» Blog » Poczta Polska vs. Gerard 1:0
11-12-2008 15:45

Poczta Polska vs. Gerard 1:0

W działach: marudzenie | Odsłony: 3

Pod tym niezbyt kreatywnym tytułem chciałem sprzedać wam swoje niezadowolenie z działalności instytucji, której to działalność tradycyjnie pozostawia dużo do życzenia.

Po raz pierwszy (!) od istnienia systemu punktowego na Poltergeiście postanowiłem wydać ciężko uciułane punkciki i zrobić zakupy w sklepiku. Powód dość trywialny - kasy w portfelu mało, a już od pewnego czasu planowałem nabyć Zabaweczki Marcina Przybyłka. Gdy odkryłem, że ta pozycja znajduje się w ofercie sklepiku, zamówiłem, dodając na deser antologię czeskiej i słowackiej fantastyki.

A zamówiłem oczywiście za pośrednictwem rzeczonej Poczty Polskiej. No i wszystko byłoby fajnie (długi czas oczekiwania jakoś niespecjalnie mnie martwił, bo czytać mam co), gdyby nie listonosz.

Listonosz, który w przejawie geniuszu stwierdził, że paczka z dwoma książkami z pewnością zmieści się w małej, PRLowskiej skrzynce pocztowej, przez co zniszczył okładkę Zachowuj się... i uszkodził okładkę Zabaweczek. Pocztowemu geniuszowi (niestety, nie na miarę Moista von Lipwiga) nie przyszło do głowy, by wykazać się choć ździebkiem intelektu i skorzystać z domofonu. Prawdopodobnie przyczyną tego faktu było to, że (o zgrozo!) mój dom cechuje ten niezwykły fakt, iż ktoś jest w nim cały czas obecny i ten ktoś mógłby się pofatygować z 3 piętra na parter po przesyłkę. W związku z czym ów listonosz zmarnował część swej energii i czasu by upchnąć paczkę do małej skrzynki na listy. A tej energii musiało być sporo, skoro mój kochany rodziciel omal nie dostał szewskiej pasji walcząc ze skrzynką o wydostanie mojej nieszczęsnej przesyłki.

Na koniec dodam tylko, że formalnie, to nie mogę się skarżyć (o czym zapewniła mnie pani kontroler z poczty), bo skoro książki przyszły jako zwykła przesyłka a nie jako paczka, listonosz miał prawo ją zostawić w skrzynce skoro się ona w niej zmieściła. Pani Naczelnik Urzędu Pocztowego niestety okazała się być nieuchwytna, gdyż właśnie wyszła z pracy. I szczerze mówiąc może nawet chciałoby mi się kłócić (mimo zmęczenia i wybitnego braku nastroju), gdyby nie fakt, że treść książek jest nienaruszona, a jak mawia stare przysłowie, nie warto oceniać książki po okładce.

A (o ironio!) jutro i pojutrze skrzynki mają być wymieniane na nowe. I jak tu nie marudzić na Pocztę i złośliwość losu?
Komentarze na tym blogu są zablokowane.