» Blog » "Wojna" płci
02-12-2006 21:57

"Wojna" płci

W działach: rpg, indie rpg, rant | Odsłony: 22

Ten wpis to wypadkowa moich rozmów z jednym panem, oraz kilkoma paniami – osobami jeżeli nie czynnie grającymi w gry fabularne, to na pewno je czytającymi, komentującymi lub też tworzącymi do nich ilustracje.

Tym razem będzie o okładkach (czasami seksistowskich, czasami śmiesznych) i ilustracjach w podręcznikach a na końcu o samych grach. W komentarzach do ostatniego wpisu na blogu (RAMLAR!!!) poruszyłem ten temat dość pobieżenie, pora na rozwinięcie połamanych skrzydeł i skierowanie się ku zwycięstwu (mini konkurs – skąd to cytat). Więc do roboty.

Skoro stawianie stolców (Ha! Ha! - zadaję sobie doskonale sprawę z tego, że oficjalnie tym stwierdzeniem sięgam bruku, ale wytrzymajcie ze mną jeszcze chwilkę – będzie lepiej, obiecuję – słowo koprofaga) przy wyrazie RPG nikogo zbytnio nie oburzyło, czas zrobić kolejny krok (uważając jednocześnie aby w nic nie wdepnąć...dobra już przestaję) bynajmniej nie po to aby przekroczyć granicę przyzwoitości, przecież wszyscy jesteśmy tutaj (w mniejszym lub większym stopniu) znajomymi, tworzymy razem polterową społeczność (fandoom?) i nie wydaje mi się aby tematy (potraktowane z lekkim przymrużeniem oka oczywiście) mogły obrazić czyjekolwiek uczucia (religijne albo i też inne jakieś).

Jako, że gry fabularne to domena męskiej (przynajmniej takie twierdzenie się utarło) części populacji. (powiedzmy procentowo rozkłada się to w stosunku 30/70 - mówię w przybliżeniu, nie mogę powołać sie na badania rynku / statystyki czy też jakieś promile - więc jeżeli cyferki kolą w oczy, to możecie czystym sumieniem wypisać mnie na listę kłamców, łgarzy tudzież masonów) wydawcy robią wszystko, aby ich produkty przemawiały językiem oraz okazały się jak najbardziej odpowiadające tej „wybranej” płci, ale dziwnym trafem za grupę docelową obierają młodzież zaczynającą dojrzewanie (za oceanem na prawdę ciężko jest spotkać młodych / nastoletnich graczy). Dziwne, ale nie takie dziwy dane nam już było oglądać.

Więc zaczynając od okładek podręczników (wiem, uogólniam, ale tak jest łatwiej) na których „piękne” i roznegliżowane kobiety (albo i uzbrojone po zęby z opaską na oku lub też sexy szramą) o figurze prosto z salonu chirurgii kosmetyczno-plastycznej (czy to człek, elf czy tez wróżka ze skrzydełkami – żadna różnica, za całkowity brak dystansu do hobby uważałem fakt, nie istnienia ilustracji przedstawiających skąpo odzianych krasnoludek we frywolnych pozach (bo brodate?), trollic (mam nadzieje że tak to się odmienia? I robię tutaj wyjątek dla „Trollbabe”, Rona Edwardsa, ale o tym później) lub Gnollic (zapewniam was czytać ten tekst będzie przynajmniej jeden fan Gnollowych lasek), a na ilustracjach w nich zawartych kończąc.

Przecież pogoń za ideałem sztucznego piękna wypromowanego przez kolorowe magazyny i kreatorów mody na potrzeby naszego współczesnego konsumpcyjnego społeczeństwa powinny dość słabo się przekładać na rynek fantasy, czy też SF, a jednak wydawcy uważają inaczej. I tak jesteśmy obdzielani prawie jak z taśmy produkcyjnej ilustracjami panien dzierżących miecze, lub też jakiś laserowe pistolety, jednocześnie przybierających całkiem niedwuznaczne pozy... Nieodłącznym elementem garderoby tych pań wydają się pancerze, więcej odsłaniające niż zasłaniające (a co z tym realizmem, do którego dąży 90% systemów na rynku, że się tak się spytam? Przecież jeden cios mieczem i taka pannica sex-diablica zostaje oszpecona na całe życie, które i tak za 10 sekund dobiegnie końca – bo pancerz ten ochrony daje tyle co nic. No ale jak już ta nasza przykładowa panna pojedynek przeżyje (punkt przeznaczenia, a co!), to jej szansa na zdobycie „sexy-szramy” tudzież „przepaski na oko” drastycznie wzrasta! (tabela trafień krytycznych głowy, anyone? - ja nie zapomniałem że stawiamy głownie na realizm walki!) Tym lepiej dla męskiej części graczo-czytaczo-oglądaczy! Alternatywą dla pancerza w systemie SF staje się pani odziana w ciasno przylegający do ciała kombinezon(ik), aż chciałoby się ją z niego wyłuskać...laserem czy też nie laserem.

