26-06-2013 20:57
Wyzwanie książkowe 2013 - Tydzień #25
W działach: Wyzwanie książkowe 2013, Książki | Odsłony: 22
Obiecywałem, że się poprawię, narzekałem, psioczyłem, zarzekałem się – nie dało rady, póki co. Inna sprawa, że ostatnimi moimi lekturami były książki dość opasłe, za którymi nie przepadam. Oficjalnie zaczynam wakacje!
A oto moje wrażenia z jednej z najbardziej wyczekiwanych książek zeszłego roku, która wzbudziła mnóstwo emocji i została mianowana do Nagrody im. Janusza A. Zajdla:
Można powiedzieć – nareszcie. 1) Po kilku latach czekania dostajemy zakończenie jednej z ciekawszych sag polskiej fantastyki ostatniego dziesięciolecia 2) baczko przeczytał medialną i popularną książkę. A wrażenia mam po niej dość mieszane.
Po pierwsze: nie bierzcie się za to, jeżeli słabo pamiętacie poprzednie części, ponieważ całość zawiera olbrzymią ilość nawiązań i odnośników do nich oraz do odwołań do przeszłych wydarzeń, także w zakończeniu. Warto przeczytać jakieś streszczenia, wikę, cokolwiek, żeby choć w przybliżeniu ogarniać co, jak, gdzie i z kim.
Po drugie: Jarosław Grzędowicz umie opowiadać. PLO 4 to sprawnie opowiedziana, interesująca historia z wieloma zwrotami akcji oraz bohaterami, z którymi można się zżyć. To, dla mnie, jedna z ważniejszych cech literatury rozrywkowej. Dodatkowym plusem jest wciąż rozwijana i momentami śmieszna rozbieżność pomiędzy mieszkańcami Midgaardu a Ziemianami (przekleństwa Vuka, jego rozmowy z pozostałymi, używanie ziemskich zwrotów).
Po trzecie: to gruba księga. Ponad 800 stron, na których, tak naprawdę, nie dzieje się zbyt wiele. Spora część książki to takie sprytne zastępniki większych akcji, wydarzeń kluczowych dla fabuły – jedźmy-gdzieś-i-wykonajmy-pomniejszego-questa, opis-wyprawy-nr-682, a-ja-czuję-się-tak, opis-ostatniego-pół-roku-mojego-życia. I jasne, większość z nich czyta się fajnie, ale ciągle czeka się na to wielkie "WOW" (no i jakąkolwiek rolę Passionary Calio), zapowiadane przez trzy tomy, ostateczne starcie, a ono… rozgrywa się na ostatnich kilkudziesięciu stronach. Gdzieś od połowy lektury to rozłażenie się całości zaczęło mi przeszkadzać.
Po czwarte: to zakończenie. Osobiście uważam, że finał wyszedł nieźle, pomimo wielu nielogiczności i wątpliwości jakie mogą najść czytelnika po lekturze całości, choć preferuję bardziej ostateczne zakończenia. Nie chcę psuć zabawy, więc powiem tylko tyle: będzie parę trupów, do zabawy wmieszają się bogowie, a bitwa będzie epicka z bardzo dobrą narracją jednego z bohaterów – dawno nie czytałem sceny batalistycznej, która próbowałaby przekazywac tyle emocji.
