06-03-2013 18:56
Wyzwanie książkowe 2013 - Tydzień #9
W działach: Wyzwanie książkowe 2013, Książki | Odsłony: 19
W tym tygodniu nadprogramowo obficie mi się czytało – uparcie próbuje czytać po nocy, co zaczyna przynosić jakieś tam wymierne korzyści w ilości stron. I tym razem przebrnąłem przez dość zróżnicowane tematycznie pozycje.
Fanem kolei nie jestem, a co niektóre z moich niedawnych przygód z PKP oraz Kolejami Śląskimi wręcz mnie odstręczają od tego środka lokomocji. Co nie zmienia faktu, że będę z niego korzystał.
W tekstach Grabińskiego widać pasję i obsesyjne zainteresowanie koleją oraz ludźmi zajmującymi się pociągami – chodzi zarówno o zażyłość w stosunku do maszyn oraz całej otoczki technicznej i powiązanej z pewnym uporządkowaniem świata (regularność pociągów wyznacza rytm zycia) jak i samą kwestię podróży, pędu.
Opowiadania te zupełnie nie przypominają dzisiejszych horrorów, znacznie lepiej pasuje do nich łatka "opowieści niesamowitych" – w każdym z nich, do znanej nam rzeczywistości wkrada się nadnaturalny element, który znacząco wpływa na wydarzenia; mogą to być wywołane tęsknotą widmowe dźwięki, tajemnicza istota zwiastująca katastrofę czy samoświadome wagony (!).
Całość przesiąknięta jest specyficzną atmosferą melancholii, snu, oderwania od rzeczywistości – istnieje tylko kolej i tylko ona jest w stanie wzbudzać w człowieku uczucia oraz popychać go do czynów.
Kolejna pozycja, której przeczytanie miało poszerzyć moją wiedzę translatorska – choć samo przekładoznawstwo jeszcze do niedawna nie było uznawane za osobną dziedzinę nauki. Niestety, nie do końca to wyszło.
Pierwszym problemem, jest fakt, że znaczna część przykładów jest… z języka rosyjskiego, zapisana cyrylicą, czyli całkowicie niezrozumiała dla większości dzisiejszych dwudziestolatków (rok wydania książki to 1981 jakby kto pytał). Zaskoczyć może również erudycja autora – poza wspomnianym wyżej językiem, rozpatruje przykłady m.in. angielskie, francuskie, niemieckie czy serbskie z podobnym znawstwem.
I zdecydowanie to nie jest pozycja dla nowicjuszy, ludzi nieobytych z czytaniem książek naukowych, napompowanych specyficznym słownictwem. Tutaj jest o tyle łatwiej, że Lebiedziński na początku wyjaśnia mniej więcej stosowane terminy (wszelkiego rodzaju desygnaty, ekwiwalenty i oznaczenia), ale ich ilość i nagromadzenie w trakcie lektury oraz stosowanie skrótów (w dwóch linijkach znajdują się np. takie zwroty: dsop, dsoz, dsw, fO, ozed i ozeBd – bądź tu człowieku mądry i kuj je na pamięć) skutecznie utrudniało zapoznawanie się z tą pozycją.
Z tych wszystkich powodów niewiele wyniosłem z lektury – na przyszłość będę uważniej dobierał tytuły.
McCarthy to jeden z moich ulubionych współczesnych autorów, trafia do mnie jego sposób narracji, styl, historie jakie opowiada. Korzystając z niedawnej promocji w WL, kupiłem trzy jego powieści, a jedną z nich już przeczytałem w sobotnie przedpołudnie.
Ponownie, jak w W ciemność czy Suttree McCarthy osadza w roli głównego bohatera wyrzutka, człowieka nie pasującego do społeczeństwa, który żyje obok świata i nie do końca go rozumie. Surowa narracja i styl autora świetnie współgrają z obserwacją świata z perspektywy protagonisty.
To także kolejna powieść, w której McCarthy pisze o złu, ubóstwie, nędzy i tego, do czego człowiek jest zdolny – a choć nie prowadzi rozbudowanych elaboratów na temat psychiki i motywów bohaterów oraz popełnianych czynów, to można je łatwo zrozumieć. A niektórym nieszczęśnikom szczerze współczuć.
Bardzo dobre zwieńczenie świetnej trylogii C.S. Friedman. Tym razem autorka odchodzi od prywatnych dramatów oraz wymagających poświęceń decyzji, które napędzały praktycznie całe Skrzydła gniewu koncentrując się na rozwianiu wątpliwości i rozwiązania zagadki gnębiącej wszystkich czytających poprzednie tomy dotyczącej Duszożerców.
