» Blog » Weterynarz - dramat w trzech aktach
11-08-2008 13:34

Weterynarz - dramat w trzech aktach

W działach: Łobuz de Cat, O w mordę... | Odsłony: 8

Weterynarz - dramat w trzech aktach
Znajomy pochwalił się wyjazdem na coś a'la obóz przetrwania. Ja na to, że no, spoko, gratuluję. Nie no, serio. Yhy. I wtedy jak grom z jasnego nieba pojawił się kaszlący i chrypiący Łobuz po dwudniowym szwendaniu. Parszywy wyraz pyska, jakby na wielkim kacu, sierść jak płaczący o odkurzacz dywan i chwiejny chód. Wizja kilku dni w lesie bez bieżącej WoDy (czytaj: internetu) stała się nagle jakaś taka no... kusząca...
Weterynarz
Prolog Tu postać dramatu dowiaduje się, co ją czeka. A w każdym razie myśli, że wie. Wizyta w lecznicy ku naiwności wydaje się tylko koniecznym, aż niespecjalnie groźnym wydarzeniem. Uznajmy to za humoreskę na dzień dobry. Ja to mam za sobą. Akt pierwszy - przygotowania Kota do weterynarza trzeba przetransportować, ale nie wyprzedzajmy faktów, bo niekoniecznie do tego transportu dojdzie. Koci instynkt chyba przez ewolucję wykształcił coś takiego jak "wyczucie weterynarza" nie pytajcie mnie ile ma kostek, pula jest tak przytłaczająca, że sukces po prostu jest automatyczny. Zwłaszcza, jak wyciągniecie przeklęty/święty przedmiot (w zależności od strony), jakim jest Wielki Zielony Koszyk. W tym miejscu moja refleksja na temat właściwości kociego ciała: Nawet dogorywający przedstawiciel rodu chadzających własnymi ścieżkami na widok czegoś kojarzącego się z lecznicą dostaje zastrzyku energii, który zainspirowałby niejednego autora reklam napojów energetycznych. Dlatego tuż przed Pakowaniem W Koszyk zamykamy wszystkie drzwi i okna ;) I tu mamy gigantyczny test sporny. Na bogów Eterni, gdyby Łobuz nie należał do rzadkiego gatunku Niedrapiących, nie pisałabym teraz tej notki. Po stronie "właściciela" jest tylko jego zręczność, doświadczenie i wyposażenie. Mój koszyk dawał mi -1 ze względu na beznadziejnie ulokowane drzwiczki. Kocie metody zapobiegawcze przed wpakowaniem w koszyk:
  • Mięśniosztywnienie - Ci, co wierzą, że najtwardszą substancją na Ziemi jest diament powinni zobaczyć, jak z założenia kochane, mięciutkie kotki stają się zupełnie nieelastyczne, niepakowalne, niewspółpracujące.
  • Łaposztywnienie - coś jak Mięśniosztywnienie ale dotyczy łap, zwierzę stoi dosłownie na baczność. Przy koszyku zamykanym od góry jest zwyczajnie za wysoki do upchania.
  • Technika Szczotki Do Butelek - ogon kota w zadziwiający sposób siedmiokrotnie zwiększa swoją objętość. Sztuczka oparta na iluzji, laik może pomyśleć, że się zwyczajnie nie zmieści.
  • Głowoszyjność - zaawansowana technika dla prawdziwych weteranów. Choćbyś nie wiem jak obracał Kota Właściwego, głowa zawsze będzie wystawała poza koszyk uniemożliwiając zamknięcie drzwiczek. W połączeniu z Mięśniosztywnieniem umieszczenie łebka w klatce jest niemal awykonalne.
  • Atak - czyli zwyczajne próby rozwiązań siłowych, starając się trafić w cel. Zła wiadomość: to my jesteśmy celem. Dobra: zdarzają się koty Niedrapiące. Zła: rzadko.
  • Śpiew banshee - mój kot przyjmuje wyzwanie w milczeniu. Inne ogłuszają ludzi efektami dźwiękowymi, przy których nawet puszka pęknie jak szkło.
  • Symultana - wariant zaostrzony, zazwyczaj stosowanie kilku technik na raz, przeciw przewadze liczebnej ludzi.
Akt drugi - droga w dwie strony i wizyta Po drodze musiałam zajść do bankomatu, klatkę postawiłam na ziemi. Usłyszałam syczenie, przy koszyku stał około 20 cm wzrostu czarny kociak przyglądający się niewoli mojego dachowca. Całoczarny spojrzał na mnie, na klatkę, znowu na mnie. I zwiał. Prawie sobie krótkie łapki poplątał. Super, Łobuz psuje mi opinię na dzielni... Wizyta nie trwała zbyt długo. Weterynarz obejrzał zestresowanego kocura, podał tabletki. Wkurzyłam się trochę wracając do domu, po diabła ja go regularnie odrobaczam i zapobiegawczo odpchlam, skoro ruszy taki na dwa-trzy dni na dzikie baby i łup? Hmpf! Wracając do domu zaopatrzyłam się w śmietankę do kawy. Rozważałam zakup popularnej karmy W. ale dosypują do tego świństwa środków uzależniających, więc dałam sobie spokój. Choć wtedy zjedzenie przez niego pigułki byłoby bardziej możliwe. Akt trzeci - Wielka Wojna O Pigułkę Doprawdy, niewiele wie o życiu ten, kto nie próbował nakłonić kota do zjedzenia tabletki. Już widziałam widmo tej męki... Najważniejsze jest to, by ten, którego chcemy nafaszerować prochami był możliwie spokojny. Wielu ludzi robi błąd i stara się dać lek jak najszybciej. Wiadomo, chcemy szybko pomóc ulubieńcowi. Niestety, mało jaki kot po stresie związanym z Wizytą będzie skory do współpracy, dlatego zwierzę trzeba najpierw ugłaskać. Wyciągamy z cztery śmietanki do kawy, dawkujemy. Potem inne specjały. Rozkruszanie i dodawanie prochów do karmy z puszki niemal na pewno się nie powiedzie. I co teraz? Ha, otwieramy Kota w stanie czystym Pratchetta i czytamy. Zaleca tam rozgnieść tabletkę, wymieszać z masłem i wysmarować kocią łapkę. Zwierz się zakicha, ale wymyć się musi. Yay! Użyłam margaryny. Znając Łobuza przed wylizaniem niej usmaruje pół domu układając się wygodnie, ale cóż. Ku mojemu zaskoczeniu obyło się bez traktowania kociej łapy jak kanapki, margarynożerność sprawiła, że sam zajął się grudką do czysta. Z tabletką włącznie. Zaczynam rozumieć, dlaczego ojciec będąc w harcerstwie nie mył swoich talerzy tylko kładł blisko mrowiska... Epilog Cała zabawa skończyła się jakoś przed 11, Łobuz leży za mną na łóżku obok egzemplarza Kota w stanie czystym. Wielka wojna nie odbyła się. I niech mi ktoś tylko powie, że książki Pratchetta nie przydają się w życiu :]

