» Artykuły » Inne artykuły » Powiedz sobie: chcę być mistrzem

Powiedz sobie: chcę być mistrzem


wersja do druku
Redakcja: Ewa 'senmara' Markowska

Powiedz sobie: chcę być mistrzem
Pierwszy fotograf, który przedstawił dziewczynę z bananem przy ustach był geniuszem. Ci, którzy ten manewr powtórzyli byli już tylko żałosnymi plagiatorami. To dość znane i stare powiedzonko świetnie podsumowuje kwestie tego co jest rewolucyjne, a co jest zapożyczone. Przez kilka lat miałem okazję czytać utwory nadsyłane do pisma, które prowadziłem. I to co mnie przede wszystkim uderzyło to koszmarna wtórność pomysłów oraz rozgrywanie sto razy oklepanych schematów. W większości tekstów widziałem wielki wpływ gier role-playing. No bo jak czytałem, że krasnolud, elf i człowiek spotykają się w karczmie, by wyruszyć na wyprawę do lochów, to paszczęka sama zrywała mi się do ziewania. W dodatku wszystko było skądś zerżnięte. Trochę wzięte od Tolkiena, trochę z Warhammera, trochę z D&D. Żadnego pomysłu na stworzenie nowej jakości, czy odejścia od kanonów. Bo gdybyż krasnolud był zniewieściałym homoseksualistą co chwila smarującym kremem dłonie, by jego jedwabistej skórze nie zagroziły odciski! Nieważne, czy to pomysł głupi czy mądry. Wiem, że taki tekst przeczytałbym uważnie, doceniając iż autor postanowił odważyć się na zażartowanie z konwencji. Problemem debiutantów jest to, że starają się eksploatować złoża dawno zbadane przez kogoś innego, a tymczasem droga do sukcesu tkwi w oryginalności koncepcji.

Czy na polskim rynku ma szanse zdobyć serca czytelników obrzydliwy chłop w śmierdzących gumofilcach? Po książkach Andrzeja Pilipiuka już nie. Andrzej wprowadził nową jakość. Bohatera przaśnego, siermiężnego, swojskiego, jednocześnie bezdennie durnego i cwaniakowato bystrego. Nieprzewidywalnego, gdyż nie rządzącego się zasadami moralnymi przyjętymi przez ogół społeczności. Pilipiuk zajął pewną niszę i łatwo się z niej nie da wygonić. Tak samo każdy autor, który spróbowałby swych sił w "szlacheckiej fantasy" będzie natychmiast porównywany z Jackiem Komudą. W tym jednak wypadku widziałbym ogromne pole manewru dla młodych autorów. Tak jak nikt na świecie nie zdołał zawłaszczyć mitu arturiańskiego, tak nikt nie zawłaszczy uniwersum Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Problem tkwi jednak w tym, że by wyjść na szable z Komudą trzeba choć trochę poznać sztukę fechtunku. A młodym autorom po prostu się nie chce! Wiecie ile czasu Komuda ślęczał w bibliotekach i przedzierał się przez staropolskie dokumenty, by napisać to co napisał? Tymczasem debiutant naskrobie sobie o pilnującym skarbów złym smoku, krasnoludzkich górnikach i elfach ze spiczastymi uszami. Kreowanie Neverlandu jest o niebo łatwiejsze niż odwoływanie się do realiów konkretnej epoki historycznej. Nieprawdopodobnie zwodnicze jest również bazowanie na popularnych filmach. Człowiek, który zechciałby napisać książkę o wojnie Persów z Grekami, polegając na filmie 300, stanie się pośmiewiskiem wszystkich osób znających choć pobieżnie realia epoki, gdyż obraz ten nie ma nic wspólnego z prawdą historyczną. No może poza nazwami miejscowości i imionami bohaterów. Zresztą nie wystarczy poznanie historycznych faktów. Trzeba wczuć się w mentalność ludzi pochodzących z danej epoki. A żeby osiągnąć sukces należy spędzić wiele tygodni, miesięcy, czy lat studiując naukowe opracowania.