Po piąte: wady i inne bóle. O długości już wspomniałem – połowę zawartości książki można by bez większej straty dla ostatecznego finału wywalić lub znacznie skrócić. Wadliwa korekta i redakcja, natrafiłem na ortografy (przynajmniej jednego) i dziwne konstrukcje, a potem zacząłem to po prostu ignorować. I teraz uwaga, spojlery – wklejam listę zarzutów Asthariela co do tej książki; z częścią z nich się zgadzam:
SPOJLERY
1. Gdzie tak w połowie książki Vuko wspomina w rozmowie z Fjollsfinnem o planie, który zakłada zwabienie Dykena i Freihoff do Ogrodu, dzięki czemu ich własne zasoby Czynnika M powiększą się trzykrotnie... Wątek nigdy więcej sie nie pojawia, okazuje się, że ich plan polegał na wysadzeniu wszystkich zasobów magicznych na kontynencie. Eh, wiec czemu w ogóle o tym wspominać? Czemu koniecznie trzeba było zwabić i Van Dykena i Freihoff w tym samym czasie, skoro istniała szansa, że Ogród poradzi sobie z jednym wrogiem naraz? 2. Callo, która zapowiadała się na Game Changer, której poświęcono końcówkę trzeciego tomu, nie odgrywa kompletnie żadnej roli, i równie dobrze mógłby jej nie być. 3. Czemu Pieśniarze zostają przeniesieni na wyspę, żeby załatwić miedzy sobą porachunki, skoro zasoby magii zostały zniszczone, i już nic nie mogli sobie zrobić? 4. Skoro Bogowie mogli ich tam przenieść, czemu nie zrobili tak od razu? Po co była całą ta bitwa? 5. Skoro już zostali przeniesieni, czemu walka została oparta na tak absurdalnych warunkach - jeden przeniesiony przedmiot - co, Bogowie kibicowali tym złym? Bo jakby nie patrzeć, pod względem uzbrojenia mieli przewagę. 6. Po co ich w ogóle przeniesiono, skoro spadł martwy śnieg, i można było po prostu Pieśniarzom zafundować amnezje? 7. Czemu Vuko po powrocie na Ziemię wciąż czaruje, skoro CZYNNIK M WYSTĘPOWAŁ TYLKO NA TAMTEJ PLANECIE!!! (7. jest akurat trochę na wyrost – Kruczy Cień wspomina, że Vuko jest hybrydą i niewiadomo co się stanie po jego powrocie na Ziemię; baczko)
KONIEC SPOJLERÓW
Czy żałuję czasu poświęconego PLO 4? Trochę tak. Choć dostałem porządną historię z jednym z moich ulubionych bohaterów, to nie czułem jakiejś ekscytacji czy zachwytu nad kunsztem i pomysłami autora, a wymienione wyżej usterki i nielogiczności trochę mnie zniechęcały. "Porządna" powieść, nic więcej. A czas poświęcony jej lekturze mógłbym spożytkować na 2-3 inne książki.
Cytat tygodnia:
Dopóki żyjesz, walczysz. Dopóki możesz myśleć, walczysz. To umysł jest bronią. Reszta to narzędzia. Nie mają znaczenia. Można je zdobyć, zrobić albo zastąpić.
Pan Lodowego Ogrodu. Tom 4, Jarosław Grzędowicz
PS Nie wiem jeszcze jak w lipcu będzie wyglądał mój dostęp do internetu – jeżeli nie będzie problemów, to kolejne Tygodnie będę wrzucał regularnie, jeżeli zaś nie będzie mnie przy necie, to w sierpniu wyląduje jedna wielka zbiorcza notka na bloga.
A oto moje wrażenia z jednej z najbardziej wyczekiwanych książek zeszłego roku, która wzbudziła mnóstwo emocji i została mianowana do Nagrody im. Janusza A. Zajdla:
Pan Lodowego Ogrodu. Tom 4 – Jarosław Grzędowicz, Fabryka Słów 2012
Po pierwsze: nie bierzcie się za to, jeżeli słabo pamiętacie poprzednie części, ponieważ całość zawiera olbrzymią ilość nawiązań i odnośników do nich oraz do odwołań do przeszłych wydarzeń, także w zakończeniu. Warto przeczytać jakieś streszczenia, wikę, cokolwiek, żeby choć w przybliżeniu ogarniać co, jak, gdzie i z kim.
Po drugie: Jarosław Grzędowicz umie opowiadać. PLO 4 to sprawnie opowiedziana, interesująca historia z wieloma zwrotami akcji oraz bohaterami, z którymi można się zżyć. To, dla mnie, jedna z ważniejszych cech literatury rozrywkowej. Dodatkowym plusem jest wciąż rozwijana i momentami śmieszna rozbieżność pomiędzy mieszkańcami Midgaardu a Ziemianami (przekleństwa Vuka, jego rozmowy z pozostałymi, używanie ziemskich zwrotów).
Po trzecie: to gruba księga. Ponad 800 stron, na których, tak naprawdę, nie dzieje się zbyt wiele. Spora część książki to takie sprytne zastępniki większych akcji, wydarzeń kluczowych dla fabuły – jedźmy-gdzieś-i-wykonajmy-pomniejszego-questa, opis-wyprawy-nr-682, a-ja-czuję-się-tak, opis-ostatniego-pół-roku-mojego-życia. I jasne, większość z nich czyta się fajnie, ale ciągle czeka się na to wielkie "WOW" (no i jakąkolwiek rolę Passionary Calio), zapowiadane przez trzy tomy, ostateczne starcie, a ono… rozgrywa się na ostatnich kilkudziesięciu stronach. Gdzieś od połowy lektury to rozłażenie się całości zaczęło mi przeszkadzać.
