» Blog » Wyzwanie książkowe 2013 - Tydzień #7
20-02-2013 18:33

Wyzwanie książkowe 2013 - Tydzień #7

W działach: Wyzwanie książkowe 2013, Książki | Odsłony: 14

Wyzwanie książkowe 2013 - Tydzień #7
Powrót do rzeczywistości studenckiej po ponad dwóch tygodniach lenistwa jest trudny. Jednak nie z tego powodu zdołałem przeczytać w tym tygodniu zaledwie dwie książki – po prostu jedną z nich czytało mi się wyjątkowo długo, wręcz mnie wymęczyła.








Kognitywno-komunikacyjna teoria przekładu – Krzysztof Hejwowski, PWN


Ha! Zaskoczyłem Was tą książką, co?

Siebie w sumie trochę też – to owoc kolejnego postanowienia noworocznego, według którego będę próbował poszerzać swoją wiedzę o tłumaczeniu (skoro jestem na takich studiach i właśnie ta dziedzina mnie interesuje) także od strony naukowo-teoretycznej, nie tylko praktycznej.

Na początek wybrałem książkę trochę na ślepo, lawirując w katalogu bibliotecznym wśród rzeczy mi nieznanych, a niektórych poleconych przez panią doktor prowadzącą przedmiot "Teoria przekładu". No i wybrałem ciekawie. Po krótkim wstępie Hejwowski rozprawia się z ośmioma wybranymi mitami dotyczącymi tłumaczenia, m.in. nieprzekładalności absolutnej, tłumaczenia dosłownego, tłumaczenia naturalnego. Szukając argumentów na poparcie lub obalenie niektórych tez wskazuje na teorie lingwistyczne i językoznawcze, odwołuje się do mnóstwa innych źródeł naukowych a także przytacza przykłady danych błędów, wskazując gdzie i dlaczego tłumacz zrobił źle (szczególnie upodobał sobie jedną z tłumaczek "Kubusia Puchatka".)

I tu wychodzi pierwszy problem: żeby mieć jakiś pożytek z tej książki trzeba posługiwać się naprawdę nieźle rozwiniętą terminologią językoznawczo-lingwistyczną i znać, choć w przybliżeniu, parę najważniejszych teorii (np. Sapira-Whorfa). Kolejnym problemem jest jej b. mała użyteczność dla tłumaczy języka nie-angielskiego – autor zajmuje się tylko przekładem z tego i na ten język, a cytowane w oryginale źródła również są w tym języku (bez tłumaczenia).

Mimo to, jest to solidne źródło wiedzy, poparte praktycznymi przykładami, które pomogły mi uświadomić sobie złożoność niektórych problemów a także jak ewentualnie sobie z nimi radzić.





Morfina – Szczepan Twardoch, Wydawnictwo Literackie (Kindle)


Khem. Zgodnie z Waszymi życzeniami przeczytałem Morfinę, za którą Szczepan Twardoch otrzymał Paszport Polityki. I czytałem tę książkę cały bity tydzień, często dusiłem i brnąłem na siłę przez kolejne strony by tylko zbliżyć się do jej zakończenia, a równie często uśmiechałem się z satysfakcją, a cyferki same płynęły dalej.

I jestem bardzo zaskoczony. W sieci można znaleźć rozważania czy to aż Wielka Powieść, czy tylko wielka powieść Twardocha. Według mnie – żadna z nich.

Dobra, rozumiem – to powieść o tożsamości, tym jak jest tworzona, jak mogą ją na Tobie wymusić inni ludzie, jak plastyczna i zmienna i wcale nieoczywista się okazuje. To również powieść o konflikcie płci, w której to mężczyźni ulegają, stoją na przegranej pozycji walcząc z matkami, siostrami, żonami i kochankami (słabo znam się na feminizmie: jak to wygląda w porównaniu z tym nurtem?). I jakaś antropomorficzna, znowu: żeńska, moc, która pcha głównego bohatera do pewnych działań, a przed niektórymi go broni.

