» Blog » Dungeon of the Endless
05-06-2015 12:47

Dungeon of the Endless

W działach: gry komputerowe, recenzje | Odsłony: 132

Dungeon of the Endless
Nigdy nie ukrywałem że studio Amplitude to jedna z tych firm, do których pałam szczególną sympatią i pomijam już fakt, że ci paryscy deweloperzy swymi dwoma strategiami doskonale trafili w mój gust. To za co ich polubiłem to przede wszystkim kontakt ze wspaniałą międzynarodową społecznością, która od wielu lat aktywnie uczestniczy w ulepszaniu kolejnych tytułów. Po premierze Endless Legend byłem nieco zawiedziony, ale nie dlatego że to zła a gra wręcz przeciwnie, martwiło mnie jednak, że na kolejną produkcję przyjdzie mi trochę poczekać. Tymczasem już miesiąc później w październiku 2014 roku na Steama trafia Dungeon of the Endless, gra z rodzaju… no właśnie?

 

 

Coraz częściej na rynku pojawiają się gry, w których ciężko jednoznacznie określić gatunek i nie widzę w tym nic złego o ile ostatecznie wychodzi z tego coś z jednej strony oryginalnego a z drugiej przynoszącego mnóstwo frajdy. Autorzy wykorzystali zarówno elementy znane z roguelikeów oraz klasycznych rpgów dodając do tego szczyptę elementów strategii i tower defense. Mieszanka ta może zabrzmieć groźnie jednak twórcy postarali się o zrównoważone wykorzystanie wszystkich cech zwinnie łącząc je w spójnej, nieco nietypowej, ale w pełni grywalnej produkcji.

Gra stanowi spoiwo fabularne pomiędzy Endless Space i Endless Legend równocześnie nie będąc następną strategią gatunku 4x. Przed graczami rysuje się nieciekawa przyszłość i choć do produkcji w których wcielamy się w więźnia mam pewien sentyment (mowa tu rzecz jasna o serii The Elder Scrolls) to do tego tytułu podszedłem dość sceptycznie. Nie byłem pewien czy producent inny niż Bethesda Softworks będzie w stanie zaserwować mi równie dobrą zabawę szumowiną i wyrzutkiem społeczeństwa, ale ostatecznie podjąłem próbę odkupienia swych win. Drużyna jaką przyjdzie nam poprowadzić to tylko niewielki ułamek skutej w kajdany hołoty transportowanej okrętem Succes. U celu podróży, na orbicie planety Auriga statek zostaje zestrzelony a załoga dosłownie wbija się w powierzchnię planety na pokładzie kapsuł ratunkowych. Od teraz jej zadaniem jest wydostanie się z głębin ruin Bezkresnych, przy okazji robiąc niezłą zadymę na kolejnych piętrach.

Na niekorzyść obsługi, teraz już byłego okrętu, personel będzie musiał nauczyć się współżyć z łotrami, ale to od gracza zależy dobór zespołu. Każdy z czwórki, niech już będzie bohaterów, przynależy do innej klasy charakteryzując się przy tym zarówno zaletami jak i wadami, a wszystkich łączy nieskomplikowana mechanika ubrana w prosty zestaw statystyk. O awansie na kolejne poziomy nie decydują abstrakcyjne punkty doświadczenia, a my – gracze, ale o tym nieco później. W trakcie eksploracji podziemnych kompleksów podróżnicy zdobędą ekwipunek natomiast nie posiadając wyposażenia kryminaliści staną się doskonałym celem całej menażerii stworów. Herosi są ładnie opisani i na tyle krótko, że ich historię pozna nawet największy przeciwnik literek na ekranie.

