» Recenzje » Za króla, ojczyznę i garść złota - Anna Brzezińska, Grzegorz Wiśniewski

Za króla, ojczyznę i garść złota - Anna Brzezińska, Grzegorz Wiśniewski

Za króla, ojczyznę i garść złota - Anna Brzezińska, Grzegorz Wiśniewski
Za króla, ojczyznę i garść złota to samodzielna powieść. Mimo iż jest pierwszą częścią większego cyklu, stanowi całkowicie odrębną historię, a wszystkie rozpoczęte wątki znajdują swój finał już na jej łamach. Pozwala to wnioskować, że seria Wielka Wojna będzie czymś w rodzaju luźno powiązanych powieści, których głównym spoiwem będą postacie, bądź tło, na którym rozgrywa się akcja.

Główni bohaterowie otwierającej tryptyk powieści, to grupka, a raczej banda żołnierzy, których łączy kilka bardzo charakterystycznych cech. Otóż o każdym z nich można powiedzieć, że w taki, bądź inny sposób jest na bakier z prawem. Do wojska trafili główne w celu uniknięcia skazania, bądź przeczekania gdzieś burzliwego okresu w swoim życiu. Żadni z nich patrioci, chyba że za miłość do ojczyzny weźmiemy przesadne przekonanie o własnej wyższości nad innymi, a także popychającą ich do walki wrodzoną sympatią do wszelkich awantur.

Kurczak, Myszak, Snowy, Wielki Bill, Marvin i jeszcze kilku innych (doprawdy, lekki tłok panuje na kartach powieści) to zgraja wyrzutków i rębajłów, nade wszystko ceniąca sobie możliwość spuszczenia komuś solidnego łomotu. Łączy ich chęć szybkiego i łatwego zarobku, więc, gdy tylko na horyzoncie pojawi się wyładowany złotem wóz, rzucają się za nim w nieznane.

I właśnie owa pogoń za wciąż uciekającym skarbem stanowi główną oś fabuły. Bo, jak się później okazuje, ich cenna zdobycz – a z nią i nasi bohaterowie – trafia do przedziwnej, pełnej niezwykłości krainy. Na pozór, niczym nie różniącej się od australijskiego buszu las, okazuje się być częścią równolegle istniejącej rzeczywistości, gdzie magowie, wróżki, rusałki i smoki to codzienność. Pochłonięci pościgiem mężczyźni niewiele robią sobie z otaczających ich dziwów, uznając, że w razie problemów, mają niezawodne panaceum na wszystko – brutalną siłę. Niestety, wyprawa po złoto nie okazuje się być spacerkiem, ponieważ ciągnięty przez "Boszów" (tak bohaterowie nazywają wrogich żołnierzy) wóz, zamiast niechybnie wpaść w ich ręce, wciąż im się wymyka. Kurczak i spółka oczywiście nie rezygnują – żądza bogactwa jest tak wielka, że, pomimo kolejnych przeciwności losu, z których każda następna jest bardziej niezwykła od poprzedniej, chłopcy dzielnie walą we wszystko ołowiem, od czasu do czasu umilając sobie wycieczkę porządną bitką na pięści i bagnety, a jak robi się naprawdę gorąco, to korzystają z przenośnego miotacza ognia.

I chyba to jest największy mankament tej powieści. Jej bohaterowie są po prostu niezniszczalni. Zamiast żołnierzy, po lesie gania banda gotowych na wszystko terminatorów, niczym walec przejeżdżających po kolejnych przeciwnikach. Para autorów poszła w tym wypadku na łatwiznę. Krótkie wprowadzenie, gdy to wspomniany wcześniej Kurczak przychodzi do swoich towarzyszy z wieścią o złocie, ma nam zastąpić logiczne podstawy istnienia takiej destruktywnej zgrai. Niby dalej, krok po kroku poznajemy historię członków tego groteskowego oddziału, ale nie sprawia to, że stają się oni bardziej wiarygodni. Ot tak, zebrała się banda prostych chłopaczków, w większości wychowywanych na farmach, która w sumie mogła by sama wygrać całą wojnę. Bo tak szczerze, do tego właśnie wniosku dochodzi się podczas lektury. Bohaterowie są tak skuteczni, że aż nieprawdziwi. Wyginanie lufy broni bez mrugnięcia okiem i koszenie hord przeciwników, jakby byli łanami zboża (i to bez użycia taszczonego na plecach arsenału), to już lekka przesada.

