28-10-2006 09:52
Udany weekend
W działach: aVaria | Odsłony: 4
Rodzice Marty pojechali do rodziny. Zostawili moją dziewczynę i pusty dom. Niewiele myśląc, dwa dni temu, wprowadziłem się do niej, aby zapewnić sobie miły koniec tygodnia.
Jest sobota, 9 rano, a ja siedzę u siebie przed komputerem. Niewyspany, zmęczony i zły.
Winien jest pies.
Marta ma małego, czarnego starego psa. Ten pies mnie nienawidzi. Nie wiem czemu. Nie lubi mnie. Zawsze za mną łazi, nie mogę się ruszyć o centyrmetr, żeby nie przybiegł. A jak już jest przy mnie, to gryzie mnie po stopach. Lekko, to fakt, ale nasila mu się.
Wczoraj przesadził, bo po prostu rzucił się na mojego nogi. Stał metr ode mnie, zawarczał i skoczył mi na bose stopy z zębami. Na szczęscie zwiałem, bo nie jest on za szybki, ale to przesada. Półtora roku byłem miły, znosiłem jego szczekanie, smród i gryzienie. Dawałem jedzenie i wyprowadzałem na spacer jak mogłem. Ale bez jaj, miarka się przebrała. Żeby jeszcze nie łaził za mną, ale nie, to jest ten typ co to nie lubi i nie odczepi się. Zakazy właścicieli nic nie dają, karmienie kiełbasą takoż.
Wczoraj, jak już pisałem, całkiem się wściekł. A ja chciałem spędzić romantyczny wieczór, świece, Amelia, coś słodkiego do picia. Zaproponowałem więc, żeby go zamknąć w pokoju, dać mu miskę z jedzeniem, zejść na dół i spokojnie się relaksować po ciężkim tygodniu. Usłyszałem "On nie jest przyzwyczajony"...
Więc cały piątek to ja spędziłem zamknięty w pokoju. Sam. Pies biegał wolno. Marta przynosiła mi jedzenie (symboliczna miska z psim żarciem). I tak właśnie okazało się, kto jest w tym domu ważniejszy.
Za spędzenie weekendu sam w jej pokoju, uwięziony i terroryzowany przez psa tuż za drzwiami podziękowałęm i wróciłem do siebie.
Ja jestem zły i nieszczęśliwy, bo nie układa mi się z psem i wyraźnie uznano, że ja "jestem przyzwyczajony" do zamknięcia. Marta pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego co zrobiła, bo widziałem po jej minie, że to moja wina. Ale nie będę się z nią kłócił i stawiał jej przed wyborem, którego i tak już dokonała.
Cóż.
Weekend do dupy. Dziewczyna stygnie sama w domu, a ja będą grał w Herosów. Niech to będzie nauczka dla wszystkich, żeby pies nie był najważniejszym mieszkańcem domu i żeby właściwie układać priorytety.
Jest sobota, 9 rano, a ja siedzę u siebie przed komputerem. Niewyspany, zmęczony i zły.
Winien jest pies.
Marta ma małego, czarnego starego psa. Ten pies mnie nienawidzi. Nie wiem czemu. Nie lubi mnie. Zawsze za mną łazi, nie mogę się ruszyć o centyrmetr, żeby nie przybiegł. A jak już jest przy mnie, to gryzie mnie po stopach. Lekko, to fakt, ale nasila mu się.
Wczoraj przesadził, bo po prostu rzucił się na mojego nogi. Stał metr ode mnie, zawarczał i skoczył mi na bose stopy z zębami. Na szczęscie zwiałem, bo nie jest on za szybki, ale to przesada. Półtora roku byłem miły, znosiłem jego szczekanie, smród i gryzienie. Dawałem jedzenie i wyprowadzałem na spacer jak mogłem. Ale bez jaj, miarka się przebrała. Żeby jeszcze nie łaził za mną, ale nie, to jest ten typ co to nie lubi i nie odczepi się. Zakazy właścicieli nic nie dają, karmienie kiełbasą takoż.
Wczoraj, jak już pisałem, całkiem się wściekł. A ja chciałem spędzić romantyczny wieczór, świece, Amelia, coś słodkiego do picia. Zaproponowałem więc, żeby go zamknąć w pokoju, dać mu miskę z jedzeniem, zejść na dół i spokojnie się relaksować po ciężkim tygodniu. Usłyszałem "On nie jest przyzwyczajony"...
Więc cały piątek to ja spędziłem zamknięty w pokoju. Sam. Pies biegał wolno. Marta przynosiła mi jedzenie (symboliczna miska z psim żarciem). I tak właśnie okazało się, kto jest w tym domu ważniejszy.
Za spędzenie weekendu sam w jej pokoju, uwięziony i terroryzowany przez psa tuż za drzwiami podziękowałęm i wróciłem do siebie.
Ja jestem zły i nieszczęśliwy, bo nie układa mi się z psem i wyraźnie uznano, że ja "jestem przyzwyczajony" do zamknięcia. Marta pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego co zrobiła, bo widziałem po jej minie, że to moja wina. Ale nie będę się z nią kłócił i stawiał jej przed wyborem, którego i tak już dokonała.
Cóż.
Weekend do dupy. Dziewczyna stygnie sama w domu, a ja będą grał w Herosów. Niech to będzie nauczka dla wszystkich, żeby pies nie był najważniejszym mieszkańcem domu i żeby właściwie układać priorytety.