Debiutantom, którzy pytali mnie o radę zawsze mówiłem: pisz o tym na czym się znasz. Najlepszym przykładem niech będzie Magda Kozak. Opublikowała książki, w których znajduje się mnóstwo informacji o służbach specjalnych oraz medycynie. Dlatego, że sama jest z wykształcenia lekarzem, a jej mąż był oficerem GROM-u. Wspominany już wcześniej Jacek Komuda pisze doktorat o XVII-to wiecznej Polsce. Andrzej Ziemiański, czy Jarek Grzędowicz potrafią wygłosić referat o broniach używanych w czasie II wojny światowej, kalibrach, pociskach itp. Maja Kossakowska pasjonuje się angelologią, Ania Brzezińska jest doktorem historii, Romek Pawlak potrafi fascynująco opowiadać zarówno o kulturze Indian Ameryki Południowej, jak i kulturze Chińczyków, Artur Szrejter napisał uniwersytecki podręcznik mitologii germańskiej. Każdy kto miał przyjemność spotkać Andrzeja Sapkowskiego wie, że ten facet jest erudytą, a biegła znajomość kilku języków pozwala mu na czerpanie pełnymi garściami z europejskiego dorobku cywilizacyjnego. Oczywiście nie można popadać w przesadę. Autor nie musi spróbować wszystkiego o czym pisze. Nie musi zabijać, upijać się do nieprzytomności, kraść, oszukiwać, czy ćpać. Jednak warto, by miał pewne rozeznanie w temacie. Bo jeśli przedstawia nam wielce elegancką bohaterkę, która poprawia sobie usta szminką przy stoliku w restauracji albo wyrafinowanego sybarytę pijącego whisky w kieliszkach lub mocno schłodzone czerwone, wytrawne wino, to u czytelnika może wzbudzić pewne, delikatnie mówiąc, wątpliwości. Nie byłeś nigdy na bankiecie w ambasadzie? Nie próbuj opisać tego na podstawie obejrzanych filmów. Nie szusowałeś na stoku narciarskim? To nie niech twój bohater nie będzie instruktorem "białego szaleństwa". Nigdy nie nurkowałeś? Nie próbuj opisać przeżyć nurka tylko dlatego, że obejrzałeś kilka filmów przyrodniczych. Nie pracowałeś w wielkiej korporacji? Nie staraj się oddać życia jej pracowników. Oczywiście czasami musimy pisać o sprawach, które znamy jedynie z lektur lub filmów, ale w takim przypadku należy znakomicie się przygotować. Przykładem dla wszystkich niech będzie opowiadanie Majki Kossakowskiej Smok tańczy dla Chung Fonga. Autorka nie była nigdy w Tajlandii, ale zdołała tak fantastycznie uchwycić klimat, iż można mieć pełne złudzenie, że pisze o tym, co widziała na własne oczy. Tyle, że Kossakowska jest dla was, debiutanci, Małyszem. Więc zanim skoczycie z "mamuta", musicie solidnie potrenować.

Mój Boże – mógłby ktoś pomyśleć po przeczytaniu tych słów – to o czym ja mam pisać, skoro nic nie wiem? Otóż po pierwsze naprawdę można pisać o Neverlandzie. I nawet można odnieść sukces, czego przykładem niech będzie diablo infantylny Eragon. Po drugie każdy z nas COŚ wie lub COŚ zaobserwował. Jeśli ma talent opisze wstrząsająco nawet banalną scenę. Psychopatyczny nauczyciel? Znęcanie się kolegów nad słabeuszami z klasy? Pierwsza miłość lub zauroczenie? Przemoc na podwórku? Patologiczna rodzina? Aborcja koleżanki? Z tych tematów da się wycisnąć Nobla, a przynajmniej dużo kasy, co udowodnił choćby Wojciech Kuczok swoimi Pręgami. Każdy autor lub kandydat na autora musi zdać sobie sprawę z tego, że świat jego przyszłej powieści znajduje się właśnie obok niego. W przekleństwach panów z budowy, w beznadziejnym znudzeniu ekspedientki, w uśmiechu obcej dziewczyny, w zmęczonej twarzy staruszki. Oni wszyscy są cytrynami. Jeśli chcesz być pisarzem, musisz zostać sokowirówką.

Nie zgadzam się z Pilipiukiem w kwestii podejścia do zawodu pisarza. Andrzej uważa, że to profesja jak każda inna. Ot, ktoś lepi garnki, ktoś kopie ziemniaki, a ktoś inny pisze książki. Otóż nie! Na 40 milionów Polaków ziemniaki lepiej czy gorzej będzie potrafił kopać każdy. Natomiast umiejętność napisania rozsądnie brzmiącego tekstu to dar zesłany od bogów (tak jak darem jest umiejętność skomponowania muzyki, czy namalowania obrazu). Nie mówię nawet o utworze literackim, lecz o krótkim tekście dziennikarskim. Jako redaktor w wielu pismach miałem okazję "napoprawiać się" do obłędu. Umiejętność właściwego komponowania słów jest unikalna. Tak samo jak umiejętność "słyszenia" muzyki. Czy wiecie, że są ludzie którzy potrafią usłyszaną kompozycję rozpisać na nuty dla poszczególnych instrumentów? Dla mnie, który ma zwykle blade pojęcie o tym, jakie w ogóle słyszę instrumenty jest to czarna magia. Tyle że pisanie wydaje się banalnie proste. Wystarczy byle jaki komputer, a nawet kartka papieru i długopis. Jak myślicie, czy włodarze wielkich scen filharmonicznych dostają rzępolenia debiutantów z dopiskiem, że może to nie jest doskonałe, ale warto zaprezentować mój utwór na scenie, bo mam dopiero 14 lat? Ja dostawałem dziesiątki i setki tekstów, gdzie upiory błędów gramatycznych walczyły o lepsze z monstrualnie złą stylistyką. Zresztą kto chce poznać bliżej podobne problemy powinien przeczytać rewelacyjną książkę Witka Kresa Galeria złamanych piór.