Na szczęście autorka nie przekombinowała i rozwiązaniem okazało się coś, czego się można było domyślać, a co zgrabnie i logicznie układa się w całość. Friedman ujawnia również przeszłość np. Colivara. Bohaterowie w ogóle to mocna strona całego cyklu – są złożeni, zmienni, ewoluują, mają własne, często sprzeczne, aspiracje i ambicje; najlepiej widać to na osobach Magistrów.
No i finał. Całość rozkręca się dość wolno, dokłada się kolejne elementy układanki, żeby uderzyć czytelnika między oczy na ostatnich kilkudziesięciu stronach. Walka, krew, emocje, strach, gniew, zagadki, niepewność, Duszożercy – wszystko to składa się na jedno z lepiej przedstawionych zakończeń cyklu fantasy jakie czytałem. Zdecydowanie polecam całość – tym bardziej, że to opowieść daleka od sztampowych historii ze smokami i elfami.
Cytat tygodnia:
Gdy maszyna zbliżyła się na odległość kilku metrów, ujrzał tam w dole, pod piersią dyszącą, potwora, między kinkietami latarń jej głowę. Oczy cudne, lazurowe patrzyły nań i uśmiechały się wdzięczne a usta, krwi chciwe, dziewczęce usta nęciły obietnicą rozkoszy…
Ten uśmiech i te usta zwabiły go. Z wyciągniętymi ramionami runął pod koła, tam między latarnie: poszedł połączyć się z ukochaną na wieki…
Stefan Grabiński, Engramy Szatery, zbiór Demon ruchu i inne opowiadania
Luty wypadł prawie o połowę słabiej niż styczeń – przeczytałem tylko 8 (!) książek (choć w pierwszym tygodniu marca już 4; naprawdę nie wiem dlaczego czytanie tak mi faluje). Tylko jedna pozycja po angielsku i jedna pozycja naukowa. Z pozostałych sześciu najbardziej wymęczyła mnie literacko Morfina Twardocha – ale obyło się bez nieprzyjemnych wpadek, takich jak zeszłomiesięczny Brainman. No i odkryłem w końcu Szostaka – Fugo, nadchodzę!
Trzy rzeczy czytane na Kindle'u, reszta papierowa – wpływ obecności w domu, kiedy zdecydowałem się na choć cząstkowe zmniejszenie stosów książek zalegających na podłodze swojego pokoju.
Najlepsza książka luty: Oberki do końca świata Wit Szostak
Najbardziej problematyczna książka: Morfina Szczepan Twardoch
Nagroda specjalna im. baczka: Pieśń o Rolandzie, autor nieznany. Tłum. Tadeusz Boy-Żeleński
Demon ruchu i inne opowiadania – Stefan Grabiński, Zysk i S-ka (Kindle)

W tekstach Grabińskiego widać pasję i obsesyjne zainteresowanie koleją oraz ludźmi zajmującymi się pociągami – chodzi zarówno o zażyłość w stosunku do maszyn oraz całej otoczki technicznej i powiązanej z pewnym uporządkowaniem świata (regularność pociągów wyznacza rytm zycia) jak i samą kwestię podróży, pędu.
Opowiadania te zupełnie nie przypominają dzisiejszych horrorów, znacznie lepiej pasuje do nich łatka "opowieści niesamowitych" – w każdym z nich, do znanej nam rzeczywistości wkrada się nadnaturalny element, który znacząco wpływa na wydarzenia; mogą to być wywołane tęsknotą widmowe dźwięki, tajemnicza istota zwiastująca katastrofę czy samoświadome wagony (!).
Całość przesiąknięta jest specyficzną atmosferą melancholii, snu, oderwania od rzeczywistości – istnieje tylko kolej i tylko ona jest w stanie wzbudzać w człowieku uczucia oraz popychać go do czynów.
Elementy przekładoznawstwa ogólnego – Henryk Lebiedziński, PWN

Pierwszym problemem, jest fakt, że znaczna część przykładów jest… z języka rosyjskiego, zapisana cyrylicą, czyli całkowicie niezrozumiała dla większości dzisiejszych dwudziestolatków (rok wydania książki to 1981 jakby kto pytał). Zaskoczyć może również erudycja autora – poza wspomnianym wyżej językiem, rozpatruje przykłady m.in. angielskie, francuskie, niemieckie czy serbskie z podobnym znawstwem.