Ale to nie wszystko – już z taśmy produkcyjnej zjeżdżają ilustracje sztuczno–mroczno-romantyczne, przedstawiające naszą tytułowa pannę bardziej zadumaną, stroskaną (pewnie weltschmerzem) i rzucającą w nasza stronę spojrzenie „zbitego psa”. Za tło posłuży jej krajobraz ze słońcem znajdującym się aktualnie w stanie zachodzenia za horyzont (krwawa czerwień!!!), ponury bór, spalone (albo i płonące) miasto, pobojowisko, góry skarbów i te sprawy – wiecie dobrze o co chodzi. Po prostu jedno spojrzenie na nią i moje młodzieńcze serce zamiera i samo się kraje – a dusza romantyka już z więzienia mej klatki piersiowej się na ratunek jej wyrywa!!!

I na koniec zostawiam panny pozujące do ilustracji z różnego typu bestiami, smokami, glizdami, potworami w łuski odzianymi lub wielkimi jaszczurami jakimiś. Ja wiem, że nie takie fantazje młodzi czytelnicy fantastyki i gracze w ról-gry mają (je tez je miałem), ale czy na prawdę musimy to znosić po raz n-ty? (przez „my” rozumiem mnie i 30% graczy oraz graczek, którym to nie za bardzo się uśmiecha). Z tego co pamiętam był taki artykuł w jednym z Mimów traktujący o Demonach w KC, z samych ilustracji można było wywnioskować, że bez odsłoniętej damskiej klatki piersiowej (czasami nawet i dolnych partii ciała) to nie ma bata – demona się nie przyzwie, bo przecież każdy młody gracz wie że demon to też facet i potrzeby zaspokajać jakoś musi... Nazwisko ilustratora zachowam dla siebie, dodam tylko że jego „dzieła” można nadal podziwiać na kartach cyklu Szerniowego autorstwa Feliksa Kresa...

Ok więc mamy ten cały powyższy bagaż (nie we wszystkich grach, ale w ich dość znacznej liczbie), więc co zostaje pannom zainteresowanym (lub ciekawymi tego czym są) grami fabularmyni? Mamy podobno otwierać nasze hobby na nową krew, narzekamy na ciągły niedobór płci pięknej w naszych szeregach. Nie ma się czemu dziwić – wszędobylski machoizm i seksizm bijący z tych ilustracji odpycha (nie mówię już w tej chwili jedynie o grach fabularnych, tylko o fantastyce w ogóle – okładki moi mili, okładki wystarczy tylko rzucić okiem – moja rodzicielka po dziś dzień mi je wytyka z pogardliwym uśmieszkiem na twarzy ;)) już na pierwszy rzut oka płeć piękną, ale nie rozpaczajmy. Idzie nowe.

Rok 2006 nareszcie przyniósł świeży powiew w zatęchłym światku ilustracji i ilustratorów. Wreszcie rysować zaczęły panie (i nie mam tutaj na myśli Roweny, dla niej juz nie ma ratunku) dla pań – przykłady, których znaleźć można w Dictionary of Mu, Mortal Coil (to że są to ilustracje jedynie dla pań jest oczywistym przekłamaniem, także ułamek procenta panów o troszkę innych poglądach na życie intymne niż reszta męskiej populacji, przyklaskuje takiemu „równouprawnieniu” wkraczającemu pod fabularną strzechę (wiem, bo takich panów znam i z nimi w rzeczone gry gram) oraz jednego pana ilustratora-game designera – Marka Smylie z jego dzieckiem Artesia RPG, którą sam ilustrował – idzie nowe.

