» Blog » Kontrolerzy
26-07-2007 15:40

Kontrolerzy

W działach: Varia | Odsłony: 4

To było w zeszłe wakacje, w Lublinie. Tamtejsze kanary mają specjalny sposób na gapowiczów. Czają się na przystanku we trzech, dając znać kierowcy nadjeżdżającego autobusu. Ten wyłącza kasowniki i staje tak, że jeden kontroler przypada na jedne drzwi. Nikt, kto jechał bez biletu, nie ma prawa umknąć.

Siedzę w trójce, która powoli to czy się przez Racławickie. Jest dość tłoczno; jakiś chłopak głośno rozmawia ze swoimi dwoma kumpelami. Dojeżdżamy do przystanku przy Szpitalu Wojskowym a tam – kontrola.
- No to jestem udupiony – mówi chłopak - Wyskakujcie, ja dojdę później.
Jaka jest moja pierwsza myśl? Zastanawiam się, czy nie mam drugiego biletu, co by pomóc koleżce (nie mam). Kontrola wysiadających się przeciąga. Nagle odzywa się któraś z kobiet w autobusie:
- Masz tutaj czysty bilet, skasuj i możesz lecieć.
Szybko jednak okazuje się, że kasowniki (jak zawsze) są wyłączone.
Wtedy też do grona pomagających dołącza się jakaś staruszka, siedząca obok chłopaka.
- Synku. Ja mam legitymację rencistki, mój towarzysz jeździ ze mną za darmo jako opieka. Siadaj, powiemy, że jesteś moim wnukiem.
W międzyczasie kanary łapią jednak jakiegoś gapowicza, więc chłopak dziękuje wszystkim i wyskakuje, by dogonić koleżanki.

Autobus rusza, a ja zastanawiam się. Suma summarum, co za kuriozalna sytuacja – facet łamie prawo, a pół autobusu, ze mną włącznie, szuka sposobu na to, żeby uszło mu to płazem. I o ile ja na gapę jeżdżę dość często, więc karmicznie sensownym jest wspomożenie kamrata w tarapatach, to jaki interes mają w tym nobliwa pani dająca bilet lub staruszka o świętojebliwej fizys? Dojeżdżam na swój przystanek, wysiadam, a historię archiwizuję w przestrzeni anegdoty.

Kilka miesięcy później jestem we Wrocławiu na Coolkonie. Jedziemy tramwajem i jak zwykle niezawodny Zielu opowiada anegdotkę. „Mamy tutaj coś takiego jak akcja kanar. Każdy, kto wysiada, może zostawić, gdzieś na widocznym miejscu, bilet dla gapowicza”. „W Krakowie też to się zdarza” odpowiadam. „Tylko, że procedura jest inna – ludzie wręczają innym bilet już wysiadając z tramwaju”.

Wróćmy do Lublina. Mamy tu także inne kuriozum – komunikację prywatną. Jeździ ona generalnie na tych samych liniach co państwowa, ale nie sprzedaje biletów. Wsiadając do zwyczajowego prywaciarskiego gruchota napotykamy podwójny kasownik w osobie pomagiera kierowcy. Facet kasuje naszą kasę i jedziemy. Opłata wynosi złotówkę, bez względu na pasażera, torby, etc. Zdarzają się też wersje badżet, w których to kierowca pełni jednocześnie rolę kasownika. W taki też autobus wsiadłem w jakieś bliżej nieokreślonej przeszłości. Zdążyłem przejechać kilka przystanków zanim zczaiłem, że w sumie jadę na gapę. A jednak, wysiadając, wybrałem drzwi obok kierowcy i mu tego złocisza dałem.