Co się jednak dzieje, kiedy autor posiądzie już magiczną zdolność łączenia słów w zdania, a zdań w fabułę? Wtedy może pójść drogą artysty lub drogą rzemieślnika. Różnica jest mniej więcej taka jak między seksem z ukochaną a rypaniem Bułgarki przy autostradzie. Owszem i to i to prowadzi do ejakulacji, lecz samopoczucie "po wszystkim" jest chyba jednak inne? Artystą jest ten, kto chce się spełniać przez swą twórczość, kto pragnie ukazywać czytelnikom własne wizje, pobudzać ich do myślenia, budzić w nich uczucia. I to właśnie z artystów rodzą się najbardziej potworni grafomani (choćby nieszczęsna Masłowska, wspominana przez Andrzeja Pilipiuka)!!! Ale jakiś ułamek promila rodzi geniuszy. Tymczasem rzemieślnik nigdy nie stanie się geniuszem. Bo rzemieślnik będzie bez końca budował statki z drewna, podczas kiedy geniuszowi zaświta w głowie obrazoburcza myśl mówiąca, że być może na wodzie uniosą się również statki z metalu (chyba zgłupiałeś, przecież sztaba żelaza tonie! – odpowie rzemieślnik). Geniusz uzna, że można wznieść się w przestworza, rzemieślnik mu powie, iż latać mogą tylko ptaki. Rzemieślnik uzna, że kobieta jest narzędziem służącym męskiej przyjemności, geniusz odnajdzie na jej ciele punkt G. Moim zdaniem konkluzja jest taka: cywilizację tworzą rzemieślnicy, lecz świat popychają do przodu jedynie artyści oraz wizjonerzy.

Nie widzę niczego złego w zaspokajaniu potrzeb rynku. Bo przecież nie każda powieść musi chwytać nas za serce, czy wstrząsać naszym mózgiem. Nie każda musi zmieniać nasze życie. Ot, pośmiejemy się w czasie kilkugodzinnej podróży pociągiem i wywalimy książkę do kosza. Pamiętajmy, że była w pewien sposób ważna i wartościowa, gdyż dostarczyła nam rozrywki choćby na jeden wieczór. Ja jednak mam marzenie, by czytelnik traktował moje utwory inaczej niż papier toaletowy. Przecież o nowo kupionej rolce nie myśli się i nie opowiada przyjaciołom ani nie snuje rozważań na temat tego co by się stało, gdyby inaczej ją ułożyć przy muszli. Najpewniej nikt z nas nie stanie się drugim Homerem lub Szekspirem. Ale musimy wierzyć, że tworzymy utwory, które czytelnik chce mieć na swojej półce jak najdłużej. Że będzie do nich wracał, dyskutował o nich, pamiętał idee, które chcieliśmy przekazać. Bo kto zamierza zdobyć Himalaje, zapewne wejdzie na Alpy. Kogo marzeniem jest górka przed oknami, ten pewnie do końca życia będzie gnił w łóżku. Dlatego mówię do młodych autorów: nie patrzcie na Sapkowskiego, Pilipiuka, Piekarę, czy Grzędowicza. Nie patrzcie nawet na Kinga, Pratchetta lub Gaimana! Patrzcie tam, gdzie nie sięgnął wzrok tych wszystkich dupków!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Rheged
   
Ocena:
0
Rzucili się ludzie w obronie złotych cielców...

Kiedy czytelnicy pojmą, że nie wszystko złoto, co z gówna zrobione?

Popieram disa (nie w pełni, ale w kilku kwestiach): Panowie P nie są autorytetami pisarskimi, które mogą nauczyć kogoś pisać. To są autorytety uczące jak wypociny takiego wychowanka sprzedać, a to różnica. Czytelnicy nie głosują portfelem (bo tym głosują konsumenci), ale gustem. Mam wiele książek na półce, których wolałbym nie mieć i nie mam wielu, których chciałbym mieć. Czy to znaczy, że skoro nie kupiłem jeszcze najnowszego Orbita, to uważam jego teksty za gówniane?

Ale w Polsce panuje nowa moda - plebiscytyzm i literatura niema, czyli taka która nic nie mówi o świecie, jest płaska i papkowata (niczym sitcomy). To się wchłania! A jeśli jeszcze uhonorujemy taki wytwór (bo przecież nie książkę) jakąś nagrodą albo wysokim miejscem w rankingach sprzedarzy, to ludzie ślinią się jak do Pameli Anderson.

Żeby nie było - moje nazwisko jest znane, kliknijcie w avatar, publikowałem parę rzeczy i wypowiadam się z perspektywy czytelnika przede wszystkim. To nie jest objaw narcyzmu, ale jako, że już koledze poniżej wytknięto anonimowość, to ja prowokacyjnie ujawnię się światu :P
03-05-2007 14:21
Andrzej Pilipiuk
    do dis'a
Ocena:
0
to był ZAMIERZONY żart.
*
odnośnie poglądów proponuję podsyskutować na priv coby tu nie zaśmiecać. [email protected]
03-05-2007 16:53
Andrzej Pilipiuk
    do Rhegeda
Ocena:
0
nie ma przymusu czytania książek moich czy np Jacka Piekary.
***
Jest to literatura inna od tego co lubisz, my dwaj jeteśmy kolesiami dziwnymi i odmiennymi od tych których zazwyczaj spotykasz, nasi czytelnicy też mają gusta kompletnie odmienne od Twojego. Twój problem polega zatem na patologicznej ksenfobii ;-) Ale nie martw się - szeregi Twoich popleczników sa na tyle małe że możemy okazać Wam tolerancję bez ryzyka że skutecznie skoczycie nam do gardeł.
03-05-2007 16:59
Rheged
   
Ocena:
0
Oj tak, ksenofobię swoją kultywuję odnośnie twórczości autorów literatury niemej ;). A raczej tych obrzydliwych pilipiuków, które psują tak potrzebny mi patos i oślizgłe chęci do czytania czegoś ambitnego.