No i tytułowy bohater: Konstanty Willeman. Jest Niemcem i Polakiem, kochającym mężem i łajdakiem, z pogardą traktuje optymistyczne mrzonki o wygraniu wojny z Rzeszą. Kurwi się, pije, zażywa tytułową morfinę. Gra według wyznaczonej mu roli, daje się bezwładnie sterować, użala się nad sobą i jest jak drewno rzucone w mocny prąd rzeczny, które płynie gdzie go rzuci. Trudno go polubić, trudno z nim i jego problemami się zidentyfikować – wydaje się całkowicie oderwany od świata, jakby wszystko działo się wokół niego.

Ale w czym tkwi ta upatrywana wielkość Morfiny, jej wybitność? Twardoch zajmuje się ważnymi problemami, fakt, które obecne są także dzisiaj, odwołuje się do jednego z ważniejszych i wrażliwszych momentów naszych dziejów (II WŚ i zachowanie po kapitulacji), porusza także, ponownie, stary konflikt Niemcy-Polska i ten odwieczny pomiędzy płciami. Ale mnie jakoś nie przekonuje. Bo mówi Twardoch o rzeczach często oczywistych w dziwny i niepotrzebnie egzaltowany sposób, wpadając w wysokie, patetyczne tony, by przerywać je "chujami", "cipami" i "pierdoleniem". Momentami wygląda to wręcz na pseudofilozoficzny bełkot lub, znielubiony przeze mnie, strumień świadomości.

Doceniam to co Twardoch zrobił z narracją (choć sama użyteczność jej rozbicia na kilka głosów wydaje mi się dyskusyjna), jak operuje polską mitologią i archetypami, ale zupełnie nie trafia do mnie sposób w jaki to robi, ani to, że po pozornie poważnych scenach dodaje całkowicie groteskowe i oderwane od reszty jak np. spotkanie z Chochołem. Może za mało znam się na literaturze by należycie docenić i uhonorować, słabo znam Gombrowicza, Konwickiego czy innych autorów z którymi jest porównywany.

Artystycznie to na pewno udana książka i nie dziwię się, że podoba się znakomitej większości krytyków. Ale dlaczego Twardoch ją napisał i czy będą ją czytać ludzie spoza "wyższych" kręgów literackich z zachwytem i zrozumieniem? Nie wiem.




Cytat tygodnia:

Bo przekleństwem waszym, Kosteczku, prawdziwym wygnaniem z raju jest to, że pełną, kosmiczną zwierzęcość odebrano wam na zawsze, zostawiając popędy i instynkty

Szczepan Twardoch, Morfina


I zgodnie z ankietą zeszłotygodniową, postaram się przeczytać Demony ruchu Grabińskiego na następny raz - stay tuned! :)

Komentarze


Linka
   
Ocena:
+1
Zastanawiam się, czy wszystkie ebooki Wydawnictwa Literackiego są przygotowane równie fatalnie. Kupiłam ostatnio „Lód” i chyba nie podołam. Zdaje się, że łamacz wstawił spacje równoodstępowe pomiędzy pojedyncze znaki (a, o, i, u, w, z) a następujące po nich wyrazy, żeby nie wisiały na końcu wiersza. W efekcie w wierszach, w których odstępy pomiędzy wyrazami są duże, litery te zdają się tak przyklejone do następujących po nich wyrazów, że można je wziąć za ich część. A ponieważ takich jednoliterowych słów jest w j. polskim zatrzęsienie, w tak opasłej książce jak powieść Dukaja problem ten występuje często i właściwie uniemożliwia bezproblemowe czytanie. Czy natrafiłeś na coś podobnego w „Morfinie”?
22-02-2013 11:51
baczko
   
Ocena:
0
Nie - jedyny problem na jaki natrafiłem w "Morfinie" to brak polskich znaków tu i ówdzie.
22-02-2013 19:27
Krakonman
    Morfina
Ocena:
+1
Dzięki za parę słów na temat Morfiny, teraz wiem, że jest to lektura nie dla mnie i spokojnie mogę ją sobie podarować.
24-02-2013 21:31

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.