Różnica w podejściu jest, jak widać, zasadnicza. Komunikację publiczną powszechnie i bez zbytniej krępacji robi się w ciula; prywaciarzy nie. Czym zatem różni się bilet publicznej od złocisza dla prywaciarza? Otóż, podczas gdy ten drugi traktujemy normalnie, jak opłatę za usługę, ten pierwszy jest powszechnie traktowany jako ubezpieczenie. Podróż komunikacją publiczną jest jak wyjazd na zagramaniczną wycieczkę. Możemy, jeżeli chcemy, zakupić sobie polisę w Warcie, czy innej Hestii; generalnie jednak spodziewamy się, że będzie fajnie, miło i nie nastąpią żadne upierdliwe komplikacje. Taką właśnie komplikacją są kontrolerzy. Pół biedy, jeżeli mamy ubezpieczenie – wtedy po drobnych perypetiach, odzyskujemy co nasze. Jeżeli jednak nie – mamy przechlapane. Inni ludzie widząc naszą sytuację litują się nad nami (przecież każdemu może się przydarzyć!). Wielkie jest też oburzenie wycieczki, gdy ubezpieczyciel zaczyna oszukiwać lub wykorzystywać kruczki prawne („ten bilet jest skasowany dwa razy” „oj, pomyliłem się przy kasowaniu, tutaj mam drugi, czysty” „cóż, przykro mi, będzie kara”). Zaiste kontrolerzy są jak choroba na wczasach lub przeklęte linie lotnicze, które akurat postanowiły wysłać nasze walizki do Singapuru.

Wrzesień, jeszcze przed rozpoczęciem studiów, kilka miesięcy po zdanej maturze. Jedziemy ze znajomymi w Bieszczady. Mam ze sobą śmieszny, zielony plecak, którzy można rozłożyć w siedzonko – jakże cenne podczas postojów na górskich szlakach. Podchodzę z nim na przystanek, w kiosku kupuję dwa bilety. Podjeżdża mój autobus, ale jest kontrola. „Luz” myślę sobie. „Wsiądę z kanarami, oni zrobią swoje, a ja zachowam bilety na powrót”. Rozkładam swój plecak na środku autobusu i rozpieram się w boki jak basza. Jeden przystanek, drugi, kanary coś nie chcą wysiąść. W końcu jeden z nich podchodzi do mnie. „Bileciki do kontroli.” „Wsiadłem z wami, kasowniki są zablokowane.” Facet staje nade mną i czeka. Reszta kontrolerów zrobiła swoje, więc dają znak kierowcy – ten włącza kasowniki. U góry nade mną rozlega się donośne „Hrumpf!”. Wywracam oczy, po czym teatralnie kasuję najpierw jeden bilet, potem drugi. To jednak nie satysfakcjonuje mojego chrząkającego nemezis. „Mogę zobaczyć te bilety?”. Zirytowany, oddaję mu je. „Co za debil” myślę sobie „ślepy, czy jaki?” A facet do mnie – „No okej ten studencki to za pana, w porządku, ale ten drugi studencki za bagaż to powinien być normalny; będzie kara.” Ugh.

Zebrało mi się na napisanie tej notki w związku z ulotką, którą z warszawskiego metra przyniosła znajoma. Rzućcie okiem – pierwsza klasa [potem zeskanuję i dorzucę zdjęcie - na razie jest dostępna pod tym linkiem]. Dla bezpieczeństwa mojej nieśmiertelnej duszy muszę chyba wreszcie zrobić prawo jazdy. :->
1
Notka polecana przez: Zsu-Et-Am
Poleć innym tę notkę

Komentarze


~Deckard

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Wow - a dzie ociec Muchomor?

Poważniej - nie bawię się w jeżdżenie na gapę - szkoda mi opłacania kary (1 kara=1 Monster Burner lub 4 powieści z allegro). Dlatego Łukasz wybiera bilety (zwane również bieletami) lub kartę na dłuższy okres czasu. Oczywiście rzeczywistość trzeba nagiąć, dlatego zwlekam (przepraszam, to uczelnia robi to za mnie) z wymianą legitymacji dającej ulgę 50% na dyplom magisterski - póty mam legitkę, póty bilety mniej kosztują ;)

Nie pochwalam jeżdżenia bez biletów - chociaż jest różnica między osobą, która np nie może dojść do kasownika z uwagi na tony zakupów i mur pleców ludzi a debilem, który przed kwadransem zamienił 10zł na sztacha.

Jest jeszcze inna ciekawostka - kanarów się nie lubi, gdyż uosabiają wuadze (ew. władzę), czasami prezentują sobą także nienajlepsze maniery (maniury?). Tylko zobaczymy kiedyś to z drugiej strony, gdyż w tym jebniętym kraju praca dla młodych ludzi po studiach zakończy się na call-center/akwizycji na klienta (brzmi to niemal jak zahaczanie przez panny po barach i poboczach) i kanarowaniu właśnie. Tak więc do zobaczenia w autobusie ;)
26-07-2007 17:01
piotr pielgrzym
   
Ocena:
0
Hulajnogą, jak mawiał Stachura. Przez całe tzw. LO dreptałem głównie w obie strony na butach (pół godziny tempem umiarkowanym) i żadnych kłopotów nie było;-)
26-07-2007 17:10
ja-prozac
   
Ocena:
0
W Radomiu do kanarow biora bezdomnych wiec widok trzech pijanych, smierdzacych kolesi/grup mieszanych po piecdziesiatce pytajacych o bileciki, bo jak nie to wpierdol jest mniej wiecej normalny.