Po czwarte: to zakończenie. Osobiście uważam, że finał wyszedł nieźle, pomimo wielu nielogiczności i wątpliwości jakie mogą najść czytelnika po lekturze całości, choć preferuję bardziej ostateczne zakończenia. Nie chcę psuć zabawy, więc powiem tylko tyle: będzie parę trupów, do zabawy wmieszają się bogowie, a bitwa będzie epicka z bardzo dobrą narracją jednego z bohaterów – dawno nie czytałem sceny batalistycznej, która próbowałaby przekazywac tyle emocji.
Po piąte: wady i inne bóle. O długości już wspomniałem – połowę zawartości książki można by bez większej straty dla ostatecznego finału wywalić lub znacznie skrócić. Wadliwa korekta i redakcja, natrafiłem na ortografy (przynajmniej jednego) i dziwne konstrukcje, a potem zacząłem to po prostu ignorować. I teraz uwaga, spojlery – wklejam listę zarzutów Asthariela co do tej książki; z częścią z nich się zgadzam:
SPOJLERY
1. Gdzie tak w połowie książki Vuko wspomina w rozmowie z Fjollsfinnem o planie, który zakłada zwabienie Dykena i Freihoff do Ogrodu, dzięki czemu ich własne zasoby Czynnika M powiększą się trzykrotnie... Wątek nigdy więcej sie nie pojawia, okazuje się, że ich plan polegał na wysadzeniu wszystkich zasobów magicznych na kontynencie. Eh, wiec czemu w ogóle o tym wspominać? Czemu koniecznie trzeba było zwabić i Van Dykena i Freihoff w tym samym czasie, skoro istniała szansa, że Ogród poradzi sobie z jednym wrogiem naraz? 2. Callo, która zapowiadała się na Game Changer, której poświęcono końcówkę trzeciego tomu, nie odgrywa kompletnie żadnej roli, i równie dobrze mógłby jej nie być. 3. Czemu Pieśniarze zostają przeniesieni na wyspę, żeby załatwić miedzy sobą porachunki, skoro zasoby magii zostały zniszczone, i już nic nie mogli sobie zrobić? 4. Skoro Bogowie mogli ich tam przenieść, czemu nie zrobili tak od razu? Po co była całą ta bitwa? 5. Skoro już zostali przeniesieni, czemu walka została oparta na tak absurdalnych warunkach - jeden przeniesiony przedmiot - co, Bogowie kibicowali tym złym? Bo jakby nie patrzeć, pod względem uzbrojenia mieli przewagę. 6. Po co ich w ogóle przeniesiono, skoro spadł martwy śnieg, i można było po prostu Pieśniarzom zafundować amnezje? 7. Czemu Vuko po powrocie na Ziemię wciąż czaruje, skoro CZYNNIK M WYSTĘPOWAŁ TYLKO NA TAMTEJ PLANECIE!!! (7. jest akurat trochę na wyrost – Kruczy Cień wspomina, że Vuko jest hybrydą i niewiadomo co się stanie po jego powrocie na Ziemię; baczko)
KONIEC SPOJLERÓW
Czy żałuję czasu poświęconego PLO 4? Trochę tak. Choć dostałem porządną historię z jednym z moich ulubionych bohaterów, to nie czułem jakiejś ekscytacji czy zachwytu nad kunsztem i pomysłami autora, a wymienione wyżej usterki i nielogiczności trochę mnie zniechęcały. "Porządna" powieść, nic więcej. A czas poświęcony jej lekturze mógłbym spożytkować na 2-3 inne książki.
Cytat tygodnia:
Dopóki żyjesz, walczysz. Dopóki możesz myśleć, walczysz. To umysł jest bronią. Reszta to narzędzia. Nie mają znaczenia. Można je zdobyć, zrobić albo zastąpić.
Pan Lodowego Ogrodu. Tom 4, Jarosław Grzędowicz
PS Nie wiem jeszcze jak w lipcu będzie wyglądał mój dostęp do internetu – jeżeli nie będzie problemów, to kolejne Tygodnie będę wrzucał regularnie, jeżeli zaś nie będzie mnie przy necie, to w sierpniu wyląduje jedna wielka zbiorcza notka na bloga.