Nawet jeżeli takie przerysowanie postaci było świadome, jeżeli w zamierzeniu bohaterowie mieli być niejako karykaturami żołnierzy, to i tak uważam, że zrobienie z nich "supermanów" nie wyszło na dobre powieści. Nawet w scenie finałowej, gdy w zamiarze miało być bardzo gorąco, a śmierć powinna zaglądać im w oczy, ja wiedziałem, że wyjdą z tego cało.

Ogólnie, z całej tej zbieraniny do gustu najbardziej przypadł mi niewiele mówiący Aborygen, Snowy. Bardzo dobrze wykreowana postać, chyba jedyna, zachowująca jako takie pozory realizmu. I chociaż trudno, aby milczący dzikus w jakiś szczególny sposób zasłużył sobie na sympatię czytelników, zdecydowanie jest intrygujący.

Fabuła nie zachwyca. Akcja, oparta na prostym jak konstrukcja cepa pomyśle, aby grupkę współczesnych berserków wysłać w pogoń za skarbem, niczym nie może nas zaskoczyć. Jest przewidywalna, a dodatkowo większość zwrotów akcji umiejętnie psuje uderzająca obojętność bohaterów. Skoro oni się nie boją, to dlaczegóż czytelnik miałby się czymkolwiek ekscytować?

Za króla, ojczyznę i garść złota ma jednak także i sporo zalet, poniekąd rekompensujących wspomniane wyżej mankamenty.

Po pierwsze, historia ta napisana jest lekkim, przyjemnym dla czytelnika stylem. Dłuższa lektura nie nuży, a wręcz przeciwnie – na swój sposób odpręża. Bardzo spodobał mi się także zabieg wplatania w treść dziesiątek krótkich anegdot, głównie z przeszłości członków drużyny. Treściwe, w większości humorystyczne historyjki, stanowią bardzo dobre uzupełnienie powieści, urozmaicając fabułę. Bez nich czytelnikowi groziłaby monotonia.

Nie zawodzą także dialogi – jedna z silniejszych stron książki. Pisane umiejętnie, pozbawione sztuczności, czy patosu, są jednym z niewielu elementów, sprawiających, że bohaterowie stają się bardziej realni. Sporo w nich także komizmu, choć zdecydowanie za duży procent wypowiedzi stanowią teksty typu: "Chcesz oberwać?!".

Wspomniane na samym początku tło, które – w moim mniemaniu – może stanowić spoiwo łączące kolejne części cyklu, wyszło autorom najlepiej. I chociaż pomysł na współistnienie dwóch całkiem różnych światów, a także możliwości przemieszczania się między nimi, jest utarty, to już opisywany na łamach powieści konflikt zbrojny prezentuje się bardzo dobrze. Owa "Wielka Wojna" to prawdziwa kopalnia historii, wśród których Za króla… wydaje się być jedną z wielu. Brzezińska i Wiśniewski zadbali o to, by przewijające się w dialogach, czy też wspomnieniach obrazy z żołnierskiego życia, wyglądały jak najbardziej realnie. I chociaż sami bohaterowie nie są zbytnio wiarygodni, to z kolei otaczające ich realia zostały dopracowane co do szczegółu.

