Tydzień Proroka: Wtorek
Odsłony: 323 października, wtorek
10.30
Moja kuweta z dokumentami „na później” nie jest w stanie już pomieścić za wiele. Właśnie miałem się nimi zająć, gdy dzwonią z produkcji. Ciężarówka miała być o 9, jest 10.30, kierowca mówi, że jeszcze nie przejechał przez Niemcy, a on już ma tu być. Tak tutaj! I teraz! Odkładam słuchawkę, zastanawiając się czy nie powinienem pobiec za Odrę, chwycić tego samochodu i na barach przytachać do firmy...
Klasyka
11.50
„Znów Pan nie wyłączył światła przed wejściem”- i tak pozostaje cieszyć się, że wcześniej dyrektor zdążył powiedzieć mi dzień dobry, a dopiero po tym oświadczył, że upomina mnie po raz ostatni, żarówkę nad drzwiami w dzień się gasi przy wejściu do pracy. Jeśli jeszcze raz tego nie zrobię to zostanę obciążony kosztami jej działania, w czasie kiedy działać nie powinna. Hmm... czyli w skali roku będzie to jakieś 30 zł. Już chciałem zapłacić za dwa lata z góry, ale stwierdziłem, że jednak nie mam teraz czasu na szukanie nowej pracy.
12.08
Samochód dojechał. Jestem jedynym facetem w zakładzie, więc trzeba chyba pomóc szwaczkom i paniom technolog w rozładowaniu towaru.
12.16
Cholera, towar do różnych kooperantów jest wymieszany. Trzeba rozładować wszystko, przejrzeć, i przesortowane wrzucić na wóz. A moja kuweta z dokumentami?
12.51
Pierwsze schody (bo pomieszany towar to standard), mamy belki materiału które po obu stronach mają naklejkę „to jest prawa strona”, mamy trafarety na główną tkaninę przy podszewkach i trafarety od podszewek przy głównej tkaninie! Bosko.
13.50
„To nie moja wina! Ktoś inny musiał się pomylić” - to słyszysz od każdego człowieka, gdy pytasz go co za debil pakował tkaninę. Winni to jedynie takie bezosobowe istoty z innego wymiaru, które wszystko psują. Poza tym to na pewno w Polsce się pomieszało!
14.04
Na szczęście ktoś porobił zdjęcia tych głupot przed rozwijaniem rolek. Kolejne telefony, maile, a równocześnie listonosz wykłada mi na biurko pisma, faktury, cmr'ki, których nawet nie mam czasu przeglądać, podpisując tylko potwierdzenia odbioru.
14. 26
Dzisiaj jest wtorek? Czyli dzisiaj gramy finałową sesję Ostatniego występu o 19. Kurde, znowu nic nie wymyśliłem. Wymyślę coś podczas obiadu. Chociaż już teraz różne przypadkowe sceny zaczynają montować mi się w głowie. To niezależny i nieodwracalny proces.
15.18
„Eliash, co ta paleta robi przed zakładem?”
No tak, papier na krojownie. 24 wielkie role papieru. Na szczęście do pomocy pojawił się firmowy kierowca. Ale kurier zostawił paletę na deszczu i odjechał, do tego rolek miało być 48.. No i faktura ma inną cenę niż ta którą ustalałem z dostawcą. Już układam w głowie notę reklamacyjną. A miałem planować finałową walkę! Dokumenty w kuwecie już i tak będą musiały poczekać do czasów gdy tydzień będzie miał 8 dni, jak w Warhammerze.
Do tego moje podarte, stare buty przemokły. Chyba czas poszukać w szafie zimowych, bo nie mam zamiaru szukać po sklepach czegoś nowego. Szkoda czasu w najbliższym dziesięcioleciu.
16.40
Idziemy na pocztę odesłać faktury kooperantom. Oczywiście wielka kolejka ludzi z paczkami. Też nie mogli innej godziny na wysyłanie wybrać tylko wtedy kiedy spokojny, zapracowany człowiek chce pójść szybciej do domu by sesję przygotować. Zwłaszcza, że na dzisiaj mam zaplanowane jeszcze bieganie, a sesja już o 19...
20.20
Rozpoczęcie sesji z ludźmi, z którymi nie widziało się dwa tygodnie to nie jest łatwa sprawa. -4 do rzutu przynajmniej. Gadamy o wszystkim, a rozpoczęcie sesji nieśmiało gdzieś majaczy. W końcu ktoś spogląda na zegarek
„Może zaczniemy bo znowu nie dobrniemy do końca”
00.12
Sesja się przeciągnęła, do tego z powodu zmęczenia i bossa z Wigorem k12+2 okazała się nie być tak epicka jak tego pragnąłem w głębi serca.
Na dobranoc jeszcze tylko trochę ćwiczeń.
Dzień lekki nie był, ale i tak jestem zadowolony, mogło być gorzej. Zwłaszcza, że niektórzy wykonują ciężką, fizyczną pracę 12 godzin dziennie i nie narzekają.
PS. 01.24
Dobra, dzisiaj pójdę spać wcześniej bo i tak czuję się jak zombie.