06-02-2013 18:12
Wyzwanie książkowe 2013 - Tydzień #5
W działach: Wyzwanie książkowe 2013, Książki | Odsłony: 19
I minął ostatni tydzień stycznia, zaczął się luty – resztki sesji egzaminacyjnej i przyssanie do komputera ponownie zmniejszyły moją wydalność czytelniczą, ale zdążyłem się zapoznać z kolejnymi dwiema pozycjami w zeszłym tygodniu. Możecie też oskarżyć o to prasę – odkąd mam Kindle'a nie wyrabiam z czytaniem wszystkiego na co mam subskrypcje, a i z kolejnym numerem Nowej Fantastyki mam problem.
Przyznaję, skusiłem się na tę książkę ze względu na autora – ktoś kiedyś gdzieś tam wspomniał Bukowskiego, a jakiś czas później trafiłem na promocję, więc cóż miałem zrobić?
I chyba trochę żałuję czasu jaki poświęciłem na przeczytanie Kobiet. Główny bohater, pisarz Henry Chinaski (alter ego Bukowskiego) na kartach powieści rżnie się, pieprzy, dupczy, współżyje, odbywa stosunki, chędoży, pierdoli, chleje, pije, ćpa, rzyga, wymiotuje, pali, pisze, moczy mordę, imprezuje i tak w kółko przez ponad 400 stron. To jeden wielki spis orgii i balang, przerywany kilkoma gorzkimi, niezbyt odkrywczymi, myślami na temat ludzkiej kondycji i duchowości.
Czytało mi się to nawet przyjemnie i szybko, bo język prosty a i treść nieskomplikowana. Ale, kurde, ta książka nic we mnie nie pozostawiła. No, może oprócz wrażenia, że stary, brzydki pisarz jest oblegany przez młodsze kobiety chcące zaciągnąć go do łóżka.
Książka nie sprawdza się ani jako satyra, ani jako groteska codziennego życia, ani jako opis "smutnego losu 'samotnego' pisarza onanisty", ani jako krytyka współczesnego świata i jego absurdów. Wszystko przykrywa gruba warstwa spółkowania i chlania. Znacznie ciekawiej i z większą klasą do tematu podszedł wspominany przeze mnie ostatnio Jerzy Pilch.
Teraz będzie z grubej rury – najnowsza odsłona antologii z Solarisu zawiodła mnie, to najsłabsza edycja co najmniej od roku 2009 (wcześniejszych nie czytałem). Nie oznacza to, że to słaby zbiór, ale jest on co najwyżej średni, co w przypadku tej marki uznaję za porażkę.
Żaden tekst mnie nie zachwycił, żaden nie wyrwał mnie z butów, ani nie poruszył jak chociażby Rozpacz Nesterienki, Prorocze światło Kosmatki czy Tegoroczne zdjęcie klasowe Simmonsa (który jest i w tej odsłonie, ale znacznie gorszy) z poprzedniego rocznika. Nawet jeden z moich ulubionych autorów, Ted Chiang, wydaje się jakiś wyblakły i bez pomysłu.
Zastanawiam się czy to problem całej fantastyki (jak sugeruje Paul Kincaid w przetłumaczonym na Polterze eseju), czy może moje zmęczenie materiału? Bo przecież w zeszłym roku opowiadania były co najmniej o klasę lepsze, a z kolei sam niedawno zachwycałem się Gambitem Wielopolskiego Przechrzty.
Przyznaję: najnowsze KwN-y mają kilka jaśniejszych punktów – choć i one bazują na starych i znanych motywach. Pierwszym jest niezawodny Gaiman, który dodaję swoją cegiełkę do budowy legendy Sherlocka Holmesa, opisując jego emeryturę, z pszczołami w roli głównej. Jako olbrzymi fan twórczości Conan Doyle'a i postaci najsłynniejszego detektywa z czystym sumieniem stwierdzam, że to kawał dobrej roboty i ciekawa historia, choć sam Holmes wypada znacznie mniej antypatycznie niż w oryginale. Drugim takim punktem jest tekst Żywiciele Aleksandra Zolotko, opowiadanie postapokaliptyczne, trawersujące jeden z najbardziej klasycznych motywów fantastyki w interesujący sposób. No i oczywiście, stojące jak zwykle na dobrym poziomie, opowiadanie Ursuli K. Le Guin wpisujące się w cykl Ekumena – tym razem m.in. o podróżowaniu w czasie i przestrzeni.
Cytat tygodnia:
Czuję, że żyję tylko wtedy, gdy uważam coś za wyzwanie.
Neil Gaiman, Przypadek śmierci i miodu, antologia Kroki w nieznane 2012
W styczniu przeczytałem 14 książek – dobry wynik, za minimum miesięczne nałożyłem sobie 10 książek. Przeczytałem 3 pozycje po angielsku, a więc mniej więcej tyle co w całym ostatnim kwartale 2012 roku, jest postęp. 5 książek było niefantastycznych, czyli trochę więcej niż 1/3 – jest nieźle, postanowiłem, że w tym roku będę czytał więcej rzeczy mainstreamowych.
I ważna dla mnie rzecz: rozłożenie książek czytanych w wersji papierowej a elektronicznej. Kindle'a dostałem w pierwszym tygodniu stycznia, więc porównanie powinno wypaść w miarę sprawiedliwie. 6 z 14 książek przeczytałem jako e-booki, czyli prawie połowę – gdybym nie miał Kindle'a, to prawdopodobnie żadnej z nich bym z jakiegoś powodu nie przeczytał. Czyli już w pierwszym miesiącu użytkowania czytnik znacząco wpłynął na moje nawyki czytelnicze. Nie można także zapomnieć o ułatwionym i w miarę tanim dostępie do prasy, co również zabierało mi w tym miesiącu sporo czasu.