Za króla, ojczyznę i garść złota nie jest jakąś innowacją lekturą. Nie ma też żadnych cech wybitnego dzieła. Mimo to, powieść czyta się bardzo dobrze, a z czasem nawet niezniszczalność jej bohaterów przestaje być wadą. To czysta, niczym nie zmącona rozrywka w pigułce, gotowa do przyjęcia o każdej porze dnia i nocy. Pozostawia po sobie nie tylko przyjemne uczucie lekkości i odprężenia, ale także i apetyt na następny tom. Mimo wielu wad, polecam każdemu, kto ma ochotę na solidną dawkę relaksu.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.0
Ocena recenzenta
6.33
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Za króla, ojczyznę i garść złota
Cykl: Wielka wojna
Tom: 1
Autor: Anna Brzezińska, Grzegorz Wiśniewski
Autor okładki: Jakub Jabłoński
Autor ilustracji: Jakub Jabłoński
Wydawca: Runa
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 21 września 2007
Liczba stron: 320
Oprawa: miękka
Format: 125×195 mm
ISBN-13: 978-83-89595-36-2
Cena: 29,50 zł



Czytaj również

Mgła
Opowieść, w której można się zgubić
- recenzja
Dookoła Zajdla: Żar
Fabuła czy styl?
Księga wojny #3
Jakub Nowak - Ciężki metal

Komentarze


malakh
   
Ocena:
0
Czemu?

A to proste.

Chociażby na okładce "Czarnej szabli" Jacka Komudy, cytowany jest Jarosław Grzędowicz, który pisze, że oberwał książką przez łeb...

To też powinno się brać na poważnie? A może "Czarna szabla" jest parodią?

Blurby mają to do siebie, że są przerysowane, bądź żartobliwe, jak np ten na okładce "Produktu ubocznego" Tomasza Duszyńskiego.

Nino, nie ocenia się książki po okładce;p
07-11-2007 19:05
~Nina

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Malakh: dziękuję, już rozumiem. Nie ocenia się książki po okładce. Nawet gdyby zamiast wzmianki o jajach wielkich jak domy i okrzyku "Na razie niech żyją marzenia i fantastyka rozrywkowa! Hurrra!" było tam napisane "UWAGA. PASTISZ" - i tak potraktowałbyś treść śmiertelnie poważnie.
07-11-2007 19:23
malakh
   
Ocena:
0
Ale gdzie ja napisałem, że potraktowałem powieść śmiertelnie poważnie?

Napisałem dokładnie tak:
"Wadą tej powieści jest właśnie takie niezdecydowanie: jest czymś pośrednim pomiędzy parodią, a powieścią przygodową."

Problem takich domorosłych krytyków, jak ty, Nino, polega na tym,że czepiacie się dla samego faktu zgrywania omnibusa.

Ja odebrałem tą książkę tak, a nie inaczej. Opisałem to w recenzji.

Nie podoba się? Szok, bo okazało się, że nie wszyscy myślą tak jak ty?

Och... jaki peszek....

Moja najlepsza rada:

Napisz kontr-recenzję i wtedy pogadamy;p
07-11-2007 21:29
senmara
   
Ocena:
0
Proponuję zakończyć kłótnię, która zaczyna przypominać regularne flejmy.

Proszę nie obrażać innych czytelników, bo będę cięła wypowiedzi lub zamknę możliwość komentowania.

Do dyskusji o innych powieściach zapraszam na forum.
08-11-2007 10:23
Furiath
    Jeżeli recenzent
Ocena:
0
nie zauważył nawiązań i tropów w treści książki, to zapewne oznacza, że nie jest za bardzo oczytany i obeznany w literaturze. Bywa.

To również oznacza, że autorzy i wydawcy przeznaczyli ten utwór dla innego kręgu niż przeciętny miłośnik fantastyki (a takim mniemam jest recenzent) lub też - autorzy nie potrafią pisać tak, aby nawiązania i tropy były możliwe do odczytania dla przeciętnego fana fantastyki.

Zakładam, że niewielu przeciętnych czytelników Prachetta czy Komudy czytało Remarque'a - ja przykładowo nie.