Po raz kolejny usłyszałem argument - miliony much nie mogą się mylić ;). Gratulacje, gratulacje ;)))
03-05-2007 17:06
~dominikj

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Rheged - Tobie sie obrzydliwe pilipiuki nie podobają, inni sie przy nich dobrze bawią. Wiec w czym rzecz? Kwestia gustu.

A co do artykułu to nie wiem czy go czytałeś czy od razu stwierdziłeś, że jak Piekara to trzeba pojechać w komentarzach, ale niektóre rady mogą sie przydać debiutantom. Tobie np. z pewnością nie bo Ty to wszystko wiesz. Ale znowu, kwestia gustu.
03-05-2007 17:33
Rheged
   
Ocena:
0
Ja się po prostu sprzeciwiam modzie na pisanie poradników dla pisarzy in spe. Ok, trzeba ludzi nauczać pisania, ale nie w ten sposób. Są warsztaty literackie, nawet na sieci. Chcesz nauczyć się pisać? Czemu nie wejdziesz na Forum Fahrenheita i nie napiszesz coś na ich warsztaty? Tam będziesz miał wiele opinii, często profesjonalnych redaktorów. Chcesz nauczyć się pisać od innych? Chcesz pisać jak te pilipiuki? Czy wolisz pisać, jak Ty sam byś chciał? Po co masz przejmować jeden typ pisania (uważam, że szkoła panów na P nie jest najlepsza, to fakt, ale również nie zgadzałbym się na to, żeby sam Orbitowski uczył kogokolwiek tworzenia), skoro ważny jest pluralizm?

A odnośnie tych rad. Na każdą z nich można znaleźć kontrradę. Uwierzyłeś w cokolwiek? Świetnie! Obal to! Dopiero wtedy zobaczysz, że takie "poradniki" są nic niewarte.

A czy ja wiem wszystko? O pisaniu jeszcze bardzo dużo nie wiem. Ale chcę się nauczyć. Od siebie. I poprzez praktykę.
04-05-2007 00:59
~dominikj

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
No ok, ale ten artykuł nie nauczy nagle wszystkich pisać. To kilka zdań, a wy się ciskacie jakby tam było napisane, że "jak nie postąpisz według Piekary to nie będziesz dobrym pisarzem". Tam nic takiego nie ma. To nawet nie poradnik, a bardziej spojrzenie ogólne na problem przez Jacka Piekarę. Czy to grzech? Jednego to zdopinguje, drugiego nie. Troszeczkę przesadzacie. Robicie aferę z powodu jednego krótkiego artykułu. Dajcie sobie na wstrzymanie, tym bardziej, że może dla was Panowie P. nie są autorytetami, ale już na pewno dla czytelników jak i dla obydwu Panów P. wy nawet w najmniejszym stopniu nie jesteście autorytetami. Dlatego na co te nerwy?

To nie "lekcje Piekary", to subiektywne podejście do bycia pisarzem fantasy, które jakby nie patrzeć udało mu się osiągnąć. On nawet nie uczy jak pisać, a bardziej o przygotowaniu się do tematu. On nie próbuje nauczyć innych swojego stylu, ale zmotywować do pisania o czymś ciekawym. O podjęciu się ambitnego tematu. Każdy w końcu ma prawo do własnej opinii. Więc dajcie sobie na wstrzymanie.
04-05-2007 09:19
~dominikj

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A jak Was już tak strasznie serce boli i spać po nocach nie możecie, że Piekara coś opublikował w internecie to swoje pretensje wysyłajcie na adres redakcji Poltergeist'a za to, że umieścili ten artykuł. Ale nie możecie zakazać mu posiadania własnego zdania, bo to śmieszne zaczyna być.

Wasze pretensje są bardzo mocno przesadzone.
04-05-2007 09:25
Andrzej Pilipiuk
    do Dominikaj
Ocena:
0
to jest Polska. Ktoś skacze w górę dziesięć rąk go przytrzyma... Już sie przyzwyczaiłem ;-(
04-05-2007 10:09
Rheged
   
Ocena:
0
Swoją drogą - mi też nikt nie zabroni mieć własnego zdania i wygłaszać go na forum. Skoro dla mnie to jest bzdura, to co tu się wypisuje, to to rzeknę. Do redakcji nic wysyłał nie będę, bo skoro puszczają takie rzeczy, to świadczy niezbicie o jej polityce "wydawniczo-internetowej" (z braku specjalistycznej nazwy, tak to określę...).