To Radom jest, a na wino trzeba miec.

Call-center:

Panna w barze jest przyjemniejsza, jak trafisz na fajny kolchoz z przerwa 5 minut na godzine, ciaglym kontrolowaniem odstepow czasu miedzy rozmowami i ogolnie wydajnoscia za okolo 600-700 zeta(w czasach, kiedy ja pracowalem), to masz cieplo.
26-07-2007 17:14
senmara
   
Ocena:
0
Kilka lat temu w Poznaniu byli kanarzy, którzy wygądali jak banda rumuńska. Człowiek bał się nawet jak miał bilet.
Kilka lat temu skargi doprowadziły do tego że MPK zrezygnowało z usług firmy zewnętrznej i wprowadziło własnych pracowników. Są mili, uprzejmi, jest sporo kobiet i bardzo często jeżdżą w mundurach.
Co nie znaczy, że milej się płaci :) Nikt tylko nie chucha denaturatem w twarz.
26-07-2007 18:25
Chavez
   
Ocena:
0
Bo placac za bilecik w MZK dostajemy opoznione/nie jadace autonbusy + oplacamy caly zarzad i reszte rodzin. A prywaciarzowi placimy w reke. I watpie czy nas potraktuje jak kolesiostwo z mzk czy innego pks czy pkp.
26-07-2007 18:25
13918

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
O kanarach mógłbym pisać bez końca bo tyle przygód z nimi miałem że hej. Piłem, paliłem, biłem się z nimi. I po dziś dzień twierdzę że pomimo moich wielu zawodów, kanarem, dentystą i policjantem nie zostanę nigdy.
Najzabawniejsza historyjka to jak słuchałem sobie utworu Ramzesa w autokarze na CD. Słowa utwóru brzmiały coś jakoś tak" proszę proszę bilety do kontroli, jestem kapusiem lecz nie z własnej woli..."A jako że byłem nieco podchmielony to po tym jak wsiedli zabawni kontrolerzy, podałem słuchawki nieznajomej koleżance która siedziała obok mnie, ona swojej koleżance i w ten sposób trzy osoby zaczeły śmiać się z Panów kontrolerów. Na ich standartowe zapytanie buchneliśmy śmiechem. Oczywiście nie spisali mnie i nie zapłaciłem.
A takich zabawnych historyjek z kanarami to mam na peczki...
A w swoim mieście poruszam się bez biletów. Płacę podatki wiec nie muszę.
26-07-2007 20:17
18

Użytkownik niezarejestrowany
    @ja-prozac
Ocena:
0
Współczuję, ja mam co prawda 5 minut przerwy na godzinę, ale pracuję na połączeniach przychodzących (więc czasem jest 59 minut przerwy na godzinę), za etat mógłbym wziąć na obecnym stanowisku około 1300 pln na rękę. Proszę, nie demonizujcie call-centerów ;P
26-07-2007 21:06
Qball
   
Ocena:
0
Kanarzy to są fajni ludzie - jak ich nie ma w autobusie ;)

A historii z kanarami też mam masę całą. Najlepsze jest to że u mnie kanarzy ostatnimi czasy wyglądają jak kondony wypchane orzechami, nie mają karku i włosów a czasem są poobwieszani różnymi srebrnymi złotymi łańcuchami. No i uciec nie ma jak bo zajmują całe przejście w autobusie a poruszają się zazwyczaj dwójkami i trójkami.
26-07-2007 23:29
Zsu-Et-Am
   
Ocena:
0
Qball - jak to drapieżniki.

Rzadko kiedy jeżdżę środkami transportu publicznego. Zazwyczaj wolę się przejść - do szkoły mam ok. 3 km, więc nie ma z tym większych problemów. 8 km do jakiejś znajomej to też żaden kłopot, przynajmniej w lecie.