Skoro recenzent tego nie zauważył, oczywiste jest że nie zauważą tego tysiące innych.

Tak, czy inaczej z recenzji, a szczególnie z postów grona adoracji wokółRunowej (czy to nie ten sam sos, co Farenheit?) nasuwa się jedno mocne stwierdzenie:

Książka "Za króla, ojczyznę i garść złota" nie jest przeznaczona dla przeciętnego fana fantastyki i nie powinien wydawać na nią pieniędzy
08-11-2007 11:24
~pompon

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Furiath

Fantastyka nie powinna być traktowana jako gorsza literatura. Wg. mnie nie rozchodzi się o wiedzę potrzebną do przeczytania książki, do odebrania jej jako dobrej zabawy. Problem rozbija się o to, że do napisania recenzji potrzebne jest szersza perspektywa, którą powinien dysponować recenzent. W tym przypadku temat jest błahy. Nie czytałem omawianej książki ale oglądałem ją w E... Jakoś nie miałem problemów aby wykumać po tym co znajduję się na okładce, że opowieść owa to pastisz, tudzież wesołe jaja w sosie przygodowym. Jak wiem czego mam się spodziewać, to nie oczekuję czego innego. Typowy błąd polskich recenzentów filmowych jest podobny - "Transformery" - zły film bo zbyt zabawny i są duże roboty a nie ma głębi psychologicznej itd. Film może i zły ale uzasadnienie idiotyczne.

Bardzo nie podoba mi się stwierdzenie, które wytłuszczyłeś pod koniec swojej wypowiedzi. Hmm - odniosłem wrażenie, że dobra książka to taka, która podoba się przeciętnemu fanowi fantastyki.
08-11-2007 11:37
malakh
   
Ocena:
0
Jako przeciętny fan fantastyki, czytam jedną, dwie książki tygodniowo - lediwe nadążam za polskimi pisarzami, więc wybaczcie, że w międzyczasie nie sięgam po "dodatkowe" lektury.

Ponieważ rozchodzi się głównie o bohaterów, powiem tak:

Nawet karykatura powinna chociaż trochę przypominać człowieka.
08-11-2007 16:23
Ezechiel
   
Ocena:
0
Wadą tej powieści jest właśnie takie niezdecydowanie: jest czymś pośrednim pomiędzy parodią, a powieścią przygodową

Nie istnieje samodzielny gatunek literacki "parodia", istnieją jedynie "parodia książki przygodowej, parodia książki awanturniczej, parodia horroru etc.". Musisz określić co dana książka ma parodiować.

"Za króla..." to właśnie pastisz książki przygodowej, z dodanymi elementami fantastycznymi.

autorzy nie potrafią pisać tak, aby nawiązania i tropy były możliwe do odczytania dla przeciętnego fana fantastyki.

Za daleko idący wniosek. A może wystarczy "recenzent nie umiał dostrzec nawiązań"? Ja (przeciętny fan fantastyki) spokojnie nawiązania dostrzegłem.

Jako przeciętny fan fantastyki, czytam jedną, dwie książki tygodniowo - lediwe nadążam za polskimi pisarzami, więc wybaczcie, że w międzyczasie nie sięgam po "dodatkowe" lektury

Dla mnie to stanowi argument na niekorzyść recenzji. Recenzent zamknięty jedynie w getcie fantastycznym ma problemy z nawiązaniami kulturowymi.