I rzeczywiście, mądrze powiedział Pilipiuk - "to jest Polska. Ktoś skacze w górę dziesięć rąk go przytrzyma... Już sie przyzwyczaiłem"
04-05-2007 16:52
Mandos
   
Ocena:
0
@Rheged
A czy ja wiem wszystko? O pisaniu jeszcze bardzo dużo nie wiem. Ale chcę się nauczyć. Od siebie. I poprzez praktykę.
To coś w stylu ponownego wynalezienia koła ?

A odnośnie tych rad. Na każdą z nich można znaleźć kontrradę. Uwierzyłeś w cokolwiek? Świetnie! Obal to! Dopiero wtedy zobaczysz, że takie "poradniki" są nic niewarte.
Jedną z rad było "posiądź wiedzę o tym o czym chcesz pisać", jaka jest kontrada ? Oczywiscie taka która byłaby coś warta. BTW ja w to wierzę.

Skoro dla mnie to jest bzdura, to co tu się wypisuje, to to rzeknę.
Najlepiej dobrze to motywując, na razie przez Twoje komentarze przedziera niechęc do obu panów P., zamiast rzetelnej oceny opublikowanego tekstu.

@Andrzej Pilipiuk
bo Sapkowsiego nie czytuję...
Jakieś osobiste animozje czy po prostu odstręcza pana sposób pisania "Sapka"?

to jest Polska. Ktoś skacze w górę dziesięć rąk go przytrzyma... Już sie przyzwyczaiłem ;-(
Może po prostu zwykły "elytaryzm" niektorych pisarzy, redaktorów, krytyków i czytelników. Zresztą zupełnie dla mnie niezrozumiały. Jestem ciekawy ilu z nich zaczynało od zwykłych, schlebiających gustom mas czytadeł?
04-05-2007 19:08
inatheblue
   
Ocena:
0
A ja powtórzę po raz n-ty taki banał, którego zapaleni dyskutanci nie dostrzegają, że trzeba pisać tak jak komu pasuje i czytać to, co komu pasuje. Artystą być dobrze. Rzemieślnikiem też. Artystycznym rzemieślnikiem (nie mój patent :)) chyba najlepiej, bo i warsztat, i iskra w robocie. Ale po co w ogóle definiować? Toż to strata czasu. Trzeba pisać!
04-05-2007 19:16
dis
    @Mandos
Ocena:
0
"Może po prostu zwykły "elytaryzm" niektorych pisarzy, redaktorów, krytyków i czytelników. Zresztą zupełnie dla mnie niezrozumiały. Jestem ciekawy ilu z nich zaczynało od zwykłych, schlebiających gustom mas czytadeł?"

Uważasz, że umniejsza to w jakikolwiek sposób prawo tych czytelników do krytyki - jak sam to określiłeś - "czytadeł", gdy już poznają literaturę nieco wyższych lotów?

Widzisz, miałem to szczęscie, że gdy zaczynałem moją przygodę z fantastyką (a zaczynałem od szmir totalnych w rodzaju Salvatore'a i Andersona), znalazł się ktoś, kto zamiast utwierdzać mnie w zachwycie nad gniotami, podsunął mi Herberta i Dicka. Chwała mu za to.
04-05-2007 20:01
Andrzej Pilipiuk
    do Mandosa
Ocena:
0
mi po prostu bardzo ciężko wchodzi jakakolwiek literatura fantasy. Sposób bycia p. Sapkowskiego i jego stosunek do czytelników to jakby odrębna przykra kwestia... *** Od czego kto zaczynał łatwo sprawdzić. Hmm. ja w zasadzie nadal piszę to od czego zaczynałem. Mam nadzieję że piszę to obecnie odrobinę lepiej...
04-05-2007 20:31
Andrzej Pilipiuk
    do dis'a
Ocena:
0
Sorry - ale jeśli chcesz sie zająć na poważnie krytyką gatunku to po prostu musisz przeczytać wszystko. i "Kreksa" i "Za błękitną kurtyną". Tacy jak ja, Dukaj, Grzędowicz etc czytywali mlodosci Zajdla i serię z glizdą. Jesli chcesz znaleźć klucz do ich prozy - musisz szukać odniesień i nawiązań. A zeby to zrobić musisz mieć niezbędną wiedzę. Inaczej nigdy nie wzniesiesz się na odpowiedni poziom fachowości.
***
Druga kwestia niezwykle ważna - jesli naprawdę chcesz zostać wybitnym krytykiem (zwykłych mamy na pęczki) musisz wyrobić sobie nawyk szukania i wyciągania wniosków i formuowania niezależnego osądu - na razie niestety myślisz - na ile udało mi sie stwierdzić - kalkami.
04-05-2007 20:39
~jacek piekara

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Andrzej Pilipiuk -> trudno się nie zgodzić z tym co piszesz. Nikła znajomość literatury to po prostu tragedia w naszym społeczeństwie. I też wina systemu szkolnictwa, który każe nam czytać choćby Orzeszkową. Poza tym ludzie usiłujący pisać fantastykę bardzo często sądzą, że wystarczy czytać tylko fantastykę. A to nieprawda! Trzeba czytać Hłaskę i Szekspira, Waltariego i Eco, Kapuścińskiego i Hemingwaya, Bułhakowa i Mrożka. I dziesiątki, dziesiątki innych autorów.