Na kontrolę dotychczas nie trafiłem, choć parę razy zdarzało mi się pojechać na gapę - raz nawet tylko dlatego, że od wejścia zagadałem się ze znajomym i zapomniałem o skasowaniu biletów... Innym razem trafił mi się pusty autobus (co prawda niewłaściwy, ale z grubsza we właściwym kierunku, by skrócić mi drogę), puste ulice i puste przystanki. Żal byłoby kasować.
27-07-2007 01:47
Ezechiel
    Hmm
Ocena:
0
Od momentu zatrudnienia lepszej firmy kontrolerskiej, w Gdyni poprawiły się autobusy. Są bardziej czyste, jest ich więcej i są w lepszym stanie.

Ja płacę za bilety bo nie lubię kraść. Lubię za to sprawną komunikację miejską. Pal licho kary - ja po prostu płacę ludziom (kierowcy, koordynatorowi ruchu) za uczciwie wykonaną pracę.
27-07-2007 08:45
vanderus
   
Ocena:
0
Nie rozumiem ludzi którzy nie płacą - ja przejazd autobusem / tramwajem / metrem traktuję jak normalną usługę: jadę, więc płacę. I jakoś nie mam sentymentu, zeby wspierać gapowiczów. Ale widać - jakiś aspołeczny jestem.

Kanarow natomiast nie lubie, jesli podchodza do ludzi bez szacunku. Jesli jest kulturalny, to nie ma bolu.
27-07-2007 09:39
~noth

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
szkoda tylko ze utrzymujemy autobusy podatkami i do tego trzeba jeszcze kupowac bilety. w katowicach prywatne przewozy utrzymuja sie z tanszych biletow i bez podatkow. a ja i tak kupuje bilety, taka umowa spoleczna.
27-07-2007 10:08
15939

Użytkownik niezarejestrowany
    Tam do licha....
Ocena:
0
... ostatnio (w czwartek) jechałem w góry i mimo, że miałem miesięczny to i tak kanar złapał mnie za brak biletu za bagaż (nikomu nie zawadzałem, tramwaj cały pusty). Wysiedliśmy na najbliższym przystanku, dałem to 28zł kary na miejscu i pobiegłem nie biorąc pokwitowania, bo spieszyłem się na pociąg. Pewnie wziął do kieszeni.

A tak po za tym, to dzięki duce za ostrzeżenie, bo dzisiaj też jadę z bagażami, a kupiłbym ulgowy :)
27-07-2007 11:50
Qball
   
Ocena:
0
vanderus - usługa... Racja. Kupuję bilet w sklepie po to żeby go skasować w autobusie który spóźnił się dwadzieścia minut przez co nie zdążę na zajęcia. Albo stoję na przystanku pół godziny i czekam na bus który i tak nie przyjeżdża. Skasowałem bilet i jadę autobusem żeby w połowie drogi zasraniec się zepsuł i resztę muszę dreptać na piechotę. Płacę za jazdę busem który jest rozpieprzony, w środku śmierdzi spalinami albo jest tak duszno że można zemdleć.
Zajebista usługa, nie ma co.

Jak płacę to wymagam. Kupując za 4 zico litr coli w sklepie dostaję litr coli. Kupując bilet za przejazd z punktu A do punktu B w ciągu 15 minut, przejeżdżam tę trasę spieprzonym autobusem w ciągu pół godziny.

Komunikacja miejska to syf. A walczyć z nimi nie ma jak. I dlatego też zawsze staram się pomóc ludziom którzy mogąnie mieć biletu. Jak widzę że kanar wchodzi do busu po to żeby kontrolować bilety to zazwyczaj donośnym głosem oznajmiam "O! Kontrola bilecików! Ja bilet mam." (kanarów którzy jeżdża na trasach którymi się poruszam znam na pamięć z wyglądu); dzięki temu Ci co biletów nie mają moga wysiąść i uniknąć kary a kanarzy są wtedy mocno poirytowani. Zresztą lubię ich męczyć, często proszę o legitymację i identyfikator i potem przez dłuższy czas się im przyglądam zanim dam im bilet do kontroli - a nuż to może być jakiś cwaniak ;)
27-07-2007 11:52
Ezechiel
    Hmm
Ocena:
0
"vanderus - usługa... Racja. Kupuję bilet w sklepie po to żeby go skasować w autobusie który spóźnił się dwadzieścia minut przez co nie zdążę na zajęcia. Albo stoję na przystanku pół godziny i czekam na bus który i tak nie przyjeżdża. Skasowałem bilet i jadę autobusem żeby w połowie drogi zasraniec się zepsuł i resztę muszę dreptać na piechotę. Płacę za jazdę busem który jest rozpieprzony, w środku śmierdzi spalinami albo jest tak duszno że można zemdleć.
Zajebista usługa, nie ma co."