Książka "Za króla, ojczyznę i garść złota" nie jest przeznaczona dla przeciętnego fana fantastyki i nie powinien wydawać na nią pieniędzy

Tutaj bym się nawet zgodził, tyle, że recenzent do tego sformułowania nie dotarł. Moja recenzja "Za króla" jest już gotowa i lada dzień trafi do SM.
09-11-2007 10:25
malakh
   
Ocena:
0
Książka "Za króla, ojczyznę i garść złota" nie jest przeznaczona dla przeciętnego fana fantastyki i nie powinien wydawać na nią pieniędzy

A ja tutaj bym się zdecydowanie nie zgodził!
Sam nigdy takiego sądu nie wydałem i się pod niem nie podpiszę.
"Za króla..." może przypaść do gustu fanowi fantastyki, niezaznajomionemu z wpływem literatury wojennej na tę powieść - czyli, np mnie.
Dowód? Ostatni akapit:
"Mimo to, powieść czyta się bardzo dobrze, a z czasem nawet niezniszczalność jej bohaterów przestaje być wadą. To czysta, niczym nie zmącona rozrywka w pigułce, gotowa do przyjęcia o każdej porze dnia i nocy. Pozostawia po sobie nie tylko przyjemne uczucie lekkości i odprężenia, ale także i apetyt na następny tom. Mimo wielu wad, polecam każdemu, kto ma ochotę na solidną dawkę relaksu"

Ja, podczas lektury tej powieści, doprawdy nie myślałem o "Czterech pancernych", "Stawce większej niż życie", czy "Działach nawarony", ani też o dorobku literackim wspomnianych niżej autorów (których nawet nie kojarzę).
Ja na ta powieść spoglądałem z punktu widzenia fana fantastyki, "specjalizującego" się w najnowszych dziełach rodzimych twórców. Przykro mi, nikt omnibusem nie jest, a jak ktoś twierdzi, że zna się na wszystkim, to znaczy, że nie zna się na niczym.
Dla mnie to była i jest kolejna powieść fantastyczna, z typu "tych rozrywkowych" i pod takim też kątem na nią spoglądałem. I jako taka, sprawdza się w swojej roli, co zawarłem w ostatnim akapicie - to czysta rozrywka.

Jednakże ma jedną wielką wadę:
"Nawet jeżeli takie przerysowanie postaci było świadome, jeżeli w zamierzeniu bohaterowie mieli być niejako karykaturami żołnierzy, to i tak uważam, że zrobienie z nich "supermanów" nie wyszło na dobre powieści."

Ja nie neguję faktu, że bohaterowie w zamierzeniu mieli być przerysowani, mieli stanowić coś w rodzaju karykatury żołnierza, którego każdy z nas kojarzy z książek, bądź filmów.
Uważam po prostu, że w tym "przerysowywaniu" autorzy posunęli się trochę za daleko. Nie bronię Wielkiemu Billowi być istnym czołgiem na nogach, ale nie zaszkodziłoby, gdybym podczas lektury miał chociażby najmniejsze podstawy, aby sądzić, że jednak nie jest niezniszczalny.
Czy parodia, czy nie, nigdy na dobre dziełu nie wychodzi, jeżeli czytelnik z góry wie, że dany bohater jest niezniszczalny. Mi to przeszkadzało, bo brakowało mi tej nurtującej niepewności: A co, jeżeli im się nie uda?
W "Za króla..." tego nie ma, bo bohaterowie nawet gołymi rękami są zdolni rozłożyć na łopatki całe hordy zakutych w stal przeciwników.

Na koniec dodam tyle, że każda recenzja jest oceną przesianą przez sito recenzenta, czyli z założenia punkt widzenia zalezy od punktu siedzenia. Nie jestem fanem literatury przygodowej, a fantastyki. Gdybym znał dzieła z zakresu awanturniczo-przygodowych, zapewne recenzja wyglądałaby naczej.
Ale nie znam, i zapewne nie jestem w tym osamotniony.

Każdą książkę można odbierać na różny sposób, w zależności od własnych literackich upodobań. Niektórzy najwyraźniej o tym zapomnieli i starają się narzucić innym swój punkt widzenia.
09-11-2007 16:22
Furiath
    Re pompon
Ocena:
0
W swoim poście zupełnie abstrahowałem od kwestii, czy omawiana książka jest dobra czy zła, tylko dla kogo jest przeznaczona.