I zdecydowanie to nie jest pozycja dla nowicjuszy, ludzi nieobytych z czytaniem książek naukowych, napompowanych specyficznym słownictwem. Tutaj jest o tyle łatwiej, że Lebiedziński na początku wyjaśnia mniej więcej stosowane terminy (wszelkiego rodzaju desygnaty, ekwiwalenty i oznaczenia), ale ich ilość i nagromadzenie w trakcie lektury oraz stosowanie skrótów (w dwóch linijkach znajdują się np. takie zwroty: dsop, dsoz, dsw, fO, ozed i ozeBd – bądź tu człowieku mądry i kuj je na pamięć) skutecznie utrudniało zapoznawanie się z tą pozycją.
Z tych wszystkich powodów niewiele wyniosłem z lektury – na przyszłość będę uważniej dobierał tytuły.
Dziecię boże – Cormac McCarthy, Wydawnictwo Literackie

Ponownie, jak w W ciemność czy Suttree McCarthy osadza w roli głównego bohatera wyrzutka, człowieka nie pasującego do społeczeństwa, który żyje obok świata i nie do końca go rozumie. Surowa narracja i styl autora świetnie współgrają z obserwacją świata z perspektywy protagonisty.
To także kolejna powieść, w której McCarthy pisze o złu, ubóstwie, nędzy i tego, do czego człowiek jest zdolny – a choć nie prowadzi rozbudowanych elaboratów na temat psychiki i motywów bohaterów oraz popełnianych czynów, to można je łatwo zrozumieć. A niektórym nieszczęśnikom szczerze współczuć.
Dziedzictwo królów – C.S. Friedman, Prószyński i S-ka (Kindle)

Na szczęście autorka nie przekombinowała i rozwiązaniem okazało się coś, czego się można było domyślać, a co zgrabnie i logicznie układa się w całość. Friedman ujawnia również przeszłość np. Colivara. Bohaterowie w ogóle to mocna strona całego cyklu – są złożeni, zmienni, ewoluują, mają własne, często sprzeczne, aspiracje i ambicje; najlepiej widać to na osobach Magistrów.
No i finał. Całość rozkręca się dość wolno, dokłada się kolejne elementy układanki, żeby uderzyć czytelnika między oczy na ostatnich kilkudziesięciu stronach. Walka, krew, emocje, strach, gniew, zagadki, niepewność, Duszożercy – wszystko to składa się na jedno z lepiej przedstawionych zakończeń cyklu fantasy jakie czytałem. Zdecydowanie polecam całość – tym bardziej, że to opowieść daleka od sztampowych historii ze smokami i elfami.
Cytat tygodnia:
Gdy maszyna zbliżyła się na odległość kilku metrów, ujrzał tam w dole, pod piersią dyszącą, potwora, między kinkietami latarń jej głowę. Oczy cudne, lazurowe patrzyły nań i uśmiechały się wdzięczne a usta, krwi chciwe, dziewczęce usta nęciły obietnicą rozkoszy…
Ten uśmiech i te usta zwabiły go. Z wyciągniętymi ramionami runął pod koła, tam między latarnie: poszedł połączyć się z ukochaną na wieki…
Stefan Grabiński, Engramy Szatery, zbiór Demon ruchu i inne opowiadania
Podsumowanie czytelnicze: luty 2013
Luty wypadł prawie o połowę słabiej niż styczeń – przeczytałem tylko 8 (!) książek (choć w pierwszym tygodniu marca już 4; naprawdę nie wiem dlaczego czytanie tak mi faluje). Tylko jedna pozycja po angielsku i jedna pozycja naukowa. Z pozostałych sześciu najbardziej wymęczyła mnie literacko Morfina Twardocha – ale obyło się bez nieprzyjemnych wpadek, takich jak zeszłomiesięczny Brainman. No i odkryłem w końcu Szostaka – Fugo, nadchodzę!
Trzy rzeczy czytane na Kindle'u, reszta papierowa – wpływ obecności w domu, kiedy zdecydowałem się na choć cząstkowe zmniejszenie stosów książek zalegających na podłodze swojego pokoju.
Najlepsza książka luty: Oberki do końca świata Wit Szostak
Najbardziej problematyczna książka: Morfina Szczepan Twardoch
Nagroda specjalna im. baczka: Pieśń o Rolandzie, autor nieznany. Tłum. Tadeusz Boy-Żeleński