Kruk Siwy -> piszesz: „Napiszę zajmującą historię, po prostu”. O, właśnie! I oto chodzi! A rzemieślnicy może i budowali katedry, ale według planów geniuszy. Mistrzem jest ten, kto chce zrobić coś innego niż tysiąc osób przed nim, kto nie zadowala się rzeczywistością. Bo gdyby nie było mistrzów, czy geniuszy to do tej pory korzystalibyśmy z siły ludzkich mięśni, a nie z maszyn parowych, elektrycznych, spalinowych, czy atomowych…

Inarr -> zgadzam się całkowicie, że artysta, mistrz, geniusz, jakkolwiek byśmy go nie nazwali, musi mieć rzemieślnicze podstawy. Pan Pogorelic pozwalał sobie na różne łagodnie mówiąc „udziwnienia” Szopena. Ale nikt nie negował, że jest on wspaniały „warsztatowo”. Czyli w wypadku pisania trudno mi sobie wyobrazić kogoś kogo jedyną bronią będzie natchnienie, a nie będzie miał podstaw znajomości stylistyki, czy gramatyki.

Dis -> odnalezienie w Pilipiuku ksenofoba to Twoja „zasługa” dla polskiej myśli krytycznej! Po prostu świadczy to tym, że może czytasz, ale nie wiesz co czytasz. Już prędzej się zgadzam z moim antyklerykalizmem, co zresztą część ludzi myli z antyreligijnością… A co do Dicka czy Herberta. Dicka przeczytałem wszystko i część z tych książek to dzieła niemal genialne, a część to niesłychana wręcz grafomania (do czego sam Dick zresztą się przyznawał, że musi pisać szybko i dla kasy).

Rheged -> zauważ jedno: Twoje opinie to tylko poglądy na temat mojej, czy Andrzeja P. twórczości. Ani jednym słowem nie zakwestionowałeś tez, które przedstawiam w artykule, co później rozwija również Andrzej. Twoja sprawa, czy Ci się moje/jego książki podobają, czy nie. Ale to nie jest panel dyskusyjny na temat „dlaczego nie znoszę twórczości panów P.”, a zarówno Ty, jak i Dis niestety nie potraficie powstrzymać się od uwag osobistych, co tylko świadczy o pewnej próżni umysłowej… Już nie mówię o tym, że pisanie nazwiska Andrzeja z małej litery jest po prostu zwykłym chamstwem.

DominikJ -> napisałeś: „On nawet nie uczy jak pisać, a bardziej o przygotowaniu się do tematu. On nie próbuje nauczyć innych swojego stylu, ale zmotywować do pisania o czymś ciekawym. O podjęciu się ambitnego tematu”. Dokładnie to było moim zamierzeniem!

A jeśli ktoś chce poradnika z prawdziwego zdarzenia, to powinien przeczytać „Galerię Złamanych Piór” Witka Kresa. I ja tym różnię się od Disa, czy Rhegeda, że nie przepadając za literacką twórczością Kresa, mogę go zachwalać jako wnikliwego obserwatora oraz człowieka potrafiącego celnie i dowcipnie poradzić debiutantom, czego robić im nie wolno.
04-05-2007 21:46
Mement0
    hmm... :)
Ocena:
0
jak tylko zobaczyłem link do tekstu, wiedziałem, że będzie na czym oko zawiesić, i że może się czegoś ciekawego dowiem :)

ale nasunęły mi się dwa pytania do autora


Jacku, po czym mam poznać, czy napisany przeze mnie tekst jest dobry, jeżeli na dziesięć czytających go osób siedem uważa że jest dobry, a trzy pozostałe [w tym ja] że średni, albo kiepski? kto ma rację?

drugie pytanie dotyczy pomysłów na opowiadania.

piszesz, że pisarz ma być sokowirówką. i tak też staram się robić. kilka fabuł moich tekstów chcę zbudować [chcę, bo na razie cały czas pracuję nad dwoma, długimi] na bazie cytatu z piosenki, albo jakiegoś tekstu. zastanawiam się, czy to dobry pomysł? wszak każdy tekst piosenki albo przeczytane opowiadanie interpretuje inaczej :)

85% z tego co napisałem i wymyśliłem oscyluje wokół lovecraftowsko-barkerowskiego horroru, czasem łączonego z 'twardym' SF
04-05-2007 21:49
dis
   
Ocena:
0
@Andrzej Pilipiuk
Primo: Pierwszy akapit Pańskiego posta może i byłby prawdziwy - pod warunkiem, że literatura współczesna analizowana byłaby w ujęciu XIX-wiecznym, stawiającym genologię na pierwszym miejscu. Nie jest. Choć z pewnych względów oczywiście konieczna jest znajomość Lema, Zajdla, Oramusa, Żwiżkiewicza i jeszcze kilku innych twórców.
O tym, jak niebezpieczne są sformułowania w rodzaju "klucza do czyjejś prozy" nawet nie wspominam.