Komentarze


Zsu-Et-Am
   
Ocena:
0
Kot... rządzi, już Ci mówiłem ;).

Przyjemny wpis. Ze Slaadi na szczęście podobnych problemów nie ma... Co najwyżej ciągłe zrzucanie futra i straszenie psów w całej okolicy.
11-08-2008 14:11
senmara
    :)
Ocena:
0
Pratchett sie sprawdza. powinni go rozdawać w przychodniach ;)

Aszurbapaszpal nabawił sie kudła w futerku. Wyczułam przy głaskaniu i już zaczęłam jęczeć, bo nasz kot stosuje techniki skakania jak pchła gdy chce mu sie cos wyczesać czy wyciągnać plastelinę z futerka.

Nastawieni na bój, z nożyczkami i sprzętem zakradlismy sie do śpiącego kota i.. wyciełam mu kudeł a on nawet sie nie poruszył. Kilka godzin później stwierdzilismy, że musielismy mu wyciać coś ważnego dla fizjologii, bo kot sie nie obudził. Wstał 10 godzin później, żeby napić sie wody.
11-08-2008 14:48
Aki
   
Ocena:
0
"Super, Łobuz psuje mi opinię na dzielni..."

Nie psuje Ci jej aż tak bardzo. Jak zabieram mojego Enlila do weterynarza to w autobusie zaczyna miauczeć tak jakby go obdzierali ze skóry.

Ale przynajmniej nie ma problemu ze wsadzeniem go do koszyka, który wystarczy otworzyć i postawić w najbardziej niewinnym miejscu (np. koło okna). Kot tam wejdzie sam. :)
11-08-2008 16:19
Faviela
   
Ocena:
0
Slaadi, Aszurbapaszpal, Enlil... Kurcze aż mam się ochotę schować z moim "Łobuzem" :D

Ale na swoją obronę mam to, że jak na Prawdziwego Kota przystało jego imię powstało mniej-więcej gdy na niego nadepnięto. (Szafą która spadła, gdy na nią wskoczył, oczywiście nic mu się nie stało)
;)
11-08-2008 20:11
Qball
   
Ocena:
0
świetne - uśmiałem się jak fretka
18-08-2008 13:50

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.