Co możemy takiego rewolucyjnego na tych ilustracjach znaleźć? Ano - wacki, penisy, pingwiny, lub jakkolwiek byście ich nie nazywali - „męskie klejnoty rodzinne”, włócznie tudzież fujary. Dziwnym nie jest (jak powiada pewien pan z Opola), że takie błyskanie nimi na lewo i prawo ze stron podręczników (full-color, moi drodzy – no może z wyjątkiem Dictionary of MU) wzburzyło i zagotowało światek „fanów” RPG po tej stronie oceanu. Odezwało się wiele oburzonych głosów: że to nie wypada, jest obrzydliwe (Od kiedy natura jest obrzydliwa? Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że zapewne większość z tych najgłośniej krzyczących spogląda na ten kawałek „natury” w lustrze każdego ranka), niemoralne i tym podobne niewyszukane pierdoły. Powiem - wspaniale – nic jak nie pomaga sprzedaży oraz ekspozycji jak nutka kontrowersji... Mam nadzieję, ze dzięki temu powyższe gry, dadzą radę się przebić i zaistnieć na szerszym rynku – bo w tym jak zaznaczyłem wcześniej niebagatelna pomoc przyniosą krzyki zakompleksionych osób, dla których standardem są cycate panienki, a nie dają one rady przełknąć (to nie było zamierzone – na prawdę) widoku „męskich części intymnych”.

Jak to mówią Love it or Leave it! A rynek (a raczej fani) sami ocenią ten pomysł głosując własnymi portfelami.

Mniemam, że taka inicjatywa otworzy nasze hobby na szerszą społeczność, pomoże przełamać to ciążące nad grami fabularnymi fatum - „hobby dla facetów”, ale to znowu zajmie lata, starych przyzwyczajeń pozbyć się najtrudniej (tylko spójrzcie na aktualny rząd IV RP i ich komunisto-fobię) a dinozaury, które niestety muszą jakoś zarabiać na żywot ilustrując podręczniki do gier fabularnych wreszcie wymrą i zostawią pole otwarte dla ludzi skorych do przekraczania albo tez naciągania granic ustalonych odgórnie przez tak zwany „rynek” RPG.

Nadchodzi nowe jutro, w końcu każda rewolucja miała swój początek w piwnicy – tak będzie i tym razem...undergroundowe drukarnie zastąpione wypluwające setki rewolucyjnych ulotek zostaną przez drukarnie POD, a co do ilustracji to artyści urodzili się aby szokować i zadziwiać publikę, nawet te wyżej wspomniane dinozaury – jedynie iskra rewolucji w ich żyłach przygasła (normalne przecież dinozaury to zimnokrwiste jaszczury). Ale nie ma co załamywać rak – kiedy nadejdzie fala nowego tsunami aby ich pogrążyć w odmęcie niebytu - wzburzona przez meteoryt uderzający w skostniałe układy (ha ha napisałem „Układ”) na „rynku RPG' to dostosują się, albo wyginą. Nie ma innej opcji. Maj '68 roku gier fabularnych nadchodzi...(jednocześnie zdaje sobie sprawę, że to potrwa, bo przecież to wydawca „zamawia” ilustracje a nie zostawia wolnej ręki ilustratorom – nie zawsze, ale w głównej mierze tak ten niecny proceder się odbywa).

Aby zabrzmieć dość standardowo powiedziałbym abyście wznieśli prawe pięści w manifeście i zadeklarowali jedność, ale jeszcze nie czas wychodzić na ulice („starego” świata czy też „Night City”), dinozaury wciąż mają na nas oko, podobnie jak „duży brat” badający rynek i serwujący nam tą samą odgrzewaną seksistowską papkę od „nastu” lat, ale rewolucja zbliża (mam nadzieję) się wielkimi krokami...na horyzoncie widać juz łunę unoszącą się z pierwszych stosów...

Nadszedł czas na podsumowania.

„Co ja tutaj robię?” mówi pani odziana w pełną zbroję na ilustracji do tego blogowego wpisu... Dlaczego ci wszyscy ludzie wokoło mnie walczą, tnąc i siekając członki na lewo i prawo - czemu nie ma gier, które odpowiadałyby i przemawiały by bardziej do kobiet (nie mówię tylko o kobietach mających gotycko-wampirze aspiracje ;)). Mam dość tej ciągłej wyrzynki, chcę spróbować czegoś innego, bo ileż to razy można walczyć, przecież na dłuższą metę to i tym facetom powinno się znudzić, nieprawdaż? Prawdaż, ale pewnie się nie znudzi...tymczasem systemy „indie” (i nie tylko, ale głównie indie) wyciągają rękę w waszym kierunku drogie panie! – pora zwrócić wasze piękne oczęta i spojrzeć na drugą stronę „barykady”. O ilustracjach było powyżej, teraz przejdźmy szybko do samych gier. Nie ukrywam, że znawcą natury kobiecej dogłębnym nie jestem, ale wydaje mi się, że mogą was moje drogie panie (i nie tylko) zainteresować następujące tytuły:

Począwszy od Orkworldu Johna Wicka z 2000 roku, gdzie wcielamy w tytułową rasę, której kultura powoli zaczyna się rozpadać i grzebana jest pod stosami trupów przez ludzi, elfy i krasnoludy, przez wspomnianą wcześniej Trollbabe - gdzie nomen omen gramy Trollową (taką z rogami) laską z wykopem mierzącą ponad 3 metry (więcej informacji tutaj, a klikając tutaj możemy poczytać komiksy o Trollicach borykających się z nich codziennymi problemami).
Z półki z grami „bezpiecznymi” (dla tej „słabszej płci”) polecałbym zapoznanie się z: Primetime Adventures (Serial TV tylko dla kobiet? Żaden problem. I nie mówię tutaj o żadnych mydlanych operach! Choć nawet mydlane opery w PE wychodzą nad zwyczaj znakomicie. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby dzięki PTA zarać we własnej wersji Felicity, Seksu w Wielkim mieście czy też Desperate Housewives..), Inspecters (w tym miejscu wyobrażamy sobie firmę łapiącą duchy, mary i koszmary w całości złożoną z kobitek), Octane!, czy też Shadow of Yesterday (tylko spójrzcie na tą okładkę! – a na dodatek cała gra dostępna jest za darmo pod tym adresem). I na koniec zostawmy sobie Polaris (gdzie ciekawy setting – koniec istnienia rasy i losy jej wojowników, rozstrzygany jest niezwykle ciekawa mechaniką, gdzie gracze przez dłuższy czas „układają” się ze sobą co do konsekwencji jaki są w stanie ponieść.....

Dalej przejdźmy do gier opracowanych przez panie i (niekoniecznie tylko) dla pań... 1001 Nights (baśnie tysiąca i jednej nocy widziane z perspektywy Meguey Baker (tak żony tego pana Bakera) albo Breaking The Ice (zagrajcie w trzy pierwsze randki jednej pary ludzi, zamieniając się rolami...) oraz Shooting The Moon (można by powiedzieć że kontynuacja Breaking the Ice – tym razem mamy do czynienia z trójkątem miłosnym....) autorstwa Emily Care Boss. Czy te gry spełnią oczekiwania pań? Nie pytajcie mnie - pytajcie panie...

Jak widać opcji nie jest jak na lekarstwo, wystarczy tylko troszeczkę pogrzebać w odmętach internetu, poczytać kilka recenzji, poprzeglądać kilka angielsko-języcznych forum internetowych a na pewno znajdzie się coś odpowiadającego własnemu gustowi oraz oczekiwaniom ludzi z którymi gramy na co dzień.

To by było na tyle. Do dzieła moje drogie.

PS: Niezbyt oficjalnie rok 2006 (w moim małym środowisku indie RPG) zostanie zapamiętany jako „rok kutasa”. To celne sformułowanie zostało ulepione przez Alexandra „Iskandera” Newmana, który o rzeczonych kutasach wie o wiele więcej niż przeciętny mężczyzna wiedzieć powinien ;) – i w tym miejscu chciałbym mu serdecznie podziękować za to wspaniałe określenie, bez niego ten wpis nigdy by nie powstał, a ja nadal bym siedział sfrustrowany obgryzając paznokcie i kłykcie u rąk - przeglądając kolejne ilustracje w twardo-okładkowych pełno-kolorowych podręcznikach do gier fabularnych i wznosząc swe oczy raz po raz ku niebiosom – oczekując na jakiś znak.

Oh, czy ja właśnie powiedziałem kutasa? Przepraszam, miałem na myśli Penisa zwanego też Członkiem (dla tych, którzy preferują określenia medyczne, lub zgodne z ogólnie przyjętymi normami moralnymi). ;)

Viva la (cock) Revolucion!

Komentarze


Drozdal
   
Ocena:
0
Ja mam kontakt ze soba dosc dobry ;) Akurat znajduje sie na dosc powaznym kursie kolizyjnym z rzeczywistoscia. W planach jest jeden tekst na serwis, jeden wpis na bloga (zolwie i karaluchy), oraz jedno blogowe podsumowanie naszej ostatniej kampanii w BW. Cierpliwosci.
15-02-2007 20:09

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.