Secundo: Pańska diagnoza nt. moich sposobów myślenia jest bardzo ciekawa - zwłaszcza biorąc pod uwagę obszerność materiału, na podstawie którego ją Pan formułuje. Tym niemniej - dziękuję za radę. Wbrew temu, co Pan sugeruje - i bez tego przypomnienia stosuję się do myśli w niej zawartej.

@Jacek Piekara
"nie potraficie powstrzymać się od uwag osobistych, co tylko świadczy o pewnej próżni umysłowej…"

Nie zauważa Pan pewnego zgrzytu między postawionym zarzutem, a jego uzasadnieniem? :)

Choć przyznaję, in plus zaskoczył mnie Pan stwierdzeniem o konieczności czytania autorów nie tylko fantastycznych - szkoda, że nie pojawia się ono w samym artykule.
04-05-2007 21:58
Rheged
   
Ocena:
0
Mandos: To coś w stylu ponownego wynalezienia koła ?

Jeśli mam zamiar być pisarzem, to nie po drodze mi na kołach innych.

Mandos: Jedną z rad było "posiądź wiedzę o tym o czym chcesz pisać", jaka jest kontrada ? Oczywiscie taka która byłaby coś warta. BTW ja w to wierzę.

Na co odpowiada Jacek Piekara w swoim tekście: "to o czym ja mam pisać, skoro nic nie wiem? Otóż po pierwsze naprawdę można pisać o Neverlandzie" oraz "Oczywiście czasami musimy pisać o sprawach, które znamy jedynie z lektur lub filmów, ale w takim przypadku należy znakomicie się przygotować (...) Autorka nie była nigdy w Tajlandii, ale zdołała tak fantastycznie uchwycić klimat, iż można mieć pełne złudzenie, że pisze o tym, co widziała na własne oczy.". Fakt, można pisać o neverlandzie, można pisać o niczym również, nie wymaga to od autora wiedzy. Wymaga przygotowania. A przede wszystkim olbrzymiem wyobraźni. Spójrz na "Historię twojego życia" Teda Chianga. On tam widać, że zna się na językach, na sposobie ich poznawania, etc. Ale przecież opisał sytuacje, która nie dotyczy żadnej rzeczywistości, a przynajmniej nie takiej o której mógłby mieć jakąkolwiek wiedzę. Ergo - nie wiedział o czym pisze. Wiedział za to "jak".

Mandos: "Najlepiej dobrze to motywując, na razie przez Twoje komentarze przedziera niechęc do obu panów P., zamiast rzetelnej oceny opublikowanego tekstu."

Fakt, żółć ze mnie wypłynęła, ale jak czytałem komentarze, to mnie krew zalewała, a jestem człowiekiem, który nie może się nie odezwać, jak biją w stół.

Jacek Piekara: "Rheged -> zauważ jedno: Twoje opinie to tylko poglądy na temat mojej, czy Andrzeja P. twórczości. Ani jednym słowem nie zakwestionowałeś tez, które przedstawiam w artykule, co później rozwija również Andrzej."

Ok, mea culpa, zaraz to zrobię.

Jacek Piekara: "Już nie mówię o tym, że pisanie nazwiska Andrzeja z małej litery jest po prostu zwykłym chamstwem."

Ja nie mówię o Pilipiuku, ale o pilipiukach, które umyślnie psują literaturę :>. Odsyłam do dyskusji pod pierwszą chronologicznie recenzją "Padliny" Jacka Soboty i odpowiedzi tegoż na "zarzuty" Pilipiuka. Tekst jest na tym serwisie. Polecam sprawdzić, bo tam termin "pilipiuki" został użyty pierwszy raz.

No i przystępuję do odniesienia się do argumentów zawartych w tekście Jacka Piekary. Cytaty będą pochodziły właśnie z niego, komentarze moje.

"pisz o tym na czym się znasz"
I zaraz jakby na złość w tym samym tekście:
"to o czym ja mam pisać, skoro nic nie wiem? Otóż po pierwsze naprawdę można pisać o Neverlandzie"
Przeczy Pan sam sobie niestety.
Od siebie dodam, iż uważam, że doświadczenie życiowe przydaje się w pisaniu, jednak równie dobrze można napisać o czymś, czego się w życiu nie przeżyło. Tu chodzi często o grę w wyobraźni. Wątpię, Panie Jacku, iż doświadczył Pan tego, że Jezus schodzi z krzyża i sieje ferment oraz że inkwizicja ma takie a nie inne metody działania. To jest Pana fikcja fabularna. Słowo fikcja jest tu kluczowe.

"Na 40 milionów Polaków ziemniaki lepiej czy gorzej będzie potrafił kopać każdy. Natomiast umiejętność napisania rozsądnie brzmiącego tekstu to dar zesłany od bogów"
No nie przesadzajmy, ale w gruncie rzeczy zgadzam się z tą myślą. Tu chodzi o pewien sen o potędze - człowiek marzy, aby sięgnąć niemożliwego, dogonić nieskończoność. Z takich pragnień rodzi się literatura.