Twórcy lekko drwiąc sobie z graczy postanowili łaskawie udostępnić wybór kapsuły którą przyjdzie nam się rozbić, jednak w tej nie do końca uczciwej zagrywce jest pewien sens, gdyż każda maszyna to zestaw zasad dla całej gry. Nie wnikając w jaki sposób rozbitkowie korzystają z niektórych funkcji pozostawionego na najniższym piętrze wraku, doszedłem do wniosku, że jest to całkiem ciekawy pasujący do całokształtu produkcji element. Ponadto przed wyprawą wybierzemy poziom trudności, tylko niech nie zwiedzie was nazwa „to easy”…

Bezkreśni poza tym że przed eonami stworzyli pangalaktyczną cywilizację, najwyraźniej byli także miłośnikami hodowli wszelakich kreatur oraz potrafili budować w kilkunastu stylach architektonicznych. Kiedy już znajdziemy się na stałym lądzie, a w zasadzie pod nim, głównym zmartwieniem będzie ochrona kryształu, zasilającego dotąd statek. Energia przyda się do oświetlania pomieszczeń a napięcie prowadzone przez kolejne korytarze wprawi w ruch odnajdywane maszyny. Element strategii turowej objawia się tutaj kiedy otwieramy drzwi – to ciekawy moment rozgrywki, w którym naliczane są zasoby a w nieoświetlonych lokacjach pojawiają się potwory których jedynym celem jest dotarcie do serca lokacji i zniszczenie źródła zasilania. Czasem w lochu odnajdujemy postaci niezależnych handlarzy, innym razem stacje badawcze bądź innych bohaterów gotowych za opłatą dołączyć do hanzy. Celem gry jest dostarczenie kryształu do windy na każdym z kilkunastu pięter.

Jeszcze słowo o poziomie trudności. O ile wcześniej wspomniany „to easy” nie jest tak łatwy jakby mogło się wydawać to jego wyższe o kilka stopni odmiany zarezerwowane są dla graczy posiadających ponadnaturalne umiejętności. Nie byłoby w tym nic skomplikowanego gdyż gra posiada aktywną pauzę dającą chwilę odpoczynku, ale cwani deweloperzy zaimplementowali achivement dla tych którzy przejdą to piekło bez jej użycia. Od teraz moim marzeniem jest podanie dłoni człowiekowi który dokonał tego jakże heroicznego czynu.

Charakterystyczny dla do tej pory wszystkich produkcji Amplitude Studios minimalizm interfejsu obecny jest także w tej grze. Szczupła belka dostępnych zasobów, karty bohaterów oraz uporządkowane w tematyczne zakładki moduły pozwalają cieszyć się rozgrywką od pierwszych chwil. Malowane pastelami poziomy świetnie komponują się z rozpixelowanymi spriteami postaci odbiegając tym samym od poprzednich tytułów, gdzie grafikę zachowano w raczej poważnym tonie. Miałem pewne obawy względem soundtracku, który z początku zaskoczył mnie swoim melancholijnym brzmieniem ale po krótkiej zabawie zaczął współgrać z akcją dostosowując się do dynamiki gameplayu. Jeśli ktoś zanurzy się głębiej  w tytule całkiem możliwe, że podobnie jak ja dojdzie do pewnego wniosku. Utwór „Game Over” to kandydat na poranny budzik do szkoły lub pracy.

Dungeon of the Endless to roguelike choć w przeciwieństwie do całej gamy gier tego gatunku nie frustruje on gracza. To także strategia, ale nie wymaga tworzenia nieprzeciętnych taktyk i przesadnego myślenia. Produkcja jest też rpgiem choć w bardzo ograniczonym stopniu. Te trzy gatunki zebrane w całość kreują obraz interesującego tytułu o lekkim i przyjemnym gameplayu. Ukończenie pakietu pięter trwa na tyle krótko, że przegrana nawet pod koniec ostatniego etapu nie wprawia w furię a klawiatura może czuć się bezpieczna od nieoczekiwanego ciosu. Lochów Bezkresnych nie musimy przemierzać samotnie. W trybie multiplayer wezmą udział inni gracze sterujący własnymi herosami podczas kooperacji.

Wideoprezentacja

2
Notka polecana przez: Siman, zegarmistrz
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.