Najlepsza książka stycznia: Gambit Wielopolskiego Adam Przechrzta
Najgorsza książka stycznia: Brainman Dominik Rettinger
Nagroda specjalna im. baczka: Bóg śpi Marek Edelman
//Zastanawiam się, czy nie tworzyć osobnych notek podsumowujących dany miesiąc, ale wtedy musiałbym to wyliczenie chyba bardziej rozbudować – jak myślicie?
Kobiety – Charles Bukowski, Noir Sur Blanc (Kindle)

I chyba trochę żałuję czasu jaki poświęciłem na przeczytanie Kobiet. Główny bohater, pisarz Henry Chinaski (alter ego Bukowskiego) na kartach powieści rżnie się, pieprzy, dupczy, współżyje, odbywa stosunki, chędoży, pierdoli, chleje, pije, ćpa, rzyga, wymiotuje, pali, pisze, moczy mordę, imprezuje i tak w kółko przez ponad 400 stron. To jeden wielki spis orgii i balang, przerywany kilkoma gorzkimi, niezbyt odkrywczymi, myślami na temat ludzkiej kondycji i duchowości.
Czytało mi się to nawet przyjemnie i szybko, bo język prosty a i treść nieskomplikowana. Ale, kurde, ta książka nic we mnie nie pozostawiła. No, może oprócz wrażenia, że stary, brzydki pisarz jest oblegany przez młodsze kobiety chcące zaciągnąć go do łóżka.
Książka nie sprawdza się ani jako satyra, ani jako groteska codziennego życia, ani jako opis "smutnego losu 'samotnego' pisarza onanisty", ani jako krytyka współczesnego świata i jego absurdów. Wszystko przykrywa gruba warstwa spółkowania i chlania. Znacznie ciekawiej i z większą klasą do tematu podszedł wspominany przeze mnie ostatnio Jerzy Pilch.
Kroki w nieznane 2012 – antologia, Solaris

Żaden tekst mnie nie zachwycił, żaden nie wyrwał mnie z butów, ani nie poruszył jak chociażby Rozpacz Nesterienki, Prorocze światło Kosmatki czy Tegoroczne zdjęcie klasowe Simmonsa (który jest i w tej odsłonie, ale znacznie gorszy) z poprzedniego rocznika. Nawet jeden z moich ulubionych autorów, Ted Chiang, wydaje się jakiś wyblakły i bez pomysłu.
Zastanawiam się czy to problem całej fantastyki (jak sugeruje Paul Kincaid w przetłumaczonym na Polterze eseju), czy może moje zmęczenie materiału? Bo przecież w zeszłym roku opowiadania były co najmniej o klasę lepsze, a z kolei sam niedawno zachwycałem się Gambitem Wielopolskiego Przechrzty.
Przyznaję: najnowsze KwN-y mają kilka jaśniejszych punktów – choć i one bazują na starych i znanych motywach. Pierwszym jest niezawodny Gaiman, który dodaję swoją cegiełkę do budowy legendy Sherlocka Holmesa, opisując jego emeryturę, z pszczołami w roli głównej. Jako olbrzymi fan twórczości Conan Doyle'a i postaci najsłynniejszego detektywa z czystym sumieniem stwierdzam, że to kawał dobrej roboty i ciekawa historia, choć sam Holmes wypada znacznie mniej antypatycznie niż w oryginale. Drugim takim punktem jest tekst Żywiciele Aleksandra Zolotko, opowiadanie postapokaliptyczne, trawersujące jeden z najbardziej klasycznych motywów fantastyki w interesujący sposób. No i oczywiście, stojące jak zwykle na dobrym poziomie, opowiadanie Ursuli K. Le Guin wpisujące się w cykl Ekumena – tym razem m.in. o podróżowaniu w czasie i przestrzeni.
Cytat tygodnia:
Czuję, że żyję tylko wtedy, gdy uważam coś za wyzwanie.
Neil Gaiman, Przypadek śmierci i miodu, antologia Kroki w nieznane 2012
Podsumowanie czytelnicze: styczeń 2013
W styczniu przeczytałem 14 książek – dobry wynik, za minimum miesięczne nałożyłem sobie 10 książek. Przeczytałem 3 pozycje po angielsku, a więc mniej więcej tyle co w całym ostatnim kwartale 2012 roku, jest postęp. 5 książek było niefantastycznych, czyli trochę więcej niż 1/3 – jest nieźle, postanowiłem, że w tym roku będę czytał więcej rzeczy mainstreamowych.
I ważna dla mnie rzecz: rozłożenie książek czytanych w wersji papierowej a elektronicznej. Kindle'a dostałem w pierwszym tygodniu stycznia, więc porównanie powinno wypaść w miarę sprawiedliwie. 6 z 14 książek przeczytałem jako e-booki, czyli prawie połowę – gdybym nie miał Kindle'a, to prawdopodobnie żadnej z nich bym z jakiegoś powodu nie przeczytał. Czyli już w pierwszym miesiącu użytkowania czytnik znacząco wpłynął na moje nawyki czytelnicze. Nie można także zapomnieć o ułatwionym i w miarę tanim dostępie do prasy, co również zabierało mi w tym miesiącu sporo czasu.
Najlepsza książka stycznia: Gambit Wielopolskiego Adam Przechrzta
Najgorsza książka stycznia: Brainman Dominik Rettinger
Nagroda specjalna im. baczka: Bóg śpi Marek Edelman
//Zastanawiam się, czy nie tworzyć osobnych notek podsumowujących dany miesiąc, ale wtedy musiałbym to wyliczenie chyba bardziej rozbudować – jak myślicie?