"Umiejętność właściwego komponowania słów jest unikalna."
Stuprocentowa racja. Jednak żyjemy w czasach, gdzie erudycja nie popłaca. Pewien recenzent na tym serwisie wprost rzekł, że erudycja mu przeszkadza w odbiorze pewnej książki. Nie powiem co o tym sądzę... Jednak warto być unikalnym. Tylko unikalnym warto być.

"Co się jednak dzieje, kiedy autor posiądzie już magiczną zdolność łączenia słów w zdania, a zdań w fabułę? Wtedy może pójść drogą artysty lub drogą rzemieślnika."
Ma jeszcze inną drogę - wypracować sobie własną metodę na pisanie. I to jest najbardziej potrzebne dzisiejszej generacji pisarzy niezależnie od gatunków, jakie uprawiają. Warto być tylko sobą. Mam zdanie, że pisarz to zwykła dziwka. A jak się już oddawać, to z pasją. Inaczej nie warto rozpoczynać drogi pisarza, bo będzie się tylko słabą... "Bułgarką na autostradzie".

"Nie widzę niczego złego w zaspokajaniu potrzeb rynku"
Czyli odbiorcą Pana prozy jest rynek? A to ciekawe...

"Dlatego mówię do młodych autorów: nie patrzcie na Sapkowskiego, Pilipiuka, Piekarę, czy Grzędowicza. Nie patrzcie nawet na Kinga, Pratchetta lub Gaimana! Patrzcie tam, gdzie nie sięgnął wzrok tych wszystkich dupków!"
Jap, zgadzam się z tym, popieram w stu procentach. Nikt nikogo pisania nie nauczy, można się nauczyć tylko samemu. Za to mentorów pewnych mieć się powinno, bo oni są drogowskazami. A żeby nagle zjechać z jezdni i pojechać w prawo, trzeba wiedzieć, że następny zakręt będzie w lewo...

Dlatego też nie popieram poradników pisarskich, rad, itp. bo to próba agitowania kogoś na swoją drogę. Jedyne, co inny pisarz może poradzić drugiemu (temu in spe) to: Obal wszystko, co do tej pory myślałeś o literaturze! Wtedy znajdziesz siebie.
04-05-2007 22:27
~jacek piekara

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
mement0 -> nie ma prostego przełożenia: tekst podoba się ludziom, to znaczy że jest dobry. Może kiedy o nim pamiętają po kilku latach lub kiedy używają cytatów z niego? Już nie mówiąc o tym, że znaczące jest, jeśli ktoś mówi, że dany tekst zmienił jego życie, jego postrzeganie rzeczywistości, jego poglądy.
Bo jeżeli pamiętam do dziś opowiadanie Browna "Słońce powoli zachodziło na wschodzie", to czy oznacza to, że to najkrótsze opowiadanie s-f świata jest dobre, czy też oznacza to tylko to, że je pamiętam? :)

Rheged -> zabawne jest to, że się ze mną generalnie zgadzasz (pozwolę sobie być na "ty", a nie na "pan", bo tak się już przyzwyczaiłem przez lata spotkań, czy polemik z Czytelnikami i tak mnie zresztą przyzwyczaili Zajdel, Oramus lub Parowski:).
A jeśli chodzi o doświadczenia, to przecież właśnie o tym piszę! Że doświadczenie nie jest konieczne, chociaż debiutantom nie polecam pisania o problemach, o których nie mają pojęcia. Bo jeśli planuję napisanie książki, której akcja toczy się w antycznej Palestynie, to nie dość, że staram się czytać książki i oglądać filmy, ale wiem że muszę przez kilka tygodni Palestynę zwiedzać!

W zdaniu "Nie widzę niczego złego w zaspokajaniu potrzeb rynku" chodziło mi o to, że jeśli ludzie lubią "M jak miłość", "Magdę M.", czy "Klan", to nie widzę niczego złego w wychodzeniu naprzeciw ich zapotrzebowaniom. Mogę się z tym nie zgadzać i nad tym ubolewać, ale taki jest świat i koniec!
Ale odnosząc już kwestię do naszej "działki". Nie widzę na przykład powodów, by kończyć cykl "inkwizytorski", skoro cieszy się on dużą popularnością wśród Czytelników i skoro sam lubię opowiadać historie z tego świata. Zaspokajam potrzeby rynku, pisząc to na co czekają Czytelnicy, a jednocześnie zaspokajam swoje potrzeby, pisząc to co sprawia mi przyjemność. Podejrzewam, że podobnie myśli Andrzej o Wędrowyczu...

Przeczytałem dyskusję, która wywiązała się po "Padlinie" i nie zamierzam się do sprawy ustosunkowywać, bo jej nie znam. Uważam jednak, że jeśli ktoś sądzi, iż Andrzej zachowuje się niegrzecznie, pisząc nazwisko Soboty z małej litery, to nic tego kogoś nie zwalnia od obowiązku, by samemu zachowywać się grzecznie. Bo dyskutować możemy o niemal wszystkim, a problemem jest tylko poziom dyskusji...
05-05-2007 00:48

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.