio nie wiele nas rusza na sesji. Trudno czymś zaskoczyć, trudno stworzyć sytuacje, która naprawdę wzbudzi prawdziwy dreszczyk. Owszem czasem emocje się pojawiają ale coraz częściej te złe, negatywne emocje na zasadzie "nie chcesz współpracować" "nie słuchasz mnie" "czemu to ty podejmujesz najważniejsze decyzje" "ale jest nudno weź się postaraj bardziej" itp. itd. Jak patrzę wstecz to prawie każda sesja rozgrywana z przypadkowymi ludźmi była pełna takich negatywnych emocji, gdzie ktoś do kogoś zawsze miał o coś pretensje. Zazwyczaj nie wielkie, drobne uwagi, które w ogólnym rozrachunku umykają i giną pod fajną zabawą, ale jednak gdzieś tam pod skórą siedzą. O wiele rzadziej pojawiają się takie emocje jak opisane w powyższym pokerowym przykładzie. Z czego to wynika?
Moim zdaniem ze struktury narracji. RPG w które gramy są zbyt narracyjne, przez co stają się bardziej przewidywalne a do tego nie niosą ze sobą ryzyka. Ile to razy ludzie krytykują czysty storytelling gdzie walki rozgrywane są narracyjnie, właśnie za brak elementy losowego i związanego z nim ryzyka? Tylko, że to nie ogranicza się wyłącznie do walki. Obecnie widzę, że w bardzo wielu momentach samemu zabierałem to ryzyko z sesji. Chociażby sytuacja w której na sesji nie da się umrzeć z powodu pechowego rzutu. Czy to nie jest jak zabieranie kostek z walki? Gracz wie, że i tak nie zginie nawet jak przegra walkę więc od razu odpadają jakieś głębsze emocje związane z ryzykiem. No dobra ale idźmy dalej. Gracz wie, że główny Quest nie zostanie przekreślony NIGDY, choćby nie wiem co robił! Scenariusz jest spisany pod Quest więc de facto i tak do niego dojdziemy, czy tą czy jakąkolwiek inną drogą. Gdzie tu ryzyko? Dalej, zdobyliśmy fajny magiczny stuff a Mistrz Gry jest dobrym kumplem, pracowaliśmy na ten super ekwipunek przez ostatnie 8 sesji, MG nie może nam tego odebrać jednym nieudanym testem. W zasadzie to szansa, że odbierze nam to kiedykolwiek jest nikła. W przypadku mojej ekipy prawie nigdy nie traci się długo zdobywanych przedmiotów. No dobra, ale czemu rezygnujemy z podejmowania ryzyka i wolimy bezpieczną narracje?
Przede wszystkim z dwóch powodów. Po pierwsze tak jest lepiej dla fabuły. Niestety nie zawsze tak jest lepiej dla emocji. Po drugie, chcemy uniknąć negatywnych emocji związanych z tym, że kumpel się obrazi na nas za to, że przekreśliliśmy jego kilkusesyjną ciężką pracę. Z tych powodów wolimy zminimalizować ryzyko na sesji i ograniczyć się do spokojnej i stosunkowo przewidywalnej gry.
Czy to dobrze czy to źle?
To zależy. Samemu widzę wiele zalet w przedkładaniu narracji nad ryzykiem, ale kurcze co za dużo to nie zdrowo. Fajnie byłoby czasem zagrać bardziej spontaniczną sesje, gdzie pojawiałyby się emocje z podanego na początku przykładu. Jak to osiągnąć?
Trzeba postawić na systemową losowość. Dobrym przykładem mogą być tępe DeDeki, które dysponują szerokim zestawem tabel gdzie losujemy co nas zaatakuje, losujemy co znajdziemy, losujemy co się stanie itp. itd. Tabele są obiektywne, przez to czasem trafimy coś fajnego, czasem złego, ale niezależnie od wszystkiego nie możemy winić za to zdarzenie MG, ot los tak chciał. Niestety o ile takie tabele np w stosunku do losowanych magicznych przedmiotów niosą sporo emocji gdy mamy szanse wylosować coś naprawdę potężnego, o tyle nadal brakuje ryzyka straty czegoś.
Obawa o śmierć postaci jest zazwyczaj słaba. BG rzadko umierają, bo niesie to ze sobą zbyt wiele komplikacji, rzadko też dzieje się im coś bardzo poważnego, głównie dlatego, że MG nie chce brać odpowiedzialności na siebie. Gracz, któremu MG odrąbał nogę będzie miał pretensje i prawdopodobnie słuszne, o to, czemu MG zdecydował tak a nie inaczej. MG może zrzucić odpowiedzialność na los, ale to nie rozwiązuje sprawy, bo gorycz pozostaje. Dlaczego? Ponieważ, Gracz nie był świadomy ryzyka jakie może go spotkać. Zaczynając walkę, owszem myślał o tym, że może zginąć ale potem to już szło mechanicznie, cios za cios bez decyzji w stylu "Czy zrobić to? Jeśli wyjdzie zyskam XXX lecz jeśli się nie uda stracę XXX... czy podjąć to ryzyko?". Często nie możemy oszacować nawet potencjalnych korzyści (gdyż są zbyt losowe) nie mówiąc już o świadomości tego co nas spotka w razie porażki. Systemy po prostu, rzadko kiedy opisują takie sytuacje.
Dlatego w "Przekręcie" będę musiał pomyśleć nad czymś rozwiązującym ten problem. Licytacja to jedno z narzędzi ale myślę nad czymś więcej. Nawet w Magii i Mieczu są pola gdzie gracz musi podejmować decyzję "Czy pójść do wiedźmy? Jeśli wyrzucę 1-3 to zyskam coś fajnego ale jeśli 4-6 to stracę..." Takie decyzje to podstawa adrenaliny i emocji. Świadomość tego co możemy zyskać oraz świadomość tego czym ryzykujemy daje niesamowitego kopa i warto to wykorzystać na sesji, nawet kosztem rezygnacji z narracji i utraty części kontroli nad wydarzeniami.
Czy licytacja, tabele losowych zdarzeń i klarowne określanie co gracz straci jeśli akcja mu się nie powiedzie wystarczy do uzyskania choć części pokerowych emocji? Nie wiem, trudno powiedzieć. Z pewnością przydała by się "instytucja" blefu ale jak ją osiągnąć poza licytacją nie wiem.... jeszcze...