W Gdyni komunikacja jest rzeczywiście lepsza niż w Katowicach. Powiem tylko, że tak długo jak ludzie nie będą płacili tak długo Twoja komunikacja się nie poprawi. Nie znam statystyk Katowic, ale wymienione przez Ciebie spóźnienia w Gdyni stanowią 3 % przejazdów.
27-07-2007 18:05
18

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Podobnie jak Ezechiel, płacę. Gdyby autobusy się spóźniały po te 30 minut, chodziłbym piechotą, ew. kupił rower/samochód a nie narzekał, że moje złodziejstwo musi jeszcze cierpieć z powodu opóźnień.
27-07-2007 18:35
Qball
   
Ocena:
0
Ale czyja napisałem drodzy panowie że nie kupuję biletów i jeżdże na gapę? W którym miejscu to napisałem, proszę wskazać.

Płace te parę zeta na komunikację miejską i jeżdżę rozklekotanymi autobusami które sypią się jak domki w Kosowie jednocześnie bolejąc nad tym że pomimo tego że płacę za usługę to ta usługa jest do dupy.
Większość tras pokonuję piechotą. Ale do pracy nie będę wstawał półtorej godziny wcześniej żeby zapierniczać spacerkiem po cholernie wąskiej drodze bez chodnika, która dodatkowo jest trasą przelotową miedzy Tychami a Pszczyną. Co to to nie, życie mi miłe i nie chcę spieprzyć jakiemuś biednemu policjantowi dnia który będzie musiał ów policjant spędzić na zdrapywaniu mnie z kół TIRa.

Co do płacenia - płacę i 90% moich znajomych też płaci. Więc kasę chyba mają bo po GOP porusza się naprawdę masa ludzi. A autobusy jakie są takie są.

Podtrzymuję stwierdzenie - Komunikacja miejska to syf.
27-07-2007 23:18
Ezechiel
    Ano
Ocena:
0
"Ale czyja napisałem drodzy panowie że nie kupuję biletów i jeżdże na gapę? W którym miejscu to napisałem, proszę wskaza"

A w którym miejscu Ci to zarzuciłem ;-)?

Masz rzeczywiście rację, wiele rzeczy w komunikajci miejskiej powinno się zmienić.
28-07-2007 18:53
vanderus
   
Ocena:
0
Qball - Twoje podejście jest dziwne. To tak, jak byś mi powiedział, że idąc do kina i otrzymując kiepski film, który Ci się nie podoba, chcesz zwrotu poeniędzy za bilet.

Kupując bilet kupujesz prawo do przejazdu autobusem. Nikt nie mówi, ze będzie to punktualne, szybkie i wygodne. To nie taksówka, która tego typu dodatki gwarantuje.

A jeśli autobus się psuje, to bilet obowiązuje dalej, w kolejnym autobusie - to jest logiczne i stosowane wszędzie.

Jeśli natomiast nie podbają Ci się autobusy, mam propozycje - wystartuj w wyborach samorządowych pod hasłem: "Droższe bilety, lepsze autobusy" i zobaczysz jak się społeczeństwo do takiego pomysłu odniesie.
29-07-2007 10:40
Chavez
   
Ocena:
0
"Qball - Twoje podejście jest dziwne. To tak, jak byś mi powiedział, że idąc do kina i otrzymując kiepski film, który Ci się nie podoba, chcesz zwrotu poeniędzy za bilet."
Ale jak idziesz, a tam siedzenia dziurawe, seans opozniony godzine, naglosnienie praktycznie nie istnieje, a film ledwo widac na czyms, co mialo byc ekranem - to juz idziesz sie po zwrot kasy, no nie?

"Jeśli natomiast nie podbają Ci się autobusy, mam propozycje - wystartuj w wyborach samorządowych pod hasłem: "Droższe bilety, lepsze autobusy" i zobaczysz jak się społeczeństwo do takiego pomysłu odniesie."
W Szczecinie byla taka akcja - "Drozsze bilety, rozwalone autobusy" :P Efekt - robie prawko ;)
29-07-2007 11:45

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.