To, że nie powinniśmy traktować fantastyki jako gatunku gorszego... Mam mieszane uczucia, co do tej tezy - bo wbrew pozorom ma ono znacznie większy kontekst niż autorowi wpisu sie wydaje. Jako czytelnik w większości rzeczy niefantastycznych, uważam, że bardzo mało mamy książek fantastycznych dobrych. Bo przecież, skoro za dobrą książkę uważam np. Amerykańskich Bogów Gaimanna albo nawet Zelaznego Pana Światła, to gdzie tam np. Prachettowi, Brzezińskiej, czy Pilipiukowi do takiego poziomu.

Na książkę wole patrzeć przez pryzmat oczekiwań czytelników a nie miarką literatura gorsza/ zła - skoro czytelnikom podobają sie wesołe przygody Wędrowicza, to znaczy że autor sprostał oczekiwaniom swoich czytelników. I super, szacunek.

Bo gdybyśmy chcieli podchodzić do fantastyki jako książki dobrej/złej w porównaniu do innych dzieł literackich, niestety ale raczej nie wyszłoby to dla fantastyki najlepiej. Moja ulubiona Czarna Kompania to przecież z punktu widzenia literackiego czytadło zupełnie przeciętno-słabe. Ale ja jako czytelnik, nie wymagam od niej wcale poziomu Gron Gniewu Steinbecka, czy Lucy Crown Shawa.
09-11-2007 16:40
malakh
   
Ocena:
0
To, że nie powinniśmy traktować fantastyki jako gatunku gorszego... Mam mieszane uczucia, co do tej tezy - bo wbrew pozorom ma ono znacznie większy kontekst niż autorowi wpisu sie wydaje. Jako czytelnik w większości rzeczy niefantastycznych, uważam, że bardzo mało mamy książek fantastycznych dobrych. Bo przecież, skoro za dobrą książkę uważam np. Amerykańskich Bogów Gaimanna albo nawet Zelaznego Pana Światła, to gdzie tam np. Prachettowi, Brzezińskiej, czy Pilipiukowi do takiego poziomu.

Co do każdego gatunku literackiego można wysnuć taką tezę, bo zawsze obok książek świetnych znajdzie się mnóstwo przeciętnych.

Ja osobiście jestem przeciw porównywaniu różnych rodzajów literatury.
Fantastyka gorsza?
A Władca pierścieni, Diuna, Solaris, Vertical, opowiadania Huberatha, proza Sapkowskiego, Ursuli K. Le Guin?
A to tylko kilku, z grona prawdziwych "wirtuozów" słowa pisanego.

Dla mnie takie dzieła jak Wiedźmin, czy właśnie Solaris to nie tylko cudaśne historyjki, ale też książki głębsze.

Kto powie, że Solaris nie może stawać w konkury z książkami mainstreamu?

Każdorazowo powtarzam, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Fantasta bedzie jak oka w głowie bronił tego co lubi, a kto inny murem stanie za Mickiewiczem. Kto z was wie, co się składa na świetną książkę? Nie ma na to gotowego przepisu.

Nie można porównywać różnych rodzajów literatury, bo każdorazowo wystawia się ocenę przez pryzmat własnego gustu.
Nikt mi nie wmówi, że jakaś książka jest gorsza, bo opowiada historie oparte na fantastyce. I co z tego? To, że ktoś napisał powieść o sensie ludzkiej egzystencji, nie znaczy, że musi być ona dobra.

Na książkę wole patrzeć przez pryzmat oczekiwań czytelników a nie miarką literatura gorsza/ zła - skoro czytelnikom podobają sie wesołe przygody Wędrowicza, to znaczy że autor sprostał oczekiwaniom swoich czytelników. I super, szacunek.

I to mi się podoba. To, czy książka jest dobra, czy nie, nie zalezy od jej porównania z innymi gatunkami, ale od tego, jak sprawdza się na własnym polu.


09-11-2007 20:53

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.