» Blog » Krótko o rozmawianiu
11-10-2010 20:13

Krótko o rozmawianiu

W działach: ogólne rozkminy | Odsłony: 8

Krótko o rozmawianiu
Notka nie będzie o tym, tylko tak na marginesie na początku pozwolę sobie przytoczyć usłyszany dzisiaj dialog (do którego nawiązuje zrobione przeze mnie zdjęcie umieszczone przy notce):
Dziecko: Mamo, a co to?
Mama: Nie wiem. A, to! To jest karmnik na ptaszki.

Dlaczego "na"?

***

A teraz już treść właściwa. Mam często problem z rozmawianiem. Wiem, że w szkołach uczą o funkcji fatycznej języka, ale może powinni poświęcić jej więcej uwagi? Albo prowadzić jakieś zajęcia z konwencji rozmowy? Bo często spotykam ludzi, którzy nie potrafią/nie chcą tej wiedzy stosować w życiu codziennym. Przepraszam, że tak tajemniczo zaczynam, chociaż w gruncie rzeczy chodzi o bardzo prostą sprawę. Podobne rozważania nawiedzają mnie często, ale ostatnio mocniej wpłynęły na nie dwie sytuacje:

Jakiś czas temu spotkałam koleżankę z liceum, którą ostatnio widziałam na wręczeniu wyników matury (to znaczy: około trzech lat temu). Jechałyśmy razem autobusem i początek rozmowy zdradził, że będziemy współpasażerkami co najmniej przez piętnaście minut. Zagaiłam więc uprzejmie, pytając po prostu "Co słychać?". Odpowiedź: "Stara bieda". Po chwili milczenia podjęłam ponowną próbę, pytając o jej studia. Żadna z jej odpowiedzi nie była dłuższa niż trzy słowa, przy czym żadne moje pytanie nie spotkało się z pytaniem zwrotnym. No i trafił mnie szlag. No bo rozumiem, że mogła nie mieć ochoty rozmawiać. Ja też nie miałam, na co może wskazywać fakt, że przez te trzy lata od skończenia liceum jakoś nigdy nie czułam potrzeby, żeby do niej napisać czy się spotkać. Ale skoro już spotkałyśmy się w tym autobusie i wiedziałyśmy, że jedziemy razem spory odcinek to chyba można było się do mnie odezwać, prawda?

Druga sytuacja miała miejsce w sobotę. Szłam przez centrum handlowe i nagle ktoś mnie huknął z całej siły w ramię. Skrzywiona boleśnie spojrzałam, kto mnie usiłuje zabić. Okazało się, że to koleżanka mojej znajomej, poznałyśmy się na imprezie dwa lata temu i od tego czasu widziałyśmy się kilkanaście razy. Zaczepiła mnie, bo rozdawała tam ulotki. Zgodnie z jej życzeniem wzięłam od niej ulotkę i zaczekałam chwilę, czy pójdzie sobie, czy nie. Stała i patrzyła na mnie, więc pytam grzecznie (chociaż nadal wkurzona bólem ramienia): "Co słychać?". A ona mi na to: "Pracuję". A potem cisza. Życzyłam jej więc powodzenia i sobie poszłam.

Do czego właściwie zmierzam? Właśnie do konwencji rozmowy. Coraz więcej osób chętnie doda kogoś do znajomych na n-k, a jeszcze chętniej na Facebooku, żeby wymieniać prezenty w grach, po czym widzi tę osobę na ulicy i... udaje, że nie widzi! Ja też zawsze bałam się spotykać dawno nie widzianych ludzi, no bo o czym z nimi rozmawiać? Ale właśnie konwencja pozwala nam z tego wybrnąć. Pyta się, co słychać, jak tam studia (albo praca), co tam dobrego u chłopaka/dziewczyny/siostry/kogokolwiek a w ostateczności rozmawia się nawet o pogodzie, ale jeśli już zdarzy się, że jest się zamkniętym z kimś w jednej przestrzeni to wypada podjąć jakąkolwiek rozmowę. Wiem, że nie każdy jest gadatliwy, ale myślę, że warto próbować, żeby brak rozmowy nie stał się dla obu stron krępujący i trudny do wytrzymania. Bo - paradoksalnie - trzeba się bardzo dobrze znać, żeby umieć wspólnie milczeć.

Komentarze


Chavez
   
Ocena:
+1
Nikt Cie nie lubi :>
11-10-2010 20:19
Vindreal
   
Ocena:
+1
Chavez to boli ;p
Iman, znam twój ból, bo ze mną żaden ze znajomych też nie chce gadać, skurczybyki jedne...
A karmnik na ptaszki, bo wsadzasz do środka wróbla i kot może podjeść. Innego wyjaśnienia nie widzę.
11-10-2010 20:42
de99ial
   
Ocena:
+1
Bo - paradoksalnie - trzeba się bardzo dobrze znać, żeby umieć wspólnie milczeć.

To prawda. Jedna z tych najbardziej uniwersalnych.
11-10-2010 20:51
Scobin
   
Ocena:
0
Można na to też spojrzeć tak: znajomy wysyła sygnał komunikacyjny, że nie jest zainteresowany rozmową. No i jeżeli nie jest... To my go do tego raczej nie przekonamy. :)
11-10-2010 21:12
Iman
   
Ocena:
0
Ale tu nie chodzi o lubienie czy nielubienie. Chodzi o sytuacje, w których po prostu wypada chwilkę pogadać, bo siedzenie i nie odzywanie się do siebie robi się w takich momentach nieznośne. Co nie zmienia faktu, że nie zabraniam Wam mieć innego zdania na ten temat ;)
11-10-2010 22:32
Scobin
   
Ocena:
+2
Inaczej jeszcze: myślę, że w takiej sytuacji sam bym stracił zainteresowanie znajomym i zrobił cokolwiek, prawdopodobnie zaczął czytać książkę, którą zawsze mam przy sobie. :)

Aczkolwiek zgadzam się, że takie zdarzenia bywają trochę... hmm, niekomfortowe.
11-10-2010 22:45
27532

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+2
Nie zatrzymywać się.

Nosić duże słuchawki, pozdrowić z dystansu i nie podchodzić. Sygnał "wolę tu stać i słuchać bluesa niż podejść i gadać o pierdołach" jest dosyć wyraźny.

----

"Słowa i milczenie, wszystko nas przerasta."
12-10-2010 05:32
de99ial
   
Ocena:
0
Ja na ulicy jak chodzę samotnie to zawsze mam słuchawki wbite w uszy. I staram się aby były widoczne, co nie zawsze się udaje...

Chyba zaopatrzę się w to:
http://pclab.pl/art42498-34.html
12-10-2010 14:31
Llewelyn_MT
   
Ocena:
0
Oczywiście też tak mam, ale już się nie przejmuję. Podobnie jak przedmówcy staram się zawsze mieć przy sobie jakiś rozpraszacz, najczęściej elektroniczny.

Co do wspólnego milczenia, to nie całkiem tak jest. Jeśli nie jesteś gadułą lub kobietą, to możesz milczeć z każdym. :P Kłopot w tym, że czasem cisza bywa krępująca. Ale rozmowa także.
12-10-2010 15:47
earl
   
Ocena:
0
Ja mam takie podejście, że jeśli już przekonałem się raz i drugi, że z kimś, kogo znam, nie potrafię rozmawiać, to potem, jak go spotykam na przystanku/w autobusie itp. to mówię "cześć", ew. podaję rękę i odchodzę w inne miejsce, aby ani jemu, ani sobie nie przysparzać krępującej sytuacji.
12-10-2010 19:45

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.