Wrażenia z Polconu 2013
W działach: Konwenty | Odsłony: 425Od Polconu minęło już kilka dni, ale niektórzy pewnie nie zdążyli jeszcze zdjąć opasek, więc raczej nie jest jeszcze za późno bym podzielił się kilkoma wrażeniami z jednego z najbardziej znanych polskich konwentów.
Jadąc na konwent liczyłem, że będzie on podobny do Avangard na których bywałem przez ostatnie dwa lata i na których dobrze się bawiłem, niestety okazało się, że podniesienie rangi konwentu zniszczyło wiele z tego co było fajne.
Legendarne już kolejki przebiły wszystko co do tej pory widziałem. Po doświadczeniu z Pyrkonu, gdy zobaczyłem kolejkę oświadczyłem mojej ekipie, że „postoimy ze 4 godziny”. 4 godziny nie wydawały się niczym strasznym, jakoś szło, zwłaszcza że w tłumie było sporo znajomych twarzy. Niestety 5 godzin później zmęczenie dawało o sobie znać i nikomu już nie było do śmiechu. Będąc jakieś 20 metrów od kas akredytacyjnych nasza grupa dała radę podzielić się na dwie części, gdzie najpierw jedna, a później druga zdążyła pójść i zjeść obiad. Poza tym wykończeni staniem ludzie przestawali być miłymi konwentowiczami i stawali się wyjątkowo drażliwi i nieprzyjemni. Najbardziej szkoda mi było jednak osób które stojąc już pod samymi drzwiami Politechniki, rozumiejąc że przed nimi jeszcze z półtora godziny stania, poddawali się i po wielu godzinach stania wracali do domów. Sam widziałem dwie takie osoby, podejrzewam, że było ich więcej.
Makabrę kolejki dobiła gżdaczka do której podszedłem się zarejestrować. Na słowa „Jestem finalistą Quentina i chyba mam darmową wejściówkę” odpowiedziała mi „Nie wiem, gówno mnie to obchodzi”. Następny gżdacz też nie był wyjątkowo pomocny bo siedział sparaliżowany, ze łzami w oczach bełkocząc, że rzucono go na głęboką wodę. Na szczęście do trzech razy sztuka i przy trzecim stanowisku (dla punktów programu) dano mi opaskę „na słowo”.
Po siedmiu godzinach stania nadszedł czas na zostawienie bagaży w akademiu. Po świetnych noclegach na terenie SGGW liczyłem na coś podobnego. Niestety trafiła nam się noc w akademiku nazywanym Alcatraz i to raczej nie bez powodu. Miejscówka była wyjątkowo tania, ale cena była w pełni uzasadniona. Brudny pokój, z zasyfioną podłogą i obrzydliwym zlewem, plus trzy łóżka tak bardzo połamane, że nie dało się na nich nawet usiąść. Ostatecznie Sei bohatersko położył się spać na podłodze, a ja i Lisu jakoś znaleźliśmy pozycje na łóżkach pod którymi mogliśmy mieć nadzieję, że nie połamią się doszczętnie. Nie ma sensu już chyba wspominać o prysznicach i toaletach, które były wylęgarnią grzybów.
Warto jednak dodać, że na następny dzień zgłosiliśmy połamane łóżka. Wymieniono je nam na znacznie lepsze, ale osoby które to robiły wygarnęły na środek pokoju wielką kupę śmieci w którą praktycznie wrzuciły naszą pościel.
Wybieram noclegi w akademiku bo cenię sobie odrobinę więcej wygody niż spanie na podłodze w szkole. W tym jednak wypadu podłoga w szkole brzmiała jak luksus.
Brawo Polconie, świetny początek.
Na szczęście irytacja szybko minęła gdy ze swoją bandą zaczęliśmy okupację Level Up i mieliśmy szczerą ochotę tam spędzić resztę konwentu.
Nie można jednak tylko narzekać. Piątek był już znacznie lepszy, pomimo że zaczął się dla nas raczej słabo zorganizowanym turniejem Hexa. W planie dało się znaleźć trochę interesujących prelekcji, ale bardzo duży Games Room, który dodatkowo był świetnie wyposażony sprawiał, że nie miało ochoty się z niego wychodzić i dużą część konwentu spędziliśmy nad planszami lub przy kartach. Uczestnicy byli bardzo sympatyczni, a po terenie imprezy kręciło się wielu cosplayerów w świetnych strojach. Ponadto okazało się, że gżdacze też stawali na wysokości zadania i byli mili oraz pomocni (chociaż bardziej mili niż pomocni).
Gala rozdania nagród Zajdla (która odbyła się w sali kongresowej w Pałacu Kultury) była bardzo przyjemnym zakończeniem imprezy oraz chyba jej najlepszym punktem. Niestety nie była w stanie zamaskować licznych niedociągnięć.
Czego by nie mówić, Polcon był dla mnie całkiem udany, choć bardziej przez możliwość spędzenia czasu ze znajomymi niż przez sam konwent. Jak mówili niektórzy "po co płacić te 70 zł? Mogliśmy to przebić w barze". Niestety konwent przed dobrą oceną skutecznie broni się zmarnowanym czwartkiem oraz rozwijającymi się w Alcatraz grzybami, a także ogólną masą błędów organizacyjnych, które potrafiły doprowadzić do szału.
A no tak, na koniec tradycyjna lista pozdrowień:
Największe pozdrowienia dla ekipy bez której chyba bym opuścił konwent już w czwartek (Ania, Sei, Lisek, Arecki, Martyna, Łukasz, Julita, Iza).
Dla Blanche i Kaduceusza – miło było Was poznać i usłyszeć kilka słów o swoim scenariuszu. Przepraszam, że nie znalazłem czasu na dłuższą rozmowę, ale byłem strasznie zabiegany. Może jeszcze uda się to odbić XD
Dla Radka – za przyciąganie fotografów swoją Józefiną XD
Dla Leszka – Mam nadzieję, że nie poczułeś się źle przy stole, grając z nami w Agentów Molocha XD
Jeszcze pozdro dla Batmana i Państwa Shepardów – świetne stroje XD
No i dla wszystkich których powinienem był pozdrowić, a jakoś zapomniałem XD