» Blog » Przełęcz ocalonych - recenzja
13-12-2016 19:22

Przełęcz ocalonych - recenzja

W działach: Filmy, Recenzje | Odsłony: 64

Przełęcz ocalonych - recenzja

Nareszcie udało mi się wygenerować trochę czasu i wykorzystać ostatnią szansę by obejrzeć w kinie Przełęcz ocalonych. Oglądając tę produkcję zrozumiałem jak bardzo brakowało mi prawdziwego filmu. Zazwyczaj na salę kinową ściągają mnie historie o superbohaterach albo jakieś animacje, gdzie człowiek na przemian w myślach wystawia liczbowe oceny poszczególnym dowcipom oraz efektom pracy grafików, ciągle zastanawiając się czy na pewno dobrze się bawi. Niby wszystko dobrze, a jednak czegoś brakuje.

Miło było spotkać się z dziełem kompletnym, którego kompetentny reżyser ma świadomość jak opowiedzieć wzruszającą, prawdziwą historię, przy okazji wiedząc kiedy widza można rozbawić, a kiedy wycisnąć z niego trochę łez. Obraz opowiada nam historię Desmonda Dossa (Andrew GarfieldI), człowieka który podczas drugiej wojny światowej postanowił wziąć udział w walce z Japonią, nie chcąc ani razu sięgnąć po broń. Będziemy mieli okazję oglądać najmłodsze lata i młodość Desmonda, czas jego wojskowego szkolenia oraz krwawą bitwę o Okinawę.

Film od pierwszych scen opowiada historię bardzo prawdziwą, którą można poczuć, pozwala zaprzyjaźnić się z bohaterami, początkowo z Desmondem, jego bratem Haroldem oraz rodzicami. Gdy podczas braterskiej bójki jeden przywalił drugiemu cegłówką, część ludzi na sali pisnęła z przejęcia. Sytuacja w domu głównego bohatera nie jest różowa, wychowuje go ojciec alkoholik (Hugo Weaving) oraz głęboko wierząca matka (Rachel Griffiths). Bardzo przypadła mi do gustu kreacja ojca, który nie jest tutaj bohaterem negatywnym i dźwiga na barkach swoją tragiczną historię. Mamy też tutaj uroczą, całkiem zabawną historię miłosną, o której jednak nie będę się rozpisywał. Dodatkowy wątek, który trzymał poziom, ale nie był szczególnie angażujący.

Kolejnym „rozdziałem” filmu jest moment gdy Desmond wstępuje do wojska i rozpoczyna się jego szkolenie. Tutaj też zaczyna się dramat bohatera, który z uporem maniaka, wbrew wszelkiej logice trzyma się swojej wiary i wynikających z niej pacyfistycznych poglądów, co ściąga na niego nienawiść otoczenia. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie scena gdy surowy sierżant (Vince Vaughn) widzi pobitego protagonistę. Nagle jego mimika twarzy zmienia się, sprawiając wrażenie współczującego ojca, gdy do tej pory był tylko bezlitosnym katem. Miło widzieć w bohaterach filmowych prawdziwych ludzi, ze swoimi wadami i zaletami.

CIĄG DALSZY

0
Nikt jeszcze nie poleca tej notki.
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.